David Balda: w Polsce wciąż liczymy na to, że sprowadzając piłkarzy za darmo, uda się awansować do LM

- Nawet gdybyśmy wygrali Ekstraklasę, w skali sezonu dostaniemy około 30 mln zł. Przy wszystkich kosztach funkcjonowania klubu, nigdy nie dostanę z tego 11 mln na transfer zawodnika. Żeby wydać 2,5 mln euro na piłkarza, budżet musi wynosić pewnie przynajmniej 150 mln zł - mówi w rozmowie z Goal.pl David Balda, dyrektor sportowy Śląska Wrocław.

David Balda
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: David Balda
  • Wywiad z Davidem Baldą jest częścią naszego cyklu, w którym w ostatnim tygodniu eliminacji do europejskich pucharów próbujemy odpowiedzieć na pytanie, w jakim naprawdę miejscu jest polska Ekstraklasa
  • Z dyrektorem sportowym Śląska Wrocław porozmawialiśmy m.in. o tym, co sprawia, że porównania do ligi czeskiej są w naszym przypadku bezzasadne
  • Wnioski mogą być przytłaczające – polska piłka, w której teoretycznie są pieniądze, w porównaniu do europejskich średniaków jest znacznie biedniejsza niż się wydaje

David Balda o ograniczeniach klubów Ekstraklasy

Przemysław Langier (Goal.pl): Samuel Cardenas twierdzi, że największym zaskoczeniem, jakie zastał w Polsce, jest to, jak wielu zawodników z zagranicy trudno namówić na transfer do Ekstraklasy. Powodem jest postrzeganie ligi jako słabej.

David Balda (dyrektor sportowy Śląska Wrocław): Żartobliwie powiedziałbym Samuelowi “welcome to Poland”. A poważnie – ja mam nieco inne doświadczenia. Ze swoich rozmów z zawodnikami i agentami częściej słyszę, że liga polska jest dla nich atrakcyjna. Oczywiście wszystko to kwestia indywidualna, często piłkarze patrzą na stadion, na centrum treningowe i to może być problemem w namówieniu zawodnika na transfer. Bo Wrocław to świetne miasto, wielki stadion, dobra baza, ale z drugiej strony nie mamy tyle kasy, co Raków.

Na świecie jest bardzo dobre postrzeganie Ekstraklasy. Gdy jeżdżę po różnych konferencjach ludzie wiedzą, jak ona wygląda od środka, że jesteśmy przykładowo w top 10, jeśli chodzi o frekwencję na stadionach, że mamy jedną z najbardziej wyrównanych lig w Europie, świetne stadiony, ładne miasta, transmisje ze wszystkich spotkań w jakości HD. Dlatego powiedziałbym, że według mnie dla piłkarzy spoza lig top 5 Ekstraklasa jest atrakcyjna.

Co jest zatem największym wyzwaniem dla dyrektorów sportowych w Polsce?

To, że jesteśmy limitowani budżetem. Jest małe pole manewru. Jeżeli chcesz zawodnika, który zrobi różnicę, to pewnie raz na jakiś czas takiego trafisz za niewielkie pieniądze, ale mając na wynagrodzenie 20-30 tys. euro, ryzyko błędnego transferu minimalizujesz. Za tyle masz zawodnika lepszego, szybszego, z fajną techniką. Ale w porównaniu do innych krajów, na przykład bałkańskich, poziom jest dużo wyższy. Tam nie ma takiej bazy, stadionów. Tu żyjemy w bardzo dobrych czasach, ale wyzwaniem jest działanie w naszych limitach i znalezienie piłkarza, który podniesie jakość zespołu.

Mamy prawa TV na poziomie około 10. miejsca w Europie, ale wciąż nie ma u nas wystarczająco dużo pieniędzy, by podnosić poziom. Dlaczego?

Pewnie powodów byłoby kilka, ale ostatnio moją uwagę zwrócił jeden, który zaobserwowałem podczas naszych eliminacji Ligi Konferencji UEFA. Sądzę, że kluby nadal nie zarabiają na dniu meczowym tyle, ile by mogły. W wielu ligach ludzie wypełniają stadion dwie godziny przed meczem, kupują sobie hot-dogi, piwo, spędzają mnóstwo czasu, zostają po meczu. Ceny biletów poza Polską są też znacznie droższe. W porównaniu do St. Gallen, z którym graliśmy w Lidze Konferencji, to przelicznik jeden do jednego, tylko że u nas w złotówkach, a u nich we frankach szwajcarskich. Na meczach jest trochę inna kultura jeśli chodzi o wydatki. Przychodzisz, kupujesz znacznie droższy bilet, do tego szalik, koszulkę i wychodzisz o 200-300 euro chudszy. I zaznaczam, że to nie jest tylko kwestia Polski, a większości krajów, które nie są aż tak bogate. Kibice nie zostawiają aż tyle pieniędzy na stadionie, bilety są wyraźnie tańsze. Przychodzisz, dopingujesz, a po meczu idziesz do domu. Atmosfera i doping są często wspaniałe, ale pieniędzy, które zostają w kasie klubu nie ma tyle co w innych miejscach.

