- Amir Al-Ammari to wyjątkowa postać dla Ekstraklasy – jedyny Irakijczyk oraz jedyny piłkarz, który ma… ponad milion obserwujących na Instagramie
- W rozmowie z nami opowiada o piłce w Iraku, o kraju, oraz o tym, jak wyobrażał sobie Polskę
- Rozmowa została przeprowadzona na zimowym obozie przygotowawczym w Belek
Amir Al-Ammari, czyli piłkarz z milionem na Instagramie
Przemysław Langier (Goal.pl): Jak to jest być piłkarzem w Iraku?
Amir Al-Ammari (Cracovia, pomocnik): Kiedy przychodzisz na nasz stadion narodowy w Basrze, od razu czujesz coś niesamowitego. To bardzo duży obiekt, który żyje na długo przed naszymi meczami. Federacja i władze kraju dostrzegły, jak wielki jest potencjał kibicowski, więc jakiś czas temu ruszła z projektem budowy nowego stadionu w każdym wielkim mieście. Powstają nowe boiska treningowe dla drużyn młodzieżowych. Jakość boisk dla pierwszych drużyn już jest na bardzo wysokim poziomie.
Wspomniałem o kibicach. Jakieś dwie godziny przed gwizdkiem na trybunach siedzi już 65-70 tysięcy ludzi. Jest totalne szaleństwo. Doping cały czas, jakbyśmy już grali. To jedni z najlepszych fanów na świecie. Żyją reprezentacją. Grając w kadrze nie jesteś w stanie normalnie przejść ulicą, wszyscy cię rozpoznają, zaczepiają, pozdrawiają. Widzisz to i wiesz, jak wielkim zaszczytem jest gra dla kraju.
Piłka nożna jest u was w kraju tematem rozmów numer 1?
Tak. W Iraku nie ma drugiego sportu, który byłby na względnie wysokim poziomie, więc nie ma się co dziwić, choć piłka jest numerem jeden znacznie szerzej. Kiedy idziesz ulicą – zawsze usłyszysz o piłce. Gdy nie gra reprezentacja, kibice przeżywają inne mecze. Takie El Clasico ma w Iraku zawsze wysoką oglądalność, a ludzie umawiają się, by oglądać ten mecz wspólnie.
Wciąż się jednak nie mogę nadziwić, że masz milion followersów na Instagramie. To nieosiągalne niemal dla wszystkich polskich piłkarzy – poza czterema-pięcioma.
Wszystko dlatego, że w Iraku ludzie wierzą w dwie rzeczy – w Boga i w futbol. Ale bez gry w reprezentacji, nigdy nie osiągnąłbym takiego statusu. W kadrze gram od około trzech lat. Przed debiutem nie byłem aż tak popularny, ale po rozegraniu pierwszego meczu zaczęły się dziać niesamowite rzeczy. Na początku followersi rośli powoli – nie tak, że pstryknąłem palcami i nagle było ich milion. Ale później wszystko zaczęło przyspieszać, zwłaszcza po wygraniu Pucharu Zatoki Perskiej (Gulf Cup) dwa lata temu i dobremu występowi w Pucharze Azji. To było coś, czego nie dałoby się zatrzymać.
- Czytaj także: Dawid Kroczek: spotkałem się z wymierzoną we mnie złością zawodników. Ale to dobrze
- Czytaj także: Mateusz Dróżdż: Benjamin Kallman dostał bardzo wysoką ofertę
Piłkarze mogą osiągnąć status Boga, o którym wspominasz?
Nie… aż tak to nie. Bóg jest czymś największym, znacznie większym od piłki. Natomiast grając dla reprezentacji Iraku twój status jest bardzo wysoki. Możemy czuć się jak gwiazdy Hollywood. W momencie, gdy pierwszy raz wybiegniesz na boisko w koszulce Iraku, tracisz anonimowość i za chwilę odczujesz, że nic już nie jest takie, jak wcześniej.
To może przeszkadzać?
Nie traktuję tego w ten sposób. Ludzie po prostu pokazują, że robisz coś bardzo istotnego dla nich. Nie chciałbym tylko jednego – by ktoś zakłócał moje życie prywatne. Na boisku, na treningu, podczas meczu mogę być tym gościem z milionem followersów, ale kiedy przebywam z rodziną jestem zwykłym Amirem. Tym samym, którym byłem zanim zacząłem grać w reprezentacji. Zwykłym, skromnym, przeciętnym facetem.
To w ogóle możliwe w Iraku, gdy się jest piłkarzem?
Tak. Kiedy idę ulicą ludzie podchodzą, proszą o zdjęcie, zamienią kilka słów. Natomiast jeśli siedzę z rodziną w restauracji – to się raczej nie zdarza. Zazwyczaj szanują naszą przestrzeń. A jeśli czasem ktoś nam to zakłóci, nie jestem zły. Skoro ludzie nas kochają, powinniśmy to odwzajemniać.
