Wynik. Lubimy mówić: nie ważne jak, byleby był. W Polsce, która doświadczyła zapewne rekordowej w skali świata liczby pięknych porażek, tym bardziej tęsknimy za wynikiem. Jesteśmy w stanie wiele wybaczyć, jeśli jest.
I chyba wybaczamy za wiele.
Od wczoraj, od zwolnienia Dariusza Banasika, Radomiak, delikatnie mówiąc, nie uchodzi za klub niosący przez Ekstraklasę kaganek światłości i mądrości. Nie jest synonimem klasy i elegancji. Nie będzie raczej przeprowadzał pozostałym włodarzom ESA lekcji z zarządzania – ani z zarządzania kryzysem, ani z diagnozowaniem kryzysu, ani z zarządzania tak w ogóle. W dość powszechnym przekonaniu, aktualnie nie brak przydworcowych budek z odmrażanymi w mikrofali zapiekankami, które posiadają większą wiarygodność niż Radomiak.
I ja pytam, wszystkich wokół, ale i sam siebie:
Dlaczego daliśmy się omamić?
Daliśmy się omamić wynikowi, bagatelizując wszystko inne?
STADION TYSIĄCLECIA I INNE PRZYPADKI
Najpierw to, co lubicie: kulisy, anegdoty.
Z pracy na Weszło pamiętam, że gdy brakowało tematu, Szymon Janczyk zawsze był w stanie skręcić interesujący artykuł o nowych kuriozach na budowie stadionu Radomiaka.
Czasami wydawało mi się, że Szymon już to musi zmyślać. A może nawet korzysta ze sprytnego generatora problemów. Bo to nie może być aż takie spiętrzenie dziwactw. Ale nie, dwustumilionowa (!) podobno inwestycja dzielnie parła do przodu w kierunku jądra absurdu. I wszystko wskazywało na to, że prędzej na stadionie Radomiaka będzie można zagrać w paintballa niż piłkę nożną. W paintballu lubią takie nieużywane, betonowe konstrukcje. Ewentualnie może stadion Radomiaka nadać się jako zaimprowizowany silos na zboże.
W każdym razie, gdy w lutym Radomiak ogłaszał plan powstania centrum treningowego – ruch słuszny – życzyłem przede wszystkim tego, by nie był to pierwszy odcinek kolejnego radomskiego sitcomu.
A te pojawiające się w dość regularnych odstępach zdjęcia z miejsc – podkreślam miejsc, nie boisk – gdzie miał trenować Radomiak? Raz wyglądające jak podmokłe terytoria żeru bobrów? Innym razem jak zagubiona scena z “Coś” z Kurtem Russellem? A przypominana przez Szymona Jadczaka sprawa Grzegorza Gilewskiego, pośredniego właściciela klubu, skazanego przez PZPN za ustawianie meczów, mającego zakaz stadionowy, która dość łatwo była spychana na boczny tor? A model płacowy oparty na stypendiach z Urzędu Miasta? A brak struktur skautingowych? Kulejący marketing? Chyba, że za taki uznać – wisienka na torcie – zakładanie fejkowych kont w sieci, które krytykują Banasika, a wychwalają klub? Roli mołdawskiego szamana na razie nie będę nawet komentował – trzeba dowiedzieć się więcej o tej intrygującej postaci. Ale gdy połączysz kropki, czyli większe wpływy w klubie pana Moraru ze Stempniewskim mówiącym, że klubu nie stać na skauting…
Czy naprawdę moment i sposób rozstania z Banasikiem jest w obliczu wszystkiego powyższego czymś szokującym? Czy jednak przewidywalną kontynuacją polityki prowizorki i folkloru z innej epoki?
Daliśmy się nabrać.
Myśląc o Radomiaku, zawsze myśleliśmy o robocie Dariusza Banasika. O znakomitych jesiennych wynikach tego zespołu. O kilku ciekawych nowych ligowcach, którzy kradli show.
