Gdyby jakiś czas temu tworzyć film “CZEGO NIE MÓWIĄ KIBICE WISŁY PŁOCK”*, na pewno znalazłoby się tam miejsce dla takich wypowiedzi jak “CO ZA CZASY BY BYĆ KIBICEM WISŁY PŁOCK!”, a także “CAŁA POLSKA ZAZDROŚCI MI, ŻE KIBICUJĘ POPULARNYM NAFCIARZOM”. Oczywiście, kluczowe w tej układance jest położenie nacisku na “jakiś czas temu”, bo dziś te wszystkie określenia nie brzmią prześmiewczo.
Nie zamierzam po trzech kolejkach wróżyć Wiśle Płock, że jak tak dalej pójdzie, FIFA w trybie awaryjnym, na zasadzie dzikiej karty, dla dobra futbolu dołączy Nafciarzy do mundialu. Aby zrobić dla Wisły Płock miejsce, wyrzucając jakąś dalece słabszą drużynę, na przykład Niemcy czy Brazylię.
Nie zamierzam, bo wiem, że to trzy kolejki to żadna próba.
Szczególnie, że, jakbym porażek w życiu miał mało, ostatnio ktoś z widzów poranka przypomniał mi, jak zachwycałem się Górnikiem Zabrze Marcina Brosza.
Ta zbitka – Górnik Zabrze Marcina Brosza – brzmi prawie jak Inter Mediolan Helenio Herrery. Nottingham Forrest Briana Clougha. Czyli, już nie zespół, a “brand”, rozpoznawalny na pierwszy rzut oka. Co więcej, zachwyt nad Górnikiem Zabrze Marcina Brosza miał fundamenty. Brosz przygotował niezwykle ciekawy projekt taktyczny. Brosz pojechał na Legię Vukovicia, a tam, na Łazienkowskiej 3, od pierwszych minut zagonił mistrza Polski w kozi róg. Pressing na całym boisku. linia obrony ustawiona na czterdziestym metrze od własnej bramki. Imponujące w polskich warunkach zjawisko.
Wydawało mi się, że gdy siła zespołu oparta jest na taktyce, a nie na indywidualnościach, zrywie formy, fizyczności czy jeżdżeniu na czterech literach, to ma to szanse być czymś, co potrwa dłużej niż trzy kolejki.
Oczywiście – bo futbolowi bogowie uwielbiają uczyć pokory – nie potrwało dłużej niż trzy kolejki.
Dlatego przy każdej okazji mówienia o Wiśle Płock wtrącam “ale”.
Ale spójrzcie na defensywę. Na razie ta defensywa działa i brawo dla niej. Ale czy ma odpowiednią głębię? Czy ma lidera? Czy są dostatecznie mocne karty na stoperze? Czy Piotr Tomasik na lewej stronie, z całym szacunkiem dla Piotra Tomasika, to gwarancji jakości na cały sezon?
Oby tak. Tego życzę. To byłaby świetna, barwna historia. Zamknijcie mi, chłopaki, mordę.
Ale na teraz mam prawo wątpić. I to wątpienie nie jest zamkiem na piasku. Widzę ligowy poziom, może ligowy niezły poziom, ale czy na coś więcej w coraz bardziej konkurencyjnej lidze? Gdybym miał porównać z drugą rewelacją początku sezonu, Cracovią, to ona na obronie ma jak dla mnie mocniejsze karty i w oparciu o to wróżę jej dłuższe utrzymanie formy.
Wisła Płock moim zdaniem gra jednak o coś znacznie ważniejszego w tym sezonie niż wysokie miejsce w tabeli. Niż jakieś pochopnie wyciągane z szuflady wyniki Jerzego Brzęczka, niż jakieś pucharowe wspominki sprzed lat.
Wisła Płock walczy o tożsamość.
O to, by ludzie w całej Polsce, myśląc o marce Wisły Płock, od razu myśleli:
Nie no, ich miejsce jest w Ekstraklasie.
WOJNY NARRACYJNE. BITWA O WYOBRAŹNIĘ
Porównałbym ten bój do boju, jaki jest nadrzędnym bojem Lecha Poznań w najbliższych latach.
Wszyscy w Poznaniu mówili, że po mistrzostwie walka się nie kończy. Bo walka nie polega w przypadku Lecha Poznań na włożeniu czegoś do gabloty. Walka polega na tym, by Lech odpruł łatkę przegrywa. Łatkę klubu-mema, który niby jest skazany na sukces, a potem jednak sukcesu nie ma, czemu zwykle towarzyszą kuriozalne okoliczności. To jest misja dla Kolejorza – by na dźwiek słów “Lech Poznań”, kibicowi kojarzyła się mocna, eksportowa drużyna i zdrowa organizacja nowoczesnego klubu, a nie – jak to najcelniej ujął Kuba Olkiewicz – Zakład Utylizacji Marzeń. Że to nie jest łatwa misja, przekonują się wszyscy przy Bułgarskiej od paru tygodni. Mimo mistrzostwa, powróciło stare.
