Papszunek mówił: przyjdź do Rakowa. Ale na końcu serce zawsze było zielone

- Śmieszna historia, bo gdy wylądowałem w Radomiu, załatwiłem sobie nauczyciela. Ale na lekcję poszedłem... raz. Powiedziałem po niej, że nie chcę, że nigdy więcej. I już nie poszedłem - mówi w rozmowie z Goal.pl Leandro. Piłkarz Radomiaka, który od 12 lat nie zmienił klubu, a w międzyczasie nauczył się perfekcyjnie polskiego i otrzymał obywatelstwo naszego kraju.

Leandro
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Leandro
  • Już w tym tygodniu Ekstraklasa wznawia rozgrywki
  • Z tej okazji porozmawialiśmy z piłkarzem, jakiego w naszej lidze ze świecą szukać. Leandro Rossi ma już za sobą 12 sezonów w barwach jednego klubu
  • Brazylijczyk z polskim paszportem opowiada o tym, jak zmieniała się w tym czasie Polska, Radomiak oraz jakie korzyści płyną z zasiedzenia się w jednym miejscu

Leandro – kolejna runda w Radomiaku

Przemysław Langier (Goal.pl): Za moment rusza twoja dwudziesta piąta runda w Radomiaku w karierze. Ty trwasz, ale wokół musiało się sporo pozmieniać.

Leandro Rossi (piłkarz Radomiaka Radom): Przede wszystkim Polska bardzo się rozwinęła. Gdy dziś patrzę, jakie obiekty treningowe mają kluby z Ekstraklasy, 1. Ligi, 2. Ligi, to jest jakiś kosmos w porównaniu do momentu, gdy tu przyjechałem. Jadąc na mecz, wsiadam w autokar, zaraz jesteśmy na autostradzie i nawet podróż na drugi koniec kraju nie jest tak męcząca, jak kiedyś, gdy autostrad właściwie nie było. Chyba tylko ta zima mi nie pasuje, ale nie ma co narzekać – mam tu kobietę, mam córkę, jedzenie bardzo mi smakuje… Byłem w wielu krajach, ale poza Brazylią, nigdzie nie było mi lepiej.

Jest w stanie coś tu cię jeszcze zaskoczyć?

Prędzej w Brazylii, gdzie w kilku miejscach niedawno padał śnieg.

Przesiąkłeś Polską do tego stopnia, że interesujesz się naszą polityką?

Nie do końca. Nie znam się na niej, wolę się w tym temacie nie wypowiadać. Wierzę, że ci ludzie chcą jak najlepiej dla Polski, ja się w to nie mieszam.

Chodzisz na wybory?

Byłem ostatnio na brazylijskich, głosowałem w ambasadzie. Ale w tym wypadku był to obowiązek, bo w kraju dzieje się dużo niefajnych rzeczy. W Polsce też chciałem głosować, ale spóźniłem się o trzy dni ze zgłoszeniem meldunku, a bez tego nie mogłem być dopisany na odpowiednie listy. Od trzech lat posiadam obywatelstwo.

Przydaje ci się do czegoś?

Pewnie, że tak. Polski paszport ułatwia bardzo wiele przy załatwianiu prywatnych spraw. Przykładowo dużo łatwiej było mi kupić tu dom. Ale paszport to nie jest tylko papierek, a szereg obowiązków. Na przykład bardzo mocno czuję, że muszę córkę wychować w dużym szacunku do Polski. Ma dopiero rok i 10 miesięcy, będzie dwujęzyczna. Obecnie jest w Brazylii, wydaje mi się, że mówi lepiej po portugalsku niż po polsku, więc jest co nadrabiać, ale to pewnie przez to, że polski jest dużo trudniejszy.

Tylko u nas

Często latasz do Brazylii?

Zawsze w grudniu, gdy mam urlop. Wtedy w Brazylii zaczynają się wakacje, rodzice mają urlop, możemy tam dłużej siedzieć.

Co o Polsce wiedzą Brazylijczycy?

Polska jest dla miejscowych ciekawostką?

Oczywiście, choć nie jest anonimowa. W szkołach uczy się o Auschwitz i nie mam w Brazylii znajomego, który nie chciałby kiedyś zwiedzić tego miejsca. Poza tym Brazylijczycy, podobnie jak Polacy, są bardzo katoliccy, więc kocha się tam papieża-Polaka. Każdy kojarzy Lewandowskiego. Ostatnio naszym naczelnym tematem jest wojna – dostaję masę pytań, jak to jest, gdy jeden kraj najechał na drugi. Rodzice bardzo się tym martwią.

