Sobotnim Der Klassiker, czyli starciem Borussii Dortmund z Bayernem Monachium, żyją całe Niemcy. To szlagier, którego historia ciągnie się od dziesięcioleci. Kibice w Dortmundzie do dziś pamiętają o porażce 1:11 i ataku kung-fu Olivera Kahna. Borussia może mieć za złe Bayernowi podebranie czołowych graczy, na czele z Robertem Lewandowskim. Jednak to nie kto inny jak klub z Bawarii pomógł Borussii, gdy ta znalazła się w finansowych opałach.
- W sobotę w Bundeslidze dojdzie do meczu na szczycie, czyli rywalizacji Borussii Dortmund z Bayernem Monachium.
- Rywalizacja tych klubów zaczęła się w latach 60. ubiegłego wieku. Kluby te mają bogatą historię i są najbardziej utytułowane w kraju.
- Historia pamięta wiele wybnitnych meczów między tymi klubami. Najwięcej goli padło w 1971 roku, gdy Bayern wygrał 11:1.
Nietrafiony karny Beckenbauera
W połowie lat 90. cała Europa – a może i świat – zakochały się w El Clasico. Rywalizacja Barcelony z Realem Madryt nigdy nie emocjonowała nikogo tak mocno, jak na przełomie wieków. Dziennikarze Kickera są jednak przekonani, że w ostatniej dekadzie z cienia hiszpańskiego hitu zaczął wychodzić jego niemiecki odpowiednik, czyli Der Klassiker. Starcie, którego kolejną odsłonę zobaczymy w tę sobotę, przyciąga przed telewizory widzów na całym świecie. W składach obu drużyn grają największe światowe gwiazdy, od Roberta Lewandowskiego w Bayernie po Erlinga Haalanda w Borussii Dortmund. Mówimy poza tym o dwóch najbardziej utytułowanych klubach w kraju, które zdobyły 21 z ostatnich 25 tytułów mistrza Niemiec. Niektórym trudno może być uwierzyć w to, że do pierwszej ligowej konfrontacji tych ekip doszło dopiero 16 października 1965 roku. Rywalizacja ta trwa więc stosunkowo krótko, bo zaledwie 56 lat. Powodem tego była specyfika niemieckiej piłki ligowej. Kluby rywalizacji w rozgrywkach regionalnych skupionych wokół dzielących kraj landów. Dopiero w 1963 roku powstała Bundesliga.
Gdy późniejsi wielcy rywale spotkali się na dawnym stadionie Bayernu, Gruenwalder Stadion, naszpikowana gwiazdami drużyna gospodarzy przegrała. Dortmund do wygranej poprowadził Reinhold Wosab, wszechstronny pomocnik, który potrafił występować też w obronie i ofensywie. To jego akcja z Lotharem Emmerichem przyniosła pierwszego tamtego popołudnia gola. Bawarczycy mieli szansę odwrócić losy rywalizacji, ale Franz Beckenbauer nie wykorzystał rzutu karnego. Akcja Wosaba z Emmerichem przyniosła potem drugie trafienie i Borussia wygrała 2:0.
Jedenaście do jednego
Każdy klub ma karty z przeszłości, do których woli nie wracać. Nie inaczej jest w przypadku Borussii Dortmund. Kibiców tego klubu rozpali się do czerwoności, jeśli przy stole wspomni się o wyniku 11:1. Trudno w to uwierzyć, ale właśnie takim rezultatem zakończył się mecz z 1971 roku. Do dziś pozostaje to najwyższą wygraną w historii Bayernu. Dortmundczycy przegrali z kolei w większym stosunku bramek tylko raz, w 1978 roku z Borussią Moenchengladbach (0:12).
W ten pamiętny dla Bayernu dzień, 27 listopada 1971 roku, wybitnie zagrał zwłaszcza Gerd Mueller. Niemiecki gwiazdor, który trzy lata później miał zdobyć mistrzostwo świata, zagrał koncertowo i zdobył cztery gole. W międzyczasie na listę strzelców wpisywali się też Uli Hoeness i Willi Hoffmann. Gdy do końca meczu pozostawało 25 minut, rozłożona na łopatki Borussia przegrywała 8:1.
Wspomniany sezon był zresztą wyjątkowo bolesny dla ekipy z Dortmundu. W 34 kolejkach drużyna ta uzbierała zaledwie 20 punktów i spadła z Bundesligi. Bayern z kolei uporał się na finiszu sezonu z Schalke sięgając po kolejne mistrzostwo kraju.
Łzy Moellera i atak kung-fu Olivera Kahna
Niemieccy dziennikarze nie mają wątpliwości co do tego, że prawdziwą rywalizację między tymi klubami zbudowały dopiero lata 90. To wtedy swoje największe chwile przeżywał klub z Dortmundu. Oba kluby rywalizowały zacięcie o mistrzostwo Niemiec w 1995 i 1996 roku. W obu przypadkach Bayern musiał przełknąć gorycz porażki.
Iskrzyło zresztą między sami piłkarzami. Kapitan Bayernu Lothar Matthaeus nie darzył się sympatią ze swoim kolegą z reprezentacji i graczem Borussii, Andreasem Moellerem. Ten pierwszy zarzucał drugiego, że jest boiskowym płaczkiem. W trakcie jednego z meczów Matthaeus przyłożył ręce do twarzy Moellera i udawał, że wyciera mu łzy. Po chwili doszło do przepychanki, a graczy uspokajać musieli koledzy.
