- Bartosz Śpiączką to jeden z bardziej doświadczonych zawodników w Ekstraklasie, mogący pochwalić bilansem ponad 170. meczów w tych rozgrywkach
- 31-latek rozmowie z Goal.pl opowiedział o kontaktach z mediami, szczerości w polskiej piłce, boiskowej brutalności, czy swoich celach na grę w Wiśle Płock
- W tym sezonie zawodnik Nafciarzy celuje w dwucyfrową liczbe bramek
Otwartość na media
Ostatnio w Polsce głośno było o postawie trenera Goncalo Feio w Motorze Lublin. Pan ma jakieś zdanie na ten temat?
Docierały do mnie jakieś krótkie komunikaty medialne. Ogólnie jednak staram się nie angażować w “wojenki internetowe”. Nie było mnie na miejscu, więc trudno, abym mógł przedstawić rzetelne stanowisko. Dziennikarze lubią poruszać takie tematy i ja to rozumiem, ale sam nie zajmuje się takimi rzeczami.
Skoro o mediach mowa, to lubi Pan kontakty z nimi, czy to dla Pana bardziej tortura i katusze?
Nigdy nie zamykałem się na rozmowy z dziennikarzami. Jeśli pojawia się chęć rozmowy, to zwykle jestem na to otwarty. To nie jest dla mnie żaden problem. Tym bardziej że nigdy nie miałem z tego tytułu jakichś nieprzyjemności.
W kontekście ostatnich wydarzeń, które miały miejsce, czuje Pan trochę żal do mediów?
Faktem jest, że nie była to miła sytuacja. Powstały różne artykuły, które nie były następstwem rozmowy ze mną. Nikt nie wysłuchał mojego zdania. Zostało w świat puszczonych wiele nieprawdziwych rzeczy. To już jednak za mną. Nie chcę wracać do tematu Korony Kielce, bo tak naprawdę nie ma to większego sensu. Skupiam się na tym, co przede mną. Dzisiaj jestem w nowym klubie, mamy swoje cele, więc to jest dzisiaj dla mnie najważniejsze.
Pierwsze wrażenie, które Pan sprawia, jest bardzo pozytywne. Przede wszystkim wydaje się Pan szczerym człowiekiem. To w realiach piłki nożnej pomaga, czy szkodzi?
Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że przeszkadza. Dużo ludzi szczerość traktuje jako atak i coś złego. Ja natomiast zawsze staram się mówić to, co myślę. Czasem komuś moje zdanie może się nie spodobać. W każdym razie to nie jest tak, że moim zamysłem jest, aby komuś ubliżyć za wszelką cenę, czy powiedzieć coś złego. Po prostu, jeśli coś mnie gryzie, to mówię o tym otwarcie i chce wyjaśnić temat.
O stabilność ostatnio trudno
Jakby spojrzeć na Pana czas w polskiej piłce, to sporo się u Pana działo. Będzie nadużyciem stwierdzenie, że jest Pan cały czas na walizkach?
Tak mój los się potoczył, że w ostatnim czasie często byłem w klubach, które koncentrowały się na uniknięciu spadku, nie ma co zakłamywać rzeczywistości. W drużynach, w których grałem, walczyliśmy o życie i utrzymanie. Byłem zawodnikiem Bruk-Betu Termaliki, z której zostałem wypożyczony do GKS-u Katowice. Później musiałem wracać. Następnie pojawiła się oferta z Górnika Łęczna. Chciałem z niej skorzystać. Takie jest życie piłkarza, trzeba się odnaleźć w różnych sytuacjach.
Zobacz także:
Pamiętam, że w jednej z rozmów wspomniał Pan, że żałował decyzji o transferze do Bruk-Bruk Termaliki, bo mógł Pan trafić do występującej w tamtym czasie w europejskich pucharach Jagiellonii Białystok. Czy było więcej nietrafionych decyzji w Pana karierze?
Dzisiaj mam większy bagaż doświadczeń i jednocześnie jestem mądrzejszy dzięki swoim przeżyciom. Pewnie podjąłbym inne decyzje. Z drugiej strony w piłce nożnej w trakcie sześciu miesięcy zmienia się bardzo dużo. Gdyby ktoś mi jeszcze miesiąc temu powiedział, że rozstanę się z Koroną Kielce i trafię do Wisły Płock, to uznałbym taką osobę za niepoważną. Taka jest jednak rzeczywistość. Ogólnie nie ma sensu żałować jakichś decyzji. Trzeba patrzeć do przodu. Czasu się nie cofnie.
