Bundesliga jako pierwsza liga w Europie zdecydowała się na odważny krok jakim była decyzja o wznowieniu rozgrywek. Weekend był owocny w bramki i emocje, których tak ostatnio brakowało. Większość meczy zdało egzamin w nowej rzeczywistości, a ostatnie spotkanie 26. kolejki pomiędzy Werderem Bremą i Bayerem Leverkusen zakończyło się pewną wygraną Aptekarzy 4:1.
Już po pierwszym gwizdku goście kontrolowali przebieg gry i lepiej wyglądali na tle swoich rywali. Wśród podopiecznych Petera Bosza od samego początku wyróżniał się Kai Havertz. Napastnik aptekarzy wpisał się na listę strzelców po raz pierwszy w 28. minucie. Niemiec z bliskiej odległości oddał pewny strzał z główki i skierował futbolówkę do siatki. Dosłownie chwilę potem gola na wagę remisu zdobył zawodnik Werderu, Gebre Selassie. Reprezentant Czech przytomnie wykorzystał podanie z rzutu rożnego, dostawiając tylko stopę do piłki.
Podirytowani piłkarze Bayeru ruszyli do ataku. Dobrą okazją na szybką odpowiedź był stały fragment gry sprzed pola karnego. Z prawej strony boiska, Demirbay w perfekcyjny sposób wykonał rzut wolny. Do jego podania ponownie najwyżej wyskoczył Kai Havertz. Defensywa gospodarzy wyglądała na zaskoczoną i zdezorientowaną. Do szatni w lepszych humorach zeszli zawodnicy z Leverkusen.
Druga połowa ponownie należała do Aptekarzy. Biało-Zieloni starali się szczelnie zatykać każdą lukę w obronie, przez co rzadko decydowali się na akcje ofensywne. Niestety, ale defensywa gospodarzy ponownie skapitulowała w 60. minucie. Kolejną asystą popisał się Diaby, który po kiepskim przyjęciu piłki zdołał ją skierować prosto na głowę Mitchella Weisera. Trzecia bramka w cale nie zaspokoiła apetytu gości. W 78. minucie Bellarabi znakomicie wszedł w pole karne Werderu, a swoim sprytnym podaniem otworzył korytarz dla Demirbayego. Niemiec podcinką podwyżył prowadzenie na 4:1.
Do końca spotkania nie brakowało emocji. Zdecydowanie lepszym zespołem był Bayer, który nie dał żadnych szans gospodarzom. Aptekarze kontynuują świetną passę meczów bez porażki, z kolei Werder Brema wciąż pozostaje w strefie spadkowej, a nad Florianem Kohfeldtem zaczynają zbierać się czarne chmury.
Komentarze