Sekrety Lecha Poznań. Jak Kolejorz łączy futbol z matematyką?

Dział naukowy Lecha Poznań nie strzeli gola, nie popisze się kapitalną paradą i nie dośrodkuje celnie na głowę napastnika. Ale stara się pomóc w podejmowaniu mądrych decyzji. Bartłomiej Grzelak, szef tego departamentu, odsłania przed nami kulisy pracy ludzi działających na styku futbolu, matematyki i informatyki.

Alex Douglas i Mikael Ishak (Lech Poznań)
Obserwuj nas w
Konrad Swierad / Alamy Stock Photo Na zdjęciu: Alex Douglas i Mikael Ishak (Lech Poznań)
  • W 2021 roku Lech Poznań otworzył dział naukowy oraz nawiązał współpracę z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w zakresie analizy i przetwarzania danych
  • Bartłomiej Grzelak, szef działu naukowego, otwiera przed nami sekrety tego departamentu Kolejorza – jak pomaga ona w skautingu czy minimalizacji ryzyka odniesienia kontuzji?
  • Poza tym mówi m.in. o superkomputerach, wirtualnym trackingu boiska, skomplikowanych wyliczeniach czy liczbowej charakterystyce Ekstraklasy

Czym jest dział naukowy Lecha Poznań?

Na biurku Bartłomieja Grzelaka stoi bardzo wydajny komputer. Obok leżą dwie książki. Jedna to “Jak (nie) grać w Europie” Michała Zachodnego. Pozycja, która przybliża ekstraklasowe porażki na przestrzeni lat w europejskich pucharach i która próbuje odpowiedzieć na pytanie “dlaczego nam tak daleko do Europy?”. Obok niej znajduje się autobiografia Stanisława Ulama. Jednego z najwybitniejszych polskich matematyków. – Mówi się, że to “polski Oppenheimer”. Pasjonująca postać, niesamowity umysł. Aż dziwne, że jego historia jest tak mało popularna – przyznaje Grzelak.

On też raczej pracuje w cieniu. – Biuro mam na końcu korytarza. Śmieję sie, że jak ktoś ma do mnie jakieś pretensje, to niż tu dojdzie, to ochłonie i wejdzie z innym nastawieniem. Ale mamy tu spokój do pracy – mówi z uśmiechem. Oprócz niego pracują tutaj jeszcze dwie osoby. Obaj to obcokrajowcy, specjaliści od programowania czy statystyki. Do tego dochodzi współpraca z Adamem Owenem czy Brandonem Moranem z akademii.

Dział naukowy – to brzmi poważnie. Nieco tajemniczo. Kiedyś ta koncepcja nie miałaby racji bytu. – Tak, tak… Jak to było? Komputer jako podstawka pod kawę? Znana historia – kiwa głową Grzelak: – Dzisiaj jednak taki dział już norma. Jeździmy po Europie, rozmawiamy z klubami, bywamy na konferencjach. W topowych ligach taki dział jest czymś absolutnie normalnym, nikt nie puka się w czoło. Jestem zdania, że jeśli dzisiaj zaczynasz pracę ze zbieraniem i analizą danych, to już jesteś spóźniony. To znaczy: dobrze, że to robisz, ale konkurencja jest z przodu.

Dział naukowy funkcjonuje formalnie od jesieni 2021 roku. Jest ciałem doradczym, gigantyczną bazą danych, ale nie jest decydentem. – To nie jest tak, że zbiera się zarząd klubu, jest dyskusja prowadzona na temat np. zatrudnienia trenera i wbiegnę tam ja z krzykiem “z danych wychodzi, że musimy wziąć tego gościa!”, po czym każdy tylko kiwa głowa i bierzemy właśnie tego szkoleniowca. Dział naukowy jest ciałem doradczym. Pewnie gdybym bardzo, bardzo się postarał, to byłbym w stanie przekonać prezesa czy dyrektora sportowego do sprowadzenia piłkarza X, Y czy Z. Ale nasza rola jest inna. Doradzamy, precyzujemy, wyjaśniamy, szukamy odpowiedzi. Szukamy klucza – wyjaśnia Grzelak.

