- Dawid Szulczek pracuje w Warcie od listopada 2021 roku
- Szkoleniowiec opowiedział o wrażeniach po meczu z Legią, a także podsumował swą dotychczasową kadencję
- – Byłem przekonany, że jesteśmy w stanie wyciągnąć z tego wszystkiego wiele dobrego – mówi o swoich początkach w Warcie
Radość okraszona niedosytem
Już na spokojnie: remis z Legią przyjęty z większym niedosytem czy jednak względną radością?
Dawid Szulczek (trener Warty Poznań): Ze względną radością. Cieszę się, że zdobyliśmy punkt z tak jakościową drużyną, jaką jest Legia. Zdecydowanie przed meczem wzięlibyśmy ten punkt w ciemno, aczkolwiek, wiadomo, że prowadząc 2:0 można było pokusić się o więcej.
Mam taką teorię, że może być Pan bardziej zadowolony, gdyż pewien element chyba faktycznie zaskoczył Legię. Mowa o Jakubie Bartkowskim i Konradzie Matuszewskim, którzy pełnili rolę odwróconych wahadłowych. Wg Pana udany eksperyment się udał?
– Pod kątem obronnym wszystko było w porządku. W ataku mogliśmy wykorzystać więcej dominujących nóg do środka, ale uważam, że był to sposób, którym mogliśmy Legię zaskoczyć. Tym bardziej że samo rozpoczęcie meczu, kiedy mieliśmy przewagę, a także kiedy rywal zaczynał ze środka, mieliśmy dostosowane do tego, że Kuba jest bardziej doświadczony, a Konrad będzie dawał radę z Kunem, więc sumarycznie wychodziło dobrze, problem pojawił się w drugiej połowie, gdy wszedł na boisko Gil Dias.
Był to wariant trenowany już od dłuższego czasu czy wyłącznie przygotowywany na Legię?
– Mieliśmy to opracowane nieco wcześniej, graliśmy tak w sparingu z Lechem, który wygraliśmy 3:0, więc drużyna była do tego w pełni przekonana.
A co się stało w końcówce, że Adrian Lis jednak nie poszedł w pole karne? Przy wyniku remisowym byłoby to oryginalne, a Pan akurat lubi się wyróżnić, jak niegdyś z bramkarzem w murze przy rzucie wolnym.
– Chodziło o szacunek do tego punktu, który zdobyliśmy na Legii. Natomiast ja faktycznie patrzyłem na to trochę inaczej, ale finalnie to zawodnicy podejmują decyzję na boisku. Nie będę nikogo zmuszał do czegoś takiego. Po prostu stwierdziłem, że jak jest szansa pokusić się o zdobycie gola po rzucie rożnym i zgarnąć trzy punkty, to chciałem zaryzykować i powalczyć o zwycięstwo.
Jakiś czas temu mówił Pan, że pańscy podopieczni muszą jeszcze nauczyć się gry przy pełnych trybunach, jak np. na Lechu. Tymczasem dwa ostatnie wyjazdy – w Łodzi oraz Warszawie, gdzie atmosfera jest równie gorąca – i piłkarze podołali. Rozumiem, że można to uznać za pewien progres?
– Zdecydowanie. Z każdym kolejnym takim meczem jest na pewno lepiej. Aczkolwiek mieliśmy też nerwowe momenty czy to na Widzewie, czy ostatnio w Warszawie. Ale postęp z pewnością jest widoczny.
Ekstraklasa się zmienia na lepsze
Niedawno stuknęły Panu dwa lata pracy w Ekstraklasie. Czy jest Pan w stanie ocenić czy elita jakoś się przez ten okres zmieniła? Na lepsze lub gorsze?
– Myślę, że idzie w kierunku lepszego. Szczególnie jeśli chodzi o drużyny z górnej połowy tabeli. Moim zdaniem drużyny te coraz bardziej się wzmacniają, potrafią utrzymywać swoich liderów, większość z tych ekip ma też mądrze prowadzone akademie, potrafią zarabiać i na wychowankach, i robiąc mądre transfery wewnętrzne z polskich lig. Uważam więc, że pod tym kątem Ekstraklasa się rozwija. No i cieszy mnie to, że jest coraz więcej drużyn w tej górnej połowie tabeli, które mają mocne struktury i nie ukrywam, że byłoby fajnie, gdyby kiedyś Warta do nich nawiązała.
Coraz więcej drużyn gra też w piłkę.
– Zdecydowanie. Coraz więcej drużyn chce grać w ataku pozycyjnym i na pewno to też jest na duży plus.
Wśród kolegów po fachu w lidze ma Pan coraz więcej rówieśników. Mówi się, że zmieniacie Panowie polski futbol.
– Nowi trenerzy, którzy wchodzą do drużyn, oceniają potencjał i to, co mogą z daną ekipą zrobić. No i to niewątpliwie cieszy, że trenerzy Siemieniec, Szwarga, Myśliwiec, ale też trener Gustafsson w Pogoni, podchodzą do tego w ten sposób, że widzą ogromny potencjał ofensywny choćby w tej trzeciej tercji i mają takie nastawienie, żeby grać do przodu. To rozwija nie tylko ich samych, ale i całą ligę. Dodaje też spotkaniom atrakcyjności.
