- Skontaktowaliśmy się z kilkoma sędziami prowadzącymi mecze Ekstraklasy, by poznać ich punkt widzenia na temat tego, co może wpływać na popełniane błędy
- Nie wszyscy wydzwonieni przez nas sędziowie zdecydowali się rozmawiać, ale ci, którzy to zrobili, zaufali nam pod jednym warunkiem: anonimowości
- Usłyszeliśmy wiele opinii, które mogą być zaskakujące. Szczegóły w tekście
Ekstraklasa – co z tymi sędziami?
Właściwie nie ma kolejki Ekstraklasy, po której nie toczy się dyskusja o poziomie sędziowania. Dyskusja bez udziału sędziów. Dlatego postanowiliśmy dać im głos i poznać punkt widzenia od środka. Zadzwoniliśmy do kilku z nich, by zapytać przede wszystkim o dwie rzeczy – przyczynę błędów (czy leży po stronie systemu?) oraz o to, jakie kwestie powinny zostać podniesione na zbliżającym się spotkaniu Ekstraklasy z Kolegium Sędziów. Samo spotkanie ma na celu, idąc za słowami Wojciecha Cygana w naszym artykule “zapytanie, co można zrobić na wartstwie technicznej, infrastrukturalnej i przepisów, by podnieść poziom sędziowania“. Czasem rozmowa kierowała się na nieco inne tory i pokazywała wprost największe bolączki, które później mogą przełożyć się na oceny decyzji arbitrów. Kilka kwestii nas zaskoczyło – jak głosy o tym, że z pewnych konkretnych powodów automatyzm w podejmowaniu decyzji może być zakłócany przez… myśli, jak decyzje będą odebrane w mediach. Kilka było bardzo cennych (jak ta wyjaśniająca, skąd wyższa liczba żółtych kartek w porównaniu z poprzednimi sezonami, mimo iż ich masowe wręczanie często tylko zaognia sytuację, a nie ją łagodzi).
Sędziowie, którzy zdecydowali się porozmawiać, zrobili to po zapewnieniu im kompletnej anonimowości, co jest naturalne, bowiem wszyscy są wciąż czynnymi arbitrami w Ekstraklasie. Nieprawdą byłoby stwierdzenie, że wszyscy sędziowie mówią jednym głosem, bo nie we wszystkich kwestiach panowała jednomyślność. Część sędziów pytana na przykład o kwestie wpływu oceny mediów na ich decyzje zaprzeczała, by ten problem ich dotyczył, ale inna część zdecydowanie to potwierdzała. Argumentacja? Późniejsze decyzje Kolegium Sędziów oparte – ich zdaniem – na tym, czy w mediach była burza, czy nie, niezależnie od poprawności podejmowanych decyzji. – Odnosimy wrażenie, że głównym celem naszej pracy jest spowodowanie, aby po naszych meczach było cicho, ale nie zawsze mamy na to wpływ. W konsekwencji nawet dobra decyzja, która zostanie uznana za kontrowersję, będzie po prostu problemem sędziego – słyszymy od jednego z arbitrów.
Niżej prezentujemy opinie łącznie sześciu sędziów z Ekstraklasy, którzy z nami porozmawiali. Wymieszaliśmy je ze sobą, jednak razem pokazują, co czasem – bo nie u wszystkich – krąży w ich głowach przed, w trakcie, i po meczach ligowych. Nie chcemy, by była to litania żalów, bo w zdecydowanej większości przypadków słyszymy, że pewne niedogodności są wpisane w ten zawód.
Zarządzanie meczem
– Nie zawsze chcemy dawać żółte kartki za gesty lub protesty. To źle wpływa na temperaturę meczu i na zarządzanie meczem. Ale jesteśmy w tym trochę bezbronni – takich słów użylibyśmy, gdybyśmy mieli kilka wypowiedzi zestawić w jedną. Ale oddajmy wprost głos arbitrom.