Moim zdaniem, ostatnie lata Wisły Płock w Ekstraklasie były bardzo trudne.
Trudne nie tylko ze względu na różnoraką pozycję w tabeli, trudne nie tylko na innego rodzaju zawirowania. Trudne były również wizerunkowo.
Wisła Płock w pewnym momencie stała się synonimem nijakości.
Stadion w Płocku był często prezentowany jako adekwatna arena pod najgorsze, najlepiej poniedziałkowe spotkania. Wisła Płock nie pomagała sobie często grając toporny, żaden futbol. Przypomnę, że nawet w sezonie, kiedy przez chwilę liderowała, była postrzegana jako drużyna, gdzie Furman kopie z koła środkowego stałe fragmenty, starając się trafić kogoś w łeb. Po kadencji Jerzego Brzęczka brakło konsekwencji. Gorsze czasy przykryły skutecznie lepsze, jak to mają w zwyczaju.
Wisła Płock nie pomagała sobie kiepskimi transferami, na które każdy jest narażony, ale wpadka z Cabrerą? Który nie został sprawdzony pod żadnym względem, tylko po prostu nazwisko coś tam mówiło? Dramat. Wisła Płock nie tylko robiła wpadki transferowe – to były wpadki, które obnażały niedzisiejszą organizację pionu sportowego.
Cały anturaż sprawiał, że Wisła Płock była łatwym celem szydery.
Szydery, którą Nafciarze sami sobie ściągnęli na głowę.
A która podważała ich status.
Czy Wisła Płock kojarzy się instynktownie z Ekstraklasą? No pewnie, przez większość mojego życia w niej była. Ale czy gdy Wisły Płock nie było w Ekstraklasie, to w całej Polsce o niej rozmawiano? Czekano kiedy wrócą? Tak jak czekano – taka prawda – na Widzew, na Pogoń, Lechię, Lecha, a teraz na Wisłę Kraków? Bo żarty żartami, kibicowskie uszczypliwości uszczypliwościami – każdy wie, że Wisła Kraków do ESA wróci, to kwestia czasu. Tak jak mimo bankructwa, ESA była kwestią czasu dla Widzewa czy Pogoni. Ale czy w przypadku Wisły Płock jej obecność poza ESA, przez lata, była czymś, w co kibice w całej Polsce nie mogliby uwierzyć?
Wątpię.
Wątpię, bo też poziom naprawdę idzie w górę. Nie mówię konkretnie o boisku – choć tu też jest lepiej – ale o całej organizacji.
Pamiętam jak Kielce otwierały stadion. Wydawało się, że to oaza na pustyni. Kielce, przebudowywany od króla Łokietka Stadion Śląski, i gdzieś majaczące inne rozbudowy jak fatamorgany. Wisła Kraków Bogusława Cupiała nie mogła się doczekać przez tyle lat obiektu na miarę swoich oczekiwań. Legia grała tyle lat na przestarzałym obiekcie, goszcząc na nim nawet kadrę. A tu nagle Kielce i nowoczesny obiekt – to było coś wyjątkowego. Dziś pół pierwszej ligi otwiera nowe stadiony, teraz buduje się bodajże Sandecja Nowy Sącz. GKS Tychy zbudował fantastyczny obiekt, spokojnie mogący gościć ważne mecze, a przecież ESA nawet jeszcze nie powąchał.
Pamiętam, jak Jagiellonia rządziła Ekstraklasą. Ale przespała moment, kiedy cała liga odchodziła od transferów na czuja, ewentualnie na czuja plus polecenie menadżera i sprawdzenie jakichś statystyk na InStacie, najlepiej przez trenera. No i to też było jednym z powodów, że dziś Jaga jest gdzie jest, musi wymyślać się na nowo.
Nie twierdzę, ze wszystko było w Wiśle Płock źle, przecież ostatecznie zostawali w lidze, a prezes Jacek Kruszewski ma wielkie zasługi dla klubu. Ale Wisła Płock, przez jakiś czas, zdawała się mieć z roku na rok coraz mniej argumentów na to, że przystaje do ekstraklasowej rzeczywistości. Rozwijała się, ale inni rozwijali się szybciej. Zd
awała się nie mieć na siebie pomysłu, poza jednym:
Przetrwać.
A w Ekstraklasie jest tak, że kto chce tylko przetrwać, najprędzej wyleci z karuzeli.
SEZON BUDOWANIA TOŻSAMOŚCI
Na Public Relations można wygrać, można też od niego zginąć.
O Zbigniewie Bońku jako prezesie PZPN mówiło się najpierw, że wjechał do siedziby na białym koniu. Im dalej w las, tym częściej zastanawiano się, czy to nie była tylko biała farba starej szkapy. Do tego stopnia, że – a mówię to jako uważny obserwator poczynań Zibiego – zaczęto nawet deprecjonować to, co faktycznie zbudował. Bo mówić, że Boniek to tylko PR, też jest przesadą, nawet jeśli błędów popełnił multum.
