- Tuż po świętach bożonarodzeniowych gruchnęła informacja o zawieszeniu licencji Lechii Gdańsk i Kotwicy Kołobrzeg
- Decyzja Komisji ds. Licencji Klubowych może zostać odwołana, oba kluby mogą wrócić do rozgrywek, natomiast czas wreszcie ukrócić niepoważne podejście do regulaminu rozgrywek
- To nie pierwszy raz, gdy Lechia robi sobie żarty ze sprawiedliwego porządku rywalizacji w Ekstraklasie
Komisja Licencyjna powinna pilnować sprawiedliwości
Piłka nożna przez ostatnie dekady robi bardzo dużo, by stać się najbardziej odklejoną od rzeczywistości dyscypliną sportową. W publicystycznych dyskusjach rzucamy metaforami, które mają odnieść prawidła piłkarskie do tych, które znamy z życia codziennego. Mówimy, że jeśli jakiś zarządzałby tak samo piekarnią, jak zarządza klubem, to ta piekarnia nie sprzedałaby żadnej bułki. Twierdzimy, że gdyby dany dyrektor sportowy miał rywalizować na rynku deweloperskim, to zbankrutowałby w pierwszym kwartale swojej działalności, bo nie idzie mu budowanie zespołu, a co dopiero konstrukcji mających służyć ludziom przez dekady.
Problem z takimi sprawnymi metaforami jest tylko taki, że są one jedynie zgrabnym zabiegiem stylistycznym. Wie to każdy felietonista. Sam z nich korzystam, bo takie porównania są faktycznie efektowne i dają złudzenie tego, że świat piłki nożnej jest normalną dziedziną życia. Lubimy się oszukiwać, lubimy tę słodką ułudę racjonalizmu. A prawda jest zgoła inna – futbol (a często i po prostu cały sport), jako działka biznesu, wymyka się rozsądkowi i zasadom normalnego funkcjonowania. To, co w dziale księgowości nazwano by mobbingiem, w futbolu jest “suszarką” lub “mocnymi, męskimi słowami”. Jeśli w górnictwie ktoś przez całe życie pracuje w jednej kopalni, to jest to czymś zupełnie normalnym i zrozumiałym. W futbolu wznosi się hasła o “lojalności, miłości do barw, świętym herbie na piersi”. Chcemy być Piotrusiem Panem, który robi sobie ze sportu magiczny wycinek rzeczywistości.
I w zasadzie – to dobrze. Każdy chce mieć jakąś odskocznie od rzeczywistości. Kibic ma futbol, nastolatka ma serial o perypetiach swoich rówieśników z Ameryki, a rumieniec u emerytowanej nauczycielki wywołuje pospolity harlekin.
Problem jednak w tym, że rozgrywki piłkarskie mają określony porządek. Umówiliśmy się na pewne zasady – że za zwycięstwo są trzy punkty, że nie można biegać po boisku w piętnastu, że nie wolno podcinać nóg zawodnika wbiegającego w pole karne. Stworzyliśmy dziesiątki regulaminów, które regulują zasady, ale i powołaliśmy organy, które mają weryfikować i pilnować tego, że uczestnicy rozgrywek wywiązują się z tych przepisów.
I tak jak sędziowie mają pilnować tego, by gwizdać faule, tak Komisja ds. Licencji Klubowych musi weryfikować to, że wszyscy w Ekstraklasie grają według zasad finansowo-organizacyjnych. Jeśli machniemy na to ręką, to wprost przyznamy, że frajerem jest ten, kto stara się grać zgodnie z regułami.
Lechia Gdańsk, czyli powracający temat finansów
Paweł Zarzeczny zwykł mówić, że news nie jest wtedy, gdy pies pogryzie człowieka, a dopiero wtedy, gdy człowiek pogryzie psa. Stąd przestały nas dziwić nagłówki krzyczące o tym, że Lechia Gdańsk nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań finansowych. Czytamy, że “Lechia znów spóźnia się z wypłatami”? Wzruszamy ramionami tak samo jak wtedy, gdy telewizyjna pogodynka oznajmia nam, że w styczniu w Suwałkach jest zimno. Portale sportowe donoszą, że Lechia jest objęta nadzorem finansowym? Trudno, to przecież nie jest pierwszy raz, tak jak nie dziwi nas wlepienie zakazu prowadzenia pojazdów kierowcy, który miał już trzy takie zakazy. Przyzwyczajenie do patologii osiągnęło już taki status, że sytuacja patologiczna stała się normą.
Ale być może nadszedł czas, by z tym skończyć. W piątek Komisja ds. Licencji Klubowych (często nazywana po prostu Komisją Licencyjną) wydała komunikat, że zawiesza w rozgrywkach Lechię Gdańsk i Kotwicę Kołobrzeg. Gdyby nie było przerwy zimowej i obie te ekipy miały grać w ten weekend mecze, to musiałyby oddawać walkowera. Powód zawieszenia? – Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN po analizie nadesłanych w ramach rozszerzonego nadzoru finansowego dokumentów, stwierdziła, że kluby Lechia Gdańsk oraz Kotwica Kołobrzeg nie wywiązują się z nałożonych w ramach tego nadzoru obowiązków – czytamy w komunikacie PZPN-u.
Czyli oba kluby już latem śmierdziały problemami finansowymi, dlatego dostały licencję z warunkiem nadzoru. Nadzór jednak wykazał, że w Gdańsku i Kołobrzegu nie dzieje się dobrze (szokująca informacja – tak, jakby nie było słychać o tym co chwilę w medialnych przeciekach), zatem warunkowa licencja została zawieszona. Lechia i Kotwica mają możliwość odwołania, mogą w ciągu pięciu dni odwołać się od skarg Komisji Licencyjnej. Lub po prostu rozwiązać problem swoich zaległości finansowych. Wówczas PZPN przywróci im prawo do gry w Ekstraklasie oraz zezwoli na to, by znów rejestrowali nowych piłkarzy.
