- Różne stereotypy, niekoniecznie pozytywne, krążą o Zagłębiu Lubin, natomiast po wywiadzie z Marcinem Włodarskim niektóre mogą się zmienić
- Zagłębie odeszło od swojej wieloletniej filozofii, ale wszystko wskazuje na to, że właśnie do niej wraca – i ma dostarczać na rynek przede wszystkim młodych, polskich piłkarzy
- Po lekturze tej rozmowy nikt też nie będzie miał wątpliwości, po co właściwie Zagłębie sięgnęło konkretnie po Marcina Włodarskiego, byłego selekcjonera juniorskich reprezentacji Polski
Zagłębie Lubin to już nie “Ciepłowodni”?
Korespondencja z Turcji
Przemysław Langier: Zna pan określenie, jakie krąży o Zagłębiu w Internecie?
Marcin Włodarski (trener Zagłębia Lubin): Cmenatarzysko trenerów?
To też, ale pytam o “ciepłowodnych”.
Daje mi pan dobrą okazję, by to zdementować, bo właśnie… w klubie zabrakło ciepłej wody i dostaliśmy informację, że przez dwa dni jej nie będzie! I w ogóle odkąd ja jestem w Zagłębiu, to co jakiś czas jej brakuje (śmiech).
Jest to breaking news dla dużej części naszej społeczności, ale to słowo ma też metaforyczne znaczenie.
Tak, wiem. Robimy wszystko, by złamać ten stereotyp. Zresztą to już się dzieje siłą rzeczy, bo aktualnie pieniądze do klubu wcale nie płyną szerokim strumieniem. Klub ma w jak największym stopniu być samowystarczalny i stąd przesunięcie wajchy w kierunku akademii. Filozofią Zagłębia ma być stawianie na młodzież, która stamtąd wypływa i trzeba powiedzieć, że tutaj na obozie w Turcji pierwszy mecz graliśmy wyłącznie naszymi chłopakami. Debiutowali chłopcy z roczników 2006 i 2007, w sumie czterech nastolatków. Natomiast pamiętając, jak wyglądała gra i wyniki w poprzedniej rundzie, musimy szukać też innych opcji. Dlatego dokonaliśmy transferu spoza Polski.
Trochę paliwa do nazywania was “ciepłowodnymi” dał wasz były dyrektor sportowy Piotr Burlikowski, który awans o jedno miejsce w środku tabeli przedstawił jako sukces. Skoro chcecie odchodzić od stereotypu, dziś taka wypowiedź już by się nie pojawiła?
W obecnej sytuacji trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie, bo ani sytuacja w tabeli nie upoważnia mnie do takich zapewnień, ani też nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Jak pan spojrzy w tabelę, to jednak w tym sezonie sukcesem będzie po prostu utrzymanie i zbudowanie czegoś pod następny poprzez ogrywanie młodych zawodników. Dziś chciałbym jak najszybciej zapewnić sobie spokojne pozostanie w lidze, by w ostatniej fazie sezonu móc wpuszczać jak najwięcej młodzieży.
W takim razie co właściwie jest celem nadrzędnym Zagłębia? Wyniki czy ogrywanie młodzieży?
Chyba 50 na 50. Obie rzeczy są priorytetowe. Nie możemy nagle powiedzieć, że ważniejsze jest ogrywanie młodzieży, bo przecież nikt nas za to nie pochwali, jak zabraknie wyników i spadniemy z Ekstraklasy. Jedno musi być połączone z drugim.
Rozpatrujecie spadek jako realne zagrożenie? Dosłownie nie spotkałem się choćby z jedną opinią, której autor typowałby was do ostatniej trójki.
Mamy punkt nad strefą spadkową. Drużyny mające o wiele większą przewagę spadały na przestrzeni ostatnich lat – że wspomnę choćby Podbeskidzie, które dziś gra w BetClic 2. Lidze. Długo rozmawiałem na ten temat z Darkiem Kołodziejem, który był w Podbeskidziu, i mówił: nigdy nie braliśmy pod uwagę spadku i nagle bum. Mam za dużo pokory, by odrzucać myśl, że walczymy o utrzymanie. Deklaracja, że podłączymy się do walki o czołowe miejsca byłaby na dziś śmieszna – trzeba być realistą.