Jako zawodnik zraża się Pan do klubów, w których nie do końca wszystko potoczyło się tak, jakby Pan sobie życzył?
Tak naprawdę tylko w Bruk-Becie Termalice nie czułem się dobrze. W innych zespołach spędziłem bardzo dobry czas, poznałem wielu dobrych ludzi, co sprawia, że mam bardzo miłe wspomnienia. Wielu ludzi może to interesować w odniesieniu do tego, co miało miejsce, ale pobytu w Koronie Kielce też nie oceniam źle.
Pana ostatnia przygoda wywołała lekką burzę…
Internet i papier przyjmą wszystko. Nie mam wpływu na to, co ludzie będą mówić i pisać. Osoby z klubu wiedzą, jaka była sytuacja. Jeśli porozmawia się z zawodnikami, czy ludźmi z otoczenia, to każdy wie, dlaczego musiałem rozstać się z Koroną. Do publicznej wiadomości trafiło jednak dużo nieprawdziwych informacji. To już w każdym razie temat zamknięty.
Łęczna ma swój klimat
Nurtuje mnie jedno, czy piłkarz jak wybiera klub, zastanawia się kto jest jego właścicielem? Czy analizuje tak, że na przykład ekipa należąca do miasta jest bezpieczniejszym przystankiem, niż klub w rękach prywatnego inwestora lub na odwrót?
Szczerze? Nigdy nie zwracałem na to uwagi. Skupiałem się bardziej na tym, czy będę dobrze czuł się w danym klubie. Dopiero później ważne byłe dla mnie kwestie finansowe i cała otoczka. Staram się podpisywać umowy z klubami, do których mam jakieś zaufanie, gdzie mogę się rozwinąć i znam ludzi, z którymi mam współpracować.
Najbardziej służyło Panu najpewniej powietrze w Łęcznej…
Spędziłem tylko w Górniku i Flocie Świnoujście więcej czasu. W obu ekipach był wyjątkowy klimat. W pozostałych klubach też czułem się ok, ale byłem w nich mniej więcej rok lub krócej. Tak naprawdę spadki z ligi działały na moją niekorzyść.
Brutal? Niekoniecznie
Chodzi za Panem opinia boiskowego brutala. Prawda, czy fałsz?
Lubię agresywną grę, mając kontakt z przeciwnikiem. Przed meczem często rozmawiamy w gronie zawodników na luzie, sugerując, że czeka nas dobry mecz i żeby nie było płaczu i machania rękami. Piłka nożna to gra dla mężczyzn. Oczywiście nie może być w niej chamstwa i specjalnych fauli, ale walka to normalność w piłce. Jeśli chodzi o mnie, to poza ostatnią akcją na Legii Warszawa, gdzie niefortunnie zderzyłem się głową z jednym z rywali, to nikomu nie wyrządziłem krzywdy takiej, aby ktoś wypadł z gry na długi czas. Ta jedna akcji to był przypadek, bo zderzyliśmy się, a ja nawet nie dostrzegłem przeciwnika. Trzeba jednak wiedzieć, że takie sytuacje działają w dwie strony. Zdarza się, że też dostaję łokciem po głowie, czy brwi, ale nie płaczę. Staram się szybko dojść do siebie i gram dalej. Takie sytuacje w piłce nożnej się zdarzają.
Żółtych kartek jednak Pan sporo zbiera…
Zgadza się. Najczęściej otrzymywałem je jednak za dyskusje z sędzią. Szczególnie gdy byłem młodszym zawodnikiem. Dzisiaj to się zmieniło. Ogólnie w trakcie mojej całej dotychczasowej kariery otrzymałem tylko dwie czerwone kartki, więc to też dużo mówi.
WIDEO: Lech Poznań i Danza Kuduro Remix
Pan powoli dochodzi do wniosku, że może czasem lepiej założyć maskę i wykreować inną postać?
Zdecydowanie nie. Szczerość jest u mnie zawsze na pierwszym miejscu. Każdy, kto mnie zna, wie, że takim jestem człowiekiem. Tak samo lubię, gdy ktoś o mnie mówi, co myśli. Na boisku wiadomo, że pod wpływem emocji powie się czasem coś, czego nie powinno się mówić. Staram się natomiast gryźć w język. Wiem też, że sędzia nie ma łatwego zadania. Ma do pilnowania 22 zawodników. Jednocześnie staram się bardziej panować nad swoimi emocjami. Nawet jak jest jakaś stykowa sytuacja, to wolę już spokojniej ją omawiać.
