- Filip Marchwiński przeżywa najlepszy moment w swojej karierze
- Jego dotychczasowa przygoda z futbolem uczy, by nie skreślać pochopnie młodzieżowców
- Młodzieżowcy w futbolu są lustrzanym odbiciem młodych ludzi w życiu codziennym
Ma dopiero 21 lat, a rozegrał już ponad 100 meczów na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Można uznać, że jest beneficjentem przepisu o młodzieżowcu, co byłoby wobec niego i jego klubu krzywdzące, bo nie prawdziwe. Filip Marchwiński zadebiutował w pierwszej ekipie “Kolejorza” w Ekstraklasie w grudniu 2018 roku, kiedy wspomnianego przepisu jeszcze nie było, a dostał szansę, bo w Poznaniu od lat najzdolniejsi młodzi adepci taką szansę dostają.
Żeby sobie uzmysłowić, kiedy konkretnie to było, warto dodać, że trenerem Lecha był wówczas były selekcjoner reprezentacji Polski, Adam Nawałka, a w międzyczasie poznaniacy za niemałe pieniądze potrafili sprzedać chociażby Kamila Jóźwiaka, Jakubów Modera i Kamińskiego czy wreszcie Michała Skórasia.
- Zobacz także: Świetne wieści ws. Modera. “Coraz bliżej”
Popularny “Marchewa” od blisko pięciu lat miał być jednym z nich. I mimo że talentu mu nie brakowało, choć lepiej w tym kontekście użyć słowa “potencjał”, nie potrafił z niego należycie skorzystać. Jedni mówili, że jeszcze odpali, inni przekonywali, że choć to talent czystej wody, to jednak późno dojrzewający.
Byli też tacy, co go skreślili. Na dobre. Mówiąc wprost, że to zawsze już będzie młokos. Junior, który szklanego sufitu nie przeskoczy, i pewnych przywar nie wypleni. Będzie czarował od święta, a jak wyjedzie na Zachód, z pewnością przepadnie. Dziś ci ostatni pewnie go oklaskują, nie zdając sobie sprawy z tego, że mogli chłopakowi zniszczyć karierę. Bo krytyka wobec niego była zasłużona, ale na hejt, jaki go spotykał ze strony, wydawałoby się, najwierniejszych fanów Lecha, nigdy nie zasługiwał.
Jednakże go przetrwał. Być może dziś dzięki temu jest silniejszy. A na pewno dużo pewniejszy siebie. Czym zresztą od początku roku regularnie emanuje. Oczywiście z piłką przy nodze.
W poszukiwaniu regularności
Chciałbym, aby przykład Filipa pokazał, że młodym piłkarzom trzeba dawać czas. Żeby kibice byli wobec nich bardziej wyrozumiali. Żeby nie skreślali ich po trzech, czterech niezbyt udanych występach.
Młodzieżowcy są chimeryczni. Bywają przy tym niechlujni w działaniach na boisku. Wydaje się, jakby chcieli zrobić wiele rzeczy na raz, a przez to nie byli w stanie zrobić jednej porządnie, np. zamiast podać do boku, będą za wszelką cenę próbować pojedynku, a potem spróbują podać w jakiś oryginalny sposób. I żeby nie było – to bardzo dobrze.
Poszukiwanie niesztampowych rozwiązań należy chwalić. Jednak gros chcących się wyróżnić młodych adeptów czasami przesadza z tego typu rozwiązaniami. Dopiero z meczu na mecz młody człowiek nabiera ogłady, a następnie stabilizacji, co przeradza się w regularność. Wtedy już coraz lepiej wie, na co może sobie pozwolić, podświadomie czując, gdzie jest tego złoty środek.
Młodzieżowcy w futbolu są odzwierciedleniem młodych ludzi w życiu codziennym. Kiedy dorastają, popełniają błędy. Dopiero kiedy dojrzeją, znajdują stabilizację, dzięki czemu mogą ugruntować swoją pozycję tak w futbolu, jak i w życiu.
Trafił swój na swoich
Marchwiński też miał z tym duży problem. Potrafił jednego weekendu zachwycić, by później zniknąć na kilka kolejnych. Kibice do dziś pamiętają mu słynne “elastico” z Benfiką przy Bułgarskiej, przeciwko której zagrał niecałe pół godziny. Wspomniana sztuczka będzie się ciągnęła za nim jeszcze jakiś czas. Ale faktem jest, że w tamtym okresie młodzieżowiec trochę nadużywał ekwilibrystycznych rozwiązań, czym coraz bardziej irytował sympatyków “Kolejorza”.