Młody zagra kosztem starszego tylko w jednym przypadku
Powodem pana zatrudnienia była znajomość młodych piłkarzy?
Myślę, że tak, ale to jeden z powodów. Drugim jest zmiana stylu gry na bardziej ofensywny. Ale na to potrzeba czasu, bo jednak mówimy o dorosłych ludziach. Młodzież jest bardziej plastyczna, łatwiej ją przestawić. Seniorzy mają swój bagaż doświadczeń i nawyków.
Więc ile czasu pan potrzebuje, by Zagłębie było Zagłębiem Marcina Włodarskiego?
Zbliżająca się runda powinna być już tym czasem – nie mam zamiaru się zasłaniać zdaniem, że ciągle to jeszcze nie będzie to. Na miarę oczywiście tego, jaki mamy potencjał ludzki.
Pan jest tu tylko trenerem, czy – biorąc pod uwagę, skąd się pan wywodzi – także koordynatorem akademii, który ma zapewnić płynność przechodzenia piłkarzy do seniorów?
Wygląda to tak, że pojawił się teraz nowy dyrektor sportowy Wojtek Tomaszewski, który ma doświadczenie i w piłce seniorskiej, i młodzieżowej. Sam też nie ukrywam, że jestem bardzo częstym gościem na treningach drużyn starszych i nawet dziecięcych. Natomiast nie było do tej pory czasu, by spotykać się z ich trenerami i dyskutować o planie, czy modelu gry. Dlatego dużo o tym dyskutuję z dyrektorem, a on to przekazuje dalej. Swoją drogą sam też jest trenerem i to z licencją UEFA Pro.
Musi pan uważać, żeby pana nie zastąpił…
Dokładnie tak! Natomiast na dziś współpracujemy, Wojtek dostaje uwagi ode mnie, i później układa model w akademii, natomiast ja na pewno chcę być częścią piłki młodzieżowej w Zagłębiu.
Ile meczów i treningów ogląda pan w tygodniu?
Starsze roczniki zaczynają już o godzinie 8, więc jadę sobie wcześniej i obserwuję te treningi. Przez pierwsze półtora miesiąca mieszkałem w bursie, w której z balkonu widać boiska, więc widziałem naprawdę dużo zajęć. Budziłem się, obserwowałem młodzież, później szedłem na nasz trening, po czym wracałem do akademii i widziałem roczniki od U-11 do U-14.
Współpraca z dyrektorem sportowym w klubie to też dla pana nowość. Jak się pan w tym odnajduje?
To dość prosty mechanizm – pierwszy przesiew piłkarzy robi dział skautingu i dyrektor sportowy. Później wraz z Marcinem Kardelą opiniujemy zawodników, których się nam przedstawia, a ostateczną decyzję o dalszych działaniach podejmuje dyrektor z prezesem. Czuję się w tym dość komfortowo, zwłaszcza że jednak moim podstawowym zadaniem jest jednak trenowanie.
Co do wprowadzania młodzieży, to trudno zaprzeczać, że to się dzieje – mógłbym wymienić tu szereg nazwisk: Regułę, Mikołajewskiego, daje pan pograć Kusztalowi, połówkę z Legią zagrał Mateusz Dziewiatowski. Natomiast kto z tych wprowadzanych przez pana piłkarzy jest realnie gotowy, by na wiosnę mieć albo miejsce w podstawowym składzie lub chociaż znaleźć się w solidnej rotacji?
Każdy z wymienionych przez pana piłkarzy grał w pierwszym sparingu w Turcji i każdy z nich pokazał się z bardzo dobrej strony. Do tego można być bardzo zadowolonym z postawy Krzysia Kolanko czy Kuby Kolana. Oczywiście nie możemy przegiąć z wprowadzaniem tych piłkarzy do gry, natomiast nasza filozofia jest taka, że jeśli zawodnik starszy jest lepszy, to on gra. Natomiast jeśli starszy i młodszy są na równi, to młodszy ma na tyle dużą perspektywę rozwoju, że na pewno dostanie swoją szansę.
Trochę uciekł pan od odpowiedzi, kto z młodych jest najbliżej.
Moim zdaniem Mateusz Dziewiatowski, który jest bez dwóch zdań przyszłością tego klubu.
