- Niels Frederiksen niczego jeszcze dla Lecha nie wygrał, ale jedno już mu się udało – błyskawicznie posklejał rozbitą drużynę
- Będąc w Belek postanowisliśmy poszukać odpowiedzi, w jaki sposób mu się to udało
- Wyszedł nam obraz trenera… skrajnie innego od poprzedników
Lech Poznań. Niels Frederiksen przeciwieństwem poprzedników
Korespondencja z Belek. Współpraca: Damian Smyk.
Poprzedni sezon wydawał się idealnym dla Lecha Poznań, by po roku przerwy odzyskać mistrzostwo Polski. Mecz w Trnawie traumą jest wprawdzie do dziś, ale gdyby doszukiwać się pozytywów, sprawił, że Kolejorza do końca sezonu czekało komfortowe granie co tydzień, bez szkody dla standardowego cyklu treningowego. Dziś można spoglądać na tamte wydarzenia nieco inaczej. W zimie, gdy już było jasne, że misja Johna van den Broma dobiegła końca, kilku piłkarzy Lecha zaczęło mówić zdania, z których można było wyciągać wnioski, iż kolejne treningi wcale nie dostarczały handicapu względem uwikłanych w grę na dwóch frontach Legii i Rakowa. – Trener był zbyt zrelaksowany. To trudne, by znaleźć odpowiedni balans między tymi stanami – złości i relaksu – ale uważam, że nasz poprzedni trener wprowadzał za dużo luzu. Czasem jest to dobre, ale czasem zupełnie nie. Myślę, że ten zbyt duży poziom zrelaksowania w jakiś sposób przełożył się na to, jak wyglądało ostatnie półrocze – mówił w rozmowie z Goal.pl Dino Hotić.
Bośniak, za którym później w innych medialnych wywiadach w podobne tony uderzało kilku graczy Lecha, nie był też przekonany, czy zadowolenie po przeciętnych wynikach jest czymś, co powinno cechować trenera drużyny z ambicjami. – Weźmy ten dwumecz z Trnawą. Wygraliśmy pierwszy mecz 2:1, ale Trnawa na naszym tle zaprezentowała się bardzo słabo. Dominowaliśmy, bezpiecznie prowadziliśmy 2:0, powinniśmy wyżej, a oni w samej końcówce oddali właściwie jedyny strzał w meczu i sprawili, że w rewanżu już nie było tak komfortowo, jak mogłoby być. W szatni byliśmy bardzo źli. Wściekli. Przekaz od trenera był inny – wszystko jest w porządku, brawo, zagraliście dobry mecz, nie ma strachu przed drugim meczem. Nie sądzę, że to było właściwe podejście.
Piłkarze Lecha nie poszli też za Mariuszem Rumakiem. W trakcie rundy wiosennej dochodziły głosy, że ten stracił szatnię przede wszystkim przez sposób bycia. Nieumiejętnością rozmów z piłkarzami, nietrafionymi pomysłami. Zastąpił go Niels Frederiksen. Było to efektem działań agencji headhuntingowej. Dziś mając wiedzę, jaka opinia krąży w klubie o Duńczyku, można dojść do wniosku, że w filtry wpisano wszystkie uwagi, jakie były do Van den Broma i Rumaka, po czym kliknięto przycisk: unikaj.
Frederiksen wiedział wszystko
Antoni Kozubal wrócił do Lecha Poznań z wypożyczenia do GKS Katowice. Nawet jeśli Frederiksen przed podjęciem pracy postanowił prześledzić mecze Kolejorza, mógł nie mieć większej wiedzy o chłopaku, który wówczas miał 19 lat i w Ponaniu kartę dopiero do zapisania.
Kozubal wspomina w rozmowie z nami: – Pierwszy raz rozmawialiśmy z trenerem na obozie we Wronkach. Od razu było widać, że doskonale mnie zna i wie o mnie wszystko. Konkretnie odnosił się do meczów, jakie zagrałem w poprzednim sezonie w Gieksie. To dało mi duży komfort i luz w rozmowie, bo miałem pewność, że nie odbywa się ona tylko na zasadzie, żeby powiedzieć jakieś zdania, które wypada powiedzieć do piłkarza wracającego z wypożyczenia.
Młody piłkarz mógł być zaskoczony, ale w klubie wtedy już wiedzieli, że to ten typ trenera, który wie wszystko. Gdy przyjechał na wstępne rozmowy, które na celu miały ogólne rozeznanie, kim de facto jest Niels Frederiksen, Duńczyk wprawił swoich rozmówców w małe osłupienie. Miał za sobą obejrzane wszystkie mecze Lecha z wiosny, do tego kilka innych spotkań Ekstraklasy, umiał odpowiedzieć na najbardziej szczegółowe pytania i unikał ogólników, które o Lechu mogłaby powiedzieć dowolna osoba po godzinnym przeglądaniu Googla. Gdy przyjechał na pierwszy trening, poprosił o wideo z treningów z całej rundy, by mógł wyciągnąć wnioski, czemu doszło do takiej katastrofy.
Sindre Tjelmeland: – Trener Frederiksen lubi pracować w formule “dzień po dniu”. Oczywiście wyznaczanie celów dalekoterminowych jest ważne, ale poznałem już ten system pracy u Kjetila Knutsena (obecnie trener Bodo/Glimt – przyp. red.) i lubię go. Chodzi o to, że każdy kolejny trening, każde spotkanie sztabu czy ostatecznie mecz, to okazja do poprawienia się.
