Mateusz Skrzypczak: Innym wróżyli wielkie kariery, a oni dziś nawet nie grają w piłkę

- Nigdy nie byłem tym gościem, któremu wróżono wyjazdy, szybki awans do pierwszej drużyny. Ale to jest jakiś przykład dla tych chłopaków z dużych akademii, że są różne ścieżki. Rozmowy o tym, kto i gdzie będzie grał, gdy mówimy o trzynastolatku albo czternastolatku moim zdaniem nie mają sensu. Pewnie było wielu chłopaków, którym wróżono wielkie kariery, a dziś już nawet nie grają w piłkę - mówi Mateusz Skrzypczak, obrońca Jagiellonii Białystok, w wywiadzie dla Goal.pl

Mateusz Skrzypczak
Obserwuj nas w
Michal Kosc / PressFocus Na zdjęciu: Mateusz Skrzypczak
  • Mateusz Skrzypczak jest jednym z największych pozytywnych zaskoczeń rundy jesiennej – wywalczył sobie miejsce w wyjściowym składzie rewelacji sezonu, czyli wicelidera Jagiellonii Białystok
  • Z wychowankiem Lecha Poznań rozmawiamy między innymi o tym, czy wielkie akademie mogą psuć głowy młodym piłkarzom i czy wypożyczenie do przykładowej Puszczy Niepołomice jest testem dla mentalności
  • Poza tym – czy w Białymstoku mogą odważnie mówić o walce o mistrzostwo?

W futbolu kluczowi są nauczyciele

Korespondencja z Turcji

Damian Smyk: Mówi się, że dla obrońcy kluczowy jest nauczyciel. Ty paru niezłych miałeś – zwłaszcza takich, którzy pograli na poziomie reprezentacyjnym.

Mateusz Skrzypczak (Jagiellonia Białystok): Wiesz, to jest tak, że trener dużo widzi. On cię ustawia, daje ci zadania, kierunkuje, pokazuje ci drogę, ale na boisku najwięcej zależy już od samego zawodnika. Czym innym jest jednak zatrzymanie czegoś na wideo i spokojna analiza, a czym innym jest boisko, kiedy nie masz tego czasu na zastanowienie i musisz bazować na automatyzmach. Ja nie będę ukrywał – bardzo dużo dało mi granie obok doświadczonych kolegów. Czasem coś podpatrzysz, czasem wyjdzie coś z krótkiej rozmowy w trakcie czy po meczu. To jest kapitał, który oni wypracowali przez setki meczów, tysiące treningów.

Pamiętam, że kiedyś powiedziałeś mi – pół roku gry obok Dariusza Dudki w rezerwach Lecha to jak kilka lat studiowania gry podczas analiz. Uniwersytet. Co takiego możesz od niego zabrać?

Po pierwsze – obok takiego gościa czujesz się pewnie. Często przy grze na dwójkę stoperów masz taki układ “stary-młody”. Jeden daje doświadczenie, drugi mobilność, młody wzrasta obok starszego kolegi. Dobrym przykładem może być para stoperów Piasta Gliwice czyli Jakub Czerwiński i Ariel Mosór. Przypuszczam, że Arielowi gra się łatwiej przy tak doświadczonym koledze. Trudno mi powiedzieć, co wziąłem od Darka, bo chodzi czasem o detale – jak włożyć rękę przed napastnika, kiedy trącić biodrem rywala, jak wyczekać timing do główki. Mi bardzo dużo dała sama jego obecność. Kiedy popełniłeś błąd, to Darek zawsze był za tobą i cię zaasekurował. Wtedy możesz sobie pozwolić na więcej ryzyka.

A od Michała Pazdana? Co od niego wziąłeś?

“Pazdi” to był fenomen. Mimo swoich lat i tego co osiągnął, szedł na każdą piłkę tak, jakby to było ostatnie wejście w jego karierze. Niesamowity impet. Nie jest wysoki, a zobacz, ile główek wygrał z wyższymi rywalami. Ten timing, wyczucie “kiedy, jak bardzo, w którym miejscu” przy główkach – to na pewno mogłem sobie podpatrzeć od “Pazdiego”.

Z kolei dzisiaj od Adriana Diegueza? Mam wrażenie, że gry z piłką przy nodze. Ta asysta w meczu z Puszczą Niepołomice – nie spodziewałem się tego po tobie.

Nie, myślę, że akurat tego nie. To mój atut od dłuższego czasu i uważam, że miałem narzędzia do tego, by grać w taki sposób już wcześniej. Z Adrianem świetnie mi się gra, bo dobrze współpracujemy i uzupełniamy się.

Jeden twardy, do gry w kontakcie, a drugi z większą swobodą w rozegraniu?