Słownik matematyczno-piłkarski

Dla żony Adama Owena środa wiąże się ze zrobieniem zakupów dla domu. Dla Owena nie ma środy. Jest “match day -3”, bo to w sobotę jest dzień meczowy. Wypracowanie wspólnego języka dla działu badawczego było podstawą. – Zakupy i “match dach -3” to tylko przykład prozaiczny. Ale spójrzmy na przykład na “szybką reakcję po stracie piłki”. Dla ciebie to będzie pięć sekund, dla trenera Frederiksena trzy sekundy, dla mnie cztery sekundy. Wypracowanie słownika pojęć jest kluczowe, jeśli w ogóle mamy zacząć zbierać dane – mówi Grzelak.

A zbieranie danych Lech Poznań zaczął już dawno. Miał wykupione pakiety dostępu do liczb w platformach statystycznych. Zakupił kamizelki GPS firmy Catapult. Robił badania krwi piłkarzom. – Tylko to wszystko było postrzępione. Tu trochę liczb, tam trochę danych. Gdzie to wpisać, jak to magazynować? Zanim opracujemy algorytmy, sposób wizualizacji tych danych, to po pierwsze musimy mieć w nich porządek – rozkłada to szef działu.

Tylko u nas

Dziś w samej bazie skautingowej Lecha jest 50 tysięcy rekordów. A od czego to się tak naprawdę zaczęło? Kolejorz próbował odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Jednym z nich była kwestia tego, jak przygotować się na grę w europejskich pucharach. Już Bogusław Leśnodorski wskazywał na to w przypadku Legii – to Henning Berg miał wnieść wiedzę na temat organizowania sobie całego tygodnia meczowego, stosowania rotacji w składzie, szukania przewag konkurencyjnych.

Dział naukowy jeździł na konsultacje np. do AZ Alkmaar. Zbierał własne dane fizyczne, analizował kiedy i dlaczego dochodzi do urazów. Dzielił piłkarzy na grupy, proponował indywidualizację treningów. Efekty? Gdy Kolejorz doszedł aż do 1/4 finału Ligi Konferencji Europy, w drużynie właściwie nie było kontuzji mięśniowych. – To była współpraca czterech elementów. Naszego działu, trenera, trenerów przygotowania medycznego i działu medycznego – wspomina Grzelak. – Nie jesteśmy jeszcze tak rozwinięci, by być ciałem doradczym we wszystkim. Dziś skupiamy się na skautingu i prewencji przy urazach. Ale naszą ambicją jest, byśmy jeszcze mocniej wejść w kwestie taktyczne.

Jak liczby pomagają szukać piłkarza?

Kiedyś zaawansowanym narzędziem do skautingu był telefon (jeszcze stacjonarny), dzięki któremu znajomy mógł polecić prezesowi ciekawego piłkarza. Później do gry weszły nagrania wideo – kasety, dyskietki, wreszcie płyty. Dzisiaj po dwóch kliknięciach myszką możemy dostać się do zbioru odbiorów lewego obrońcy siódmej drużyny ligi bułgarskiej.

Dostęp do danych nie jest problemem, gdy mówimy o skautingu. Mamy w bazie około 50 tysięcy rekordów. Wyzwaniem jest przesiew tych danych, wyłuskanie czegoś cennego dla nas – mówi Grzelak. Dział naukowy jest dla Lecha pierwszym filtrem, który ten nakłada na proces transferowy. Mówił o tym niedawno u nas Jacek Terpiłowski, szef skautingu Kolejorza.

Liverpool wyliczył, że szansa na udany transfer wynosi 47%. A mówimy o klubie, który ma topowy budżet transferowy. My dzisiaj patrzymy na bazę piłkarzy, których mamy na oku. Zobacz na ten wykres. To podział bazy piłkarzy. Znacza część z nich zagrała poniżej 500 minut. Tych, którzy zagrali powyżej 2500 minut w ostatnim sezonie, jest najmniej. Oni są najgorętszym towarem na rynku, bo prawdopodobnie wykręcili też najlepsze liczby. Siłą rzeczy kluby z Polski będą sięgać po piłkarzy, którzy zagrali mniej, a wtedy ryzyko błędu jest większe. Tak działa ten rynek – rozkłada to na czynniki pierwsze szef działu badawczego.