Bywał też egoistyczny. Zamiast podać do lepiej ustawionego kolegi, wolał indywidualnie kończyć akcje. Być może to odpowiedź na pytanie, dlaczego wcześniej tylko od święta notował konkretne liczby. W obecnym roku pod tym względem przechodzi samego siebie. Tym bardziej w ostatnim czasie, kiedy regularnie zdobywa gole, grając jako fałszywa dziewiątka, wyręczając tym samym klasycznego goleadora, Mikaela Ishaka, który wciąż nie może wrócić do pełni dyspozycji.
- Zobacz także: Co się dzieje z Rakowem Częstochowa?
Na renesans formy Filipa Marchwińskiego z pewnością ogromny wpływ miał John van den Brom. Holender od początku swojej pracy w Poznaniu przekonywał o talencie 21-latka. Wiedział, że taki potencjał musi się wreszcie uwydatnić. Wiedział też, że młodzieżowiec jest wszechstronny, stąd nie bał się ustawić go na szpicy.
Trzeba też wziąć pod uwagę, jak dobrze Marchwińskiemu gra się u boku Kristoffera Velde – gracza przez długi okres czasu niefrasobliwego, a przez to nieokiełznanego, który także nadużywał sztuczek technicznych, marnował wiele okazji, ale pod wodzą holenderskiego szkoleniowca zmienił się na lepsze. Zaczął regularnie strzelać w ważnych meczach, notować wiele kluczowych podań, a przy okazji zdołał rozkochać w sobie kibiców, których jeszcze kilka miesięcy temu częściej irytował, aniżeli zachwycał. Można rzec, iż Norweg to taki casus Marchwińskiego.
Tylko w niedawnych spotkaniach ze Stalą oraz Rakowem obaj panowie zdobywali po golu, przy okazji notując jedną asystę. W tym pierwszym meczu Polak zanotował ostatnie podanie do Norwega, natomiast z Rakowem Norweg obsłużył Polaka.
Renesans trwa, apogeum nadejdzie
Młodzieżowiec niewątpliwie przeżywa najlepszy okres w swojej karierze. Tak dobrych liczb na obecnym etapie sezonu nie miał nigdy. Inna sprawa, że doskonałe liczby to w jego przypadku nie wszystko. Trudno nie zauważyć bowiem ogromnego postępu, jaki poczynił w ogólnej pracy na boisku. Choćby w defensywie.
Tylko we wspomnianym meczu z Rakowem Marchwiński zanotował najwięcej skoków pressingowych z całej ekipy “Kolejorza”. Choć wcześniej zdarzało mu się być krytykowanym za to, że na przykład nie wraca lub czyni to za wolno po stracie piłki, że zabrakło jego doskoku, że bieganie za piłką to ewidentnie nie jest jego domena.
Dziś też z pewnością dużo lepiej czuje się z piłką przy nodze, ale chyba wreszcie zrozumiał, że nic za darmo nie przyjdzie, a harówka w fazie bronienia jest niezwykle ważna. Zwłaszcza na szpicy, na której coraz częściej zdarza mu się występować. W końcu w dzisiejszym futbolu wszyscy atakują i wszyscy bronią. A to drugie zaczyna się już od napastnika. Również tego fałszywego.
Nie dziwi więc, że coraz głośniej słychać głosy, jakoby nowy selekcjoner reprezentacji Polski miał dać szansę 21-latkowi na debiut w narodowych barwach. Szczególnie że obaj znają się z młodzieżówki, której Marchwiński był ważną postacią.
– Szczerze mówiąc, nie chcę o tym myśleć. Jeśli jednak los czy nowy trener da mi taką szansę, to bardzo się ucieszę i będę chciał dać tej kadrze jak najwięcej. Gram w reprezentacji U21, znam swoją wartość i umiejętności. Jeszcze przyjdzie czas na pierwszą kadrę – tłumaczył, cytowany przez TVP Sport, po zwycięskich derbach Poznania. – Nie chcę pochopnie mówić, że pociągnąłbym grę w tej reprezentacji. Na pewno wpływa na to wiele zmiennych. Na razie skupiam się na tym co tu i teraz – przekonuje.
Jest też wielce prawdopodobne, że jeśli “Marchewa” nie zwolni tempa, będą to jego ostatnie miesiące w barwach Lecha. Jak przystało na politykę klubu, powinien pójść śladem wspomnianych wcześniej Kamińskiego, Skórasia, Jóźwiaka czy Modera.
Czy poradzi sobie w zagranicznym klubie? Tego nie wiadomo. Wiadomo tylko, że nie można go będzie z miejsca skreślać, jeśli na przykład początek jego zagranicznej przygody nie będzie należał do udanych.
Jego dotychczasowa kariera jest tego najlepszym dowodem.
Komentarze