– Na pewno nie mogę powiedzieć, że jestem z kamienia. Mam swoje emocje i też mam swoją energię, którą muszę w sobie magazynować, aby zespół mógł z niej korzystać. Wcześniejsze lata pokazały, że potrafię przezwyciężać trudne momenty. Pamiętam, gdy prowadziłem Stomil Olsztyn i na sześć kolejek przed końcem traciliśmy 10 punktów do Pogoni Siedlce. Udało nam się jednak utrzymać w lidze. Takie sytuacje sprawiają, że pewność siebie wzrasta – mówi w wywiadzie Kamil Kiereś, który niespodziewanie wprowadził Górnik Łęczna do PKO Ekstraklasy po kilku latach nieobecności tej ekipy w najwyższej klasie rozgrywkowej.
- Kamil Kiereś to trener, uchodzący za specjalistę od awansów. W trakcie swojej dotychczasowej pracy szkoleniowiec notował promocję z takimi klubami jak: GKS Bełchatów, GKS Tychy i Górnik Łęczna
- 47-latek w rozmowie z Goal.pl przekonywał, że jego drużyna w PKO Ekstraklasie chce prezentować wszechstronne oblicze
- Opiekun Zielono-czarnych opowiedział między innymi o przygotowaniach drużyny do sezonu, trudnym momencie w poprzedniej kampanii, czy transferach do klubu
Górnik Łęczna skazywany na pożarcie w Ekstraklasie
Do startu ligi niewiele czasu. Jakie jest pana nastawianie przed inauguracją nowego sezonu?
Nastawianie jest na pewno pozytywne. Dwa lata temu zaczęliśmy swoją współpracę, zaliczyliśmy w tym okresie dwa awanse. Mentalnie czujemy się mocni. Przechodzimy specyficzne przygotowania do rozgrywek. Pamiętam, że rok temu też mieliśmy dwa tygodnie urlopu, trzy tygodnie przygotowań. Nie był to łatwy czas dla nas, bo zespół był rozregulowany. Koniec końców udało się jednak zrealizować cel. Tym razem jest podobnie. Przed ligą będziemy mieli na swoim koncie tylko jeden sparing. Mieliśmy zagrać też mecz kontrolny z jedną z drużyn z Grecji, ale koronawirus rozłożył tę ekipę i byliśmy zmuszeni do zmiany planów.
Budowanie formy zespołu nie jest łatwe…
Przygotowania faktycznie są specyficzne. Nie mamy czasu, aby zawodnicy mogli się zgrać i na pewno brakuje nam spotkań kontrolnych, które mogłyby w tym pomóc. Mieliśmy najmniej czasu spośród wszystkich drużyn z Ekstraklasy na przygotowania i na transfery.
Czy w związku z tym, że Górnik Łęczna nie miał dużo czasu na przygotowanie się do nowej kampanii, ma pan pretensje do organizatorów rozgrywek, że terminarz został tak ukształtowany, że pana zespół na starcie rozgrywek może ponosić konsekwencje takiego obrotu zdarzeń?
Pretensji oczywiście nie mam, bo wiedzieliśmy wcześniej, jak sytuacja będzie wyglądać w przypadku awansu. Z drugiej strony jest to duży kłopot dla drużyn wygrywających baraże. W podobnej sytuacji przed rokiem była Warta Poznań. Wydaje mi się zatem, że powinno się to przeanalizować i dokonać korekty. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że czasu jest mało i trudno wygospodarować terminy na mecze. Inną sprawą jest to, że sami jeszcze 3,5 tygodnia temu nie widzieliśmy, czy będziemy przygotowywać się do startu PKO Ekstraklasy, czy Fortuna 1 Ligi.
Wiosną tego roku pana drużyna nie zachwycała swoją grą, notując serię dziewięć meczów bez wygranej, a jednak wywalczyła awans. Pojawiło się zwątpienie związane z walką o promocję klasę wyżej?
Na przełomie siedmiu ostatnich lat, zaliczyłem swój czwarty awans, więc jestem pod tym względem doświadczony. Dwa razy wywalczyłem awans ze swoimi drużynami do 1 Ligi i dwukrotnie do Ekstraklasy. Ogólnie to długofalowa praca i w trakcie każdego sezonu pojawiają się różne momenty, raz słabsze, innym razem lepsze i to normalne. Wiedziałem, że mój zespół też będzie miał trudniejszy moment. Chciałbym jednak zaznaczyć, że ten cięższy czas dla nas, nie skutkował serią porażek, a po prostu remisowaliśmy swoje spotkania. Przez całą kampanię tylko raz zdarzyło nam się przegrać dwa mecze jeden po drugim. Zaliczyliśmy passę siedmiu remisów z rzędu, na co wpływ miał fakt, że zmienił się szkielet naszej drużyny. Wypadli nam z gry młodzieżowcy, później napastnicy i skrzydłowi.
Pojawiła się nerwowa atmosfera?
