- Wraz z końcem sezonu wygasa kontrakt Josue z Legią Warszawa
- Czy forma Portugalczyka spada? Jak lider Legii wypada w statystykach na tle ligi? Czy to wciąż najlepszy środkowy pomocnik Ekstraklasy?
- Wokół Legii trwa debata – czy klub stać na to, by dać wysoki kontrakt Josue? Ale wydaje się, że bardziej trafne pytanie jest takie – czy Legię stać na to, by stracić piłkarza o takim formacie?
Jaka jest prawda o Josue?
Od trzech sezonów Josue jest jedną z największych gwiazd Ekstraklasy. Polaryzuje swoją osobowością, jest chorobliwie wymagający i nawet niektórzy koledzy z zespołu muszą przymykać oko na jego zachowania. Jego charakter jest mieczem obosiecznym. Jednocześnie nie da mu się odmówić czystej jakości piłkarskiej. Z kompilacji jego podań można zrobić kilkuminutowy film, który będzie napakowany zagraniami spod znaku “wow, naprawdę?!”.
Jedni twierdzą, że gracza tej klasy nie można wypuszczać. Nawet jeśli ma swoje humorki i czasem zaborczo bierze grę na siebie, to po prostu – w myśl zasady “dobrych piłkarzy nigdy dość” – trzeba zatrzymać go za wszelką cenę. W opozycji stoją ci, którzy mówią, że Josue lepszy już nie będzie, w tej samej półce kontraktowej można znaleźć piłkarza o zbliżonej jakości, a poza tym gra Legii jest za mocno uzależniona od Portugalczyka.
Gdzie leży prawda? Na ile Josue faktycznie zawłaszcza grę legionistów? Czy w statystykach widać spadek formy 33-latka?
Josue – furiat i choleryk? A może wymagający lider?
– No on taki jest… Po meczu jest normalny – mówi Bartosz Kapustka w materiale “Piłkarze na podsłuchu” w Canal+. – Josue? Przesadza. Pozwalają mu na to sędziowie i sama Legia – dodaje Rafał Janicki w naszym wywiadzie. – Zróbcie z nim coś – dorzucają rywale Legii we wspomnianym serialu. Portugalczyk jest też na cenzurowanym wśród sędziów, którzy traktują go jako piłkarza o specjalnych wymaganiach.
Bez wątpienia Josue jest postacią, która wybija się ponad ligową szarzyznę. Nie jest może tak popularny wśród niedzielnych kibiców, jak chociażby Lukas Podolski czy Kamil Grosicki. Ale jeśli śledzisz Ekstraklasę chociażby z doskoku, to nazwisko lidera Legii nie jest ci nieznajome. Wiesz, że nie tylko gra dobrze w piłkę, ale i jest osobowością.
Łukasz Olkowicz poświęcił na łamach “Onetu” obszerny, trzyodcinkowy reportaż o 33-latku. Poznajemy go od strony ludzkiej, dowiadujemy się o tym, jak funkcjonuje w szatni. Dostajemy pełen obraz piłkarza czasem trudnego, czasem do rany przyłóż. Bywa, że Josue urządza kolegom coś z pogranicza mobbingu i wojskowej musztry, ale i Olkowicz maluje obraz osobowości, która nie znosi olewania, minimalizmu, półśrodków.
Wydaje się jednak, że słowem, które najtrafniej opisuje pomocnika Legii, jest przymiotnik “wymagający”. Josue chce odpowiednich standardów. Wymaga dobrej gry, wymaga podań, wymaga profesjonalizmu, wymaga umiejętności, wymaga zaangażowania.
Przy pojawiających się tezach, że osobowość Josue jest przytłaczająca dla niektórych graczy, należy sobie zadać pytanie – komu bliżej do legijnej tożsamości? Piłkarzowi, który ma obsesję wygrywania? Czy zawodnikowi, któremu nie podoba się podniesiony krzyk w szatni?
Oczywiście Josue miewa też momenty, gdy przesadza. W tekście Olkowicza jest przytoczona anegdota o tym, jak Portugalczyk w trakcie treningu zaczepił osobę z mediów klubowych.
– Słuchaj, grałeś kiedyś w piłkę? Umiesz grać? – zapytał. W odpowiedzi usłyszał: – Coś tam kiedyś grałem, trenowałem w juniorach, ale to było dawno.
– Widzisz, ty kiedyś trenowałeś i nie umiesz grać. A Ciepiela codziennie trenuje i też nie umie grać – zripostował Josue, czym uderzył w wychowanka Legii.