Gdy byłem w Brazylii, miałem poczucie, że dla miejscowych Europa jest jak jeden duży kraj bez granic, dlatego ktoś słysząc tam o wojnie na Ukrainie, może martwić się, że to dosłownie w miejscu, w którym żyjesz.

Coś w tym jest, choć mam wrażenie, że w większości regionów to się skończyło 8-9 lat temu, że dziś jest wyższa świadomość, czym jest Europa i na jakie kraje się dzieli. Sam im tłumaczę, jak to naprawdę wygląda. Ale myślę, że moi rodzice w pełni wszystko zrozumieją, gdy wreszcie tu przylecą. Jeszcze nigdy nie byli w Polsce, mam nadzieję, że w tym roku się uda. Że zobaczą śnieg, że wejdą na stadion i zobaczą, jaka jest atmosfera w lidze.

Co twoich rodaków najmocniej zaskakuje, gdy mówisz o Polsce?

Chyba to, że kiedy graliśmy z Legią Warszawa i wygraliśmy 3:0, po meczu kibice Radomiaka i Legii wspólnie coś śpiewali. W Brazylii łapali się za głowy, jak to słyszeli. “Ale jak to? To nie do pomyślenia u nas. Jak dwa kluby mogą się bawić razem, gdy jeden właśnie dostał lanie od drugiego?”.

Im dłużej rozmawiamy, tym bardziej podziwiam, jak dobrze mówisz po polsku…

Odkąd tu przyjechałem, wiedziałem, że muszę się nauczyć, skoro otaczają mnie sami Polacy. Dziś mogę powiedzieć, że warto było, ale ile ja się przy tym nacierpiałem… Śmieszna historia, bo gdy wylądowałem w Radomiu, załatwiłem sobie nauczyciela. Ale na lekcję poszedłem… raz. Powiedziałem po niej, że nie chcę, że nigdy więcej. I już nie poszedłem. Uznałem, że nie ogarnę tego, tylko problem polegał na tym, że wszyscy wokół mówili po polsku, a ja nic nie rozumiałem. Czasem ktoś tłumaczył na angielski, a ja nawet po tłumaczeniu nie wszystko łapałem. Doszedłem w pewnym momencie do ściany i stwierdziłem, że muszę coś z tym zrobić. Tym bardziej, że w moim życiu pojawiła się kobieta. Polka.

Domyślam się, że to ona stała się twoim nauczycielem.

Tak jest. Zakochałem się w niej, więc ta nauka szła zupełnie innym torem niż siedząc na lekcjach i notując coś w zeszycie.

Historia jak z komedii romantycznej.

Choć jak mówimy o moich związkach z Polską, to zaczęło się raczej jak w dramacie.

Od bycia oszukanym do Radomiaka

Oszukał cię Dawid Ptak, syn Antoniego. Mówiłeś o tym w przeszłości.

Nie do końca lubię o tym wspominać, ale tak było. W gruncie rzeczy nie wiem, o co dokładnie chodziło, pewnie o pieniądze, ale to był najtrudniejszy czas w życiu. Trafiłem do brazylijskiej akademii pana Ptaka, skąd najlepsi mieli wyjechać do Europy. Faktycznie wyjechaliśmy większą grupą, graliśmy sparingi z poważnymi rywalami. Odwiedziliśmy wiele krajów – Niemcy, Holandię, Francję, Turcję. Naszymi rywalami były często rezerwy znanych klubów. Po meczu z pierwszym zespołem Fenerbahce usłyszałem od samego Zico, który był wtedy tam trenerem, że jest w Turcji zainteresowanie mną, ale nagle, totalnie niespodziewanie, wróciliśmy do Brazylii. Nie taki był plan, ale Ptak kupił prowincjonalny klub brazylijski i zaczął się najgorszy okres. W tydzień trafiłem z nieba do piekła. Nie dostawałem pieniędzy, był problem nawet z jedzeniem. Chciałem uciekać, ale wiązał mnie kontrakt. Wpadłem w depresję. Przetrwałem 39 dni, zanim powiedziałem: dość. Wróciłem zapłakany, skrzywdzony. Nie chciałem wychodzić z pokoju, nie chciałem jeść, przestałem się widzieć w piłce nożnej. Tym bardziej, że układ z Ptakiem uniemożliwiał mi podjęcie gry w innym klubie w Brazylii, bo moje papiery utknęły w PZPN.

Ale ostatecznie wylądałeś ponownie w Polsce. Nie bałeś się po poprzednich doświadczeniach?

Nie bałem się, ale nie byłem pewny, czy tego chcę. Z drugiej strony od początku miałem nastawienie, że czyny jednej osoby nie mogą powodować, bym wyciągał wnioski na temat całego kraju. Uznałem, że trafiłem na złych ludzi i tyle.

