- Jesienią tego roku Cornel Rapa został rekordzistą Cracovii pod względem liczby występów na poziomie Ekstraklasy
- Z rumuńskim obrońcą rozmawiamy między innymi o tym, dlaczego “Pasy” zakończyły rundę jesienną blisko strefy spadkowej, ale i o tym, jak szybko zleciało mu sześć lat w Polsce
- Rapa wspomina też boje z Nanim czy Christianem Eriksenem w europejskich pucharach, trzydniową imprezę po mistrzostwie Otelul Galati oraz pochyla się nad stanem rumuńskiego futbolu
Cornel Rapa o formie Cracovii
Damian Smyk: Na początek chciałbym ci pokazać pewne zdjęcie. Otelul kontra Manchester United, ty kontra Nani. Pamiętasz to?
Cornel Rapa (Cracovia): Oj, człowieku, pamiętam doskonale!
Co miałeś wtedy w głowie?
To było coś jak sen. Żyłem marzeniami, ale te marzenia działy się właśnie wtedy. Każdy dzieciak, który zaczyna grać w piłkę, chcę grać na najwyższym poziomie. Ja byłem wychowankiem Otelul, urodziłem się w tym mieście, od małego grałem w tym kolejnych grupach juniorskich i wreszcie dotarłem do pierwszej drużyny. Wygraliśmy mistrzostwo, co już było czymś niewiarygodnym, bo na ogół byliśmy zespołem środka tabeli. Wiesz, czasem wyżej, czasem niżej, ale to tyle. A tu nagle mistrzostwo, zaraz gra w Lidze Mistrzów, starcia z takimi gośćmi, których wcześniej oglądałem tylko we wtorki i środy w telewizji. Więc jeśli mnie pytasz “pamiętasz to?”, to nawet sekundy się nie zastanawiam – jasne, że pamiętam. Do końca życia będę pamiętał.
Tak jak imprezę po mistrzostwie z Otelul? Słyszałem, że na jednym dniu się nie skończyło.
Miasto bawiło się trzy dni. Naprawdę, nie ma tu grama przesady. Trzy dni imprezy. Bo to było naprawdę coś niewiarygodnego. Mieliśmy świetnego trenera, nazywa się Dorinel Munteanu. On grał w Niemczech, jest rekordzistą kraju pod względem liczby występów w kadrze. Miał ten “niemiecki sznyt”, potrafił wykrzesać z tego zespołu absolutny maksimum, graliśmy nawet ponad swoje możliwości i tak zdobyliśmy ten tytuł.
A później trafiłeś do Steauy Bukareszt. Ale tak googlowałem i ponoć miałeś propozycje z Hiszpanii. Mówiło się o Mallorce.
Faktycznie tak było. Ale Steaua była takim naturalnym krokiem. Pamiętasz ten zespół z tamtych lat, prawda? Grali w Lidze Mistrzów, byli naprawdę niezłą ekipą w skali Europy. Dla piłkarza z Rumunii to było normalne – wyróżniasz się w lidze, idziesz do nich, dzięki temu pokazujesz się w pucharach, możesz wypromować się gdzieś dalej. Myślałem wtedy, że Mallorca to ryzyko. Mogłem pograć dwa lata, nie dostać za wielu szans, odbić się i wrócić z podkulonym ogonem. Pamiętaj też, że ja przed transferem do Steauy nie byłem zbyt doświadczonym graczem, więc różnie to się mogło potoczyć.
Czyli nie żałujesz z perspektywy czasu.
Nie, absolutnie. Mam taką filozofię, że życie to sztuka decyzji. Takich codziennych, ale i tych poważniejszych. Możemy sobie snuć teorie “co by było gdyby…”, ale czy to ma sens?
Skoro mówisz, że życie to sztuka decyzji, to decyzja o przenosinach do Polski w 2016 roku też była dość ciekawa. Myślałeś wtedy – “pewnie spędzę tam osiem kolejnych lat”?
Człowieku, nigdy! Ale miałem dobre przeczucia. Wypytałem o wszystko Łukasza Szukałę, który wtedy grał właśnie w Bukareszcie. Zresztą Łukasz w kadrze grał z tym gościem, co tam siedzi, ale to pewnie wiesz. (Rapa wskazuje na siedzącego niedaleko Kamila Glika – red.) Łukasz opowiedział mi o Polsce, o lidze, o ludziach, o klubach. Uznałem, że to naprawdę ciekawy kierunek, ale myślałem, że spędzę tu trzy-cztery lata i los rzuci mnie do kolejnego kraju. Zostałem osiem lat. Przynajmniej osiem.
