Adrian Siemieniec dla Goal.pl: każdemu trenerowi życzyłbym takiej historii

Do tego co dzieję się w Internecie trudno mi się odnosić, bo nie ma to żadnego wpływu na moje działania. Ja i bez Internetu potrafię nie iść ślepo w rozwiązania, które nie mają sensu. Jestem refleksyjnym człowiekiem, natomiast co my byśmy zbudowali bez żadnej konsekwencji? - mówi w rozmowie z Goal.pl Adrian Siemieniec.

Adrian Siemieniec
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Adrian Siemieniec
  • Z trenerem Jagiellonii spotkaliśmy się dzień po pierwszym meczu z Ajaxem
  • Rozmawialiśmy o budowaniu zespołu w polskich warunkach oraz o jego wizji ofensywnej Jagiellonii – i tego, jak się ona ma do ostatnich rezultatów
  • Siłą rzeczy, z racji terminu rozmowy, wywiad nie zawiera pytań o mecz z GKS-em Katowice

Polska piłka potrzebuje narzędzi, których nie ma

Z natury jesteś optymistą, czy realistą?

Adrian Siemieniec: W dużych negatywnych emocjach to mi nawet blisko do pesymisty. Gdy opadną, jestem realistą.

To ważne, bo gdybym usłyszał, że jesteś optymistą, musiałbym powątpiewać w twoje idee. Uznałbym, że wierzysz w nie za mocno, w oderwaniu od realiów. Realiście łatwiej zaufać.

To wszystko zależy od sytuacji, ale generalnie twardo stąpam po ziemi. Nie jest też tak, że nie wyciągam wniosków z kolejnych etapów procesu, który rozpocząłem w Jagiellonii.

Twoja filozofia w dużej mierze oparta jest na założeniu trust the process. Ale właśnie zderzyliście się z czołgiem i pojawiła się u mnie lampka – czy w polskich warunkach jest się w stanie zbudować proces do końca, czy będziesz zmuszony zatrzymać się gdzieś po drodze? Bo jakościowa przepaść pomiędzy drużyną z Polski a średnią europejską półką jest ogromna i samym procesem się jej chyba nie nadgoni.

Zeszły sezon pokazał, że na poziomie Ekstraklasy ten proces ma sens i na pewno nie jest drogą donikąd. Rozmawiamy dziś na świeżo po meczu z wielkim klubem. Docierają do mnie opinie, że Ajax jest w złym momencie, a przecież mówimy o zespole, którego kapitanem jest Jordan Henderson. Porównanie Ajaxu z Jagiellonią nie ma większego sensu. Jako klub możemy wyznaczyć sobie dobry kierunek, możemy mieć w starciu z nimi dobre momenty, fajne fazy, ale oczekiwanie wyrównanej rywalizacji na dystansie dwumeczu to już byłby zbytni optymizm. Ale generalnie jest trochę tak, jak mówisz. By móc nadrabiać stratę do Europy, potrzebujemy narzędzi – i nie mówię tu tylko o sobie, czy o Jagiellonii, a ogólnie o polskiej piłce.

Narzędzia to jedno, a cierpliwość – drugie. Niedawno większość ludzi kupowała twój pomysł na Jagiellonię, a dziś jest już dyskusja, czy to dobrze grać w otwartą piłkę z klubami na poziomie Ajaxu. Zaczynasz dzielić Internet. Gdzie jest złoty środek?

Najważniejszy jest dla mnie przekaz od prezesa, dyrektora sportowego, rady nadzorczej. To z nimi obraliśmy kierunek, którym wspólnie podążamy. Czujemy również wsparcie naszych kibiców co jest dla nas bardzo ważne. Do tego co dzieje się w Internecie trudno mi się odnosić, bo nie ma to żadnego wpływu na moje działania. Ja i bez Internetu potrafię nie iść ślepo w rozwiązania, które nie mają sensu. Jestem refleksyjnym człowiekiem, natomiast co my byśmy zbudowali bez żadnej konsekwencji? Dziś jesteśmy na etapie, w którym zbieramy doświadczenie.

Ajax – Jagiellonia: kto wygra mecz?

Jakim wynikiem zakończy się mecz Ajax – Jagiellonia?
Ajax wygra 47%
Będzie remis 22%
Jagiellonia wygra 31%
201+ Głosy
Oddaj swój głos:
  • Ajax wygra
  • Będzie remis
  • Jagiellonia wygra

Co z tym stylem Jagiellonii?