Po krótkiej przygodzie w Rzgowie, trafiłeś do Radomiaka. Ale to był inny klub. Prowincjonalna liga, niskie zarobki…

Na zarobki akurat zupełnie wtedy nie patrzyłem. Chciałem tylko grać w piłkę, pokazywać się, i dopiero wtedy podpisać dobrą umowę. Radomiaka traktowałem jako miejsce, z którego można wybić się gdzieś wyżej. W Brazylii 90 proc. piłkarzy, którzy później coś znaczyli, wywodzi się z biedy i biednych klubów. Wszystkich łączyło jedno – pragnienie lepszego życia dla siebie i rodziców. Ja z moimi mam świetny kontakt. Pragnąłem tego, by wreszcie móc coś im kupić. By mama nie musiała już chodzić do pracy. Po pół roku zrobiliśmy awans do III ligi, była świetna atmosfera, już wiedziałem, że chcę zostać.

Zasiedziałeś się na amen.

Choć miałem propozycje z innych klubów… Byłem bardzo blisko Rakowa. “Papszunek” dzwonił do mnie i mówił: no przyjdź do Rakowa, jadę z Warszawy, to zgarnę cię po drodze (śmiech). Choć zawsze na koniec okazywało się, że mam zielone serce. Zwłaszcza, że Radomiak się zmieniał. Dziś mówimy o przepaści między tym, co jest, a co było kiedyś. Graliśmy na starym stadionie, siłownia była  w opłakanym stanie. A teraz? Jacuzzi, sauna, odnowa biologiczna. Zawsze jest co tu robić, do klubu przyjeżdża się nie na dwie godziny, a na pięć-sześć. Jeszcze nie jesteśmy top w Polsce, ale powoli dochodzimy. Odchodząc stąd mogłem nieźle zarobić, ale taki szacunek, jaki tutaj mam, nie jest przeliczalny na żadną walutę.

Ile razy po drodze do takich wniosków pomyślałeś: co ja tu, kurczę, robię? Jeżdżę po jakichś boiskach, zamiast przeć do przodu.

Było parę razy. Zwłaszcza, gdy przegraliśmy baraże w II lidze z Bytovią Bytów. Pomyślałem, że mam chyba dość. Nie kłamię cię – nie spałem dwa dni. Siedziałem z myślami sam w swoim mieszkaniu.

Barwy nad trenera

Ze spraw bieżących. Jaka była relacja szatni z Constantinem Galcą?

Ja ze względu na operację nie spędzałem dużo czasu w szatni. Ale z relacji słyszałem, że był za mało kontaktowy. Wiele nie mogę mówić, bo bardzo krótko z nim pracowałem. Spytałem go kiedyś, jak on widzi moją rolę w zespole. Stwierdził, że dostanę swoją szansę, której tak naprawdę nie dostałem. Trudno powiedzieć mi więcej.

A jak wygląda funkcjonowanie szatni, gdy szatnia wie, że trener chce odejść, tylko że nie może się dogadać z klubem w sprawie rozwiązania kontraktu?

Starszyzna powtarzała – nie ważne, co się dzieje między klubem, a trenerem, my musimy robić swoje. Reprezentujemy barwy Radomiaka, nie konkretnego trenera. Nie wyobrażam sobie, byśmy nie robili tego godnie. Na inne rzeczy nie mieliśmy wpływu.

Zostajesz w klubie po karierze?

Mam kontrakt do końca grudnia. Jeśli będę w stanie grać i pomagać, chętnie przedłużę. Nigdy w życiu nie będę już szukał innego klubu do grania. Po co psuć tak piękną historię? A jeśli Radomiak uzna, że chce mnie wykorzystać poza boiskiem, też będę zadowolony. Prezes ze mną już o tym rozmawiał, choć na szczegóły jest jeszcze za wcześniej. Poza tym mam tu już swój biznes, który niedługo otworzę. Będę miał salon barberski, sprowadzam do niego ludzi z Brazylii. Polacy bardzo dbają o siebie.

Masz świadomość, że gdybyś wystartował tu w jakichś wyborach, wygrałbyś je?

(śmiech) Słyszałem to wiele razy. Ale polityka nie jest dla mnie. Jestem świadomy, że w Radomiu mam swoją markę. Często zdarzało się, że oferowano mi tu coś za darmo. Jedzenie, taksówkę, mycie samochodu… Zawsze prosiłem, bym mógł zapłacić, ale ludzie potrafili się kłócić, że nic nie chcą ode mnie i stawiali na swoim.

Komentarze