Osiem lat w Polsce. Dlaczego zatem nie rozmawiamy po polsku?
(Rapa przechodzi na polski) Po polsku mówię całkiem dobrze. Zwłaszcza te wszystkie rzeczy piłkarskie. W szatni, z trenerem, z kibicami – tutaj mówię po polsku. Rozumiem wszystko, wszędzie się dogadam. Jak trzeba załatwić coś w banku, iść do sklepu, zadzwonić na infolinię, to nie mam z tym żadnego problemu. Ale wolę mówić po angielsku, gdy przechodzimy na jakieś takie pozapiłkarskie tematy, żebyśmy się lepiej zrozumieli. Wiesz, zabraknie mi jakiegoś słówka i muszę szukać albo dopytać. Ale słyszysz – nie mam problemu z polskim.
Postrzegasz się zatem jako jedna z ikon Cracovii w XXI wieku? Bo przyznam, że sam byłem zaskoczony, że jesienią zostałeś rekordzistą klubu w występach na poziomie Ekstraklasy.
Szczerze? Dla mnie to też przyszło niespodziewanie. To wielka duma, bo jednak zapisujesz się w pewien sposób w historii dużego klubu, natomiast ja nie przyjmuję tego jakoś personalnie. Ale faktycznie byłem zaskoczony. Wiesz jak to jest w życiu piłkarza – grasz mecz za meczem, tydzień po tygodniu, te spotkania czasem zlewają się w jeden ciąg, nawet nie zauważasz, gdy kończy się sezon. A tu nagle – bum, tych meczów zrobiło się 150 i ktoś w klubie zagaił “Cornel, niewiele ci brakuje, a pobijesz rekord”. Aż sam wtedy pomyślałem – “ale to już? Kiedy to minęło?”. Przecież ja dopiero wczoraj przyjechałem na ten stadion i podpisałem pierwszy kontrakt. Strasznie szybko to zleciało.
Ale było miło dostać tę koszulkę z liczbą meczów po pobiciu rekordu.
Bardzo. Tak jak wspomniałem – ja tego nie biorę jakoś do serca osobiście, nic to nie zmieniło w moim zachowaniu, ale wiem, że dla klubu to coś ważnego. Wejdziesz sobie na Wikipedię czy stronę o historii Cracovii i będzie tam napisane – o, ten gość z Rumunii oddał część siebie dla tego klubu.
Trener Marcin Cabaj nie podpowiadał trenerowi Zielińskiemu – “nie wystawiaj go, bo jeszcze pobije mój rekord”?
Na szczęście nie, chociaż trzydzieści-czterdzieści lat temu ktoś mógłby pomyśleć “wywalcie tego Rumuna, bo jeszcze mnie przebije”. Ale trener Cabaj to świetny gość, pogratulował mi, było bardzo miło.
Skoro grasz tu tak długo, to kto był najtrudniejszym rywalem do upilnowania w Ekstraklasie? Kto był gościem, o którym po meczu mogłeś powiedzieć “nie, on był niemożliwy do zatrzymania”?
Oj, musiałbym teraz przewertować te wszystkie składy. Ale od razu do głowy przychodzi mi Vadis z Legii. Grał na kilku pozycjach, trudno było mu zabrać piłkę, był bardzo nieprzyjemny, zaawansowany technicznie, a do tego naturalnie silny. Z takich świeżych przykładów, to na pewno Velde z Lecha. Szybki, eksplozywny. Niby wiesz, że pójdzie na tę prawą nogę, ale jak zrobi dwa-trzy szybkie kroki, to trudno go złapać.
Ten sezon zaczęliście nieźle…
Siedem meczów bez porażki.
No właśnie. Zatem wytłumacz mi – co się stało później.
Sprawa jest złożona. Nie wiem, od czego zacząć.
Dyrektor Majewski powiedział nam, że niektórzy piłkarze żyli w takim zawieszeniu po chorobie i śmierci prezesa Filipaka. Myśleli, że zimą klub po prostu się rozpadnie.
Nigdy tak nie podchodziłem do tego. Jestem w Polsce od kilku lat, znam też Cracovię od środka, więc wiedziałem, że to tak nie działa. To poważny klub oparty na mocnych fundamentach. Nie wiem, może ktoś miał takie odczucia, ale ja na pewno nie.
To jeden czynnik mamy odhaczony. Co z kolejnymi?