Jak ważna jest dla ciebie popularność?
W ogóle. Po prostu podporządkowuję się temu, co mnie spotkało. Nie zabiegam o bycie sławnym. Uwielbiam być piłkarzem, ale dla rzeczy, które mogę robić na boisku. Poza nim liczy się tylko rodzina, jej bezpieczeństwo, i możliwość bycia sobą – a gwarantuję ci, że popularność mnie nie zmieniła. Ludzie, którzy znają mnie od lat, i byli przy mnie zanim zacząłem grać w reprezentacji, wiedzą, że prawdziwy Amir to facet, który zawsze się o nich zatroszczy i im pomoże. Żaden tam „pan piłkarz”.
Otrzymujesz od kibiców prywatne wiadomości?
Masę, naprawdę. Staram się je czytać, natomiast nie ma szans, bym był w stanie na nie odpowiedzieć. Musiałbym zakończyć karierę i pracować na pełny etat przy Instagramie (śmiech). Natomiast skala wsparcia, jaka płynie z takich wiadomości, stanowi dokonałą motywację, by stawać się lepszym.
“Podszedłem i spytałem kilku młodych chłopaków: mogę zagrać z wami?”
Każdy młody chłopak w Iraku chce być piłkarzem?
Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć. W Iraku bywam przede wszystkim przy okazji meczów reprezentacji. Nie urodziłem się tam, a w Szwecji. Wychowałem się i dorastałem w Europie. Kiedyś pojechałem, by lepiej poznać mój kraj i faktycznie – jadąc ulicami widziałem mnóstwo dzieci grających w piłkę. Pewnego dnia postanowiłem do nich dołączyć. Niesamowite doświadczenie. To było zwykłe betonowe boisko do gry pięciu na pięciu. Podszedłem i spytałem: chłopaki, mogę zagrać z wami? Widziałem w ich oczach, jak nagle czas się zatrzymał. Wszystkie ich problemy po prostu przestały wtedy istnieć. Graliśmy przez około 20 minut. Cieszyłem się, że oni się cieszą. To jest model, do którego chcę dążyć jako człowiek.
Jesteś dla nich pewnie też przykładem, że piłka może być szansą na lepsze życie.
Myślę, że wielu młodych chłopaków właśnie tak traktuje piłkę. Nawet jeszcze szerzej, bo jeśli ktoś osiągnie sukces na boisku, lepsze życie będzie miała cała jego rodzina. Dlatego cieszę się z tego, jak zmienia się podejście do piłki w Iraku na poziomie władz. Wszystko rośnie, szkolenie się poprawia, roztacza się bardzo przyjemne wizje. Wierzę, że w Europie wkrótce zobaczymy więcej piłkarzy z Iraku.
Wydaje mi się, że punktem zwrotnym mogło być nasze zwycięstwo nad Japonią w Pucharze Azji na początku zeszłego roku. Nigdy wcześniej Irak nie pokonał tego rywala, seryjnie z nimi przegrywaliśmy. To było coś niesamowitego dla całego kraju, dla każdego mieszkańca Iraku. Pojawiła się świadomość, że mamy naprawdę mocną drużynę i szkoda by było to zaprzepaścić. Ruszyły inwestycje. Powiedziałbym, że Irak aktualnie uczy się, jak rozwijać piłkę, ale mam przeczucie, że jesteśmy na początku drogi do czegoś wielkiego.
Oglądaj także: Podsumowanie jesieni – Cracovia
Irak się zmienia na lepsze
Jak wspomniałeś, dorastałeś w Szwecji. Śledziłeś wtedy, co się dzieje w Iraku?
Miałem świadomość, że nie jest dobrze. Wiedziałem, że trwa wojna. Widziałem zdjęcia, które mogły przerażać. Ale będąc w tym wieku, nie rozumiałem wszystkiego. Dziś jest znacznie lepiej. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak bardzo Irak rozwinął się w ciągu ostatnich dwóch lat. Rosną wspaniałe budynki, pojawia się coraz więcej efektownych centrów handlowych, widać, że rozpoczął się proces powrotu do normalności.
Co właściwie czułeś, gdy pierwszy raz odwiedziłeś Irak?
To było w 2018 lub 2019 roku. Pojechałem, by uzyskać paszport. Miałem trochę mieszane odczucia, bo z jednej strony radość, że wreszcie tam jestem, z drugiej widziałem sporo miejsc, w których ludzie żyli w biedzie. Choć jak mówię – to się zmienia. Możesz pomyśleć: OK, facet jest Irakijczykiem, to tak będzie mówić, ale naprawdę – jeśli będziesz kiedyś miał okazję odwiedzić Irak, jestem pewien, że pozytywnie cię zaskoczy. Obraz dzisiejszego Iraku kreowany przez media często odbiega od rzeczywistości. Nie słuchajcie tego. Jedźcie i zobaczcie na własne oczy, wyciągnijcie własne wnioski.