Jest w tym oczywiście sporo szatniowego humoru, piłkarskiej szyderki, ale pewnie w idealnym świecie Josue wziąłby Ciepielę pod skrzydła i próbował po mentorsku wprowadzić do do drużyny. Natomiast – co też często przewija się w legijnej retoryce – stołeczni nie są klubem specjalnej troski. Albo się nadajesz, albo nie. Walutą wkupienia się do drużyny są odpowiednie umiejętności i mental, który wytrzyma bycie pod ciągłą presją z trybun.
Z tego punktu widzenia tylko pod kątem mentalnym Josue jest zawodnikiem, który wyznacza pewien standard w szatni. I dobrze byłoby takiego gracza mieć na dłużej. Zwłaszcza wtedy, gdy domaga piłkarsko.
Josue w liczbach – czy widać starzenie?
Argumentem przeciwko przedłużeniu kontraktu Josue jest teza o tym, że Portugalczyk gaśnie. Wystarczy rzucić okiem na jego podstawowe statystyki, porównać z dorobkiem sprzed roku i sprawa robi się jasna. – Ma ledwie jedną asystę w Ekstraklasie… – słyszymy. Przecież nawet w Ekstraklasie znajdziemy bramkarzy z podobną liczbą ostatnich podań! Sęk w tym, że sucha liczba asyst niewiele nam mówi.
Josue we wszystkich rozgrywkach zanotował w tym roku cztery asysty, ale ma aż 9,4 xA, czyli asyst oczekiwanych. To jasno wskazuje na to, jak często koledzy marnują jego dobre podania. W samej tylko Ekstraklasie portugalski pomocnik ma 4,8 xA przy tej jednej asyście. Nie ma w lidze zawodnika, który byłby choćby w zbliżonym stopniu “okradany” z asyst przez współpartnerów. Przykładowo Kamil Grosicki ma dziewięć asyst przy 9,17 xA, Paweł Wszołek sześć asyst przy 6,11 xA, a Dominik Marczuk sześć asyst przy 3,58 xA.
Wniosek jest jasny – Josue nadal jest absolutnie topowym kreatorem gry w Ekstraklasie:
Wystarczy zerknąć na rankingi WyScouta pod kątem kluczowych statystyk dla kreacji gry:
- pod kątem liczby prostopadłych podań Josue jest pierwszy (49) pod kątem podań w ofensywną tercję boiska jest drugi (255, lepszy tylko Dąbrowski)
- pod kątem tzw. smart passes jest drugi (25, lepszy tylko Ramirez)
- pod kątem podań progresywnych jest trzeci (247, najwięcej z pomocników, lepsi tylko stoperzy Ghita i Dieguez)
- pod kątem podań w okolice pola karnego jest pierwszy (51)
- pod kątem podań kluczowych jest czwarty (15, lepsi tylko skrzydłowi – Wszołek, Grosicki i Marczuk)
- pod kątem dośrodkowań jest drugi (z najlepszą skutecznością wśród TOP5 najczęściej wrzucających)
Może zatem Josue się brzydko starzeje? We wrześniu stukną mu 34. urodziny, powinien mieć zatem zauważalne spadki w statystykach względem zeszłego roku, prawda?
Cóż, niekoniecznie. Tak to wygląda, gdy porównamy jego osiągi w sezonie 2022/23 i 23/24:
Statystyki Josue na 90 minut gry (wszystkie rozgrywki) | 2022/23 | 2023/24 |
Gole | 0,38 | 0,24 |
Asysty | 0,23 | 0,12 |
Oczekiwane asysty (xA) | 0,25 | 0,28 |
Podania prowadzące do strzału | 2,46 | 2,53 |
Dryblingi | 2,41 | 1,79 |
Rajdy progresywne | 1,85 | 1,38 |
Podania w ofensywną tercję | 10,16 | 12,99 |
Podania prostopadłe | 2,72 | 2,53 |
Podania w pole karne | 6,68 | 7,63 |
Otrzymane podania | 46,61 | 48,47 |
Pojedyneki w ofensywie | 9,66 | 8,76 |
% wygranych pojedynków w of. | 52,60% | 46,60% |
Przechwyty | 1,47 | 1,68 |
Pojedynki w obronie | 3,43 | 4,03 |
% wygranych pojedynków w def. | 60% | 50,40% |
Josue jest też absolutnie topowym piłkarzem ligi, gdy zerkniemy na statystyki, które można określić “wpływem na budowę akcji”. Pod każdym kątem – albo jest najlepszy w lidze (ze znaczną przewagą nad resztą), albo jest w ścisłej czołówce ligowej.