Jeśli nie awansujecie do pucharów za rok, zostaniecie z tym doświadczeniem trochę jak Himilsbach z angielskim.

Zgadzam się. Ale wracając do naszego stylu. Po pierwszym meczu z Bodo, który przegraliśmy 0:1, pojawiło się wiele pytań o to, dlaczego tak graliśmy. Czemu schodzimy ze swojej drogi. Abstrahując, że wcale nie chcieliśmy i nie taki był plan, tylko rywal nas zdominował, potem pojechaliśmy do Norwegii i zagraliśmy już w swoim stylu. Prowadziliśmy 1:0 na boisku, gdzie przegrywały dużo większe kluby od nas. Przegraliśmy ostatecznie 1:4 i znów po meczu były pytania: czy nie graliśmy za odważnie?

A graliście?

Analiza wsteczna jest zawsze skuteczna, a ja jestem trenerem i nie mogę patrzeć na to przez ten pryzmat. Poza tym bardzo dużo opinii determinuje sam wynik, bez żadnego kontekstu, a ja muszę opierać się na faktach, nie na opiniach. Ktoś dziś powie: Jagiellonia zagrała zbyt otwartą piłkę przeciwko Ajaxowi i dostała czwórkę. A wiesz, ile goli straciliśmy w sposób wynikający z naszego stylu? Jednego. Natomiast pozostałe trzy bramki straciliśmy w niskim bloku, w momencie gdy cały zespół był pod piłką i to są fakty. Nie zgodzę się więc z opinią, że problemem meczu z Ajaxem była zbyt odważna gra.

Wy po prostu macie problem z bronieniem.

Musimy robić to lepiej. Brakuje mi tego i przy niskim bloku, i przy stałych fragmentach. To rzecz, nad którą musimy pracować. Jesteśmy zespołem, który większość uwagi poświęca na to, co robi z piłką, ale zgadzam się, że musimy trochę uwagi przekierować też na defensywę.

Ajax zabijał was intensywnością. Takie kluby zawsze zabijają nasze kluby intensywnością. Ale – jak sądzę – geneza tego leży dużo głębiej i nie da się powiedzieć: grajcie intensywnie jak Ajax.

Zgadza się, to jest sprawa systemowa, mająca korzenie już w piłce dziecięcej, choć i tak uważam, że w porównaniu do meczu z Bodo, zrobiliśmy jakościowy krok do przodu, jeśli chodzi o intensywność. Wytrzymaliśmy mecz kondycyjnie, co jest takim małym plusikiem. W końcówce meczu wciąż staraliśmy się wysoko odbierać piłkę, błyskawicznie przechodzić do ataku szybkiego. Potrafiliśmy do końca meczu utrzymać intensywność.

Tyle, że jest dopiero sierpień i długa jesień przed wami. Zaraz braknie ci treningów, by utrzymać w zespole intensywność.

Musisz być intensywny w treningu, jeżeli chcesz być intensywny w meczu. Ważne jest, żeby pilnować momentów, kiedy możesz to robić w procesie treningowym i zadbać o proces regeneracji. Cały czas analizujemy naszą pracę i to jak nasza drużyna reaguje na obciążenia.

Ostatnio usłyszałem, że aby ściągnąć piłkarza, który ma jednocześnie intensywność, technikę i jeszcze robi liczby, to trzeba zapłacić miliony euro. A w Polsce, mając zero euro, zawsze trzeba wybrać najwyżej jedną z tych cech.

Granie co trzy, cztery dni to duży test dla piłkarzy również pod kątem mentalnym. Musisz radzić sobie z obciążeniem nie tylko fizycznym, ale również psychicznym, które jest co chwilę. Nie ma czasu na rozmyślanie o zawaleniu gola, czy jakiejś złej akcji, bo schodząc z boiska, zaraz wychodzisz na następne. Głowa jest w tym wszystkim absolutnie kluczowa.

  • Zobacz także: Uniwersum Ekstraklasy – Jagiellonia już się skończyła

Czy już pora się bać?