Dwa lata w Warcie
Jak Pan wspomina swoje początki w Warcie? Wasza sytuacja była dość trudna, a i samo zwolnienie lubianego w zielonej części Poznania Piotra Tworka nie było odebrane przez kibiców najlepiej. Czuł Pan z tego tytułu jakąś większą presję?
– Raczej starałem się patrzeć na to, co jest do zyskania i potraktowałem to, jako ogromną szansę. A że widziałem też spory potencjał w Warcie, bo było kilka punktów zaczepienia – takich pozytywnych – to miałem przeczucie, że możemy zdziałać coś nieoczywistego. Tak, jak to utrzymanie się, które wydawało się być bardzo trudnym wyzwaniem. Uważałem, że jeśli chodzi o kadrę, a także jeśli chodzi o pomysł dyrektora Radosława Mozyrko i to, jakie szykowały się transfery. Miałem też na względzie to, że Łukasz Trałka i Robert Ivanov to naprawdę świetni piłkarze, jeśli chodzi o wprowadzenie piłki, a Adam Zrelak jest typem napastnika, który bardzo intensywnie pracuje dla drużyny na boisku. Można więc powiedzieć, byłem przekonany, że jesteśmy w stanie wyciągnąć z tego wszystkiego wiele dobrego.
Nie jest trochę tak, że rywale przez ten czas nauczyli się pańskiej ekipy? A może jednak to pańska drużyna bardziej nauczyła się elity?
– Nie powiedziałbym. Przede wszystkim dziś więcej drużyn gra na trójkę z tyłu, więc częściej się mierzą z systemem trójkowym, podobnym do naszego. A co do mojej drużyny… Trudno powiedzieć, czy nauczyliśmy się bardziej Ekstraklasy, bo mimo wszystko są widoczne zmiany kadrowe. Personalia w pierwszym składzie zmieniły się, odkąd rozpocząłem pracę w Warcie, a prawda jest taka, że my działamy tak, że co sezon na początku rozgrywek musimy uczyć się gry w systemie ludzkim, który mamy.
Czy z racji tego, że działacie w ten sposób, gra pańskiej ekipy jest coraz bardziej pragmatyczna? Bo od siebie dodam, a mam nadzieję, że się Pan nie obrazi, ale w obecnym sezonie Warta jest wyjątkowo aoglądalna. Więcej w waszej grze jest przeszkadzania, aniżeli gry w piłkę.
– Można mieć takie wrażenie po obejrzeniu naszych meczów. Widać to też w statystykach. Przykro mi, że to tak wygląda, ale mam nadzieję, że w przyszłości uda się Warcie grać piłkę bardziej ofensywną.
W zeszłym sezonie mówił Pan, że jak już osiągniecie pułap bezpiecznych 40 pkt. dających utrzymanie, zobaczymy inne oblicze Warty. Wtedy nie do końca się to chyba udało. A w obecnych rozgrywkach planuje Pan coś takiego?
– Nie zgadzam się. Mówiłem to już jesienią i powtórzę: pokazaliśmy inne oblicze. Zachęcam do zrobienia takiej tabeli od października do końca kwietnia, kiedy to zdecydowanie lepiej graliśmy w piłkę, a mecze te były znacznie milsze dla oka, zdobywaliśmy bramki. Jedynie końcówka, w której nawarstwiły się urazy, troszkę rozmywa obraz. Ale jeszcze raz zachęcam do zrobienia takiej tabeli, od wrześniowej przerwy na kadrę do meczu z Legią i momentu, kiedy zaczęły się kontuzje, wypadł choćby Robert Ivanov. Taka tabela pokaże, jak dobrze to wtedy wyglądało. Byliśmy jedną z czołowych drużyn ligi. Skończyliśmy sezon na ósmym miejscu, można powiedzieć, że “tylko” na ósmym miejscu, bo w pewnym momencie byliśmy na piątym. A ten sezon rozpoczął się od braków kadrowych i trochę tkwimy w tym okresie od maja, starając się wyciskać maksimum z tego, co mamy.
Czy Warta Poznań utrzyma się w Ekstraklasie?
- 1-5
- 6-10
- 11-15
- 16-18
Zrobić krok do przodu
A propos stanu kadrowego. Po meczu z Legią powiedział Pan, że drużyna jest już gotowa do podjęcia rywalizacji z każdym w lidze. Mógłby to Pan rozwinąć?
– Drużyna jest gotowa, ponieważ zrobiliśmy transfery Tomasa Prikryla, Martona Eppela, Bogdana Tiru, a także, co równie ważne, odpowiednio wykorzystaliśmy dwie przerwy na kadrę. Były one potrzebne do tego, aby nowe nabytki doszły do siebie pod względem fizycznym, żeby byli w stanie nam pomóc. Dzisiaj uważam, że w tym optymalnym zestawieniu personalnym nasza drużyna jest w stanie podjąć rywalizację z najmocniejszymi w lidze i może urywać im punkty. Problem się robi wtedy, kiedy ktoś z tej podstawowej jedenastki wypada, jak chociażby teraz Jakub Bartkowski i Dawid Szymonowicz.