Wydaje mi się, że w Polsce płacimy też więcej za wynajem stadionów niż w innych miejscach. Każdy mecz wszędzie oczywiście generuje koszty, ale na przykład w Czechach wynajmujesz stadion za naprawdę symboliczne pieniądze. Zatem jeśli generuje się tam mniejsze koszty dnia meczowego oraz większy przychód, to masz czysty zysk.

Kolejna kwestia – sponsorzy. Fajnie, że są, ale w innych krajach, mówiąc wprost, kwoty za sezon są wyższe. U nas są to niezłe pieniądze, dużo pomagają i należy bardzo doceniać gdy ktoś chce sponsorować sport oraz kluby. Mimo wszystko mówimy jednak o niższych stawkach niż w miejscach, które próbujemy jako liga gonić. Znów nawiążę do St. Gallen. To klub, który jest się w stanie samofinansować z pieniędzy sponsora, transferów, praw transmisyjnych i dnia meczowego. Zupełnie niezależnie od tego, czy właściciel dołoży, czy nie. Robią to w małym mieście, bo przecież tam jest 80 tys. ludzi, tyle że tam na meczach dość regularnie bywa po 20 tys.

Pytanie dotyczyło czego brakuje, ale chcę tylko dodać, że we Wrocławiu mamy świetnych kibiców i duże wsparcie. Widzimy, że miasto jest ze Śląskiem, żyje tym klubem i to podstawa, dzięki której możemy iść do przodu. Rozwijamy nasz klub w dobrym kierunku, myślę, że to widać.

Tylko u nas

Kupno piłkarza za 2,5 mln euro przez polski klub wydaje się dziś mało prawdopodobne, tymczasem dla czołowych czeskich klubów to nic wielkiego. Co by się musiało stać, byśmy i my tak kupowali?

Mam ogromny szacunek do wszystkich właścicieli klubów w Polsce, ale uważam, że po prostu nie mamy nikogo takiego, jak w Sparcie czy Slavii. To są bilionerzy, którzy nie mają problemu zapłacić za zawodnika 3-4 mln euro. Oni wiedzą, że będą generować stratę, ale nie przejmują się tym. Sparta jechała na stracie przez wiele lat z rzędu, ale wciąż inwestowała z myślą, że wreszcie jej się to zwróci. Z tym, że mogła sobie na to pozwolić właśnie dzięki mocarnemu właścicielowi. Zarobek dla niego nie jest celem numer 1. W Polsce zapłacenie 1,5 mln euro jest za to czymś wyjątkowym, mówi się o rekordach, a dla Slavii czy Sparty wyłożenie 2-3 mln euro to coś, co się dzieje właściwie w każdym okienku. To przekłada się na wynik sportowy, który część inwestycji zwraca. Na dziś dzięki wyłożonym przez lata pieniądzom, Sparta i Slavia to kluby konkurencyjne w Europie, zarabiają w niej bardzo dobrze.

My w Polsce wciąż liczymy na to, że sprowadzając piłkarzy za darmo, może uda się awansować do Ligi Mistrzów. Sorry, nie oszukujmy się, prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest niskie. Puchary pokazują doskonale, że jakość kosztuje. Bez dużej jakości jesteś w stanie przepchnąć jeden czy drugi mecz serduchem, ale długoterminowo to nie będzie działać. My jesteśmy w stanie stworzyć z darmowych zawodników w miarę dobry zespół, ale nie jesteśmy w stanie sprowadzić takiej jakości, która na europejskim poziomie się wyróżni. Darmowy piłkarz praktycznie zazazwyczaj ma jakiś „defekt”. A nawet jak nie ma, to nie jest intensywny i techniczny jednocześnie. Taki zawodnik, do tego robiący liczby, zawsze kosztuje przynajmniej tych kilka mln euro. Inni takich mają, nas w Polsce nikogo na to nie stać.

