- 30. kolejka Ekstraklasy wciąż nie rozjaśniła nam sytuacji w tabeli – na górze status quo, na dole sytuacja również utrzymana
- Do grona zespołów relatywnie bezpiecznych dołączył Piast Gliwice, wydaje się też, że i Zagłębie Lubin może być spokojne o ligowy byt
- Warto jednak spojrzeć na to, kto punktuje ponad stan w obecnym sezonie? I kto ma punktów mniej niż wskazywałoby na to kreowanie sytuacji oraz dopuszczanie do strzałów na własną bramkę?
Lech i Górnik punktują ponad stan
Kibice piłkarscy zdążyli się już przyzwyczaić do terminu “goli oczekiwanych”. Platformy statystyczne na podstawie xG tworzą też algorytmy oczekiwanych punktów, które próbują – a przynajmniej starają się – odpowiedzieć na pytanie “kto bardziej zasłużył na zwycięstwo?”. Operując na oddanych strzałach dla i przeciwko danej drużynie szacuje się to, kto był bliżej zwycięstwa w poszczególnych starciach.
I jak te oczekiwane punkty wyglądają w Ekstraklasie? Według WyScouta wyglądają tak:
Co nam ta tabela mówi? Że pod względem xPts tabela Ekstraklasy też byłaby dość płaska w jej czubie. Między pierwszym Rakowem i piątą Jagiellonią mamy zaledwie 3.3 xPts różnicy.
Kto najczęściej wyciska więcej punktów w meczach niż wskazywałyby na to oczekiwane gole dla/przeciwko? Zdecydowanie Lech Poznań (11,5 xPts różnicy) i Górnik Zabrze (13,2 xPts różnicy). W kontekście Górnika nie dziwi to tak bardzo, bo to zespół, który często gra w ataku szybkim, nie dominuje nad rywalami, oddaje stosunkowo mało strzałów z dogodnych pozycji, poza tym ma świetnego Bielicę w bramce. Ale wynik Lecha już sprawia, że trzeba przetrzeć oczy. Jasne, w pamięci wciąż świeże są przykłady meczów z Pogonią czy Jagiellonią z tego roku, gdy zwycięstwa Kolejorza nie oddawały przebiegu tych starć. Ale że “wynik lepszy niż gra” będzie oddawał ponad 11 punktów między tabelą rzeczywistą i tabelą punktów oczekiwanych?
A kto może sobie najmocniej pluć w brodę, że choć stwarzał groźniejsze sytuacje, to nie wygrywał meczów? Z pewnością Piast Gliwice (13,5 xPtS różnicy) i Ruch Chorzów (12,9 xPts różnicy). W obu tych przypadkach można wskazać na liczbę remisów – Piast i Ruch czternastokrotnie dzielili się punktami z rywalami, częściej tylko Cracovia. Tu działa ta słynna zasada z frazesów “wystarczyłoby wykorzystać jedną okazję i zamiast punktu mielibyśmy trzy punkty”.
Jedenastka 30. kolejki:
Między słupkami było dwóch mocnych kandydatów do jedenastki kolejki. Z jednej strony Hrosso, który zachował czyste konto w Poznaniu. A z drugiej Gikiewicz, który może i puścił bramkę z Rakowem, ale zaprezentował się świetnie. Ostatecznie za większą liczbę obronionych strzałów stawiamy na golkipera Widzewa (siedem do pięciu na jego korzyść pod kątem zatrzymanych uderzeń).
W obronie konkurencja była spora, przez myśl mógł przejść Janża na lewej obronie, właściwie cała trójka stoperów Cracovii, pewnie i niezwykle aktywny w ofensywie Kwiecień. Ale wybór padł na Yakubę (otarł się o drugiego gola), Mosóra (zaryglował pole karne Piasta) i Glika (wyglądał jak klasyczny Glik sprzed lat – wślizg, blok, wygrana główka i tak w pętli).
Na wahadłach stawiamy na Wdowika (świetna asysta) oraz Chodynę, który rozbił bank i zakończył mecz z trzema asystami. W środku konkurencja była spora, ale Elitim i Czyż nieco wybijali się ponad wysoką średnią kolejki. Ten drugi ostatnio ma za sobą całkiem udane tygodnie. Jak cały Górnik oczywiście, bo przecież mógł tu się znaleźć też Pacheco czy Ennali.
W ataku rozhulali nam się ostatnio panowie napastnicy. Odhaczamy kolejnego hat-tricka w tym sezonie, a uczynił to konkretnie Dawid Kurminowski. Dwie sztuki we Wrocławiu zapakował Novothny i jego też zabraknąć tu nie mogło. Trójkę uzupełnia strzelec gola z Białegostoku i niedoszły laureat hipotetycznej statuetki dla asysty kolejki, czyli Pululu.