Modelowym przykładem transferu z tego okienka jest Alex Douglas. – Łatwo się teraz tym chwalić, ale tutaj zagrało wszystko. Przeszedł przez filtr analityczny, dobrze wyglądał w danych. Jego jakość została potwierdzona obserwacjami skautingowymi. Dzisiaj jest naszym liderem, gra w reprezentacji Szwecji. A chwilę temu grał w drugiej lidze szwedzkiej. Musimy szukać takich nieoczywistych dróg, bo rynek jest coraz mocniej przebierany – mówi Grzelak i dodaje: – Zwróć uwagę chociażby na to, jak następuje ekspancja Red Bulla czy City Group (holding kontrolujący Manchester City, ale i Girone, Palermo, Troyes czy Lommel oraz kluby spoza Europy – red.). To know-how analityczne też się rozlewa. Latem mieliśmy na oku 20-30 skrzydłowych, pewnie część w danych wyglądała lepiej od tych, których sprowadziliśmy. Ale oni zmieniają kluby za 3-4 lub więcej milionów euro. Kolega właśnie z City Group mówił mi po okienku “Bartek, idziecie krok za nami, patrzycie na tych samych ludzi, ale po prostu was przebijamy finansowo”. Norwegia, Szwajcaria czy Dania robią tutaj mega progres pod kątem podejścia. Wpycha się tu jeszcze Bliski Wschód. Byłem na konferencji, gdzie człowiek z Broendby przedstawił ciekawy model zachowań behawioralnych zaadaptowany do skautingu. Pomyślałem “okej, za pół roku ktoś go wyciągnie”. Dwa tygodnie później czytam, że jest już w Arabii Saudyjskiej.

Jaka jest Ekstraklasa?

Lech poprzez dział naukowy szuka swoich przewag na rynku. Dział naukowy dostał kilka zadań. Jedną z nich było wykrystalizowanie modelu gry Kolejorza. Krążą po środowisku różne określenia – mówiło się o krakowskiej piłce, rzucano określeniem legijnego DNA, a jaki tak naprawdę jest styl Lecha? Co go charakteryzuje? Czy stereotypy i oklepane hasła mają się jakkolwiek do rzeczywistości, którą można opisać liczbami?

Grzelak i członkowie działu naukowego zabrali takie dane. – Mieliśmy około 300 metryk, dzięki którym mogliśmy opisać swoje charakterystyczne cechy na przestrzeni ostatnich lat. Zebraliśmy je i zastanowiliśmy się nad tym, co dawało nam przewagę na konkurencją. Ale poszliśmy krok dalej – tłumaczy.

Bartłomiej Grzelak (fot. archiwum prywatne)

Lech też wziął pod uwagę badania, które określają tok rozwoju futbolu. Włoskie catanaccio czy barcelońska tiki-taka jest przeszłością, piłka nożna rozwija się w stronę dynamiki. I to jest kierunek, w którym chcą iść poznaniacy. Ale muszą osadzać to ten w odpowiednim kontekście. – Opisaliśmy sobie też na podstawie danych charakterystykę Ekstraklasy. To liga, w której królują fazy przejściowe, czyli moment, gdy tracisz lub odzyskujesz piłkę. Gra jest bardzo wertykalna, co wynika z wielu strat piłki. Generalnie mamy jako liga niskie xG z tzw. open play, czyli więcej okazji tworzonych jest przez stałe fragmenty gry i po kontratakach. Rozmawiam z zagranicznymi analitykami, którzy patrzą na polską ligę i mówią “Bartek, to jest niemożliwe, że u was jest tyle wolnej przestrzeni na boiskach” – wylicza Grzelak.

Charakterystyka Ekstraklasy z perspektywy Lecha jest ważnym kontekstem. Po pierwsze – pozwala mieć plan na budowę zespołu w przyszłości. Kolejorz w przeszłości – i to wcale nie tak dalekiej, bo zeszłorocznej – miał problem z przeładowaniem drużyny zawodnikami o dużej jakości technicznej, natomiast kadra była słaba pod kątem fizycznym. Letnie transfery miały to zmienić. Ale zmienić miał to też trener. I tutaj charakterystyka Ekstraklasy jest drugim istotnym elementem.