Powiedz mi tak szczerze – czy to już moment, w którym gdzieś zaczynasz się martwić, że na poziomie morale w zespole coś się rozjedzie? Bo nawet, jak znamy siłę Bodo i Ajaxu, które są autorami części z ostatnich przegranych, na poziomie morale porażka to porażka, a seria porażek, to seria porażek.

Głowa przyjmuje fakt porażki i faktycznie nie zawsze będzie szukać usprawiedliwień, że grałeś przecież z kimś bardzo mocnym. Moją rolą w tym momencie jest zachować spokój i tłumaczyć piłkarzom, z czego to wszystko się dzieje. Wpajać im konsekwencję, cierpliwość i odpowiedzialność. Jakbym zaczął bić na alarm i wprowadzał nerwową atmosferę, to tylko bym dołożył zespołowi problemów. Co nie oznacza, że mamy nie być refleksyjni i przechodzić obojętnie obok porażki.

Przygotowywałeś się na ten moment? Żeby nie działać po omacku, a mieć zaplanowane działanie kryzysowe?

Myślę, że przygotować się na to, a faktycznie się w tym znaleźć to dwie zupełnie inne sprawy. To też nie jest pierwszy trudny moment, bo przecież w trakcie walki o mistrzostwo mieliśmy serię pięciu meczów, w których zdobyliśmy pięć punktów. I udało się z tego wyjść. Ale to nie jest tak, że interwencja trenera jest potrzebna tylko, gdy nie idzie. Po meczu w Poniewieżu, który wygraliśmy 4:0, wstępna faza eliminacji Ligi Mistrzów, mówiłem w pomeczowym wywiadzie: to nie jest takie proste, że dopiero co klub rok temu z trudnościami utrzymał się w lidze, a zaraz zagra w Lidze Mistrzów, i jeszcze awansuje do ćwierćfinału. To nie jest FIFA ani Football Manager. Musimy realnie oceniać nasze możliwości. I ta realna ocena zawiera cały kontekst naszych ostatnich porażek. Czyli to, że nikt się nie spodziewał, że my będziemy w tym miejscu w tym czasie. Szczerze mówiąc naprawdę każdemu trenerowi, zwłaszcza tak młodemu jak ja, życzyłbym takiej historii, jak nasza. Bo coś nas do tych meczów z Bodo i Ajaxem doprowadziło.

Ale sam przyznajesz, że głowa piłkarza czasem kalkuluje na zasadzie porażka to porażka. Zatem zasadne jest spytać, czy te głowy po kilku porażkach są już zwieszone.

Nie widzę tego po drużynie. Niech świadczy o tym początek meczu z Ajaxem. Było widać wiarę w zwycięstwo, pasję. To nie był początek jak z Bodo, gdzie wyszliśmy wycofani, za podwójną gardą. Na Ajax był jasno określony plan, zawodnicy w niego uwierzyli, i weszliśmy kapitalnie. Tyle że wracamy cały czas do tego samego: nas na dziś, w rywalizacji z takimi drużynami, stać na momenty. Z nich musimy czerpać naukę i doświadczenie. Na tych momentach budować. I skupiać się na tym, żeby poprzez naszą ciężką pracę i dobrą, skuteczną grę na krajowym podwórku dać sobie szansę na częstsze granie z takimi zespołami. Wtedy będzie można faktycznie ocenić czy zebrane doświadczenie procentuje i czy zrobiliśmy postęp. Naszym głównym celem jest dążenie do tego, by takie dwumecze, jakie gramy w ostatnim czasie, nie były tylko epizodem. To będzie oczywiście bardzo trudne, ale chcemy w tym kierunku podążać.

Tylko u nas

W Polsce cały czas trwa szukanie złotego środka. Albo Lech i Legia mają zbyt wąskie kadry na dwa fronty, albo jak Raków robi szeroką, to Dawid Szwarga mówi, że transferów było za dużo, przez co balans został zachwiany. Sam nie wiem, gdzie w tym wszystkim jest Jagiellonia.