Możemy sobie pomagać wynikiem sportowym, ale w polskich warunkach on się nie przełoży na transfer za 2,5 mln euro, czyli ok. 11 mln zł. Nawet gdybyśmy wygrali Ekstraklasę, w skali sezonu dostaniemy około 30 mln zł. Przy wszystkich kosztach funkcjonowania klubu, nigdy nie dostanę z tego 11 mln na transfer zawodnika. Żeby wydać 2,5 mln euro na piłkarza, budżet musi wynosić pewnie przynajmniej 150 mln zł. Ewentualnie można to zrobić po tym, jak się sprzeda zawodnika za 10 mln euro. Śląsk chce dojść do takiego momentu, pracuje nad tym, ale jesteśmy jeszcze daleko od uzyskania takiej historii sprzedażowej, jaką mają na przykład Chorwaci, gdzie piłkarz Dinama zagra kilka dobrych meczów i ustawiają się chętni z 10 mln w ręce. Dlatego jeżdżę po wszystkich możliwych konferencjach i prezentuję światu, jak wielkim klubem jest Śląsk Wrocław. Do tego musimy dorzucać wynik sportowy, bo jak się spojrzy nawet na Transfermarkt, widać o ile wartość zespołu wzrosła po zdobyciu wicemistrzostwa Polski. Kolejne sukcesy będą podbijać tę wartość.

Polskie kluby nie będą jak czeskie

Czechy to nie tylko Slavia i Sparta. Jest też Viktoria Pilzno.

Jakiś czas temu oparli filozofię na zbudowaniu klubu z zawodników, którzy nie mieli większych szans na grę w Sparcie i Slavii. Przyszedł dobry trener, poukładał to, osiągnęli Ligę Mistrzów. Otrzymali za to mnóstwo pieniędzy, świetnie je zainwestowali. Klub został nakręcony i nic tam nie zapowiada, by mieli wypaść z pierwszej trójki. Nawet nie mając takich właścicieli jak Slavia czy Sparta, mogą sobie pozwalać na zakup piłkarza za 1 mln euro. Viktoria korzysta też na tym, że w rywalizacji o wyróżniającego się w lidze czeskiego zawodnika, jest w stanie zaoferować mu grę w najwyższym wymiarze w porównaniu do swoich dwóch wielkich rywali. Namawia takiego piłkarza, później na nim jeszcze zarabia. To niesamowicie zdrowy klub – i sportowo, i finansowo.

Ale chciałbym tu wtrącić jedno ważne zdanie – coraz więcej jest analiz, dlaczego polskie kluby nie mogą być jak czeskie. Na ten moment to błędne myślenie. W Polsce jesteśmy na innym poziomie finansowym w tej chwili, nie mamy tyle pieniędzy, co te czołowe czeskie zespoły. Operujemy na zupełnie innych budżetach, to pieniądze z kosmosu w naszych warunkach. Nie jesteśmy w stanie z nimi konkurować na żadnym polu. Jak Slavia będzie chciała tego samego piłkarza, co czołowy polski klub, to bez trudu przebije ofertę finansowo. Myślę, że gdybyśmy jako Śląsk zwiększyli budżet trzykrotnie, i tak bylibyśmy za nimi. W przypadku najlepszych czeskich klubów, mówimy o zespołach na poziomie lig top 5 w Europie. Widać to po wynikach w pucharach, ewentualnie po przebiegu samych meczów.

Do tego Slavia, Sparta i Viktoria mają wieloletnie plany, które realizują. Sięgające dalej niż 5 lat. Są w tym konsekwentni, a czeskie warunki, gdzie jest dużo więcej spokoju i mniej presji, tylko sprzyjają. Mam wrażenie, że w Czechach jest więcej zaufania i zrozumienia dla warunków koniecznych, by stworzyć coś długoterminowego.

Co do warstwy sportowej – my niedawno graliśmy ze Slavią, która nie wystawiła przeciwko nam swoich najlepszych graczy. A różnica była widoczna. Zabijali nas intensywnością. Dobrze zagrać sparing z takim klubem, by wiedzieć, gdzie jesteśmy, więc było widać, że na razie jesteśmy daleko za nimi.

W Polsce rynek wewnętrzny, jeśli chodzi o transfery gotówkowe, niemal nie istnieje.

Niestety jest tak, że klubom zdarza się wariować, gdy przychodzisz z pytaniem o jego piłkarza. Często oczekują pieniędzy nieadekwatnych do poziomu piłkarza. Nie ma patrzenia długoterminowego – że jeśli sprzedasz zawodnika do polskiego klubu, możesz te pieniądze zainwestować w innego Polaka, a wszystkie pieniądze zostają w kraju. Inna sprawa, że dziś nie jestem w stanie wskazać wielu zawodników spoza klubów top 6, którzy podnieśliby jakość lepszych drużyn w Ekstraklasie.

