Michał Żewłakow, który aktualnie jest komentatorem Canal+, nie ukrywa rozczarowania okresem pracy w Motorze Lublin. Były reprezentant Polski zwrócił uwagę brak zaufania do podejmowanych przez niego decyzji. Był to jeden z tematów obszernej rozmowy podczas programu “Oko w Oko z Marcinem Ryszką”.
- Michał Żewłakow aktualnie jest jednym z komentatorów stacji Canal+
- Po zakończeniu piłkarskiej kariery pracował w kilku klubach jako dyrektor sportowy
- Były reprezentant Polski był gościem Marcina Ryszki w programie “Oko w oko”
Żewłakow o pracy dyrektora sportowego
Michał Żewłakow zwrócił uwagę, że praca dyrektora sportowego w Polsce różni się w zależności od klubu. – W Polsce chyba nikt nie zdefiniował jakie są obowiązki dyrektora sportowego. Każdy klub, czy każda rzeczywistość klubowa, pisze inne obowiązki. Kiedy pracowałem w Legii Warszawa byłem odpowiedzialny stricte za sprawy transferowe i personalne. W przypadku Zagłębia Lubin musiałem również nauczyć się innych spraw: arkuszy kalkulacyjnych, obliczania premii, pensji, co tak naprawdę w Legii robił zupełnie inny dział. Z perspektywy swojego doświadczenia, dobry dyrektor sportowy powinien mieć w sobie odwagę, bo niektóre decyzje podejmujesz jednoosobowo, a niektóre po rozmowie ze swoim współpracownikami. W Legii Warszawa tych osób było 5-6. Wszystko oczywiście musisz skonsultować z trenerem, prezesem, a także dopasować do możliwości finansowych. W Legii trafiłem chyba na najlepszy klub, najlepszych ludzi i najlepszy czas – mówił Żewłakow.
Żewłakow był również pytany, czy nie przyjąłby teraz którejś oferty, na którą zdecydował się w przeszłości:– Kiedy rozpoczynasz nowy rozdział, nie jesteś osobą wybredną. Ja byłem raczej osobą, która chciała coś udowodnić, bez względu na to jakie miałem możliwości. W pewnym momencie okres udowadniania mija i chciałbyś się zmierzyć z czymś, by ludzie ocenili, że mając pewne instrumenty, zrobiłeś coś dobrze, a nie źle. Ja gdybym dzisiaj wybierał propozycję klubu X, gdzie kibice, prezes i trener chcieli aby było lepiej, a nie ma tam podstaw finansowych czy możliwości na szybkie podniesienie poziomu, to ja bym się na takie coś nie zdecydował.
– Dyrektor sportowy w naszych realiach jest “zderzakiem” na niepowodzenia. Bez względu na to co zrobi dobrego dyrektor sportowy, jeżeli jest sukces na koniec sezonu, to po ordery idą trener, prezes i piłkarze. Dyrektor sportowy idzie tylko wtedy, kiedy trzeba się tłumaczyć, kiedy nie wyszło. Wtedy jest uaktywniony – kontynuował.
Zawód w Lublinie
Były reprezentant Polski wypowiedział się również na temat swojej pracy w Motorze Lublin. – Dla mnie jest tam wszystko, aby była tam Ekstraklasa. Ale tam dyrektor sportowy nie dostaje takich możliwości albo takiego zaufania, jak dostałem np. w Legii Warszawa. Ciężko było mi z tym, że wszystko co przedstawiałam, jest dalej weryfikowane z osobami, które nigdy nie doszły do takiego poziomu, do którego doszedłem ja. Doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Ubolewałem nad tym, że moje pomysły, albo moje projekty na kolejne okna transferowe, one były w zasadzie torpedowane. Ten który zrobiliśmy w okresie letnim również był dziwny. Budując drużynę, która ma awansować i ma to być drużyna która zachowa fundamenty w przypadku awansu, nie możesz dostać przymusu podpisywania piłkarzy na rok. Bo albo ten rok będzie promocją dla tych piłkarzy i odejdą do wyższych lig, albo przy następnym sezonie negocjacje z nimi będą zdecydowanie droższe. Nie mam czasu na tłumaczenie pewnych mechanizmów. Albo ktoś mi wierzy, albo nie wierzy. Jeżeli nie to się rozstajemy – mówił Żewłakow.
Zobacz także: Reporter nie daje trenerom zupy z Azji
Komentarze