– Tutaj trzeba przyznać, że przykład idzie z góry, bo to wytyczne wprowadzone przez UEFA, zwłaszcza po finale Ligi Europy, gdzie przedstawiano nam zachowanie ławki Romy i zbudowano na tym bardzo ogólną narrację, by w myśl zasady “szacunku do arbitra” karać ławki rezerwowych kartkami niemal za każdy gest wykraczający poza – nazwijmy to – standardy dobrego zachowania. A to jest często mocno oderwane od kontekstu. Mamy sędziów (tutaj padły dwa nazwiska – przyp. red.), którzy naprawdę dobrze zarządzają na boisku i dają tych kartek mniej, bo potrafią rozmawiać z piłkarzami, ale od tych mniej doświadczonych wręcz wymaga się czegoś innego – by reagować kartką na wszelkie protesty i machania rękami z ławek. Kiedy moim zdaniem ławki mają do tego prawo i nie ma to nic wspólnego z brakiem szacunku do sędziów – mówi jeden z arbitrów.
I dodaje: – My popełniamy błędy, bo nie zauważymy faulu, nie damy rywalowi żółtej kartki, więc ławki się denerwują. Jak się mają nie denerwować, skoro trener dziś tam siedzi, a za dwa miesiące może go nie być. Dla niego nasze decyzje są warte dużej stawki i przykładowo ja to napięcie rozumiem. Tymczasem słyszymy, że ma być zero tolerancji i jak ktoś ci machnie, to masz pokazać kartkę.
Słyszymy dalej: – Trzy lata temu mieliśmy po trzy-cztery kartki na mecz, dziś mamy siedem-osiem. Bo ktoś odkopnął piłkę, bo machnął ręką. I efekt jest taki, że idąc z tymi wytycznymi niby jest wszystko fajnie, bo zgodnie ze sztuką, a w praktyce telefony od jednych i drugich, w mediach po tobie jadą, czytasz, że nie panowałeś nad wydarzeniami, gdzie przecież takie rozdawanie kartek na prawo i lewo w momencie, gdy wewnątrz siebie czujesz, że nie powinieneś tego robić, zaognia sytuację. Zdarza się, że później sprawdzasz rozpiskę na mecze w następny weekend i cię nie ma, bo media piszą, że nie ogarnąłeś, więc pewnie lepiej zostawić cię w domu.
Do wpływu mediów jeszcze wrócimy, bo ten problem potwierdza kilku – choć nie wszyscy – zapytanych o to arbitrów. Jak i nakaz karania kartkami za gesty, które nie wszyscy wyceniają na upomnienie.
– Tak, idziemy daleko z karaniem kartkami, choć to wzięło się z ostatniego panelu UEFA i pokazania trzydziestu sytuacji z niesportowym zachowaniem. Z tym, że tam bazowano na ostatnim finale Ligi Europy, gdzie faktycznie granice były grubo przekraczane. I z tego bierze się więcej kartek w obecnym sezonie. Kwestią do dyskusji jest, czy to idzie za daleko, ale mamy jasny przekaz, by wszystkie niesportowe zachowania były karane – mówi jeden z doświadczonych arbitrów.
Wpływ oceny mediów?
Sędzia Ekstraklasy: – W obecnej sytuacji zastosowanie się przez sędziego do wytycznych może rodzić dla niego negatywne konsekwencje, w sytuacji gdy będzie to źle odebrane przez media lub środowisko piłkarskie. Podobnie, czasem postąpienie wbrew wytycznym, jeśli nie zostanie publicznie zauważone lub będzie dobrze odebrane przez komentatorów, media (a zatem szef będzie miał spokój i ciszę), nie spowoduje dla sędziego żadnych negatywnych konsekwencji, sytuacja będzie przemilczana i za tydzień pojedzie na mecz.
Inny: – Wydaje mi się, że sędziowie boją się gwizdać z automatu. Z tyłu głowy jest pytanie, czy to będzie dobre. To znaczy – nawet jeśli to będzie dobre, nie wiesz, jak to zostanie odebrane. Nie mamy pewności, że jeśli presja mediów będzie szła w przeciwną stronę, czy ktoś się za nami wstawi. Po trzech tygodniach zdarza się, że usłyszymy, że to było jednak dobre, ale musiałeś odpocząć od meczów, by ten hałas uciszyć.
Nie wszyscy mówią, że ten problem ich dotyczy. – Nie doświadczyłem nigdy sytuacji, by mieć inny feedback w sobotę po moim meczu, a inny we wtorek, gdy publikowany jest “Klip Tygodnia”.