Choć oczywiście generalnie idealnym rozwiązaniem dla ligi byłoby to, gdyby dobrzy piłkarze ze słabszych klubów szli do czołowych zespołów. Z drugiej strony jest to mało realne, bo tacy zawodnicy są z miejsca rozpatrywani przez kluby europejskie. Mało kto odchodzi na Zachód po osiągnięciu peaku w Polsce. To wielka różnica w porównaniu z Czechami.

Oglądaj także: Wywiad z prezesem Cracovii, Mateuszem Dróżdżem

Czyli czeski piłkarz z klubu nr 6 w lidze myśli o transferze do top 3 wewnątrz własnej ligi, nie o wyjeździe na Zachód?

Tak, choć i tam rynek na ten moment został wydrenowany. Kto się wyróżniał, już przeszedł tę ścieżkę z transferem do top 3 w kraju, a później na Zachód. Trwa obecnie oczekiwanie na to, by nowi-młodzi piłkarze się wyróżnili. Jeśli się pojawią, spodziewam się, że Sparta, Slavia lub Viktoria zaraz ich do siebie zgarną. To znany mechanizm, wyjeżdża się mając 24-25 lat jako gotowy zawodnik po osiągnięciu sukcesów w kraju, jak Soucek, Coufal, i cała reszta. To pomagało i lidze, i występom czeskich klubów w europejskich pucharach, i budowaniu historii transferowej, bo dziś w Europie patrzy się na Slavię jak na klub, z którego można wykupić kogoś za 8-10 mln euro. W Polsce nie widać wśród piłkarzy takiej chęci, by pograć jeszcze w silniejszym klubie wewnątrz własnej ligi przed wyjazdem. Nie wiem do końca, z czego to się bierze.

A wracając do klubów… Czy czasem nie jest tak, że z racji bardzo wyrównanej ligi w Polsce, nikt nie chce oddawać piłkarzy do ligowych rywali, bo przy splocie korzystnych zdarzeń, niemal każdy może zdobyć mistrzostwo Polski, podczas gdy w Czechach klubu spoza top 3 są pogodzone ze swoją rolą w łańcuchu pokarmowym i nie widzą problemu ze sprzedażą piłkarza wewnątrz własnej ligi?

Myślę, że dobrze to diagnozujesz. Mało tego – choć podkreślam, że to tylko moja opinia, może tak nie jest – dla tych mniejszych klubów w Czechach to wyróżnienie, że mogą sprzedać piłkarza do Slavii, Sparty lub Viktorii. To coś, czym można się pochwalić, są wręcz zadowoleni, że duże kluby spojrzały w ich stronę i wyłożyły pieniądze. W Polsce te mniejsze kluby nie są szczególnie zainteresowane negocjacjami z większymi od siebie. Zdecydowanie bardziej zerkają w stronę zagranicy i czekają, aż ktoś się stamtąd odezwie. Oczywiście często wynika to z prostego faktu, że od zagranicznych klubów mogą oczekiwać większych pieniędzy.

Zasada “po co mam wzmacniać konkurencję”.

Nie chciałem tego powiedzieć bezpośrednio, ale myślę, że tak może być. Dam ci przykład. Gdybym chciał kupić kogoś z mocnego klubu w Polsce, wydaje mi się, że cena dla mnie byłaby inna niż dla mniejszego klubu od Śląska, bo dominowałaby ta myśl – nie chcę wzmacniać konkurencji. Z polskimi klubami naprawdę trudno się negocjuje. Powiem ci, że prędzej jestem w stanie się dogadać z tak wielkimi podmiotami jak Interem Mediolan lub z kimś z City Group, niż z jakimkolwiek klubem w Polsce. Topowe kluby nie mają problemu z oddaniem zawodnika za procent od następnego transferu. U nas jest zawsze: chcemy 100 tys. więcej, do tego taki bonus, kolejny bonus, procent od sprzedaży… Bez realnego spojrzenia, że ten zawodnik nie jest jeszcze tyle wart, ile za niego oczekujesz. Choć oczywiście każdy chce zarobić na swoim piłkarzu jak najwięcej, to naturalne.

Wydaje mi się, że dobry występ czołowych zespołów w europejskich pucharach to sprawa, z której skorzystają w dłuższej perspektywie wszyscy. Budujesz ranking, więc zaraz możesz mieć dodatkowy klub w pucharach. Dobre granie w pucharach, to też pieniądze, które przy otwartym wewnętrznym rynku spływają nie tylko do drużyn z topu, nakręca się koniunktura. Oczywiście to tylko moje przemyślenia – nie chcę, by to zabrzmiało jak apel do innych klubów, że “hej, macie dobrego piłkarza, to oddajcie go do Śląska, bo potrzebujemy dobry ranking”. Zupełnie nie o to chodzi. Zdaję sobie sprawę, że rywalizujemy i każdy dba przede wszystkim o swój interes.

Komentarze