To wypacza sportową rywalizację
Czy jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym Lechia Gdańsk najpierw skutecznie odwołuje się od zawieszenia licencji, a później przy refrenie tekstów “gdański klub znów nie płaci piłkarzom” utrzymuje się w Ekstraklasie? Oczywiście, że tak – widziałem już spadek Podbeskidzia, choć to prawie weszło do górnej ósemki. Widziałem liderująca Wisłę Płock, która wiosną przeprowadziła udany rajd w kierunku 1. ligi. Nic w tej lidze mnie już nie zaskoczy.
Utrzymanie Lechii nie wymykałoby się zatem ekstraklasowej logice, ale byłoby w absolutnej sprzeczności do sprawiedliwej rywalizacji sportowej. W mediach trwa obecnie krucjata przeciwko klubom miejskim (i słusznie), ale jeszcze bardziej kuriozalne jest rywalizowanie klubów, które chcą grać według zasad z tymi, które te zasady ordynarnie łamią. A Lechia dziś gra piłkarzami, na których ich nie stać.
Wyobraźmy sobie, że w ostatniej kolejce Lechia utrzymuje się w lidze kosztem Stali Mielec. Gola na wagę utrzymania strzela piłkarz, za którego Lechia nie zapłaciła jego wcześniejszemu klubowi, a asystuje mu kolega, który ma ponadregulaminowe zaległości płacowe. Tymczasem Stal (potraktujmy ją jako przykład) w ostatniej kolejce przegrywa, bramki puszcza opłacany zgodnie z kontraktem piłkarz, za którego mielczanie nikomu nic nie wiszą.
Ktoś powie – no dobra, ale przecież tych zawodników w Lechii nikt siłą nie trzyma. Mogą śladem Conrado rozwiązać umowy po dwóch miesiącach spóźnień z wypłatą i droga wolna. I zgadzam się – piłkarzy Lechii żal mi w tym najmniej. Z kilku względów. Po pierwsze – przepisy chronią ich najmocniej. Jeśli klub jest im dłużny, to poprzez instytucje FIFA mogą dochodzić swoich zaległości i mają niemal stuprocentowe szanse na to, że należną ich kasę dostaną. Po drugie – świadomie poszli do klubu, który od dłuższego czasu ma problemy z płynnością finansową. I po trzecie – przeciętny piłkarz Ekstraklasy jest w stanie stworzyć sobie poduszkę finansową, a przeciętny księgowy klubu Ekstraklasy już niekoniecznie.
Natomiast żal mi w takim scenariuszu byłoby klubu, który będzie grał zgodnie z zasadami, z zostanie wyautowany z gry przez klub, który zasady traktuje tylko jako luźne sugestie. Na frajera wyjdzie prezes, który w lipcu powiedział “nie no, nie możemy ściągnąć tego chorwackiego napastnika – mamy przecież określony budżet i nie stać nas na niego, taki transfer sprawiłby, że nie płacilibyśmy na czas i złamalibyśmy w ten sposób regulamin Ekstraklasy”. Triumfowałby ten, co nie tyle żyje na kredyt, co żyje ze spekulacji. “Jeśli weźmiemy trzech gości, na których nas nie stać, to może dzięki temu zajmiemy miejsce X, co przy transzach z praw telewizyjnych pozwoli nam na doślizganie się do kolejnego sezonu, a wtedy spłacimy długi sprzed roku…”.
Komisja Licencyjna ma doskonałą okazję na to, by ukrócić ten proceder, który przecież znany jest nam od lat.
Lechia Gdańsk i rzeczywistość fikcji, która jest powszechna
Oczywiście nie ma co robić z Lechii jedynego klubu, w którym nie zgadzają się tabelki Excela. Piast Gliwice dopiero co wybłagał pieniądze z miejskiej kasy. Podobnie ma się w Śląsku Wrocław. Pogoń Szczecin bez zmiany właściciela czekają poważniejsze problemy. Od lat mówi się o długach Górnika Zabrze. Znaleźlibyśmy kolejne kluby, gdzie słowa “opóźnienie” czy “poślizg” niemal same wpisują się na klawiaturze, gdy stawiamy w tekście wzmiankę o wypłatach.
Natomiast po pierwsze – PZPN daje pewien margines błędu przy klubowym cash-flow. Niektóre kluby dostały przed sezonem nadzór finansowy, bo miały w przeszłości problemy lub ich prognozy finansowe zdawały się nazbyt optymistyczne. A Lechia (czy również Kotwica) został objęte nadzorem szczególnym, co już mówi samo za siebie. Po drugie jednak – tarapaty finansowe można stopniować. Czym innym jest dwutygodniowy poślizg w wypłatach dla piłkarzy, a czym innym trzy miesiące bez pensji dla klubowego masażysty.
Można powiedzieć, że sami sobie ten problem wyhodowaliśmy. Ogon nie został ścięty we właściwym momencie, spirala zezwalania na finansowe eldorado kręciła się w najlepsze, polityka “tego ostatniego, ale już naprawdę ostatniego” budżetu klejonego na agrafkę i trytytki trwała w najlepsze. Ale można ten proceder przeciąć z całą surowością. I to zanim dojdzie do posezonowego rabanu, w którym zadłużony po uszy cwaniaczek będzie machał zmierzającemu do 1. ligi spadkowiczowi, który jak ostatni naiwniak myślał, że regulaminy są po to, by ich nie łamać.
Komentarze