Lechici przygotowali prezentację dla nowych trenerów, którzy muszą w trybie przyspieszonym poznać realia pracy w Polsce. Z jaką ligą przyjdzie im się mierzyć? Jakie są ogólne tendencje w meczach ekstraklasowych? W jaki sposób drużyny najczęściej próbują grać? – Dwie ostatnie zmiany trenerów przychodziły w takich momentach, że nie za bardzo był czas na to, by nowi szkoleniowcy na wdrażanie sie w ligę. To jest Lech Poznań, tutaj nie ma przestrzeni na granie bez presji, od razu musisz zacząć wygrywać. Trener Frederiksen chciał wiedzieć szybko i możliwie dużo na temat ligi, zatem taka pigułka wiedzy w prezentacji była dla niego na pewno czymś cennym – zauważa szef działu naukowego.

Poza tym ten dział ma być też bazą danych. Grzelak był na konferencji naukowej, na którym człowiek z innowacyjnego Brighton dyskutował z Ruim Farią, w przeszłości dość konserwatywnym asystentem Jose Mourinho. Wniosek z tamtej dyskusji był taki, że kluby nie mogą powierzać trenerom wszystkiego. To wiązałoby się z dużym ryzykiem, że wraz z odejściem szkoleniowca cały klub wciska przycisk “reset”. – To już nie te czasy, gdy trener odchodząc z klubu brał ze sobą walizkę z wszystkimi notatkami, a nowi szkoleniowiec zaczynał z białą kartką. Nie miał nawet wyników zmęczeniowych, nie wiedział jak pracował poprzedni trener – mówi Grzelak.

Superkomputery z uniwersytetu

Otwarcie działu naukowego wiązało się też równocześnie z nawiązaniem bliski relacji z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Podpisana umowa zakładała, że obie strony mają skorzystać na tym układzie. – Dla nas to kapitalna sprawa. Weźmy chociażby tak prozaiczną rzecz, jak moc obliczeniowa komputerów. Ten mój sprzęt, który stoi tu na biurku, jest już dość mocną maszyną. Ale przy tych, którymi dysponuje UAM… – rozmarza się Grzelak.

Do czego taki superkomputer przydaje się działowi naukowemu? Każde spotkanie Kolejorza jest nagrywane kamerą taktyczną. Zapewnia ona nieco szerszy kąt oglądania meczu. Kamera, z której oglądamy mecze w telewizji, nie obejmuje często części boiska. Z kamery taktycznej widać każdego gracza na placu gry. Nagranie z tej perspektywy trafia na dysk, a następnie wędruje do bazy UAM. Tam następuje tzw. tracking, czyli niejako przepisanie każdej akcji na żywy obraz graficzny. Przykładowy Antoni Kozubal nie jest już obciętym na krótko piłkarzem w białych korkach. Jest numerem 18034. Co sekundę komputer odczytuje nagranie wideo i przekłada je na język binarny. Możemy usunąć z obrazu murawę i trybuny, a na ekranie zostaną kropki i linie, które będą wiernie przedstawiać to, co wydarzyło się na boisku. To wszystko wygląda jak obraz 2D znany chociażby z gier serii Football Manager.

Tracking pozwala na zmierzenie… właściwie absolutnie wszystkiego. – Możemy zacząć od ogółu, czyli od sumy podań, podań celnych, oddanych strzałów i tak dalej. Ale to masz już w transmisji. My dzięki takim narzędziom jesteśmy w stanie zmierzyć prawie wszystko – mówi Grzelak i przedstawia wideo jednej z akcji bramkowych Kolejorza. Ta trwa kilkanaście sekund. Następnie pokazuje coś, co przypomina bardzo rozbudowaną stronę z Excela. – Masz tutaj opisane każde zdarzenie, do którego doszło w tej akcji. Tutaj widzisz, o ile każde podanie przybliżało nas do zdobycia bramki, a o ile oddalało. Każdy ruch, każde podanie, każda akcja ma wartość liczbową. Patrząc na mecz w telewizji powiedziałbyś “okej, to podanie w bok było ważne. Ja ci mogę powiedzieć, że tym podaniem uzyskaliśmy określoną przewagę. Sumując to wszystko przez kilkaset akcji w przekroju 90 minut widzimy, który zawodnik podejmuje decyzje, które przybliżają nas do strzelenia gola i jaką wartość ma to dla nas – wyjaśnia.