Ale są głosy, że coś w tej kwestii jest na rzeczy, nawet jeśli na decyzje to nie wpływa: – Nie chciałbym mówić, że sędziując mam z tyłu głowy to, co powie się w mediach, ale czasami wychodząc z wozu nie wiedziałem, czy sytuacja, która dla mnie nie była oczywistym błędem, nie okaże się oczywistym błędem. Trochę jest tak, że osoby wypowiadający się w mediach kreują głos ludu, mimo że brakuje im podstaw merytorycznych. I wiadomo, że jeśli o jakimś sędzim robi się głośno, bo lud uzna, że popełnił trzy błędy, mimo iż de facto nie popełnił, szef może chcieć takiego sędziego na jakiś czas ukryć, by nie podburzać i tak gorących nastrojów. A ja uważam, że to na naszym środowisku spoczywa odpowiedzialność za kreowanie rzeczywistości. I brakuje tego, że gdy w mediach ktoś mówi o trzech pomyłkach sędziego, które zdaniem Kolegium Sędziów nie były błędami, ktoś wyszedł i powiedział to na głos. Ale jeśli mam mówić o sobie, na moje decyzje to nie wpływa. Nie myślę na boisku, co się powie lub napisze, choć od charakteru danej osoby zależy, czy ktoś nie ma inaczej.
Kolejne opinie: – Nie powinno być tak, bym chciał wiedzieć, jak później moją decyzję ktoś skomentuje, ale czuję, jakby w moim interesie leżało, bym wiedział. A pamiętajmy, że na zewnątrz sędziowie są oceniani na przykład przez dziennikarzy, którzy mogą mocno siedzieć w przepisach, ale na koniec dnia jednak nie przesędziowali żadnego meczu na boisku i nie mają dostępu do najnowszych interpretacji i szkoleń. Albo przez byłych piłkarzy, którzy z racji swojej historii są dla widzów autorytetami na zasadzie: dużo widział, dużo wie. A prawda jest taka, że to osoba z zupełnie innej branży. Jak popełnimy błąd, to rozumiem wszelką krytykę, ale zdarzają się sytuacje, w których błędu nie ma, choć osoba będąca poza systemem szkolenia sędziów błąd zobaczy i się zaczyna dziać wokół nas. Prezesi dzwonią do innych prezesów, są naciski, czasem skuteczne.
– Czasem nie wiemy, co się dzieje. Był niedawno miękki karny na Radomiaku, albo druga żółta kartka na Stali Mielec w nieco kontrowersyjnych okolicznościach i wiem, że około 80 proc. sędziów uznało te decyzje za błędne, a później wychodzą “Klipy Tygodnia” i czytamy, że to jest dobra decyzja. Czyli wychodzi, że 20 proc. sędziów ma rację i większość pyta: o co tu chodzi? Jak to teraz ogarnąć? Większość musi zejść do mniejszości. To prowadzi do tego, że czasem wychodzisz na boisko i się zastanawiasz, czy to, co teraz gwizdniesz będzie OK. Jak to będzie ocenione w mediach, a w związku z tym, jaki będzie feedback od Kolegium Sędziów.
– Odnosimy wrażenie, że głównym celem naszej pracy jest spowodowanie, aby po naszych meczach było cicho, ale nie zawsze mamy na to wpływ. W konsekwencji nawet dobra decyzja, która zostanie uznana za kontrowersję, będzie po prostu problemem sędziego.
“Po meczu nikt nie daje nam feedbacku”
To, co burzy u niektórych pewność siebie, to brak szybkiej oceny ze strony przełożonych. Oddajemy głos sędziom.
– Wcześniej jak schodziłeś z meczu, od razu miałeś telefon od szefa Kolegium Sędziów, który ci mówił, że albo spieprzyłeś, albo zrobiłeś jakąś kontrowersję, której będziemy bronić, bo bardzo dobrze zrobiłeś. Dziś tego nieco brakuje. Schodzisz z meczu, a później czekasz na jakikolwiek feedback. Cały internet huczy po jakiejś sytuacji, a w odpowiedzi co dostajesz “jeszcze nie widzieliśmy klipów”. Zdarza się, że po obsadzie widzisz, czy źle zrobiłeś, bo cię nie ma, ale w sumie nie jesteś pewien, czy to jest powód, i dopiero po paru tygodniach, gdy jest szkolenie VAR, dowiadujesz się, że tutaj jest błąd, albo tu jest dobrze.
