- Kibice ŁKS-u niecierpliwili się w sprawie transferów po awansie do Ekstraklasy. Spotkaliśmy się z Januszem Dziedzicem, by spytać, czy mają się o co martwić
- Dyrektor sportowy klubu opowiedział m.in., jak został oszukany przez jednego z piłkarzy, który był bardzo blisko transferu do Łodzi
- Wywiad został przeprowadzony 15 czerwca
Realia finansowe ponad wszystko
Przemysław Langier: Dla piłkarzy trwa sezon urlopowy, a dyrektor sportowy w biurze. Ile telefonów już dziś pan wykonał?
Janusz Dziedzic (dyrektor sportowy ŁKS): Aż tak to nie liczę, ale szczerze mogę powiedzieć, że było tego sporo. Ale faktycznie tak to wygląda, że czas, który dla większości jest odpoczynkiem, jest dla mnie najbardziej intensywnym momentem w roku. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Wiedziałem, z czym wiąże się ta praca.
Co od rana udało się załatwić?
Działamy w kilku sprawach, jeśli chodzi o zawodników, którzy spełniają nasze oczekiwania. Oczywiście w ramach naszych realiów finansowych. Za niedługo będziemy już na obozie i zależy nam, by to wszystko podopinać. Problemem jest natomiast formuła konstruowania umów. Każdy zawodnik ma kontrakt do 30 czerwca, a my chcemy ich mieć wcześniej. Gdyby okno transferowe było koncertem życzeń, ja miałbym jedno – by to wszystko przychodziło płynniej. Natomiast wiemy, jakim jesteśmy klubem. A nie jesteśmy takim, który może na rynku rozdawać karty, więc szukamy transferów nieoczywistych. Takich, które na pierwszy rzut oka nie będą spektakularne, bo na takie trzeba mieć pieniądze, ale które pasują pod naszą filozofię, nasz styl gry i to, co chcemy z trenerem i właścicielem w ŁKS-ie robić.
Trzy razy w jednej wypowiedzi odwołał się pan do realiów finansowych ŁKS-u. Hiperbezpieczeństwo aż bije po oczach.
To realizm. Podobnie jak mówienie, że celem na ten sezon jest utrzymanie. Chcemy budować fundament tego klubu krok po kroku. Póki co, jeśli chodzi zarówno o nasz budżet, jak i możliwości sportowe, będziemy na innym biegunie niż czołówka Ekstraklasy. Sportowo sobie poradzimy.\
Jak ŁKS szuka nowych piłkarzy
Kibic zazwyczaj jest w gorącej wodzie kąpany. Nie wiem, czy będzie szczęśliwy słysząc o nieoczywistych i niespektakularnych transferach.
Ale proszę spojrzeć na to, jak było w I lidze. Dziś słyszę głosy, że niekoniecznie któryś zawodnik się sprawdził, a ludzie muszą zrozumieć, że w pracy dyrektora sportowego istotne są dwie rzeczy: finalne osiągnięcie celu i stworzenie zespołu. Postawiono przede mną zadanie, jakim był był awans do Ekstraklasy. Miałem na to dwa lata, a zrobiłem to w pierwszym. Z mojej perspektywy to ogromny sukces ludzi w klubie, zawodników, trenera i mój. Gdy tu przychodziłem, chodziło o to, by do tych zawodników, których mamy, dobrać takich, którzy będą pasować i w naszych ramach finansowych pomogą nam wygrywać na boisku. To się stało, nawet jeśli nie każdy z nich był pierwszoplanową postacią. Ale każdy sprostał swoim zadaniom mentalnie. Wszedł do szatni i był w stanie w tak dużym klubie i przy tak dużych oczekiwaniach się odnaleźć.
Gdzie pan dziś szuka “piłkarzy nieoczywistych”?
To kwestia mojej wiedzy, mojego doświadczenia piłkarskiego, moich kontaktów, jako agenta, znajomości środowiska. Wszystko to wykorzystuję, by docierać do nazwisk, których być może ktoś inny by nie wskazał.
Kiedy zaczął pan budować kadrę na nowy sezon? Bo niby mówi się, że powinno się przymierzać piłkarzy kilka miesięcy wcześniej, ale pół roku temu wy wciąż nie mogliście być pewni, w jakiej lidze zagracie od lipca.
Pewni nie mogliśmy być, ale moim zadaniem jest też działać w oparciu o intuicję. W zimie, po pierwszej rundzie, czułem, że nie oddamy już awansu. Szukaliśmy już zatem rozwiązań pod kątem Ekstraklasy.
Wie pan, jakie pytanie przebijało się wśród kibiców najczęściej, gdy w social mediach rzuciłem informację, że porozmawiamy?
Przyznam, że nie sprawdzałem.
Gdzie są transfery.
