Goncalo Feio odstawił Augustyniaka. Coś to przypomina…

Mecz Legia - Jagiellonia w ćwierćfinale Pucharu Polski to być może spotkanie o przyszłość Goncalo Feio w klubie z Łazienkowskiej. Ale już przed tym starciem i bez względu na jego wynik coraz mocniej zaczynają się pojawiać pytania - czy to, na czym w swojej pracy bazuje Portugalczyk, jest w stanie pchnąć Legię w lepsze czasy?

Goncalo Feio
Obserwuj nas w
Sebo47 / Alamy Na zdjęciu: Goncalo Feio
  • Decyzja o odstawieniu Rafała Augustyniaka od składu może mieć bardzo krótki lont
  • Tak przynajmniej wynika ze śledzenia historii
  • Przed meczem z Jagiellonią bardzo wiele zostało postawionego na szali

Goncalo Feio jak Czesław Michniewicz?

Goncalo Feio przeszedł daleką drogę od momentu “mega zdolny trener, który jeśli ogarnie głowę, może dojść do sky is the limit”, do momentu, gdy chyba wszyscy po prostu zdziwią się, jeśli jego metody zadziałają (choć kto wie – wciąż mogą, nie takie cuda dzieją w piłce). Odstawienie Rafała Augustyniaka od składu na półfinał Pucharu Polski z Jagiellonią z przyczyn innych, niż kontuzja lub choroba – jeśli oczywiście potwierdzi się informacja Tomasza Włodarczyka z Meczyków – przypomina działania późnego Czesława Michniewicza w Legii. On też przed ważnym meczem zdecydował się zostawić w domu ważne dla drużyny nazwiska, bo był przekonany, że nie jadą z nim w jednym kierunku. Przyniosło mu to rozwalenie szatni do końca, klęskę 1:4 w Gliwicach, i zapach zwolnienia o poranku. Do całkowitego podobieństwa tych historii zatem wciąż brakuje sporo, natomiast trudno nie mieć wrażenia, że pewne kroki zostały poczynione.

Feio na pewno miał powody, by odstawić Augustyniaka, choćby tym powodem było krzywe spojrzenie zawodnika, natomiast taka decyzja wpisuje się w całość ostatnich działań trenera Legii. Bazujących na emocjach, krzywym postrzeganiu rzeczywistości (Legia jako drużyna krzywdzona przez sędziów wybitnie bardziej od innych), szukaniu i choćby mimowolnym wskazywaniu winnych. I pewnie mimo wszystko na merytoryce, bo uczciwie to też trzeba mu oddać. Problem w tym, że im więcej dyskutujemy o merytoryce trenerów, tym słabiej broni się to na poziomie wyników. W Widzewie o Danielu Myśliwcu do dziś mówią, że merytorycznie to jeden z najlepszych szkoleniowców w kraju. I co z tego, skoro zaraz w Łodzi będą drżeć o utrzymanie? Nikt pod kątem merytoryki nie miał też najmniejszych uwag do Dawida Szwargi, ale jego Raków zjechał w tabeli na najniższe miejsce w ostatnich latach. Do Feio też trudno się na tej płaszczyźnie przyczepić. Jeśli na pomeczowych konferencjach zaczyna wykładać futbol, tego się po prostu słucha. Jednocześnie, czy ktoś w ostatnich miesiącach słyszał, by jako argument przemawiający za Adrianem Siemieńcem, wskazywano merytorykę?

Tylko u nas

Skończmy z gadaniem o merytoryce

Siemieniec oczywiście jest merytoryczny do bólu, z tą różnicą, że posiadł tajemną wiedzę, jak tę merytorykę łączyć z innymi elementami składającymi się na sukces. A rzeczywistość pokazuje, że gdy współpraca z tobą jest trudna – prędzej, czy później wpłynie to negatywnie na twoją pracę. Gdy przed jakimkolwiek elementem środowiska piłkarskiego otaczasz się murem – prędzej, czy później jakaś cegła spadnie ci na głowę. Merytoryczni trenerzy, którzy z tej cechy uczynili swój jedyny – jedyny to słowo klucz – sposób na prowadzenie zespołu (lub przestrzelą z innymi sposobami), coraz częściej są weryfikowani na minus. I dosłownie pierwszy raz mam wrażenie, że coś takiego następuje w przypadku Goncalo Feio. Do tej pory widziałem szereg spraw, które nawet przy kiepskich wynikach, były jak okoliczności łagodzące.

Choćby to, że Portugalczyk ma w Legii pod górkę z racji ograniczeń jakościowych w klubie. Właściciel nie do końca rozumie piłkę, a już w ogóle nie dostrzega przeciętniactwa, w jakie wiele jego decyzji pchnęło klub w ostatnich latach. Do niedawna dyrektor sportowy ma na koncie tak niewiele sukcesów w swojej dziedzinie opieki nad klubem, że można się zastanawiać, czy każdy z nas na zasadzie rachunku prawdopodobieństwa nie miałby podobnych. Skauting działa w ten sposób, że albo generuje transferowe flopy, albo żadnych ruchów. Tyle, że jednemu trenerowi – weźmy Siemieńca i jego success story – udaje się wydobyć maksimum ze zlepku zawodników niechcianych gdzieś indziej, a drugiemu nie – nawet jeśli jakościowo na starcie wyglądają lepiej od tych pozyskiwanych przez Jagiellonię. Goncalo Feio jest dziś osobą, która wygra każde porównanie z Jackiem Zielińskim czy Radosławem Mozyrko, ale zaczyna przegrywać z porównaniem do obrazu Goncalo Feio, jaki był nam rysowany i w czasach Motoru Lublin, i po wyszarpanym awansie Legii do Ligi Konferencji, i gdy zaczął seryjnie wygrywać po pierwszym jesiennym kryzysie (choć, przy całym szacunku, warto zwrócić uwagę na klasę zdecydowanej większości z tamtych rywali).

Właściwie nie ma roku, by osadzony w aktualny kontekst cytat z Aleksandara Vukovicia (“w Legii nigdy nie jest tak dobrze, jak piszą; i nigdy nie jest tak źle, jak piszą) nie zaczynał krążyć po Internecie. Jeśli Legia – po zastosowaniu tak drastycznych metod przez Feio, jak usunięcie z meczowej kadry zawodnika uchodzącego w szatni za lidera, jednego z kapitanów, przegra z Jagiellonią i zamknie sobie najkrótszą ścieżkę do europejskich pucharów, ten cytat nie będzie prawdziwy. Bo wtedy w Legii będzie dokładnie tak źle, jak piszą.

Oglądaj także: Ten transfer Legii to dramat

Komentarze