Teza o tym, że Josue gaśnie lub jest w słabszej formie po prostu kompletnie się nie broni. To wciąż prawdopodobnie najlepszy środkowy pomocnik ligi. Pewnie Kamil Grosicki na przestrzeni sezonu jest zawodnikiem groźniejszym, być może Erik Exposito jeszcze się przebudzi, dobrze wyglądają Marczuk czy Velde, ale jeśli mówimy o samej kreacji gry, to Portugalczyk nie ma sobie równych.
Zerwać z zależnością od Josue
Argumentem za tym, by nie przedłużać umowy z Portugalczykiem, jest fakt, że Legia jest bardzo zależna od jego formy. Każda piłka w centrum boiska przechodzi przez niego, to on produkuje najwięcej szans strzeleckich, on dyktuje tempo, jego rozegranie piłki na prawej flance z Wszołkiem jest najgroźniejszą bronią Legii.
W teorii – ma to sens. Rozłożenie odpowiedzialności na większą liczbę piłkarzy sprawia, że forma legionistów byłaby mniej zależna od tego, którą nogą wstanie Josue. Oznaczałoby też minimalizowanie ryzyka w kontekście potencjalnego urazu kluczowego gracza – pauza rozgrywającego nie oznaczałaby posypania się modelu gry w ofensywie.
Sęk w tym, że to sens iluzoryczny. Każda drużyna ma pomocnika, na którym polega w kontekście rozegrania. W polskich warunkach trudno mieć dwóch równorzędnych kreatorów wysokiej klasyk, tak jak trudno jest zakontraktować dwóch bardzo skutecznych napastników czy mieć dwóch bramkarzy wyraźnie wyrastających ponad ligę.
Należy zadać sobie pytanie – czy lepiej mieć dwóch średnich rozgrywających, czy jednego znakomitego? A jest przecież jeszcze jeden wątek tej historii. Czyli skoro Josue by odszedł, to trzeba byłoby zakontraktować następcę…
Gigantyczne problemy Legii z wymianą kluczowych ogniw
A Legia ma poważne problemy z wymianą kluczowych ogniw. Sprawa jest klarowna – żaden polski klub nie jest docelowym kierunek dla zawodników zagranicznych. Traktują Ekstraklasę jako ligę pomostową, czego przykładami są chociażby Muci, wcześniej Luquinhas, jeszcze wcześniej Duda. Nawet piłkarze w kwiecie sportowego wieku liczą, że po trzydziestce uda im się złapać kontrakt życia w krajach pokroju Turcji, Cypru czy ostatni Arabii Saudyjskiej. Siłą rzeczy zatem Legia bardzo klarownie wie, w którym miejscu transferowego łańcucha pokarmowego jest.
Musi być zatem gotowa na to, by sukcesywnie zastępować swoich najlepszych piłkarzy. A wychodzi jej to ostatnio słabo. Bezskutecznie próbowano zasypać dziurę po Luquinhasie (wypożyczenie Verbicia, później ściągnięcie Picha, Carlitosa czy Baku). Za Wieteskę legioniści ściągnęli Augustyniaka, ale właściwie sami nie wiedzieli, czy robić z niego stopera, czy jednak środkowego pomocnika.
Sprzedaż Nawrockiego? Wymienianie stoperów, którzy mieli od jego odejścia wskoczyć do wyjściowego składu, przypomina dukanie gorzkich żali. Zimą za Slisza przyszedł Zyba i póki co ma problemy z wdarciem się do wyjściowej jedenastki. Za Muciego przyszedł… No, właściwie nikt nie przyszedł. Podmiana Mladenovicia na Kuna nie wyszła na dobre jakości sportowej drużyny. W ataku Legia tak szukała nowych nazwisk, że skończyła… ze starymi, czyli powrotem Carlitosa i powrotem Pekharta.
Nie dziwią wobec tego zarzuty wobec dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego, że póki co w dużej mierze bazuje w drużynie na tych graczach, których ściągał jeszcze Radosław Kucharski.
I tutaj pojawia się bodaj największa wątpliwości przy tezie “nie ma co przedłużać kontraktu z Josue, w tej półce cenowej można znaleźć kogoś lepszego”. Pytań jest tutaj aż nadto. Po pierwsze – czy Legia w ogóle chce utrzymywać się na tej półce cenowej? Patrząc na pojawiające się przy każdej okazji zdania o optymalizacji kosztów, zaciskania pasa, ograniczaniu długu, można dojść do wniosku, że Legia chce nieco odchudzić comiesięczne wydatki.