Tak jak wcześniej powiedziałem. To nie jest łatwy proces dla takiego klubu jak my. My nie będziemy pierwszym wyborem dla zawodników. Oczywiście mamy naszą listę i hierarchię na każdą pozycję, ale przecież klubów bardziej zamożnych i z perspektywy piłkarza atrakcyjniejszych jest wiele. Musimy się przepychać i przekonywać zawodników do nas. A na drodze stoi to, o czym cały czas mówię: finanse i budżet, którego nie możemy przekraczać. Dla mnie istotne jest doprowadzenie do sytuacji, w której ŁKS idzie w kierunku stabilizacji i wychodzi z problemów, które niestety w ciągu dwóch poprzednich lat się pojawiły. Wydaje mi się, że zrobiliśmy w tym kierunku bardzo dużo, ale pewne rzeczy wciąż odbijają się czkawką. I jak ktoś się pyta, gdzie są transfery, ja odpowiadam, że trudno, by już wszystko było załatwione, gdy dla piłkarzy nie jest się pierwszą opcją. Musimy działać, być kreatywni w tym wszystkim, rozumiem kibiców, ale to proces skomplikowany i nie w 100 proc. zależny ode mnie.
Piłkarze prowadzą swoją grę
Brzmi pan, jakby jakiś piłkarz już w tym okienku panu odmówił.
Bo tak było.
Wiele razy?
Kilka. Zawsze wygląda to podobnie. Mieliśmy namierzonego piłkarza, kilka razy z nim rozmawialiśmy, dostał kilka propozycji, a nasza oferta wśród nich nie była najbardziej atrakcyjna. Szukamy zatem kolejnych rozwiązań i sięgamy rozmowami do następnych zawodników z list, które sobie przygotowaliśmy.
Zdarzyło się, że – mówiąc wprost – jakiś zawodnik pana oszukał?
Takie sytuacje zdarzają się dość często. Teraz też wszystko było dogadane z bardzo solidnym zawodnikiem, reprezentantem swojego kraju, ale on nie do końca okazał się poważny. W momencie, gdy wszystko było przygotowane pod parafowanie umowy, on nagle dał znać, że się rozmyślił. Wiem, że jednocześnie negocjował przedłużenie umowy ze swoim klubem, więc po prostu sporo było z jego strony gry, bo starał się wycisnąć jak najwięcej dla siebie. To coś, do czego trzeba się przyzwyczaić, co nie oznacza, że momentami nie bywa frustrujące.
Kilka pytań od kibiców
Wspomniałem o pytaniach od kibiców. Zadam w tym momencie kilka bezpośrednio od nich. “W środę padły informacje, że są jakieś problemy z transferem Mokrzyckiego do klubu. Czego można się spodziewać w tej kwestii?”.
Podpisując Michała, Wisła Płock nie zgodziła się na opcję wykupu. A biorąc pod uwagę, w jakiej byliśmy sytuacji, nawet sam fakt, że udało mi się znaleźć zawodnika, który od początku byłby wartościowy, a nie musielibyśmy angażować wielkich środków na transfer, to kładąc to na szali było dla mnie jasne, że chcę z tego skorzystać, nawet wiedząc, że będzie później problem z wykupem. Aktualnie jesteśmy w kontakcie z Wisłą Płock, rozmawiamy, natomiast na ten moment nie udało się jeszcze uzyskać konsensusu. Ja zrobię wszystko, by Michał grał na ul. Unii, bo on sam tego bardzo chce i jasno na ten temat się wyraził. Również w rozmowie z włodarzami Wisły.
“Czy Pirulo, Bobek i Kowalczyk definitywnie zostają z ŁKS-ie na nowy sezon?”
Na ten moment żaden z tych zawodników nie ma konkretnej oferty.
“Jaki jest plan na zawodników, którzy nie nadają się na Ekstraklasę, a mają ważne kontrakty?”
Będziemy z tymi zawodnikami rozmawiać. Jeśli trener uzna, że ci piłkarze będą mieli małe szanse na grę, postaramy się znaleźć jakiś konsensus, który będzie korzystny dla każdej ze stron.
“Czy jest plan na ścięgnęcie latem jakiegoś młodzieżowca do pierwszej drużyny?”
Akurat pod tym względem mamy na dziś bardzo fajne zabezpieczenie. Bobek czy Kowalczyk są tego najlepszym przykładem, a do tego jest Kelechi, Wszołek, Glapka, więc jeśli chodzi o młodzieżowca, nie ma tutaj żadnej presji.
Kręci mnie ta praca
Rozmawiamy już od jakiegoś czasu i odnoszę wrażenie, choćby po sposobie, w jaki pan mówi, że pana ta robota strasznie kręci.
Nie przestrzelił pan. Piłka to moje życie. To moje natuarlne środowisko, w którym czuję się najlepiej i najpewniej się poruszam. Jak pan zauważył, da się do wyczuć ode mnie. Piłka to emocje i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Nawet jak kiedyś przestanę pracować w ŁKS-ie, pozostanę jego kibicem, ale nie wyobrażam sobie nie być wtedy przy piłce.
Słyszałem, że relacje międzyludzkie miały niebagatelny wpływ na to, że postawiono właśnie na pana.