Wypełnić lukę po Davo
172 mecze w Ekstraklasie i ponad 40 zdobytych bramek to bilans, który Pana satysfakcjonuje?
Mając tyle spotkań na koncie, powinienem mieć więcej zdobytych bramek. Pracuje jednak dalej. Czasem są takie momenty, że niezależnie od tego, jak się kopnie piłkę, to ona nie chce wpaść do bramki. Doceniam w każdym razie to, co mam.
Zobacz również:
Jakie są w ogóle jeszcze Pana cele?
Zawsze sobie określam zadania do zrealizowania. Teraz może być to jednak trudniejsze, bo zmieniłem klub. Styl gry Wisły Płock jest inny od tego w Koronie Kielce. Dla napastnika dwucyfrowa liczba goli to w miarę dobry wynik. Jeśli będzie zdrowie i sytuacje, to jest to realne do zrobienia.
Mam wrażenie, że wysoko jest przed Panem zawieszona poprzeczka, bo zastąpienie Davo łatwe nie będzie…
To inny zawodnik niż ja. Nie zmienia to jednak tego, że miał za sobą bardzo dobrą rundę. Na pewno moja gra może się zmienić względem tego, co było wcześniej. Najważniejsze jest natomiast to, abyśmy punktowali i wygrywali jako drużyna. Jeśli przy okazji zdobędę kilka bramek, to będzie to tylko na plus dla mnie.
Jest potencjał
W kontekście Wisły Płock niejednokrotnie słychać było glosy, że u trenera Pavola Stano treningi są bardzo trudne. Może to już Pan potwierdzić?
Na pewno czuć zupełnie inne podejście do piłki. Treningi są ciężkie, ale to można na tym tylko zyskać. Ostatnio drużyna nie wygrywała, ale jeśli spojrzy się na grę zespołu, to poza meczem z Pogonią Szczecin, dominowała. Przy odrobinie szczęścia mogła mieć pięć punktów więcej i znaleźć się w czołówce tabeli. Pojawiłyby się pewnie głosy, że to super drużyna. Najlepsze jest to, że w Wiśle można naprawdę podnieść swoje umiejętności. Środek tabeli nie odzwierciedla tego, jaka jest jakość w zespole.
Jakie oczekiwania ma względem Pana trener Pavol Stano?
Nie chcę zdradzać kulis taktycznych, aby nie ułatwiać zadania innym drużynom (śmiech). Niemniej trener już przekazał wstępnie, czego ode mnie oczekuje. Wiadomo jednak, że na razie boiska nie pozwalają na fajne granie. Ciekawe jest też to, że po wygranym meczu z Wartą Poznań (1:0) trener nie był do końca zadowolony, bo nie zależy mu tylko na zwycięstwach, ale także na efektownej grze.
Czy Wisła Płock to był jedyny klub zainteresowany Panem w trakcie zimowego okna transferowego?
Uczciwie powiem, że otrzymywałem telefony od znajomych, którzy pytali mnie, czy to prawda, że mogę trafić do Widzewa Łódź, czy Górnika Zabrze. W każdym razie z tych klubów nikt się ze mną kontaktował. To był tylko efekt medialnych spekulacji. Z innych klubów było zainteresowanie, ale zdecydowałem się na propozycję z Wisły Płock i cieszę się, że mogę być w tej drużynie.
Ciężka praca już w czasach dzieciństwa
Ile prawdy było w tym, że mógł Pan trafić do Wieczystej Kraków?
Tak, mogę powiedzieć, że była rozmowa na ten temat. Priorytetem była jednak gra w Ekstraklasie.
Droga do tego, aby móc grać w Ekstraklasie nie jest łatwa. Jest osoba, której zawdzięcza Pan zrealizowanie tego celu?
To, że gram w piłkę nożną, to przede wszystkim zasługa mojego taty. Od małego zaszczepiał we mnie miłość do tego sportu, poświęcając swój czas i pieniądze na to. Dzięki niemu mogłem dojeżdżać codziennie 25 kilometrów na treningi do Grodziska Wielkopolskiego.
WIDEO: pieniądz rządzi wszystkim, ale nie Ekstraklasą
To był jeszcze czas, gdy władze w klubie miał prezes Zbigniew Drzymała?
Owszem. Ja zaczynałem w Groclinie swoją przygodę od trampkarza młodszego, kończąc na juniorze młodszym. Później klub został rozwiązany, bo właściciel zrezygnował z działania w Groclinie. Jednocześnie to, że przez siedem lat mogłem dojeżdżać na treningi, to właśnie zasługa przede wszystkim mojego taty. Dzisiaj natomiast dużo zawdzięczam swojej żonie i rodzinie. Mogę liczyć cały czas na wsparcie od bliskich.