Totalnie się nie zgadzam. Mamy podobny profil piłkarski, podobnie patrzymy na grę, mamy zbliżone atuty i ta synergia dobrze wypada. Dobrze się rozumiemy, nie ma takiego szefowania jeden drugiemu. Taka współpraca na równorzędnych warunkach.

POLECAMY TAKŻE

Dlaczego Jagiellonia tak wystrzeliła?

W czym poczyniłeś największy progres w Jagiellonii? Jaki element gry poprawiłeś najmocniej?

Myślę, że nabrałem spokoju. Uczysz się dostając po głowie, uczysz się robiąc właściwie rzeczy. Eliminujesz błędy, doskonalisz atuty. Patrzę na to też tak, że obecny sposób gry Jagi bardzo mi pomaga. Pasuje mi to. Dzięki temu, jak gramy, ja też mogę pokazać swoje możliwości. To daje dużo radochy.

Są trenerzy, którzy wchodzą do szatni i mówią “dobra, nie ma znaczenia, co potraficie, teraz będziemy grać tak, jak sobie wymyśliłem i musicie się do tej taktyki dostosować”. Mam wrażenie, że trener Siemieniec wszedł i powiedział “dobra, wiem co potraficie, teraz będziemy grać w taki sposób, by to wyeksponować”.

Wszystko zażarło. Profile i jakość piłkarzy, plus wizja trenera, plus model działania klubu. To wszystko idzie w tę samą stronę. Trener ma plan na granie, ale ma też świetnych wykonawców, którzy to realizują. Patrząc na jesień i to, jak idziemy do przodu – zatrybiło to bardzo dobrze. Też nie ma co ukrywać, że gramy w taki sposób, że w zespole jest radość. Wiadomo, że gdybyśmy grali ofensywnie i dostawali co tydzień w łeb, to atmosfera byłaby słaba. Ale jeśli mamy model grania, który zakłada ofensywną grę i do tego punktujemy, to też wszystko się nakręca z tygodnia na tydzień.

Spodziewaliście się, że…

Wiem, o co chcesz zapytać, więc od razu powiem – nie. Nikt nie spodziewał się, że od startu będzie tak dobrze. Nikt o tym nie myślał. Trener przyszedł wiosną, mieliśmy się utrzymać i to się udało. Latem zaczęliśmy robotę od nowa. To był pierwszy okres przygotowawczy z trenerem Siemieńcem. Wierzyliśmy, że będzie dobrze. Trener zawsze powtarza, że to jest proces, więc ja też mogę się do tego przychylić – to proces, którego widzimy efekty.

A tezy, że Jagiellonia gra czasem zbyt naiwnie i traci przez to gole, są prawdziwe?

Na pewno nie jesteśmy zespołem, który kalkuluje. Trener nam powtarza, że dominacja i atakowanie to nasza tożsamość. Gdybyśmy objęli prowadzenie i się cofnęli, to byłoby zaprzeczeniem tej idei. Nasz styl nie polega na niskim bronieniu się i wyprowadzaniu kontrataków. To nie jest nasza baza.

Nie bylibyście sobą.

To nam wpaja trener. Czasem słyszę, że gdybyśmy się zamurowali przy prowadzeniu, to zamiast jakiegoś remisu dowieźlibyśmy zwycięstwo. Może. Ale przy tym gdybaniu możemy pójść dalej – może gdybyśmy tak grali, to zamiast dowiezienia trzech zwycięstw stracilibyśmy punkty właśnie przez to, że kalkulowaliśmy i próbowaliśmy tylko pilnować jednobramkowego prowadzenia? Jesteśmy wiceliderem, jest dobrze, atmosfera jest top. Dzisiaj gdybanie nie ma sensu.

Czy Jagiellonia walczy o mistrzostwo?

Rozmowy o mistrzostwie pojawiają się w szatni coraz częściej? Nawet w żartach, luźnych rozmowach.

Ja wychodzę z takiego założenia, że jeśli po ponad połowie sezonu jesteś wiceliderem, to nie ma co się chować i udawać, że jesteśmy gdzieś daleko w tyle. Do lidera mamy trzy punkty straty. Wiadomo, że latem nikt o mistrzostwie nie mówił, bo nie było do tego podstaw. Każdy ma swoje cele i marzenia, czemu mielibyśmy o tym nie rozmawiać? Nie traktuję tego jako brak pokory czy arogancję. Wierzymy w siebie, stać nas na walkę, a w maju zobaczymy, co nam to przyniesie.

Ty już się czujesz ekstraklasowiczem pełną gębą?