Jasne jest, że w momencie, gdy nam nie szło, to pojawiały się złe emocje. Przetrwaliśmy jednak trudny czas, ciężko pracowaliśmy i forma przyszła w najważniejszym momencie sezonu. Na bazie swojego doświadczenia wiem, że w trakcie kampanii pojawiają się trzy mocne okresy punktowania i to się potwierdza w każdym sezonie mojej pracy. Dobrze finiszowaliśmy, mimo że łatwo nie było.
Jest pan powszechnie uważany za specjalistę od awansów. Ma to wpływ na siłę mentalną w momencie niespodziewanych okoliczności, mogących wpływać na negatywne nastawienie zespołu?
Na pewno nie mogę powiedzieć, że jestem z kamienia. Mam swoje emocje i też mam swoją energię, którą muszę w sobie magazynować, aby zespół mógł z niej korzystać. Wcześniejsze lata pokazały, że potrafię przezwyciężać trudne momenty. Pamiętam, gdy prowadziłem Stomil Olsztyn i na sześć kolejek przed końcem traciliśmy 10 punktów do Pogoni Siedlce. Udało nam się jednak utrzymać w lidze. Takie sytuacje sprawiają, że pewność siebie wzrasta.
Pytałem o to, ponieważ często mówi się o panu jako trenerze z silnym charakterem. Słusznie?
Nie chciałbym sam o sobie mówić, bo to nie jest łatwe. Na pewno, żeby pracować z drużyną trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, pozwalające zarządzać szatnią. Z jednej strony jest praca w trakcie treningów, czy meczów. Ważne jest jednak również zarządzanie drużyną w trudniejszych momentach.
Czuje się pan największym ojcem sukcesu Górnika Łęczna w postaci awansu do PKO Ekstraklasy?
Na pewno jestem jednym z mocniejszych elementów sukcesu, którym był awans. To ja odpowiadam za drużynę, określam jej zadania i ustawiam ją personalnie. Biorę pełną odpowiedzialność za zespół. Najważniejsze jest jednak to, co zrobiła drużyna na boisku. Ona tworzyła kolektyw, w niej mieliśmy liderów. Zmieniliśmy kapitana, co pozwoliło w pewnym sensie odświeżyć układ szatni. Wcześniej był nim Leandro, a ja podjąłem decyzję, aby tę rolę przejął Maciej Gostomski. Zespół miał kilka ważnych postaci. Nie można jednak zapominać o pracy dyrektora sportowego Veljko Nikitovicia zarządu klubu w układzie prezes Piotr Sadczuk i wiceprezes Sebastian Buczak. Trzeba też wymienić mój sztab szkoleniowy, czyli Andrzej Orszulak i Sergiusz Prusak. Każdy dołożył swoją cegiełkę i wiele czynników miało wpływ na nasz awans. Tym samym nie mogę powiedzieć, że tylko ja za to odpowiadam.
Nieoczekiwany wygrany bój o grę w najwyższej klasie rozgrywkowej smakuje lepiej, niż taki, gdyby prowadziło się w tabeli przez 3/4 sezonu?
Zdecydowanie tak. Gdy graliśmy jeszcze w 2 lidze, nakreślano przed nami cel, którym był awans. W lidze grały jednak ekipy mocniejsze pod względem finansowym. Nie jest tajemnicą, że w 2017 roku Górnik Łęczna nie był pod tym względem w dobrym położeniu. Ostatnio nasz dyrektor sportowy w jednym z wywiadów przyznał zresztą, że przybycie do klubu wiceprezesa Sebastiana Buczaka wpłynęło na poprawę sytuacji finansowej Górnika Łęczna. Sprawdził się jego pomysł na funkcjonowanie klubu. Te ostatnie awanse to zatem dobry znak, że przebudowa organizacyjna poszła w dobrym kierunku. Muszę zresztą powiedzieć, że z poziomu 1 ligi nie zakładaliśmy awansu, nie byliśmy też wymieniani w gronie faworytów. Eksperci nie do końca wierzyli, że wytrzymamy tempo. Sezon zresztą pokazał, że zmagaliśmy się z pewnymi turbulencjami, które przezwyciężyliśmy. Zasłużenie też wygraliśmy baraże o awans.
Czas wszystko zweryfikuje
Górnik Łęczna jest już gotowy na powrót na salony, czy raczej nastawia się na rozwój w trakcie pobytu w Ekstraklasie?
Organizacyjnie wiadomo, że trzeba się dostosować do nowych standardów pod względem infrastruktury stadionowej. Wiem, że kilka rzeczy jest do poprawy, ale wszystko jest do przeskoczenia. Pod względem sportowym sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało. Kilku zawodników wraca do Ekstraklasy, kilku będzie debiutowało. Mam nadzieję, że proces wkomponowania zawodników do drużyny odbędzie się bezboleśnie, ale na pewno będzie to trochę trwało.
Jak pan ogólnie ocenia to, że liga względem poprzedniej kampanii będzie powiększona?