POLECAMY TAKŻE

Współpraca z Wydziałem Informatyki i Matematyki UAM otwiera lechowemu działowi nowe możliwości. W planach jest stworzenie aplikacji dla trenerów, która jeszcze bardziej ułatwi monitoring obciążeń i zmęczenia, a zatem pozwoli na minimalizację ryzyka odniesienia urazów. Efekty wymierne widać też na boisku. Grzelak pokazuje kolejną trackingową sztuczkę. “Przepisana” na model graficzno-matematyczny akcja bramkowa w starciu ze Śląskiem Wrocław wykazuje to, w których strefach podczas budowania ataku przewagę mieli lechici. Różne odcienie kolorów zielonego i czerwonego tańczą na wirtualnym boisku w momentach, gdy linia obrony wrocławian jest bujana w konsekwencji rozgrywania ataku przez Lecha. Piłka wreszcie trafia do Joela Pereiry, też dogrywa do Briana Fiabemy, który asystuje przy trafieniu FIlipa Szymczaka.

Widziałeś, jak to wyglądało, gdy Joel dogrywał? Strefa w okolicy dalszego słupka była strefą, w której mieliśmy przewagę. Tam trafiła piłka, z tego padła bramka – pokazuje Grzelak. Przypominam sobie wtedy, że sprawdzałem niedawno statystyki dośrodkowań Portugalczyka w lidze polskiej. Ten sezon jest dla niego niezwykle udany pod tym kątem: dośrodkuje najczęściej w lidze, a przy tym zachowuje jedną z najwyższych skuteczności. – Jakość techniczna Joela jest niepodważalna. Magik. Od tego musimy zacząć. Natomiast nasze badania i analizy mają pomóc sztabowi i piłkarzom w podejmowaniu właściwych decyzji. Nie mamy w składzie typowych “target-manów” jak Rocha z Radomiaka. W przeszłości mieliśmy bardzo dużo dośrodkowań, ale niewiele z nich zamienialiśmy na gole. Jeśli pokażemy trenerowi i Joelowi, że jego wrzutki mogą być diabelnie skuteczne, ale w określonych sytuacjach boiskowych, to czemu nie wykorzystywać tego elementu właśnie w taki sposób? Dośrodkowanie może być celne i niecelne. Banalne, prawda? To mówi nam jednak niewiele o samym zagraniu. Ale dośrodkowanie może zostać wykonane we właściwym momencie. I to już możemy zmierzyć – słyszymy.

Czy da się policzyć piłkę nożną?

Oczywiście futbol jest grą dość niewdzięczną dla analizy danych. Niezwykle popularny film “Moneyball” traktuje o baseballu, który jest zdecydowanie bardziej statyczny. W koszykówce liczba “goli” (czyli po prostu celnych rzutów do kosza) jest zdecydowanie wyższa niż w futbolu. W piłce ręcznej gra się rękoma, a już ludzkie ciało jest tak skoordynowane, że przeciętny człowiek szybciej trafi do celu rzucając do celu niż kopiąc w niego piłką. – Tak, piłka nożna jest sportem dość mocno losowym. Niemożliwym jest odpowiedzenie na pytanie “o ile procent dział naukowy i analitycy przy drużynie mogą podnieść poziom drużyny piłkarskiej?”. Nie wiem. Ale jednego jestem pewien. Tego, że możemy pomóc w podejmowaniu mądrych decyzji – mówi Grzelak.

CZYTAJ TEŻ: Rząsa: Rok temu wydaliśmy najwięcej. Teraz wydamy mniej [WYWIAD]

I rzuca kolejnym konkretem. Tym razem w przygotowaniu fizycznym. – Kiedyś sporo mówiło się o dystansie pokonanym przez drużyny. Dziś wiemy, że nie mówi nam to nic, że jeden zespół przebiegł 112 kilometrów, a drugi o pięć kilometrów więcej. Bardziej skupiamy się na dynamice biegu. Przyspieszeniach, hamowaniach, zdolność do powtarzania sprintów, strefach prędkości – wylicza nasz rozmówca. Podaje przykłady tego, jak różnie biega się w pucharach i Ekstraklasie. Kierunki i prędkość biegów środkowego pomocnika w Lidze Konferencji Europy oraz w Ekstraklasie są diametralnie różne.

