Właściwie w każdym sezonie są w Ekstraklasie zespoły, o których dość szybko myślimy, że ich obecności na najwyższym szczeblu w kolejnych rozgrywkach nie będzie nam brakować. Tym razem bliżej jest mi jednak do myśli, że do I ligi spadnie w maju naprawdę niezła drużyna – taka, za którą będziemy w jakiś sposób tęsknić.
Za nami już niemal 30 procent tego dziwnego sezonu z bardzo dużym natężeniem spotkań, mundialem kończącym kalendarzową jesień oraz przerwą w środku sezonu, która skończy się już w styczniu, dwa tygodnie przed zimowymi feriami w niektórych regionach. Wyjątkowe rozgrywki wymagają wyjątkowych przygotowań, warto więc już teraz zwrócić uwagę, które zespoły regularnie mają najwięcej przebiegniętych kilometrów w meczach, najrówniejsze kadry i trenerów, którzy potrafią dostosować swoje metody do rozgrywek toczonych w rytmie zupełnie innym niż wszystkie dotychczasowe. Hasło Legii Cudzoziemskiej, czyli „maszeruj albo giń”, może okazać się obowiązującym – kto się potknie i nie wytrzyma tempa, może już nie mieć kiedy nadrobić strat. A ścisk w tabeli jest ogromny – prowadząca przez wcześniejszych 9 kolejek Wisła Płock ma tuż po opuszczeniu pozycji lidera zaledwie 6 punktów przewagi nad strefą spadkową, a chwalona od początku sezonu Stal Mielec jest już tylko dwa oczka nad kreską (choć gdyby pokonała Widzew w ostatniej przed przerwą kolejce, jej piłkarze oglądaliby mecze reprezentacji z piątego miejsca w tabeli). Jest więc ciasno, a nawet bardzo ciasno i właściwie jak co sezon meczów, w których łatwo wskazać pewniaka jest bardzo mało. Jeden błąd kosztuje więc bardzo wiele, czasem stratę kilku nawet pozycji. I mam wrażenie, że tak już będzie w tym sezonie, a Multiliga z ostatnich kolejek – uwaga, bo tu typ bardzo łatwy do zweryfikowania już w maju – będzie jeszcze ciekawsza niż zwykle.
Gdy 10 kolejek temu proszono mnie w różnych zabawach o wytypowanie mistrza kraju, najbliżej mi było do wskazania częstochowian, ale dużo więcej pewności miałem, że na czterech czołowych miejscach skończą Lech, Legia, Pogoń i właśnie Raków. Kolejność świadomie jest alfabetyczna – byłem przekonany, że to kadrowo oraz organizacyjnie najmocniejsze kluby i nikt nie powinien im zagrozić. Pierwsza tercja sezonu zdaje się to potwierdzać, choć pazurki pokazała Wisła Płock (nadal typuję ją do czołowych miejsc), a od falstartu zaczął mistrz Polski. Potem jest jednak bardzo ciasno i wyjątkowo także na tle większości europejskich lig: klasa średnia jest rozbudowana do maksimu, tworzą ją wszyscy pozostali. Każdy może wygrać z każdym – i z każdym przegrać. Określenie „zdecydowany faworyt” po prostu nie ma zastosowania.
Kto więc ma spaść z ligi? Zespół, którego naprawdę będzie nam żal.
Lechia Gdańsk? Źle się tam dzieje, ale Marcin Kaczmarek, czyli trener o zielonym sercu, może wszystko poukładać. Personalnie ma mocny skład, na pewno nie na spadek. Tak piękny stadion w tak dużym mieście też powinien być jednak klejnotem Ekstraklasy (choć oczywiście z inną frekwencją, ale to już temat na inny tekst).
Miedź Legnica? Wszystko poukładane organizacyjnie, dominacja w I lidze, ewidentnie na ten zespół za słabej, a teraz kryzys w najwyższej klasie. Ale jednocześnie niezła gra w wielu spotkaniach i dużo ciekawych graczy, z Luciano Narsinghiem na czele. Może za dużo tych zagranicznych, podobnie jak w Radomiaku, ale jakośc oni jednk mają. Jakość zdecydowanie ekstraklasową.
Warta? Ją wytypować do spadku byłoby najłatwiej, zwłaszcza z powodu braku własnego stadionu, ale przecież nowa właściciel nie po to kupowała klub, by na tej inwestycji stracić. Klub z Drogi Dębińskiej budzi sympatię, jak klasyczny Kopciuszek, który ma swoje finansowe i organizacyjne problemy, ale także klasę i styl, pozwalający zatrudniać najmłodszego w lidze trenera i znaczną ilość polskich piłkarzy, którzy wiele dali Warcie, ale którzy ekstraklasową szansę dostali właśnie dzięki temu klubowi.
Korona? Waleczna i niebezpieczna, konsekwentnie pracująca po chudych latach na odzyskanie zaufania kieleckich kibiców, coraz częściej chodzących na stadion?
Piast? Bądźmy poważni, trener Waldemar Fornalik wie, jak zażegnać kryzys z początkowych kolejek. Jakości też ma na murawie bardzo dużo, miejsce klubu z Damianem Kądziorem i Kamilem Wilczkiem jest w górnej częsci tabeli.
Stal Mielec? Reprezentant Podkarpacia pochwalić się może najwyższym w lidze procentem wypełnienia stadionu i trafionymi transferami, niech nie zwiodą nikogo gorsze ostatnio wyniki.
Śląsk Wrocław? Tu sprawa jest poważna, bo piękny stadion często świeci pustkami, a drużyna nie gra tak, jak wszyscy oczekują w trzecim od niedawna pod względem liczby ludności mieście w Polsce. Ale Ivan Djurdjević pokazał wcześniej, że gdy dostanie czas, wykonuje dobrą robotę.
I tak dalej, i tak aż do czołowych miejsc. Trudno wskazać jeden choćby zespół, który rażąco nie pasowałby do Ekstraklasy stylem gry lub marką, nie miał czegoś, czego będzie nam brakować w przyszłym sezonie. A przecież w maju spadną aż trzy takie drużyny.
Jasne, na ich miejsce wejdą nowe – być może jeszcze bardziej medialne, z jeszcze większym potencjałem kibicowskim, zapewniającym jeszcze większe emocje i to nie tylko te derbowe. Z I ligi chcą przecież awansować takie tuzy, jak choćby Ruch, Arka, ŁKS, czy przeżywająca ostatnio gorsze dni Wisła Kraków. Ale tu w czołówce sytuacja jest podobna do tej w Ekstraklasie – różnice są minimalne. Zespoły na miejscach 2-4 mają przecież tyle samo punktów, po 20. Czyli zaledwie 6 więcej niż 14. w tabeli Chojniczanka.
Pewien trener mówił mi kiedyś w rozmowie przedmeczowej, że brakuje mu trzech podstawowych zawodników, ale zaraz doszliśmy do wniosku, że na większość pozycji ma po dwóch bardzo podobnych zawodników, graczy o podobnej klasie.
– Ma pan kłopot bogactwa, nie ma co narzekać – rzuciłem, kwitując tę długość ławki. Trener zastanowił się chwilę i patrząc na skład rzucił zdanie doskonale pasujące do ekstraklasowej rzeczywistości w tym sezonie: – Niby tak, niby jest trochę tej jakości, ale to nie kłopot bogactwa, a przeciętniactwa.
Żelisław Żyżyński, Canal+Sport
Komentarze