Ale wracając do pytania – jedna rzecz sprawiła, że zakochałem się w Iraku już przy pierwszej wizycie. Podejście ludzi do życia. Nawet jeśli nie mają niczego, są gotowi dać ci wszystko. Pomyślałem wtedy, że ten kraj zasługuje na lepszy los. I od czasu mojej pierwszej wizyty tak się właśnie dzieje.
Niedługo znów może być wybuch radości. Jesteście bardzo blisko awansu na mistrzostwa świata.
Zostały nam cztery mecze. Wszystko w naszych rękach. Jeśli nie zepsujemy tego, kraj oszaleje. Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz Irak grał na mistrzostwach świata. Awans byłby największym wydarzeniem od lat. Być częścią tego to jedno z moich największych marzeń. To byłoby coś w rodzaju odblokowania nowego poziomu szczęścia.
Władze kraju już coś wam obiecały za awans?
Szczerze? Nie ma to dla mnie dziś znaczenia. Chcę po prostu awansować na mistrzostwa świata, a co będzie dalej, to się zobaczy.
Cracovia – Widzew, czyli jedna rzecz, która zaskoczyła
Twój transfer do Cracovii był gorącym tematem w Iraku?
Ludzie na pewno o tym usłyszeli. Raczej niewielu Irakijczyków kojarzyło Cracovię, ale odbiór tego transferu był pozytywny. Przedstawiono to jako krok naprzód w mojej karierze. Przed zmianą klubu rozmawiałem też z selekcjonerem reprezentacji. Powiedział: idź, to dobra decyzja, rozwiniesz się. Sam transfer dla mnie też był ekscytujący. Myślałem: poznam inny kraj, zagram w innej lidze. I nie żałuję decyzji.
Da się porównać atmosferę na stadionie Cracovii i w Iraku?
Pamiętam swój pierwszy mecz przeciwko Piastowi. Siedziałem na ławce, gdy nagle kibice zaczęli śpiewać klubowy hymn. Przysięgam – miałem gęsią skórkę. Przez tych ludzi przemawiała pasja i miłość do Cracovii. To było to samo, czego doznałem w Iraku. Z tą różnicą, że w Iraku mamy większy stadion.
A co wiedziałeś o Polsce zanim tu trafiłeś?
Zrobiłem research. Sprawdziłem, jacy szwedzcy piłkarze trafiali do Ekstraklasy i jak im szło, rozmawiałem też z moim przyjacielem, który grał w lidze – Jetmirem Halitim, wtedy jeszcze był w Jagiellonii. Wyszło mi, że to bardzo dobre miejsce do życia. Znacznie tańsze niż Szwecja. Niedługo po podpisaniu kontraktu z Cracovią, wybrałem się na Rynek i zobaczyłem… mnóstwo ludzi z Bliskiego Wschodu. Byłem w szoku, nie wiedziałem, o co chodzi, a to po prostu standard, że turyści z Arabii Saudyjskiej i tych okolic przyjeżdżają do Polski na wakacje.
To powiedz mi jeszcze swoją pierwszą myśl po usłyszeniu od agenta, że zgłasza się po Ciebie Cracovia.
Musiałem wygooglować kibiców. Uwielbiam grać przed “żywą” publicznością, bo ona daje mi dodatkową motywację. Zobaczyłem kilka klipów na You Tubie i wiedziałem, że to będzie to. Obejrzałem, jak wygląda miasto, co ostatecznie mnie przekonało. A na miejscu okazało się, że Kraków jest jeszcze piękniejszy w rzeczywistości.
Coś cię tutaj na miejscu zaskoczyło?
Generalnie obraz, który stworzyłem sobie w głowie tuż przed transferem, jest dokładnie taki sam, jak to, co zastałem. Ale gdybym musiał wybrać jedną rzecz, powiedziałbym, że kibice. Mówię o sytuacji z meczu z Widzewem, gdy fani nagle zaczęli biegać po dachu! Nigdy czegoś takiego nie widziałem! (śmiech). Kultura kibicowania jest w Polsce absolutnie wyjątkowa.
Wasz prezes Mateusz Dróżdż musiał wtedy wziąć dwa dni wolnego, bo głowa niemal mu eksplodowała.
Wiem, natomiast ja siedziałem i nie mogłem uwierzyć, w co widzę. Nagle zrobiło się głośno, jakieś fajerwerki, zastanawiałem się: co się dzieje? Nigdy bym tego nie wymyślił!
Komentarze