Zacznijmy od początku. Moim zdaniem zaczęliśmy bardzo dobrze. Później kilku piłkarzy było pod formą. Doszły do tego urazy. Graliśmy też takie mecze, że gdy później je sobie oglądałem, to myślałem “stary, przecież nie mieliście prawa stracić w nich punktów”. A jednak je traciliśmy. Spójrz na tabelę – tam jest naprawdę ciasno, więc każde trzy-cztery punkty sprawiłyby, że dzisiaj nie bylibyśmy tak nisko. Jasne, taki jest futbol, że decydują detale, ale ja patrzę na naszą drużynę, na nasze przygotowania i wiem, że będzie lepiej. Wracają chłopaki po urazach, więc powinniśmy być mocniejsi.
Nie brakuje jednak opinii, że nie macie głębi składu. Wyjściowa jedenastka jest mocna, ale dojdą urazy, zmiany w trakcie meczu i robi się problem.
Każdy trener chciałby mieć 25 gości na podobnym poziomie do gry. Ale to nie jest możliwe, bo takie są struktury klubów w tej lidze. Myślę, że u nas nie jest źle pod tym względem – to nie jest tak, że wypadnie ten i tamten piłkarz i nasza gra leży. Do tego dochodzi fakt, że każdy na siebie naciska na treningu. Różnice nie są duże, więc widzisz to światełko – oho, muszę się spiąć, muszę się poprawić i zaraz z rezerwowego awansuje do pierwszego składu.
Patrzysz na tabelę…
I jestem zły. Bo to nie jest nasze miejsce.
W porządku, ale widziałeś w tej lidze już bardziej sensacyjne spadki.
Ja nie chcę w ogóle rozmawiać o spadku, bo po prostu w to nie wierzę. Nigdy nie patrzę na to, co poniżej nas. Widzę to, jak pracujemy i jak myślimy w drużynie. Moim zdaniem to nasze miejsce jest wypadkiem przy pracy. Naprawdę mieliśmy dużo pecha w tej rundzie. Wystarczy, że zagramy na miarę własnych możliwości od początku rundy wiosennej i sytuacja będzie znacznie bardziej spokojna.
Odbiegając od tematu Cracovii – wygląda na to, że coś drgnęło w rumuńskiej piłce. W ostatnich latach zagraliście tylko na jednej dużej imprezie, czyli na Euro 2016. Kwalifikacji na mundiale – brak. Ale wygraliście grupę eliminacyjną do Euro 2024, żadnej porażki, awans przed Szwajcarią. Co się tam wydarzyło?
Mamy naprawdę fajną generację piłkarzy. Kilka lat temu kadra U21 doszła do półfinału Mistrzostw Europy i teraz ci chłopcy wchodzą do pierwszej drużyny, stanowią o jej silę. Czasem nawet połowa tamtego zespołu jest w kadrze pierwszej drużyny. Oni grają w mocnych ligach, więc to na pewno nie jest przypadek, że tak dobrze poszło Rumunii w eliminacjach. Ale to prawda, że te ostatnie lata nie były dobre. Była taka luka generacyjna między generacją piłkarzy z końcówki XX i początku XXI wieku, a tą obecną. Wiesz, ja też nie jestem na co dzień w kraju, więc nie jestem aż tak na bieżąco, ale wiem, że mentalność i pewność siebie tych chłopaków z kadry U21 wzrosła, więc oni nie żyją kompleksem.
Dochodzi też do zmian w infrastrukturze sportowej?
To na pewno. W polskiej Ekstraklasie prawie każdy stadion jest nowiutki. Nawet w 1. czy 2. lidze jest dużo fajnych obiektów. Bazy treningowe są coraz lepsze. A w Rumunii był z tym problem, nie ma co ukrywać. My dorastaliśmy w Rumunii w trochę innej rzeczywistości, ale te obiekty powoli rosną, więc jest coraz lepiej.
Ale liga nie jest już chyba tak mocna, jak wtedy, gdy tam grałeś. Jednak Steaua Bukareszt robiła wam markę w Europie.
Tak, tamte czasy już chyba nie wrócą. Ludzie inwestowali mnóstwo kasy w kluby, grali w niej naprawdę świetni piłkarze, pensje dla nich był wysokie. Teraz jest inaczej, bo trudniej jest się przebić do Ligi Mistrzów przez inne zasady kwalifikacji, jesteśmy gdzieś w połowie trzeciej dziesiątki rankingu UEFA, liga jest bardziej wyrównana niż wtedy. Trochę jak w Ekstraklasie.
Komentarze