Życie lubi zaskakiwać
Był moment, w którym było Panu bardzo trudno?
Zdecydowanie to był ten czas po rozstaniu z Bruk-Betem Termaliką, gdy przez pół roku byłem bez klubu. Wówczas musiałem podjąć decyzję, aby zrobić krok wstecz, decydując się na grę w 2 Lidze. Czułem jednak, że taki ruch będzie dla mnie dobry, bo wierzyłem w ludzi, z którymi miałem współpracować. Czas pokazał, że to była dobra decyzja, bo wróciłem z Górnikiem do Ekstraklasy. Życie nauczyło mnie, że nigdy nie można się poddawać.
Co nie zabije, to wzmocni…
Zgadza się. Trzeba walczyć o swoje. Jeśli ciężko się pracuje, to jestem przekonany, że życie zawsze to doceni.
Nie chce wysyłać Pana na piłkarską emeryturę. W każdym razie ma Pan już w głowie myśli, co będzie robić po zakończeniu piłkarskiej kariery?
Pewne plany już w głowie kiełkują, ale dopóki zdrowie dopisuje, to nie zamierzam zawieszać korków na kołku.
Rozmyślenia dotyczą sportu, czy zupełnie innej branży?
Na dzisiaj trudno cokolwiek powiedzieć na ten temat. Jest takie powiedzenie: “Jak chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz o swoich planach”, więc staram się do przyszłości podchodzić na spokojnie, koncentrując się przede wszystkim na teraźniejszości. Życie pisze różne scenariusze.
Teraz przed Wisłą Płock starcie z Widzewem Łódź, która po raz ostatni zagrała w Płocku w 2015 roku. Jest jakaś dodatkowa mobilizacja przed tym spotkaniem?
Kibicowsko na pewno tak. Słyszałem, że w Płocku spotkania z Widzewem są traktowane trochę jak derby. Kibice w tym mieście najbardziej mobilizują się właśnie na mecze z tą ekipą i z Legią Warszawa. My jako drużyna podchodzimy jednak do tego wydarzenia jak do każdego innego spotkania. Trzeba wyjść na boisko, pokazać jakość, charakter i odnieść zwycięstwo.
Europejskie puchary? Czemu nie
Ogólnie macie cel na to, aby wywalczyć miejsce premiowane grą w europejskich pucharach?
Bez wątpienia nie mamy zapędzić się w walkę o utrzymanie, bo ambicje klubowych władz są większe. Czas jednak pokaże, co osiągniemy. O długoterminowych celach raczej się nie mówi w klubie. Istotniejsze są założenia krótkoterminowe, aby regularnie punktować w meczach. Presji związanej z walką o europejskie puchary nie ma, ale gdyby to się udało osiągnąć, to klub mógłby na tym tylko zyskać.
Pan ma szansę zagrać przeciwko Widzewowi po raz czwarty w karierze. Jak dotąd jeszcze nie zdobył Pan bramki w starciu z łodzianami…
Wiadomo, że zawsze wychodzę na boisko po to, aby strzelić gola. W ostatnim spotkaniu z tą drużyną miałem okazję, ale nie wykorzystałem rzutu karnego. Będę chciał się zatem zrehabilitować, ale już w innym zespole.
Widzew, Górnik, Radomiak, Zagłębie, Piast. Terminarz wydaje się bardzo trudny, bo dużo spotkań z ekipami walczącymi o ligowy byt…
Prawda jest taka, że w Ekstraklasie niczego nie można być pewnym. Warta Poznań na przykład wygrała z Koroną Kielce (5:0), Korona zwyciężyła z Wisłą Płock (1:0), a Wisła Płock wygrała teraz z Wartą Poznań (1:0). Te rozgrywki rządzą się swoimi prawami.
Budowany stadion w Płocku robi na Panu wrażenie?
Szkoda, że na razie jest tylko jedna trybuna otwarta. W każdym razie arena może się podobać. Miejmy nadzieję, że jak cały stadion będzie otwarty, to będzie tłumnie wypełniany przez kibiców. Bardzo fajnie się gra przy dużej publiczności. Po to gra się w piłkę, aby czuć adrenalinę i emocje. To daje największego kopa nam zawodnikom.
Czytaj więcej: Nowa arena w Sosnowcu otwarta: mecz nie porwał, ale atmosfera zrobiła wrażenie
Komentarze