Banasik, a wraz z nim Radomiak, pisali romantyczną historię. Trener potrafił jeszcze swoją charyzmą tę opowieść przyprawić. Mnie podobało się, jak przyznał otwarcie w Canal+, że gdy jest możliwość, nie ma problemu by jego piłkarze ruszyli do Warszawy “na integrację”. Nie dał się w tym zwariować, wiedząc, że skoszarowanie tylu południowców w Radomiu – i zmuszenie ich tylko do trenowania – mogłoby się skończyć drugim Gutowem. Jeśli były zadbane odpowiednie proporcje – a wszystko wskazuje, że były – to nie ma czego się bać.
I tak Banasik, mam wrażenie, stanowił parasol ochronny dla Radomiaka. Przesłaniał tamtejszy horyzont problemów. Problemów, które były widoczne, może nawet jaskrawe.
Ale my nie chcieliśmy tam patrzeć. Bo przecież, patrzcie, co za wynik. Porozmawiajmy lepiej o nim.
Jak w sztuczce magicznej, której podstawę tłumaczył film “Prestiż”. Najważniejsze to sprawić, by widz patrzył w innym kierunku.
KONFERENCJA DO HISTORII
Wspaniała konferencja prasowa pana Stempniewskiego była dość toporną próbą robienia PR-u, jedną z bardziej topornych w ostatnich latach.
Niech każdy sam sobie odpowie czym trąci narracja o “wspólnej decyzji”. Zasugerowanie innej pracy w klubie Banasikowi – wspaniale. Szkoda, że osobie, która dopiero co kręciła się wokół nagrody trenera roku, nie zaproponowano stanowiska dyrektora ds. wypożyczeń. Albo pomocnika greenkeepera. Taka łaskawość.
Było pustosłowie “na całym świecie dzieje się tak, że jest potrzebne świeże spojrzenie na zespół, nowa siła witalna, bo po czterech latach następuje zmęczenie materiałem“. Argument “na całym świecie” to prawie jak “nie brak opinii“. Ale ujęło mnie najbardziej mówienie pana Sławka per “efekt beniaminka się skończył, Ekstraklasa nauczyła się Radomiaka” i “gdybyśmy tak dalej grali i nie mieli punktów z jesieni, to byśmy spadli“. Ten efekt beniaminka brzmi jak as w rękawie wszystkich, którzy meldują się w lidze. Tak zostało to przedstawione. Cóż, warto zapytać o opinię na ten temat w Górniku Łęczna, Termalicy Bruk-Becie Nieciecza, Podbeskidziu Bielsko-Biała, ŁKS-ie Łódź, Zagłębiu Sosnowiec i całej plejadzie innych beniaminków, dla których jedynym efektem beniaminka było zbieranie w łeb.
Co do “Gdybyśmy tak dalej grali i nie mieli punktów” – ALE MACIE. ONE NIE ZOSTAŁY ZNALEZIONE W CHIPSACH. ONE ZOSTAŁY ZDOBYTE W TRUDNYCH WARUNKACH ORGANIZACYJNYCH. BYŁA ICH DOŚĆ SZALONA LICZBA. Znów, zadzwońcie do Wisły Kraków czy Zagłębia Lubin, jak trudno w tej lidze zdobyć punkty i ile w tym kontekście warte jest ich przekreślanie lekką ręką.
Jak w porównaniu wypadają słowa Banasika mówiącego, że klub sportowo szedł do przodu, ale warunki były słabe, a on sam musiał świecić oczami przed piłkarzami, którzy wszędzie w Polsce widzieli lepszy standard?
Kto tu brzmi wiarygodniej, by nie powiedzieć: sensowniej?
Nikomu źle nie życzę. W Radomiu długo czekano na dobry futbol. Mariusza Lewandowskiego mam za niezłego fachowca, który też w Niecieczy mógł dać jeszcze więcej, a kolejne miesiące Bruk-Betu na pewno pokazały, że mierzył się z trudnym materiałem i złej pracy nie wykonywał.
Ale pan Stempniewski tłumacząc ostatecznie zwolnienie Banasika powiedział, że istniały obawy o przyszły sezon. Panie Sławku i wy, inni decydenci Radomiaka. Te obawy cały czas istnieją. Nawet mocniej. Bo są związane przede wszystkim z waszą działalnością, nie z Banasikiem czy Lewandowskim.
Komentarze