Ekstraklasa: polskie kluby zazdroszczą innym, ale same z tym nic nie robią

Ekstraklasa rośnie w siłę, ale trudno nie mieć wrażenia, że wciąż jest sporo pola do zagospodarowania, jeśli chodzi o inwestycje, które najpierw mogą dodać jakości, a później spłacić się z nawiązką. Czy skopiowanie pewnych wzorców od innych jest w ogóle możliwe? O tym w najnowszej “Przemowie”.

Afimico Pululu i Ibrahim Diakite, Gwinejczyk z Cercle Brugge
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Afimico Pululu i Ibrahim Diakite, Gwinejczyk z Cercle Brugge
  • W najnowszej “Przemowie” kilka słów o występach polskich drużyn w ćwierćfinałach Ligi Konferencji oraz o tym, czego kluby Ekstraklasy unikają, a co mogłoby je wynieść na wyższy poziom
  • Nie tylko rynek wewnętrzny ma się u nas bardzo słabo. Polskie kluby – mimo świetnych przykładów z innych lig – w ogóle nie penetrują rynku afrykańskiego
  • Na przykładach pokazujemy, dlaczego warto to robić

Ekstraklasa: nie ma transferów z Afryki. Powinny być?

Fragment najnowszego programu “Przemowa”: niedawno tak sobie myślałem, gdzie w tej naszej Ekstraklasie jest jakaś nisza do wypełnienia. I my kompletnie nie inwestujemy w skauting poza Europą. Konkretnie w Afryce. A jeśli inwestujemy, to nieudolnie, bo bez efektów. Sprawdziłem sobie przed nagraniem. Mamy 227 obcokrajowców zarejestrowanych w klubach w Ekstraklasie. Wiecie, ilu pochodzi z Afryki? Trzynastu. Z czego tylko czterech to piłkarze wyskautowani bezpośrednio w Afryce. Dwóch z nich gra w Motorze Lublin – Christopher Simon i Jacques Mbaye Ndiaye. I patrząc na ich potencjał, nie sądzę, że Motor żałuje tych transferów. Myślę, że kiedyś może nawet na nich nieźle zarobić, zwłaszcza na Ndiaye, który cały czas jest nierówny, ale tam naprawdę widać papiery na granie, nie mówiąc już o tym, że to jego gol w finale barażów dał Motorowi awans do Ekstraklasy rok temu. Z tych trzynastu afrykańskich piłkarzy pięciu gra w Radomiaku, więc zostaje nam ośmiu na pozostałych 17 klubów.

Ja wiem, z czym jest związane ryzyko – przede wszystkim z nieprzystosowaniem takiego piłkarza wyciągniętego z Afryki do europejskiej kultury, natomiast przecież jest to problem dotykający wszystkich europejskich klubów sięgających właśnie w te rejony. Swego czasu uderzyłem z tym tematem do Dawida Płaczkiewicza z Champions Football Agency, znajomego agenta działającego na polskim rynku, który sprowadził kilku zagranicznych zawodników do naszej ligi. I Płaczkiewicz mówi tak: – Mamy duży problem, jeśli chodzi o zaufanie do piłkarzy z Afryki i Ameryki Południowej. Zawsze pojawiają się duże obawy o ich aklimatyzację, co jest błędem. Przecież wystarczy spojrzeć, z jakim powodzeniem piłkarze pochodzący z tych rejonów grają w Czechach, czy krajach skandynawskich, podczas gdy w Polsce panuje przekonanie, że ryzyko niewypału z takiego kierunku jest dużo większe niż z innego. A jeśli spojrzymy, ile kluby z naszej półki w Europie zarabiają na transferach, to jednym z najważniejszych źródeł są właśnie tacy piłkarze. Jako kluby te rynki mocno zaniedbane, choć z rozmów z klubami wiem, że wiele z nich chce wreszcie zainwestować w skauting poza Europą. Jeśli to dojdzie do skutku, wierzę, że jeszcze ciekawsi piłkarze będą trafiać do Polski – mówi.

Patrzę na piłkarzy z Afryki, którzy odchodzili za miliony, i tego jest cała masa. Zresztą kiedyś zauważył to Raków, bo myślę, że zatrudnienie Samuela Cardenasa miało jakiś związek ze sprowadzeniem przez niego do Belgii Gifta Orbana, który najpierw bezpośrednio z Nigerii trafił do Norwegii za 100 tys. euro, po dosłownie pół roku gry przeszedł do Gent za 4,5 miliona, a po dosłownie kolejnym roku odszedł do Lyonu za 15 mln euro. Taki talent to mimo wszystko wyjątek, ale spokojnie w Europie da się odnaleźć inne przykłady, choć w nieco mniejszej skali. W lutym 2021 Banik Ostrawa sprowadził z Nigerii za grosze Yirę Sora. Rok później Sor przeniósł się za 1,2 mln euro do Sparty Praga, by po kolejnym wzmocnić Genk, który zapłacił Czechom 6,5 mln euro. Norweskie Molde dwa lata po sprowadzeniu z Afryki, z Wybrzeża Kości Słoniowej, Davida Fofany, sprzedało go do Chelsea za 12 mln euro. Victor Boniface, kolejny Nigeryjczyk, po transferze ze swojego kraju spędził w Bodo/Glimt trzy lata. Odszedł za 6 mln euro do Unionu Berlin, a Bayer Leverkusen następnie wyłożył na niego 20,5 mln euro, dzięki czemu Norwegowie, z tytułu procentu od kolejnej sprzedaży, drugi raz solidnie zarobili na swoim byłym zawodniku.

Cała “Przemowa” w poniższej plejerce

Komentarze