Do tej pory rozegrałem prawie 50 meczów. Czuję się dobrze. Obyłem się z ligą, piłkarzami, stadionami. Czuję się komfortowo, ale też wiem, że obok mnie grają goście, którzy mają w tej lidze kilka razy więcej spotkań ode mnie.

Ciężko było wzrastać w akademii Lecha z łatką chłopaka, który wcale nie jest topowym talentem swojego rocznika?

Nigdy nie byłem tym gościem, któremu wróżono wyjazdy, szybki awans do pierwszej drużyny. Ale to jest jakiś przykład dla tych chłopaków z dużych akademii, że są różne ścieżki. Rozmowy o tym, kto i gdzie będzie grał, gdy mówimy o trzynastolatku albo czternastolatku moim zdaniem nie mają sensu. Pewnie było wielu chłopaków, którym wróżono wielkie kariery, a dziś już nawet nie grają w piłkę. Ja się nigdy nie poddałem, wierzyłem w siebie i ciężko pracowałem. To też jest droga do Ekstraklasy.

Nie wykluczam, że wielu chłopakom popsuto w ten sposób głowy. Mieli czternaście lat, słyszeli “mistrzu, ty będziesz piłkarzem!”, kręcili się menadżerowie.

Ciężko mi powiedzieć, czy to psuje głowę, bo nie byłem nigdy w takiej sytuacji. (śmiech) Ale wszystko zależy od tego chłopaka. Czy się zachłyśnie? Pomyśli, że już jest piłkarzem? To też jest niedoceniany czynnik, ale sporo robi twoje otoczenie. Jak masz mądrych ludzi wokół siebie, którzy trzymają cię przy ziemi i nie pozwalają odfrunąć, to nie powinno ci odwalić. Teoretycznie. Bo na końcu zawsze jest człowiek ze swoimi słabościami.

Masz żal do trenera Tomasza Tułacza? Słyszałem, że to wypożyczenie do Puszczy Niepołomice wspominasz niezbyt dobrze, a i sam trener nie był twoim zwolennikiem.

Nie mam żalu. Pół roku w Puszczy mnie zahartowało.

Szkoła życia?

Trudny czas dla mnie. Ale wiem, że jeśli tam przetrwałem pół roku, to już dalej będzie łatwiej. Pozytywem było to, że zebrałem doświadczenie w 1. lidze, zderzyłem się z nową rzeczywistością, odciąłem pępowinę.

Bycie wychowankiem dużej akademii nie jest proste

Znów wracamy do dużych akademii – w niektórych klubach młodzi mają wszystko podane na tacy. Takie zderzenie z rzeczywistością jest cenne?

Bardzo. Ostatnio rozmawiałem z chłopakami, którzy też wyszli z akademii Lecha. Nowy ośrodek robi ogromne wrażenie. Widziałeś?

Tak, byłem na otwarciu. Świetne warunki.

Prawda, europejski poziom. Chłopaki mają wszystkie niezbędne do rozwoju narzędzia. Cały czas jednak muszą pamiętać, że jedną z najbardziej kluczowych kwestii jest charakter do piłki, a przynajmniej ja tak uważam. Są w świetnym miejscu, mają niesamowite możliwości, ale przed nimi jeszcze długa droga. Wszystko zależy od nich.

Tylko u nas

Problemem dużych akademii jest też szkolenie prawdziwych obrońców? Dyrektor jednej z akademii powiedział mi, że to jest wyzwanie, bo wielu z tych chłopaków w grupach juniorskich realnie musi się spiąć na bronienie w kilku meczach przez rok. Poza tym tylko patrzy, jak koledzy strzelają gole słabszym rywalom.

Nie chcę diagnozować takich problemów, bo nie są to moje kompetencje. Ale to fakt – jak grasz w top akademii, to często mecze wyglądają tak, że cały czas atakujesz. Jako obrońca wprowadzasz piłkę, zmieniasz strony rozgrywania, ale przez wiele minut nie bronisz nisko, nie jesteś w swoim polu karnym. Później wchodzisz na poziom seniorski w drugiej, pierwszej lidze czy Ekstraklasie i wymagania są zdecydowanie wyższe. Toczysz walkę o każdą piłkę, a napastnicy są bardzo nieprzyjemni. Druga strona medalu jest taka, że dziś obrońca nie ogranicza się do twardych łokci i wybijania piłki, a gra jak pomocnik z piłką przy nodze.

Kto był dla ciebie takim napastnikiem, który był najtrudniejszy do upilnowania?

W Radomiaku był taki napastnik… Maurides, o! Wielki gość, strasznie silny, bardzo nieprzyjemny. W dodatku grał tymi atutami. Znał swoje mocne strony. Trudno się z nim rywalizowało.

Komentarze