Wisła Płock aktualnie świetnie dba o swój wizerunek medialny. To musi być dla nich samych zaskoczeniem, jak video, rzecz tak drugorzędna, a może nawet trzeciorzędna dla działania klubu, zaczyna ich powoli… może nie określać. To za mocne słowo. Ale budować pozytywny hałas wokół klubu. Pokazywać, że pracują tu ludzie z dystansem do siebie, z humorem. Seria Piotra Tomasika i GTA, ostatnio video w stylu reklamy Mango czy reklamy aplikacji sprzedażowej – to były udane produkcje. Niosły się niezależnie od ich faktycznej treści, od tego co chciały ogłosić. Gdzieś, wszędzie w Polsce, kibice odpalali te filmy i potrafiły wzbudzić one pozytywne emocje. Zresztą, przecież te produkcje przebijały środowiskowy sufit. Potrafiły wyjść poza futbol, ale też wyjść poza piłkarskie piekiełko, gdy bodaj Betis skopiował pomysł Wisły Płock na film w stylu GTA.
Przyznajmy. W ilu kwestiach hiszpańskie kluby wzorują się na polskich?
To tylko video, wiem. Ale to video zrobione nie mając wielkiego budżetu na marketing, a gdzie inspiruje się nim klub La Liga. Dodam, że sama seria krążyła po świecie, po dużych portalach, robiąc miliony wyświetleń. To wielki sukces naprawdę ograniczonego zasobowo zespołu.
Samo video nie wystarczy, to jest oczywistość. Wisła mogłaby robić świetne filmy, ale jeśli jednocześnie spadłaby z ligi, nie miałyby większego znaczenia. Ale też nie deprecjonujmy, bo są precedensy. Banda Świrów była sławna, ale czy nie pomagał fakt, że był wtedy w klubie Michał Siejak? Że ten ich klimat miał dodatkową, unikalną tubę filmową, stanowiącą interlinię pod zespół Ojrzyńskiego?
Sportowo?
Wisła unowocześnia swój skauting, dziś Davo jest kolejnym dobrym przykładem transferowym. Czyli jest na czym budować. Ten pion sportowy wymaga wciąż wzmocnień i pracy, ale ma się już czym pochwalić. Transfer Davo nie jest czymś przypadkowym.
Wisła ma Pavola Stano za trenera, który naprawdę ma pomysł na to, jak grać, udowadnia markę jaką wyrobił sobie na Słowacji. Jest na kim budować.
Wisła Płock ma zespół kadrowo taki, który – formacja pomocy! – chce się oglądać. Oczywiście tu też widać, że trzeba mieć trochę szczęścia, bo przecież ta linia pomocy nie powstawała z czystego rozmysłu. Dzieje Wolskiego w Wiśle Płock są słodko-gorzkie, ale ostatecznie dziś Wisła ma piłkarza, na którego można chodzić. Mnie zaskoczyło też, gdy uzmysłowiono mi, że Wisła Płock na Lecha wystawiła trzech wychowanków. Wychowanków z różnych lat, ale jednak. Nawet zatroszczono się tam o nafciarskość zespołu.
Piję do tego, że od drużyny nijakiej, której brak w ESA przez wielu zostałby przyjęty z ulgą, dziś Wisła Płock jest klubem – klubem, nie zespołem – który dodaje lidze kolorytu. Kwestie sportowe potrafią być ulotne, ale tu też wydaje się, że można liczyć na jakąś trwałość, nawet jeśli nie na tak wysokim poziomie jak obecnie. A na pewno tu i teraz wzbogacaja ligę.
No i za chwilę będzie nowy obiekt.
Przyznam, do pewnego momentu obawiałem się tego otwarcia stadionu. Każdy nowy obiekt to święto polskiej piłki. Ale wyobraziłem sobie tę drogą, kosztującą blisko dwieście milionów inwestycję, przy słabej drużynie. Walczącej rozpaczliwie jakimiś dośrodkowaniami o utrzymanie. Wtedy stadion podkreślałby tylko problemy Wisły. Mógł stać się trochę – nie jeden do jednego – ale brazylijskim stadionowym białym słoniem. Obiektem, który już w momencie otwarcia, całą otoczką pytałby:
Czy na pewno to było potrzebne?
Teraz wydaje się, że stadion może dać rozpęd konkretnemu projektowi. Być puentą pewnej pracy? Za duże słowo. Ale na pewno nie będzie zachętą do wbicia łopaty, do wzięcia się w garść. Bo pewien obiecujący kierunek i bez wiatru w żagle, jaki potrafi dać stadion, został wytyczony.
Leszek Milewski
*Oczywiście pozdrowienia dla Pawła Paczula, ta seria na Weszło to sam sztos.
W końcu jakiś tekst Leszka proszę o więcej psze Pana
Mam wrażenie, że strasznie umykają te teksty jeśli się ich nie szuka, niby followuję na twitterze, ale jakoś tak muszę pamiętać, że chcę czytać tetryckie teksty, żeby informacje o ich ukazywaniu się faktycznie nie przeleciały gdzieś w tle