Jaki ma Pan stosunek do wskaźnika goli oczekiwanych? Nie jest trochę tak, że Warta go troszeczkę zakłamuje ostatnio? Zerknąłem sobie na ostatnie mecze np. z Puszczą mieliście wyższe, a przegraliście, podobnie ze Śląskiem, z Legią mniejsze, remis, tak samo z Piastem, z Widzewem dużo mniejsze, a wygraliście, ze Stalą również mniejsze, i triumf. Zapewne zwraca Pan na to uwagę? O czym może to świadczyć?
– Oczywiście, że zwracam uwagę. A wytłumaczenie tego jest dość proste. Często się zdarza, że drużyna ma okres, kiedy punktuje powyżej tego wskaźnika, a później poniżej. To potem się wyrównuje i jest zupełnie naturalne. My teraz punktujemy nieco powyżej wskaźnika, choć na początku sezonu punktowaliśmy poniżej. Wielokrotnie o tym wspominałem, że są takie okresy, kiedy drużyna może lepiej grać, a gorzej punktować i na odwrót. My generalnie utrzymujemy stabilnie linię trendu jeśli chodzi o gole i punkty oczekiwane. Dbamy też o to, aby w każdej z tych statystyk kilka drużyn było za nami, więc fajnie, że tak jest. Ale żeby się rozwijać, musimy zrobić krok do przodu.
To znaczy?
– Musimy w okienku transferowym dodać trochę jakości. Myślę, że wtedy wszyscy będziemy zadowoleni. Potrzebujemy też czasu, aby ci nowi ludzie, którzy do nas by dotarli, mogli zacząć u nas normalnie funkcjonować. Myślę, że jest na to szansa wiosną. Chyba że okienko nie wypali, nie zrobimy dobrych wzmocnień lub kogoś kluczowego się pozbędziemy.
Zobacz także wideo: Gwiazdy jednego sezonu w Ekstraklasie
Poprawa na pełnej
Wróćmy na moment do drugiej rocznicy pracy. Jakie jest Pana najmilsze wspomnienie z tego okresu?
– Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo z Legią w Warszawie. Wygraliśmy wówczas 1:0. Najmilej to wspominam.
A najgorszy moment odkąd pracuje Pan w Warcie?
– Porażka 0:4 z Wisłą Płock. Mieliśmy wtedy bardzo rozbitą drużynę, nic nie wskazywało, że tamten sezon zakończy się dobrze, ale po tej porażce dokonano kilku wzmocnień.
Czuje się Pan dzisiaj lepszym trenerem?
– Zdecydowanie.
Pod jakim względem?
– Pod względem organizacji pracy, pod względem współpracy z działem sportowym, z ludźmi zarządzającymi w klubie, pod względem zarządzania sztabem. Czuję się lepszy również jeśli chodzi np. o czytanie przeciwnika. Na pewno między innymi pod tym kątem to wszystko poszło do przodu.
A jeśli chodzi o język angielski w sztabie? Ponoć był z tym jakiś problem.
– Nigdy nie powiedziałem, że był z tym jakiś problem. Powiedziałem tylko, że zawodnicy przedstawili mi, że jako sztab powinniśmy więcej komunikować się po angielsku. Więc stwierdziliśmy, że skoro nie wszyscy w sztabie robią to w sposób satysfakcjonujący zawodników zagranicznych, to pójdziemy w dwie strony: zagraniczni zawodnicy niech uczą się polskiego, a my angielskiego. Wzięliśmy to pod uwagę i myślę, że wyszło fajnie, bo to rozwija każdego członka mojego sztabu. Ale jeszcze raz zaznaczę, że nigdy nie było z tym problemu, bo każdy z moich trenerów rozumiał zawodników i jeśli chciał coś przekazać, nie miał z tym najmniejszego kłopotu. Choć faktycznie nie była to rozmowa na poziomie bardziej zaawansowanym, tylko raczej podstawowym, ale dzisiaj pod tym względem jest dużo lepiej. Poziom zrozumienia i komunikacji w dwie strony jest co najmniej satysfakcjonujący. Można powiedzieć, że jako sztab, ale i drużyna poszliśmy tutaj krok do przodu.
To tak na koniec, nie mogło bowiem zabraknąć tego pytania. Co z pańskim kontraktem? Prolongata wchodzi w grę czy za wcześnie, by o tym mówić?
– Mój kontrakt obowiązuje do czerwca przyszłego roku. Jak będziemy mieli, ja i klub, coś do zakomunikowania, to z pewnością się tym podzielimy.
Jestem przekonany, że duża część kibiców z niebieskiej części Poznania z chęcią widziałaby Pana u siebie. Tym bardziej że szkoleniowiec tamtejszej ekipy ma dość gorący stołek obecnie.
– To jest pytanie?
Powiedzmy, że z tezą…
– Nie słyszałem o tym, by ktokolwiek mnie tam widział, więc trudno mi to skomentować. Jestem trenerem Warty Poznań i w tym momencie nigdzie się nie wybieram.
Komentarze