Dopytam jeszcze o Daniela Mikołajewskiego, bo wiem, że widział pan w nim duży potencjał na przyszłość.
I na pewno z niczego się nie wycofuję, natomiast jeśli mówimy o tym, kto jest najbliżej pierwszego składu, to jednak z Kurminem i Pieńkiem Daniel nie będzie miał łatwo. Ale on się cały czas rozwija, swoje szanse dostaje i będzie dostawał. W sparingu strzelił swoją bramkę.
“Przepis o młodzieżowcu? Ja bym zostawił”
Zagłębie straci trochę przewagi nad rywalami po ucięciu przepisu o młodzieżowcu…
Tego tematu u nas nie ma w ogóle, bo Zagłębie będzie grało młodzieżą bez względu, czy przepis jest, czy nie. Choć podkreślę – wiek nie daje monopolu na grę. Nigdy nie wstawię na siłę młodszego zawodnika tylko ze względu na to, ile ma lat, podczas gdy piłkarsko będzie po prostu słabszy od swojego rywala.
To rozumiem, natomiast bardziej pytam o to, czy gdyby pana zdanie było wiążące, zostawiłby pan przepis o młodzieżowcu?
Tak. Wielu zawodników, o których mówimy w dyskusji, że dziś grają na wyższym poziomie, wywodzi się z przepisu o młodzieżowcu. Jestem przekonany, że trenerzy mając sytuację, o której opowiadałem, czyli młodzieżowca i niemłodzieżowca na tym samym poziomie, stawiał na tego pierwszego, bo był przepis. Jestem przekonany, że mamy w akademiach piłkarzy, na których warto stawiać. A oni to często oddają. Weźmy świeży przykład – Urbi (Wojciech Urbański) w Legii wskoczył przebojem do pierwszej jedenastki i dziś pnie się w górę. Oby ucięcie przepisu nie zmieniło podejścia trenerów do stawiania na młodych.
Ludvig Fritzson to świeże nazwisko pozyskane do waszego składu, środkowy pomocnik. Co to za piłkarz?
Potrzebowaliśmy wzmocnienia na tę pozycję. Poszukiwaliśmy przede wszystkim w Polsce, natomiast w okienku zimowym nie jest to takie łatwe. W Szwecji za to skończył się sezon, piłkarzom kończyły się umowy, i byli łatwiejsi do pozyskania. Co za tym szło – rozmowy były krótsze. Ludvig jest z nami w Turcji niemal od początku zgrupowania. To bardzo wszechstronny piłkarz o żelaznych płucach, który ma do tego pięć bramek i bodajże pięć asyst. Śledzimy go odkąd jestem w Zagłębiu, obejrzałem wiele jego meczów. Będzie bardzo przydatny. Do tego mówimy o potrzebie rozwoju młodych piłkarzy, a rywalizacja rozwija bardzo mocno. Nie chcemy przegiąć ze sprowadzaniem piłkarzy zagranicznych, natomiast odrobina innej kultury w szatni na pewno tylko pomoże. Nawet jeśli szatnia na pewno pozostanie “polska”, bo dwóch-trzech piłkarzy spoza kraju tego przecież nie zmieni.
Z Zagłębiem łączonych jest jeszcze kilku zagranicznych piłkarzy…
Jeśli mówiłem, że Polacy mogą być na równi i wtedy młodszy dostanie szansę, to piłkarz z zagranicy musi być już od Polaka lepszy. Stąd na przykład decyzja o rozstaniu z Vaco Sejkiem, który w ostatniej rundzie nie był lepszym od tych, którymi dysponowaliśmy. Podobnie sprawa się ma z Luisem Matą, więc jeśli liczymy Janka Buricia jako Polaka – bo przecież ma już nasze obywatelstwo i być może nawet sam lepiej się czuje w Polsce niż w swojej ojczyźnie – gramy na dziś samymi Polakami. Ale cały czas szukamy wzmocnień, bo jak ktoś czyta grę, to wie, że skoro pozbyliśmy się napastnika i środkowego obrońcy, to są to pozycje do obsadzenia…
Czyli można zakładać, że nowi piłkarze z zagranicy, są pozyskiwani do pierwszej jedenastki.