To się jednak może zmienić. Zamiast spotkań z sędziammi raz na kilka tygodni, teraz ma być po każdej kolejce. Być może stało się to po lobbingu ze strony środowiska sędziowskiego, które czuło się pod dużą presją wychodząc na kolejny mecz bez wiedzy, jak został oceniony poprzedni.
– Prezes Przesmycki po meczu zakończonym w sobotę wieczorem, potrafił w niedzielę rano wysłać maila. Czymś chorym i przesadą w drugą stronę było, że szedł do wszystkich. Teraz fajnie byłoby znaleźć balans – słyszymy.
Następny arbiter: – Nie wyobrażam sobie, że dziś następuje jakieś zdarzenie, a moi sędziowie jutro jadą na mecz i nie wiedzą, czy to, co się stało dzień wcześniej było OK, czy nie. Odniesienie się do tego za trzy-cztery tygodnie to jest za późno, bo ja w tym czasie mam pięć innych meczów. Brak feedbacku powoduje, że sędziowie siedzą jak na szpilkach czekając na maila z obsadą i dopiero wtedy możemy się domyślać, że coś tam było nie tak. Domyślać, bo do obsady nie ma żadnego komentarza.
Kolejny sędzia, który przekonuje nas, że akurat z jego punktu widzenia nie ma większego systemowego problemu, mówi tak: – Wystarczy odpalić jakikolwiek artykuł o lidze i widać, że jako sędziowie jesteśmy w samym centrum zamieszania. Nie jest to przyjemna atmosfera. Presja w wyniku dwóch-trzech złych interpretacji i błędnych decyzji jest bardzo duża, ale to nic nowego. Nic, na co mógłbym narzekać. Błędy nie biorą się ze złego systemu, tylko są efektem skomplikowanej sytuacji boiskowej. Każdy mecz jest dla mnie osobnym rozdziałem. Zawsze mam niezależny plan na mecz i taktykę, którą staram się konsekwentnie realizować. Jesteśmy szkoleni, by automatyzm wyrabiać, a nie zabijać. Stosuję wypracowane przez lata schematy i na pewno nie myślę o tym, jak moje decyzje odbiorą media.
Co jeszcze mówią sędziowie?
– Są sędziowie, którzy częściej popełniają błędy i którzy częściej jeżdżą. I nie do końca wiadomo, o co chodzi. Trudno się w tym połapać, jeśli widzisz, że ktoś zrobił babola w I lidze i odpoczywa cztery tygodnie, a w tym samym czasie ktoś się pomylił w Ekstraklasie i jedzie za tydzień – jeśli nie na Ekstraklasę, to ligę niżej. W pewnym sensie można to rozumieć, że za błąd w najwyższej klasie rozgrywkowej możesz otrzymać nagrodę pocieszenia w postaci sędziowania przez tydzień na niższym pięterku. Gdy porównamy tak generalnie tabelkę kar w Ekstraklasie i w I lidze, to robi się czasem dziwnie.
Pytam tego sędziego: – Czy słyszę w pana głosie tęsknotę za Zbigniewem Przesmyckim?
– Nie, to nie to. Ale nie da się ukryć, że pewne działania, które wtedy były, były dobre. Wiadomo, że poprzedni prezes był zafiksowany na niektórych sędziów i ci mieli u niego problem, nawet jeśli nie do końca zasłużyli, ale generalnie obrona sędziów, szkolenie i merytoryka była jednolita. Podam przykład: mieliśmy jasno powiedziane, że mamy gwizdać każdą rękę poszerzającą obrys ciała. Ludzie mieli się przyzwyczaić, że tak jest i koniec. Wiedzieliśmy, że musimy w to iść wszyscy. Albo inne sytuacje – faule w polu karnym, gdy zawodnik wygra walkę o pozycję. Jeśli nie widziałeś kontaktu, a piłkarz z wygraną pozycją się przewracał, w 97 proc. był to faul. Mieliśmy powiedziane: macie to gwizdać, nawet jak nie widzisz. Na początku nie potrafiliśmy w to wejść całą grupą, ale później naprawdę okazywało się, że praktycznie zawsze był faul.