Bohater kolejki: Dawid Kurminowski
Obrodziło nam ostatnio hat-trickami w Ekstraklasie. Zaczął Koulouris, później przyszedł Zrelak, a teraz trzy sztuki Radomiakowi zapakował Dawid Kurminowski. Pewnie w kontekście korony króla strzelców jest już pozamiatane, do Exposito napastnik Zagłębia traci sześć trafień. Natomiast jeśli przyznawalibyśmy tytuł najlepszego napastnika rundy wiosennej, to 25-latek mógłby być w takiej walce faworytem.
Jesienią uzbierał tylko trzy trafienia, miał długą serię bez gola. Ale w tej rundzie? Pięć goli w sześciu meczach między lutym i kwietniem. Na rozkładzie Puszcza, Korona, Pogoń, Warta i Górnik. No i teraz trzy bramki zdobyte w Radomiu. Łącznie osiem goli w 2024 roku.
Nie jest może diabelsko szybki, pewnie i znaleźlibyśmy silniejszych napastników w Ekstraklasie, ale ma coś Kurminowski, co jest niezwykle ważne dla snajpera. Ustawienie i wykończenie z pierwszej piłki. Taką czutkę, która charakteryzuje dobrych napastników. Dowód widzieliśmy w niedzielę.
Mecz kolejki: Jagiellonia Białystok – Pogoń Szczecin 2:2
W Radomiu zobaczyliśmy siedem goli. Górnik złoił brutalnie ŁKS. Sporo emocji było we Wrocławiu, gdzie Śląsk z Ruchem do ostatnich sekund rozstrzygali wynik. Ale najwięcej jakości było w Białymstoku.
To było starcie tego typu, że zapisujesz na płycie CD, wysyłasz koledze z Anglii, Niemiec czy Francji i nie czujesz wstydu. Prawdziwa reklama Ekstraklasy. A wiadomo, że w reklamie trochę trzeba naciągnąć, trochę podkoloryzować, trochę umniejszyć wady. Natomiast patrząc na ten mecz można było odnieść wrażenie, że suma umiejętności na boisku była naprawdę wysoka.
Świetne tempo, cztery gole, szans strzeleckich na kolejne cztery trafienia, odrobina magii (piętki Grosickiego czy Pululu), wynik wiszący na włosku do ostatniej akcji meczu. Tak, to było widowisko!
Akcja kolejki: szczupak Kapuadiego
Cóż, różne pomysły przychodzą piłkarzom do głowy. Jeden dostrzeże wysuniętego przed bramkę golkipera i wrzuci mu piłkę za kołnierz. Inny wykorzysta moment dezorganizacji w budowaniu muru i pośle strzał obok zdezorientowanych obrońców. Steve Kapuadi z kolei wymyślił sobie, że zagra piłkę głową na wysokości kostek. A następnie trąconą piłkę popchnie jeszcze ręką.
Sędzia Sylwestrzak widocznie aż tak docenił komediowy charakter tego posunięcia, że nie wskazał na wapno nawet mimo skorzystania z VAR-u.
Cytat kolejki: Taras Romanczuk kontra Dominik Marczuk
– Tam nie strzeli, tam nie poda. Co to jest, kur.., przedszkole? Co “spokojnie, spokojnie”? Ile można go głaskać? – krzyczał Taras Romanczuk po meczu z Pogonią, co uchwyciły kamery Canal+. Kapitan Jagiellonii wściekał się na Dominika Marczuka, który zmarnował kapitalną okazję na wygraną w ostatnich sekundach tego starcia. Gol na wagę tytułu? Cóż, pewnie Jaga i tak mistrzem zostanie, ale faktycznie to mógł być sus w kierunku tytułu.
Słowa Romanczuka wywołały sporą dyskusję. Z jednej strony – Marczuk w wielu meczach ciągnął białostoczan za uszy. Ma sześć, dziesięć asyst. A przecież to jego dopiero pierwszy sezon w Ekstraklasie. W dodatku wciąż jest młodym zawodnikiem. Z drugiej strony – w tej konkretnej sytuacji zachował się źle, poza tym mówimy o futbolu profesjonalnym, w którym rozlicza się piłkarzy z efektów, a nie traktuje się ich jak trampkarzy uczących się piłki.
Ale może prawda jest taka, że… na boisku takie słowa padają? Emocje, presja, ciśnienie, wymagania. Romanczukowi się – mówiąc wprost – ulało, wychwyciły to kamery Canal+, ale przypuszczamy, że następnego dnia obaj mogli już zbić piątkę, a po zdobyciu mistrzostwa wychylą niejedną szklankę mocniejszego trunku. A o ochrzanie na boisku żaden nie będzie dłużej rozpamiętywał.
Komentarze