Mieliśmy dużo transferów przychodzących i dużo wychodzących. Kadra pod względem liczebności jest praktycznie taka sama, robiliśmy ruchy jeden do jednego. Teraz przyszedł Marcin Listkowski, ale odszedł Dominik Marczuk. Przyszedł Darko Czurlinow, ale odszedł Jose Naranjo. Przyszli Max Stryjek, Miki Villar, Joao Moutinho, Tomas Silva i Lamine Fadiga, ale odeszli Zlatan Alomerović, Tomek Kupisz, Bartek Wdowik, Bojan Nastić i Kaan Caliskaner. Dodatkowo do Ruchu Chorzów wypożyczony został Wojtek Łaski. Naszym planem jest budowanie zrównoważonej kadry, podnoszenie jakości jej piłkarzy, ale jednocześnie robienie w niej miejsca dla młodych zawodników. To dla nas nowa sytuacja, uczymy się jej na bieżąco.

Odejście Dominika Marczuka

Wspomniałeś o odejściu Marczuka. Jakie były kulisy tego transferu? Trochę niecodziennie wygląda rezygnacja 20-latka z zaprezentowania się przez całą jesień w Europie i wyrwanie się za ocean. Spodziewam się, że na swoją ofertę z Europy by się i tak szybko doczekał, nie musząc robić tego kroku pośredniego. Dominik bardzo przebierał nogami?

Może nie, że przebierał nogami, ale dało się wyczuć, że chce. Staram się w takich sytuacjach nie narzucać swojego zdania, bo wychodzę z założenia, że trener zawsze jest stroną. Ja mam interes, by przekonać zawodnika do pozostania, więc próba mówienia do Dominika, że lepszym dla niego będzie dalsze reprezentowanie Jagiellonii nie byłoby dla niego bardzo wiarygodne, wiadomo, że dla mnie dla nas byłoby lepiej gdyby został, ale rozmawiając z nim bardziej skupiłem się na tym by poznać jego zdanie na ten temat. Wysłuchałem go i za dużo nie komentowałem. On sam nagle się zwrócił do mnie: A co trener o tym sądzi? Dopiero wtedy poczułem, że to jest moment, w którym moje zdanie będzie miało odpowiednią moc.

I jaką opinię wyraziłeś?

(długie milczenie) Zostawię to dla siebie, ze względu na poziom zaufania, jaki zbudowaliśmy. Rozmawiałem z nim jako, przede wszystkim trener, ale też kumpel i starszy kolega. W każdym razie to Dominik musiał być na końcu w stu procentach pewny, że chce odejść lub, że chce zostać.

Z Bodo macie bardzo podobną filozofię boiskową, ale filozofia transferowa już jest zupełnie inna. Bodo na początku drogi praktycznie w ogóle nie sprowadzało zawodników starszych niż 23 lata. Wy tak nie działacie, bo – znów wracamy do początku rozmowy – ograniczają was możliwości? Czy macie po prostu inną wizję budowania drużyny?

Trzeba w tym wszystkim pamiętać o zachowaniu proporcji i roli doświadczenia w zespole. Ale oczywiście, że priorytetem jest dla nas sprowadzanie piłkarzy w dobrym wieku, z potencjałem zarówno na rozwój jak i sprzedaż. Rynek takie plany weryfikuje… W dużej mierze niestety tak. Żebyśmy mogli porównywać naszą drogę np. z Bodo, potrzebujemy grać w Europie co roku. Powiem więcej, z naszym aktualnym współczynnikiem to nawet musielibyśmy co roku sięgać po mistrzostwo Polski, bo ścieżka mistrzowska na dzisiaj jest dużo łatwiejsza – w tej drugiej potrzebowalibyśmy wygrać trzy dwumecze, w żadnym nie będąc rozstawionym. Dla klubu, takiego jak Jagiellonia, który jeszcze niedawno miał niepewną sytuację finansową i bił się o utrzymanie w lidze, na tym etapie, to będzie bardzo trudne. Co nie zmienia faktu, że chcemy w tym kierunku podążać i będziemy o to walczyć na naszym krajowym podwórku.

Czyli lata zajmie, zanim będziecie polskim Bodo, o ile w ogóle…

Trzeba po prostu robić swoje, iść tą drogą, a kluczem moim zdaniem jest gra co roku w pucharach. Jeden raz to za mało. W jednym z wywiadów Patrick Berg sam przyznał, że kiedy rozpoczynali przygodę w europie, jako klub i jako piłkarze byli na zupełnie innym etapie. Dziś mają chyba ponad pięćdziesiąt meczów w europejskich pucharach, lata doświadczeń, dziesiątki meczów jako klub i piłkarze. To się samo nie dzieje, tego trzeba doświadczyć i trzeba to przeżyć.

Komentarze