– Liczba błędów jest ostatnio duża, ale moim zdaniem działa prawo serii – mówi kolejny. W każdym sezonie mamy z czymś takim do czynienia, by później był względny spokój. Ostatnio było tak na przełomie marca i kwietnia. Ale nie zgodziłbym się z tym, że poziom sędziowania w Polsce jakoś drastycznie spada. Brakuje nieco wyrozumiałości, zwłaszcza dla młodych sędziów, którzy nie mają jeszcze wielkiego doświadczenia. W każdym zawodzie wprowadzany jest nowy narybek, który dobrze rokuje na przyszłość, choć tu i teraz popełni jakiś błąd. Mamy obecnie sporo fajnych chłopaków, którzy potrzebują oswoić się z presją, i wszyscy na tym zyskają. Czasem warto chwilę zaczekać zamiast po drugim czy trzecim meczu nowego sędziego w Ekstraklasie palić go na stosie.
Następny, którego cytujemy w artykule pierwszy raz, nie dostrzega większego problemu systemowego. – Pewnie panu nie pomogę, ale gdybym miał wskazać przyczynę naszych błędów, to powiedziałbym jedno: jesteśmy tylko ludźmi. Szkolimy się, ale nie jesteśmy w stanie przygotować się na każdą możliwą sytuację. Od wielu lat mamy do dyspozycji system VAR i widzimy, że nawet mając go pod ręką, nie jesteśmy w stanie uniknąć błędów, ale jestem przekonany, że rok po roku jest ich coraz mniej, a jakaś znacznie słabsza kolejka od pozostałych owocuje wrażeniem, że jest fatalnie. Zamiast patrzeć na to, że wciąż są pomyłki, mimo istnienia VAR-u, należy spojrzeć na zasadzie analizy porównawczej. Przyrównywać sezon po sezonie.
Inny sędzia: – Ostatnio czytałem, że sędziowie być może są zmęczeni liczbą meczów w weekend i podróżami między boiskiem, a wozem VAR. Chciałem to obalić. Sędzia zawodowy jest jak sportowiec – tak jak piłkarze, którzy muszą grać co trzy dni, my chcemy sędziować najczęściej, jak się da. Trenujemy po to, by to robić. Każdy brak wyznaczenia na mecz, to nasza porażka. Gdy czytam argumenty o przemęczeniu, to nie rozumiem, skąd się one biorą. Jeśli na kogoś negatywnie wpływają podróże pomiędzy boiskiem, a wozem VAR, rozwiązaniem byłoby stworzenie centrum, a takie plany już są. Łatwiej byłoby z transportem, skróciłoby czas podróży i zwiększyło efektywność szkolenia VAR-owców, bo będąc na miejscu, możesz od razu przeanalizować określone sytuacje i dać błyskawiczny feedback. Tak jest w większości krajów w Europie. Busy były fajnym rozwiązaniem na czas wprowadzania projektu, ale skoro projekt się rozwija, centrum byłoby dobrym rozwiązaniem.
W przyszłym tygodniu będzie spotkanie
Po następnej kolejce dojdzie do spotkania władz Ekstraklasy z Kolegium Sędziów. Właśnie to zdarzenie w połączeniu z ciągłą dyskusją o arbitrach było przyczyną powstania tego tekstu. Nie chcielibyśmy, by jego odbiór w kolegium był negatywny, lecz by naświetlił pewne problemy, o których być może nie mówi się głośno – choć tutaj będziemy podkreślać, że nie każdy z pytanych przez nas arbitrów te problemy dostrzega.
Nie mamy jednak wątpliwości, że wokół decyzji sędziów zawsze będzie głośno. Nawet, jeśli piłka nożna jest tylko najważniejszą z najmniej ważnych rzeczy na świecie, decyzje podejmowane na boisku wpływają na samopoczucie dziesiątek tysięcy osób oraz na zawodowe losy co najmniej setek.
Komentarze