Po drugie – owszem, można pewnie znaleźć piłkarzy o zbliżonej jakości do Josue i o podobnej wypłacie, ale za nich często trzeba zapłacić odstępne. Symptomatyczne były natomiast fragmenty serialu o Legii na Amazon Prime. Pion sportowy przy kontaktach z klubami na rynku transferowym wyglądał jak student, który prosi wykładowcę o naciągniecie progu punktowego do zdania. – Nie puścicie go za darmo? Może jakieś procenty od następnego transferu? Albo bonusy za wyniki sportowe? – te pytania padają co chwilę.
A po trzecie – takich piłkarzy można znaleźć, można nawet zapłacić, ale… czy Legia jest w stanie to zrobić? Patrząc na niezgrabne ruchy Legii na rynku transferowym w ostatnich okienkach można bowiem dojść do wniosku, że stwierdzenia “można zrobić” i “zrobimy to” nie są w Legii tym samym.
Stąd na miejscu fanów Legii warto zachować zdrowy rozsądek i zasadę ograniczonego zaufania do władz klubu przy potencjalnym odpuszczeniu walki o Josue. O finansach powinien myśleć klubowy księgowy. Kibic chce oglądać dobrych zawodników i cieszyć się z sukcesów sportowych.
Pozycja negocjacyjna Legii i Josue – pułapka “komina płacowego”
Najnowsza historia Ekstraklasy podpowiadałaby, by Legia nie wykosztowywała się na nowy kontrakt dla Josue. Czemu? Bo to oznacza… pecha. Rzućmy bowiem okiem na to, jak kończyły się ostatnio hitowe przedłużenia kontraktów z gwiazdami ofensyw Rakowa i Lecha. Częstochowianie porozumieli się z Ivim Lopezem, dali mu podwyżkę, a ten latem zeszłego roku zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i wróci pewnie dopiero pod koniec bieżącego sezonu.
Lech? W wielkiej tajemnicy trzymał informację o przedłużeniu kontraktu z Mikaelem Ishakiem. Poinformował o tym z wielką pompą na otwarciu Centrum Badawczo-Rozwojowego we Wronkach. Kilka miesięcy później Szwed zachorował na boreliozę, stracił pół rundy i część przygotowań, jesienią ewidentnie szukał formy fizycznej i nie był sobą, a zimowy okres przygotowawczy zakończył z urazem żeber i prawdopodobnie wróci do gry dopiero w kwietniu.
Oczywiście to dowody anegdotyczne, ale już badania przeprowadzone przez zespół pod redakcją Jaime Sampaio dowodzą, że istnieje coś takiego, jak “efekt podpisanego kontraktu”. W swoich analizach wzięli pod uwagę 249 piłkarzy z TOP5 lig Europy (lata 2008-2015). Hiszpańscy badacze porównali ich osiągi w zaawansowanych statystykach – wzięli pod uwagę dwa sezony przed końcem kontrakt i rok po przedłużeniu umowy. Wnioski? Tożsame z tym, co można wysnuć na chłopski rozum – w wielu kluczowych aspektach gry doszło do regresu po podpisaniu nowej umowy.
Legia musi mieć to na uwadze. Po Josue nie widać drastycznej obniżki umiejętności, ale wieku nie oszuka. Jasne, Kamil Grosicki jest starszy od Josue i wciąż szaleje w barwach Pogoni, natomiast piłkarze w różny sposób reagują na wyścig z metryką. Legia musi mieć to na uwadze. A i pozycja negocjacyjna Josue nie jest pewnie aż tak mocna, jak rok temu, gdy w grze o jego usługi były drużyny z Bliskiego Wschodu.
Rozgrywka finansowa jest poza spekulacją, tutaj pewnie do mediów będą przedostawać się tylko strzępki informacji, dodatkowo obie strony będą chciały rozegrać to PR-owo po swojemu. Najważniejsze pytanie w kontekście wygasającego kontraktu Portugalczyka brzmi jednak nie “czy Legię stać na to, by zaproponować Josue nową umowę”. Brzmi ono – “czy Legię stać na to, by wejść w nowy sezon bez piłkarza o umiejętnościach Josue”.
*dane aktualne na 8.03.2024r. – via WyScout
Komentarze