Choć od meczu Lecha z Legią upłynęło już pięć dni, warto nadal wracać do sprawy butelek, które lądowały na murawie w Poznaniu obok Kacpra Tobiasza. Odnoszę bowiem wrażenie, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, do jakiej mogło dojść tragedii.
- Kibice Lecha Poznań rzucali butelkami w piłkarzy Legii Warszawa
- Kacper Tobiasz został ukarany po meczu przez Komisję Ligi za prowokacje. Karę finansową poniósł również Lech Poznań, ale nie ludzie odpowiedzialni za ten bandycki wybryk
- Winnych powinno się znaleźć i ukarać
Lech – Legia: echa afery butelkowej
W mojej głowie wciąż nie mieści się, jak można w kogoś rzucać butelką. Nie rozumiem także, jak ktoś, kto dokonuje takiego zamachu na zdrowie drugiego człowieka, może pozostać bezkarny w czasach rozbudowanego stadionowego monitoringu. To naprawdę nie jest 1983 rok i zapchany podczas meczu z Juventusem stadion Widzewa, gdzie ZOMO-wcy wyciągnęli z tłumu najbardziej pijanego widza, by to właśnie nieprzytomnego obarczyć winą za kontuzję poharatanego sędziego asystenta. Żyjemy w innych czasach, więc chciałbym, by prawo zaczęto egzekwować.
Te inne czasy sprawiają także, że znacznie więcej do powiedzenia mają piłkarze – i dobrze. Z ogromnym szacunkiem patrzę na to, co pisze na swoim profilu twitterowym Kacper Bieszczad, który zresztą poważnie zaangażował się w sprawę wandalizmu w Poznaniu i sprawił, że mówi się o niej więcej niż wielu by chciało. 20-letni golkiper Zagłębia Lubin wie, jak to jest stać w bramce i mieć za plecami kilka tysięcy wrogo nastawionych ludzi. Wie, że bramkarz musi sobie z tą presją poradzić, mniej lub bardziej chamskimi okrzykami się nie przejmować, ale musi mieć też elementarne poczucie bezpieczeństwa. Pewność, że jedynym przedmiotem, który może go uderzyć, jest piłka, a zza jego pleców na pewno nic nie nadleci. Rozumie to zresztą zapewne każdy normalny człowiek – pozostałych należałoby wykluczyć nie tylko ze stadionów, ale i życia publicznego. Dlatego tak ważne jest, by jednak winnych znaleźć. Kto ich zna i trzyma tę wiedzę dla siebie, jest zwyczajnie współwinnym bandytyzmu, współodpowiedzialnym za zamach na drugiego człowieka, ukochany klub (który mógł zostać ukarany walkowerem lub zamknięciem części trybun) i futbol jako całość.
Komisja Ligi surowo ukarała Lecha Poznań finansowo, ale nadal wierzę w karę dla tych, którzy naprawdę ponoszą winę. Mam poważne obawy graniczące z pewnością, że podpitych kibiców z małpkami za pazuchą nie brakuje na większości ligowych stadionów świata i nie mam złudzeń, że może się to zmienić. Do takiej historii, jak w Poznaniu, mogło dojść też na innych stadionach i obawiam się, że monitoring też mógłby okazać się dość nieskuteczny. Przecież nawet na meczach reprezentacji na największych obiektach, jak choćby te reprezentacji Polski na Stadionie Narodowym, wiele osób nie siedzi na miejscach, na które ma bilety albo wchodzi na obiekt z biletami kupionymi, nazwijmy to, na rynku wtórnym, na bilety z nazwiskiem i peselem sprzedającego. Identyfikacja rzeczywistego sprawcy wykroczenia bywa więc poważnie utrudniona i szczerze mówiąc trudno coś z tym zrobić. Co nie zmienia faktu, że trzeba jednak próbować. A chore zachowania piętnować i nie pozwalać za szybko o nich zapomnieć – choćby tak, jak robi od kilku dni na swoim twitterowym profilu Kacper Bieszczad.
Bieszczad występuje też niejako w obronie swojego kolegi z Legii Warszawa, nie rozumiejąc zasadności kary dla Kacpra Tobiasza. Za prowokowanie? Bądźmy poważni, to jest sport. Kochamy graczy wyrazistych, takich którzy mają emocje i je pokazują. Tobiasz nie obrażał kibiców Lecha, nigdzie nie słyszałem, by pokazywał im jakiś inny palec, poza tymi tworzącymi literkę L. Moim zdaniem sportowiec ma pełne prawo manifestować swoją radość na boisku i to bez znaczenia, czy to tuż przed trybuną pełną swoich kibiców, jak i tą wrogą. Ma prawo podnieść do ust palec i uciszać fanów przeciwnika, tym bardziej, jeśli ci wcześniej zaszli mu za skórę, a teraz on jest górą. Dopóki nie wykonuje wulgarnych i obraźliwych gestów, może okazywać radość w dowolny sposób, a kibice przeciwnika mogą najwyżej pogwizdać. Przychodzą na stadion wspierać swoich lub utrudnić życie rywalom, ale pewnych granic przekraczać nie mogą i żadne zachowanie przeciwnika nie będzie tu jakimkolwiek usprawiedliwieniem. Mam szczerą nadzieję, że podpisze się pod tym każdy normalny człowiek.
Żeby nie było jednak tylko pesymistycznie, warto przyjrzeć się również innym wpisom Kacpra Bieszczada na Twitterze. Jest naturalny i szczery, z pełną świadomością skraca dystans z kibicami i dziennikarzami. Nie gryzie się w język, walczy o swoje, gdy uważa, że ktoś niesłusznie skrytykował jego boiskowe zachowanie. Nie ogranicza się do wrzucenia zdjęcia z szatni po wygranym meczu i dopiska tylu: “Trzy punkty, brawo drużyna!”, ale wymienia opinie na temat tego, co stało się na boisku. Gdy dodamy jeszcze rozwijaną przez niego akcję charytatywną #MurowanePomaganie, czyli wpłaty tysiąca złotych po zachowaniu czystego konta w meczu, obraz będzie pełen. Obraz młodego chłopaka, który wie, jak korzystać z mediów społecznościowych, by wiele w nich nie stracić, a jak najwięcej zyskać. Dzięki Twitterowi Bieszczad stał się jeszcze bardziej wyrazisty i popularny, co na pewno w karierze mu nie przeszkodzi. I nawet jeśli nie robi tego, by lubiący go kibice łatwiej wybaczali ewentualne wpadki na boisku – które na pewno wystąpią, taka natura bramkarskiego fachu – robi to dobrze.
Żelisław Żyżyński, Canal+Sport
Komentarze