Dlatego Lech na tej podstawie indywidualizuje trening pod konkretne role. Napastnik w Kolejorzu nie musi wybiegać w meczu dwunastu kilometrów. Musi wybiegać odpowiednią liczbę sprintów, a to wiąże się ze specyficznymi wartościami hamowania. Analiza danych i badań, a później nałożenie tego na trening indywidualny Mikaela Ishaka sprawiło, że kapitan Kolejorza osiąga obecnie swój najlepszy performance fizyczny za czasów gry w Poznaniu.

Jednocześnie Grzelak podkreśla, że nie chce zarzucać sztabu i zawodników zbyt dużą liczbą statystyk czy wniosków badawczych. – To byłoby przeciwskuteczne. My jesteśmy też od tego, by odsiać ten cały chaos liczbowy i przedstawić pigułkę wiedzy. Badania pokazują, że przeładowanie zawodnika instrukcjami sprawia, że ten gra po prostu gorzej, bo ma w głowie tysiąc myśli – przyznaje. I podaje przykład z konferencji naukowej, gdzie szef analiz w Paris Saint-Germain mówił o sposobie pracy z Kylianem Mbappe. Francuzi trenowali z nim scenariusze na boisku, ale nie pakowali mu do głowy dziesiątek informacji o tym, jak ma grać. – To była bardziej nauka instynktów niż dawanie instrukcji. Obudziłbyś go w środku nocy, postawił w tej strefie na boisku i zrobiłby to, co przepracował w treningach. Coś podobnego robią w akademii Liverpoolu – opisuje Grzelak.

“Houston, mamy problem”, czyli pierwsza lampka ostrzegawcza

Pod koniec zeszłego roku pojawiłem się na dniu mediowym Lecha Poznań. Pokazałem Johnowi van den Bromowi wykres tendencji w golach oczekiwanych dla Kolejorza oraz golach oczekiwanych rywali Kolejorza. Wykres był niepokojący dla poznaniaków, bo te linie zbliżały się do siebie, aż wreszcie się spotkały i przecięły. Innymi słowy: Lech przestał przeważać nad przeciwnikami, zaczął kreować mniej sytuacji, a jednocześnie jego rywale tworzyli sobie tych szans więcej.

Holender się dość mocno zirytował. Mówił, że nie chce o tym rozmawiać, dopatrywał się w tym prowokacji. Dziś nie ma to znaczenia. Ale van den Brom powiedział wówczas też, że widział już te wykresy. A widział, bo przygotowuje je również dział naukowy Kolejorza.

CZYTAJ TEŻ: Szef skautingu Lecha: Wierzę, że ściągnęliśmy przyszłą gwiazdę ligi [WYWIAD]

Dwoma kliknięciami myszki możemy zobaczyć takie tendencje w naszej grze na przestrzeni ostatnich trzech, pięciu czy dziesięciu meczów. Jak kreujemy sytuacje w atakach pozycyjnych? Czy xG rywali po stałych fragmentach gry naszych przeciwników spada? Czy zaczynamy mieć problemy przeciwko zespołom z dołu tabeli? A może zaczynamy coraz skuteczniej grać w kontratakach? Być może u któregoś piłkarza widać, że jeszcze nie ma asysty, ale w ostatnim miesiącu produkuje coraz więcej szans bramkowych swoim kolegom? – wylicza Grzelak.

Dział naukowy Kolejorza ma być pierwszą lampką ostrzegawczą. Ma dostrzec potencjalne problemy jeszcze zanim powie o nich tabela czy ekspert w studiu telewizyjnym. – Ale już nie myśl, że jesteśmy tylko od bicia na alarm. Jak coś zaczyna nam wychodzić, to też chętnie o tym powiemy… – uśmiecha się nasz rozmówca.

A rozmowę musimy kończyć, bo zbliża się czas spotkań wewnątrz działu. Kolejny temat ląduje na tapecie, są jeszcze dane do przetworzenia. – Ten pociąg z analizą danych już jedzie. Patrzę na to, jak działają te najbogatsze kluby świata, jak przewag konkurencyjnych szukają nowe rynki typu Bliski Wschód, jak działają Norwegowie czy Duńczycy. My do tego pociągu wsiedliśmy i teraz szukamy swojego miejsca w odpowiednim przedziale. Ale jeśli ktoś czeka na peronie i nie chce wsiąść do tego pociągu, to po prostu zostanie w tyle – zapewnia Grzelak.

Komentarze