To jeden z moich priorytetów. Nie wyobrażam sobie, bym miał złe relacje na przykład z trenerem. Poza tym były w naszej szatni sytuacje, gdy czyjeś ego mogło zacząć sprawiać problemy i takie rzeczy też staram się naprawiać. Spotykam się z zawodnikami. Zależy mi, by budować ich relacje ze mną i z pozostałymi piłkarzami. Ustaliśmy pewne reguły funkcjonowania i moim zdaniem udało się doprowadzić do sytuacji, w której każdy schował własne ego do kieszeni i dziś stawia drużynę na pierwszym miejscu. Jeśli ktoś się nie podporządkuje i nie będzie działać na tych zasadach, nie będzie go w ŁKS-ie.
Czas na nowego inwestora
Generalnie nie kryje pan, że jest w ŁKS-ie w dużej mierze dzięki Tomaszowi Salskiemu. A jak się pan zapatruje na współpracę z nowym inwestorem?
Ciężko mi się na ten temat wypowiedzieć, zwłaszcza, że to nie jest jeszcze sfinalizowane. Natomiast ja jestem człowiekiem, który z każdym się dogada, i który chciałby działać na określonych zasadach. Tomasz Salski będąc siódmy rok w piłce wiele rzeczy rozumie i dał mi bardzo dużo autonomii w moich działaniach i wydaje mi się, że jeśli miałbym działać w jakiejkolwiek innej konfiguracji, wyobrażam sobie to dokładnie tak samo. Muszę być osobą, która ma wpływ, na to co się dzieje w klubie, która buduje zespół według własnej filozofii – choć uzgodnionej z trenerem i właścicielem, i która oczywiście bierze za to odpowiedzialność.
Jak zmieni się ŁKS po przyjściu Philipa Platka?
Pan Platek, z tego co od niego słyszałem, nie zapowiedział wielkich zmian. ŁKS ma działać według swojej filozofii, klub ma mieć dużą autonomię.
Da się w ogóle określić, w jakich warunkach finansowych przyjdzie wam wkrótce pracować?
To pytanie do nowego inwestora.
Czy brak oficjalnego ogłoszenia nabycia akcji przez Platka w jakiś sposób wpływa na okno transferowe? Że póki nie ma czegoś na piśmie, nie chcecie np. wydawać wirtualnych złotówek?
Właściwie w pana pytaniu jest jednocześnie odpowiedź na nie. Ja działam w takich ramach finansowych, jakie mam do tej pory. Bez zakładania, że zaraz może być inaczej.
Jak bardzo trzeba wzmocnić kadrę, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed paru lat, gdzie ŁKS dość szybko stał się kandydatem nr 1 do spadku?
To kwestia dołożenia co najmniej po jednym kluczowym zawodniku do każdej formacji. Żeby pchnąć ŁKS na nowy tor, potrzeba nieco świeżości.
Co byłoby wynikiem ponad stan ŁKS-u w nowym sezonie? Oczywiście patrząc realnie.
(dłuższe zastanowienie) Bardzo twardo stąpam po ziemi. Przychodząc do ŁKS-u słyszałem od niektórych ekspertów, choćby od trenera Sasala, że nasz klub będzie jednym z faworytów do spadku z I ligi. A ja naprawdę wiedziałem, że będziemy mocni – bo widziałem, jak wyglądamy. Mówiłem to wprost do chłopaków. Teraz chciałbym, by po nowym sezonie ktoś stwierdził, że ŁKS siedział cicho, a zakrzyczały go wyniki. Celem jest utrzymanie, a wszystko, co wyżej, będzie super. Natomiast chciałbym też, by ŁKS w każdym meczu był odważny i niezależnie od wyniku, który może być różny, pokazywał, że chce wygrywać. Czy to z Legią, czy Puszczą Niepołomice.
To na koniec jeszcze jedno pytanie od kibica z Twittera. Zacytuję dosłownie: “Bardzo lubię Pana Janusza, ale ostatnio mam wrażenie że z Przytułą to kompletnie zamienił się rolami. Krzysztof Przytuła robił transfery a dla prasy był nie uchwytny. Janusz Dziedzic udzielił już więcej wywiadów przez ostatni miesiąc niż Przytuła przez kilka lat, ale martwi mnie, że nie słychać nic o efektach”. Jak to wygląda z pana perspektywy?
Chciałbym przypomnieć, na którym miejscu w poprzednim sezonie skończył ŁKS pod wodzą Janusza Dziedzica. Nie mając środków, za to mając zespół rozbity mentalnie po 10. miejscu. Zespół, który wprowdził trzech chłopaków z rocznika 2004 – Bobka, Kowalczyka i Tutyskinasa, reprezentanta Litwy ściągniętego tutaj w tak młodym wieku. Zespół, który grał w piłkę i wygrał ligę. Chciałbym, by w kolejnym sezonie ktoś miał w stosunku do mnie pretensje, że coś się nie udało, a będziemy wysoko.
Komentarze