Barwnych postaci było zresztą więcej, a jedną z nich był legendarny dziś bramkarza Bayernu, Oliver Kahn. Starsze pokolenia w Niemczech doskonale pamiętają o tym, jak bezpardonowo traktował piłkarzy z Dortmundu. To właśnie podczas jednego z Der Klassiker Kahn po raz pierwszy popisał się atakiem w stylu kung-fu, mierząc wysoko wystawioną nogą w Stephane’a Chapuisata. Gdyby tego było mało, podczas tego samego meczu usiłował ugryźć Heiko Herrlicha.
– Trener powiedział nam, że mamy się wgryźć w przeciwnika. Wziąłem to sobie do serca – żartował później w wywiadzie Kahn. Po latach przyznał jednak, że poniosły go emocje i zachował się bezmyślnie. – Rzadko się wstydziłem. Być może wtedy w Dortmundzie. Po sytuacji z Herrlichem – dodał.
Uratowali ich przed bankructwem
W 1997 roku Borussia, ku zazdrości fanów z Bawarii, sięgnęła po Ligę Mistrzów, czyniąc to na Olympiastadion w Monachium. Kluby te spotkały się zresztą w kolejnej edycji tych rozgrywek na etapie ćwierćfinału. Tam znów górą byli dortmundczycy.
To wtedy w głowie bawarskich działaczy narodził się plan zatrudnienia dotychczasowego szkoleniowca Borussii, Ottmara Hitzfelda. Był to strzał w dziesiątkę, bo Bayern już w pierwszym sezonie wrócił na szczyt, wygrywając ligę z 15 punktami przewagi. Wspomniany trener pracował w Monachium do 2004 roku, w tym czasie dochodząc do dwóch finałów Ligi Mistrzów. Wygrał poza tym czterokrotnie Bundesligę.
Między 2003 a 2010 roku klub z Dortmundu nie wygrał żadnego tytułu. Przyczyniła się do tego trudna sytuacja finansowa. Po latach okazało się, że Borussia była na skraju bankructwa. Pomocną dłoń do rywala wyciągnął wówczas nie kto inny jak Bayern. – Kiedy groziło im, że nie będą mogli dalej wypłacać pensji, pożyczyliśmy im 2 miliony euro na kilka miesięcy – zdradził prezes później Uli Hoeness.
Pożyczka Bayernu była nieoprocentowana, a jedynym jej celem była pomoc rywalowi w trudnych czasach. Nie zmienia to faktu, że Borussia potrzebowała lat, by nawiązać ponowną rywalizację z Bawarczykami.
Era Kloppa i Lewandowskiego
Przełomowym rokiem był 2008, gdy do Dortmundu zawitał Jurgen Klopp. Potem wraz z nim pojawili się tam tacy gracze jak Mario Goetze, Robert Lewandowski czy Shinji Kagawa. To właśnie ci ludzie poprowadzili Borussię do dwóch tytułów mistrzowskich z rzędu, osiągając coś, co nie udało się nikomu poza Bayernem od połowy lat 90. 2012 rok bolał Bawarczyków podwójnie. Przegrali nie tylko ligowy tytuł, ale i finał Pucharu Niemiec, gdzie ukąsił ich nie kto inny jak Lewandowski. Polak zdobył w tamtym meczu hat-tricka. Borussia wygrała 5:2.
Najważniejszy mecz tych drużyn w całej dekadzie padł jednak łupem Bayernu. Mowa rzecz jasna o finale Ligi Mistrzów, do jakiego doszło w maju 2013 roku na Wembley. O losach meczu przesądził gol zdobyty w 89. minucie przez Arjena Robbena.
Jedno nie ulega wątpliwości. Bayern nie święciłby w ostatnich latach tak wielu triumfów, gdyby w 2014 roku nie przekonał do transferu Roberta Lewandowskiego. Prócz niego rok wcześniej w tym samym kierunku poszedł Mario Goetze. Po genialnym trio ofensywnym Dortmundu (Lewandowski-Goetze-Reus) nie było więc już śladu.
Lewandowski kontra Haaland
Teraz, z perspektywy czasu, okazuje się, ze transfer polskiego snajpera był jednym z najgenialniejszych ruchów w historii niemieckiego futbolu. Mowa przecież o graczu, który w Monachium pobił legendarny rekord Gerda Muellera. Dziś, niespełna siedem lat po transferze, nadal utrzymuje się na szczycie i pozostaje maszynką do zdobywania bramek. W opinii wielu osób jest aktualnie najlepszym zawodnikiem świata.
Borussia Dortmund długo czekała na napastnika, który wypełniłby lukę po Lewandowskim. Wydaje się, że udało się to dopiero Erlingowi Haalandowi. Kolejna odsłona ich starcia elektryzuje nie tylko kibiców w Niemczech. – Obaj są świetni, ale Lewa jest trochę lepszy – napisał w tym tygodniu w swoim felietonie dla Sky.de legendarny Lothar Matthaeus. W tym sezonie Bundesligi Polak strzelił na razie 14 goli, a Norweg 10. Sobotni mecz elektryzuje tym bardziej, że Bayern ma tylko jeden punkt przewagi. Problem w tym, że Borussia nie wygrała żadnego z sześciu ostatnich meczów ze swoim największym rywalem. Jeśli uczyni to w ten weekend, prawdopodobnie zakończy 2021 roku na fotelu lidera.
Czytaj także: Lewandowski poprosił o zgodę na transfer?!
Komentarze