Łatwiej na pewno nie będzie. Na starcie nic nie otrzymamy za darmo. Z naszej perspektywy wszystko jest jednak możliwe. Wyzwanie jest bardzo trudne, bo do rozegrania będą 34 mecze, liga nie będzie dzielona na grupy, spadają aż trzy drużyny. Jeśli naszym zadaniem jest zachowanie bytu na kolejny sezon, to wiadomo, że musimy mieć drużynę lepszą przynajmniej od trzech innych. Jeszcze celów na nową kampanię nie mamy określonych, ale spodziewam się, że nasze notowania nie będą wysokie. Tym bardziej że w momencie, gdy przystępowaliśmy do baraży, to też byliśmy określani jako kopciuszek.
Według pana Ekstraklasa jest mocniejsza niż na przykład pięć lat temu?
Śledzę te rozgrywki regularnie, ale trudno powiedzieć, czy Ekstraklasa jest mocniejsza. Jest w niej pewnego rodzaju falowanie, na co wpływ mają masowe odejścia najlepszych piłkarzy. Drużyny występujące w europejskich pucharach nie do końca są w stanie utrzymać kluczowych zawodników w swoich kadrach. Raz jest tak, że liga zmierza w dobrym kierunku. Innym razem sinusoida spada.
Górnik Łęczna szykuje jakieś niespodzianki taktyczne na grę w Ekstraklasie, czy będzie utrwalał to, co wychodziło już w 1 lidze?
Gdy zaczynałem swoją pracę w klubie, to w moim pierwszym sezonie graliśmy na początku w ustawieniu 4-3-3, a kończyliśmy z dwójką napastników w schemacie taktycznym 4-4-2. Tak zakończyliśmy drugą ligę i tak weszliśmy w pierwszą. W niej graliśmy w ustawieniu 4-2-3-1, ale też wróciliśmy do 4-4-2. Grę z trójką w obronie stosowaliśmy w momentach, gdy graliśmy w dziesiątkę z powodu czerwonej kartki. Sprawdzało się to na przykład w meczu z Bruk-Betem Termaliką. Rozważam różne warianty, papier wszystko przyjmie, ale wszystko życie zweryfikuje. Na pewno nie nastawiamy się na grę tylko w jednym ustawieniu.
Transfery
Górnik Łęczna pozyskał już: Janusza Gola, Daniela Dziwniela, czy Bartosza Rymaniaka. Takie ruchy transferowe mają sugerować, że pana zespół będzie grał ostrożnie?
Niekoniecznie, bo mamy jeszcze w swoich planach pozyskanie zawodników o nastawieniu ofensywnym. Na pewno też szukamy piłkarzy, którzy mogą się spełniać jako młodzieżowcy. Pod tym względem nie jesteśmy mocni. Na pewno jednym z naszych priorytetów było uzupełnienie linii obronnej, ale szukamy też zawodnika do środka pola. Mamy konkretnych piłkarzy na radarze i jestem pod tym względem dobrej myśli. Chcemy w Ekstraklasie grać wszechstronnie, jak to miało miejsce w rywalizacji przeciwko GKS-owi Tychy w barażu. Z jednej strony graliśmy solidnie w defensywie, ale byliśmy w stanie wypracować sobie też dużo sytuacji w ofensywie. Drużyną dominującą nie byliśmy, ale statystyki pokazują, że zdobyliśmy w 1 lidze aż 37 goli z gry, co sprawia, że pod tym względem byliśmy najlepsi. Wierzę, że oprócz dobrej gry obronnej, która nas cechowała, odnajdziemy się również w grze ofensywnej, bo sama solidna defensywa może nie wystarczyć na Ekstraklasę.
Janusz Gol ma być liderem drugiej linii?
Na to liczymy, ale też mamy nadzieję, że pozyskamy jeszcze jednego zawodnika, który zwiększy rywalizację w zespole. Zdaję sobie sprawę z tego, że Janusz miał bogatą karierę, grając między innymi w Legii Warszawa. Spędził też kilka lat w Rosji. Miał również udany czas w Cracovii, a ostatnio realizował się w Dinamo Bukareszt. To zawodnik ograny, ale jest z nami od niedawna, więc na pewno będzie potrzebny czas, aby wkomponować go do składu. Ten proces trwa. W każdym razie wierzymy, że będzie jednym z naszych liderów.
Mówił pan, że kłopotem może być młodzieżowiec w pana drużynie. Ile prawdy jest w tym, że do Górnika Łęczna może trafić jeden z piłkarzy Lecha Poznań?
Jest taki pomysł, ale nie wszystko jest zależne od nas. Dużo zależy od klubu zawodnika i samego piłkarza, czy będzie chętny na to, aby trafić do nas na wypożyczenie. Jeszcze nie jesteśmy na etapie finalizacji.
Słychać również głosy, że do Górnika Łęczna ma trafić też Abdul Aziz Tetteh. Prawda, czy fałsz?
Nie każdy trop pojawiający się w mediach jest dobry, ale akurat ten zawodnik jest w kręgu naszych zainteresowań. Droga do ogłoszenia oficjalnie transferu jest jednak jeszcze daleka.
Na zakończenie czego panu życzyć na nowy sezon?
Przede wszystkim wyników. Jesteśmy beniaminkiem rozgrywek, poprzeczka jest postawiona wysoko, więc chciałbym, abyśmy zaczęli udanie ligę.
Komentarze