Tego nie powiedziałem…
Ale powiedział pan, że muszą być lepsi od Polaków, więc wychodzi to samo z siebie.
Tak, natomiast to nie działa na zasadzie automatu. Piłkarz lepszy też musi udowodnić swoją przydatność w drużynie. Zdarza się przecież rozjazd, że ktoś wygląda świetnie w poprzedniej drużynie oraz na wideo, natomiast później wszystko weryfikuje boisko. Dlatego każdy dostaje swoją szansę. Jeśli prześledzi pan okres, od którego przyszedłem, to zobaczy, że z kadry meczowej jedynie Dziewiat i Krzysiu Kolanko nie zagrali od początku. Mieliśmy wiele kontuzji, pomiędzy meczami zdarzało się, że zmienialiśmy piłkarzy na sześciu pozycjach. Dlatego wyniki w końcówce rundy były takie rozchwiane. Wydawało się po Śląsku Wrocław, że już jest wszystko dobrze, a na przerwę schodziliśmy z dwoma złamaniami w trakcie pierwszej połowy. Potem zapalenie ucha, albo COVID Tomka Pieńki, który schudł w tym czasie pięć kg. Stąd podstawowy wniosek – musimy mieć szerszą kadrę, ale żaden zagraniczny piłkarz nie dostanie miejsca w jedenastce bez wygrania rywalizacji. A im później nowi piłkarze dołączą, tym większą szansę będą mieć ci, którzy są dziś z nami.
Wspomniał pan Kolankę. Mały wzrostem, wielki talentem – a tak przynajmniej się twierdzi. Jaki jest dziś jego status w drużynie?
Jego rozwój zatrzymał się na moment przez poważną kontuzję. Miał nawykowe wypadanie barku, sytuacja wymagała operacji. Nie grał później przez kilka miesięcy, wracał powoli do gry. W pierwszym meczu zagrał dobrą połówkę, dostanie też swoją szansę z Widzewem (rozmawialiśmy przed tym sparingiem, Kolanko zagrał i strzelił bramkę po spokojnym opanowaniu piłki, przełożeniu rywala i strzale w sytuacji sam na sam – przyp. red.). Na pewno walczy, by zadebiutować w podstawowym składzie na wiosnę.
Oglądaj także: Podsumowanie rundy Zagłębia Lubin
Ludzie będą chcieli oglądać Zagłębie?
Jest pan zadowolony z jesieni? Dźwignął pan trochę drużynę w górę tabeli.
I tak, i nie. Jestem zadowolony z pierwszej części i niezadowolony z bardzo słabej końcówki, jeżeli chodzi o realizowanie planu. Będę teraz mądrzejszy, by przygotowywać wszystkich zawodników pod kątem gry, bo nie znasz dnia ani godziny, kiedy będziesz musiał z kogoś skorzystać. A w końcówce musieliśmy grać na przykład Arkiem Woźniakiem a – z całym szacunkiem do Arka – w pierwszym składzie Zagłębia nie grywał od ponad dwóch lat, a tu wyszedł w trzech meczach z rzędu i sam mówił, że już nie pamiętał takiej sytuacji.
Dopadły was problemy kadrowe, to fakt.
Ale nie chcę na to patrzeć w ten sposób. Patrzę na siebie. To ja mogłem lepiej przygotować zawodników, którzy nie grali w pierwszej części mojego pobytu w Zagłębiu.
Ludzie będą chcieli oglądać Zagłębie na wiosnę?
Myślę, że tak. Będzie więcej takich meczów, jak z Pogonią Szczecin, tylko życzyłbym sobie, byśmy my tym razem strzelali cztery, a rywal trzy.
Podsumowując krótko te kilka miesięcy – jak różni się rzeczywistość od oczekiwań, które pan miał przychodząc do Lubina?
Trochę się różnią… Wszystko do tej pory działo się bardzo szybko i nie było czasu, by poukładać sobie to tak, jak oczekiwałem. Chodzi o spokój pracy, o spokój w realizacji celów, w wypracowaniu modelu gry. Przez to, że musieliśmy korzystać z tak wielu zawodników, bardziej przypominało to gaszenie pożaru. Ale z kim nie rozmawiam, to właśnie tak to funkcjonuje i na pewno takich sytuacji jest więcej niż spokoju.
Komentarze