Oglądaj także: Podsumowanie jesieni Lecha Poznań
Kozubal: – Wiem, że w Internecie trener uchodzi za “zimnego”, bo faktycznie z niektórych zdjęć tak można wyciągnąć takie wnioski. Ale nie do końca tak jest. Trener stawia granice pomiędzy pracą, a rozluźnieniem. Zapewniam, że w tym drugim przypadku potrafi się uśmiechać. Inna sprawa, że to ten typ człowieka, który nie dopasowuje swojego humoru do wyników. Pod tym względem trener jest zawsze jest taki sam. Podam przykład – gdy wygraliśmy z Jagiellonią 5:0, do szatni schodziliśmy w bardzo dobrych nastrojach, wiadomo. A w szatni usłyszeliśmy, że mamy wiele rzeczy do poprawy, że dało się strzelić jeszcze więcej bramek, i na pewno nie powiedziałbym, że był w pełni zadowolony z wyniku, czy samej gry. Zdziwiło nas to, ale gdy zrobiliśmy analizę, przyznaliśmy, że miał rację.
– Jedna cecha, z jaką przede wszystkim kojarzy ci się trener Frederiksen? – dopytuję.
– Właśnie ten perfekcjonizm. Nawet, gdy gramy dobry mecz, zawsze znajdzie elementy do poprawy.
– Nie jest to trochę irytujące?
– Na pierwszy rzut oka może tak to wyglądać, ale mamy ambitną szatnię, więc bierzemy sobie te uwagi do serca. Zwłaszcza, że było kilka przykładów, że w kolejnych meczach słowa trenera miały zastosowanie w praktyce.
Nie dla potakiwaczy
Podczas spotkania z dziennikarzami Frederiksen mówił o Kozubalu jako o piłkarzu, który w jego widzeniu jest bardzo uniwersalny i w razie potrzeby może grać zarówno na pozycji 6, jak i 8, gdzie ostatecznie wylądował. Pokrywa się to z relacją samego piłkarza. – Gdybym miał wskazać jedną rzecz, którą zapamiętałem szczególnie z naszej pierwszej rozmowy, to jasne komunikaty, że od piłkarza na mojej pozycji oczekuje kompleksowego realizowania zadań: muszę być mocny w defensywie, ale też ruszać do przodu i atakować bramkę. Niedługo znów będziemy mieć rozmowę indywidualną, więc sam jestem ciekaw, co usłyszę.
Od asystentów oczekuje czegoś innego – gotowości do burzy mózgów i zauważania braków w jego własnym myśleniu. Widać to wyraźnie w wideo opublikowanym przez klub na swoim YouTubie – Frederiksen i Tjelmeland zostali podpięci na cały dzień do mikrofonów, dzięki czemu widzimy sposób ich pracy. Trener nie komunikuje swoich racji, a na odprawie ze sztabem rzuca pytaniami.
Tjelmeland potwierdza to w rozmowie z nami: – Niels daje dużo przestrzeni swoim asystentom. To był jeden z powodów, dla których chciałem z nim współpracować. Nie jesteś tylko tym facetem, który ma rozstawić paliki na boisku, tylko masz realny wpływ na przebieg treningu. Frederiksen w tym układzie jest bossem, menedżerem zarządzającym całym procesem, dbającym o szczegóły, ale pozwala na to, by jego ludzie ze sztabu wykazali się swoją wiedzą i doświadczeniem.
I dalej: – Trener lubi, gdy w rozmowach ze sztabem tworzy się atmosfera dyskusji. Burza mózgów, wymiana poglądów, przerzucanie się argumentami. Nie chce, by wszyscy mu tylko przytakiwali i mówili “tak, Niels, masz rację”. Więcej takich pozytywnych konfliktów, z których wynika coś twórczego, niż potakiwaczy.
Miało być osiem minut, więc będzie osiem minut
W Belek wszyscy podkreślają jedno: dawno żaden trener nie zrobił tak ciężkiego obozu przygotowawczego, jak teraz Frederiksen. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która na treningu go wyróżnia – nie ma standardowego u innych trenerów przerywania treningu w trakcie ćwiczenia – jeśli Frederiksen zarządza grę na utrzymanie przez osiem minut, to jest osiem minut na wysokim tempie. Duńczyk nie wejdzie po dwóch minutach na boisko, by tłumaczyć, co było nie tak. Uwagi są po ćwiczeniu, często przekazuje je Tjelmeland.
Piotrowi Rutkowskiemu miało się też spodobać podejście trenera do Antonio Milicia, który miał swego czasu problemy z utrzymaniem właściwej wagi. Wiedział o tym każdy, widać było to nawet na zdjęciach. Mariusz Rumak miał do tego podejście bardzo łagodne. Mówił, przekonywał, że zrzucenie balastu pomoże. Gdy do klubu trafił Frederiksen, sposób dyskusji się zmienił. Milić miał otrzymać sztywne ramy do kiedy i ile ma schudnąć, a jeśli nie, to w życie wejdzie tabelka kar. Chorwat na obozie letnim był już szczupły i zagrał najlepszą swoją rundę w Lechu.
Kupił kibiców
Niels Frederiksen swoim sposobem bycia kupił swoich przełożonych, członków sztabu, piłkarzy i – co ostatnio w przypadku trenerów Lecha nie było oczywistością – kibiców. Pod wspomnianym wideo na klubowym kanale trudno doszukać się choć jednego negatywnego komentarza. Co najwyżej przeważa zdziwienie, jak to jest możliwe, że Lech dysponując tak kompetentnym sztabem nie odjechał rywalom na odległość, która zapewniłaby spokojną wiosnę. Ale to już opowieść na inną historię. Będzie opowiedziana w pełnych wywiadach z Antonim Kozubalem i Sindre Tjelmelandem, które w najbliższym czasie pojawią się na Goal.pl.
Komentarze