Rząsa: Rok temu wydaliśmy najwięcej. Teraz wydamy mniej [WYWIAD]

Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy Lecha, w obszernej rozmowie tłumaczy przyczyny fatalnego ostatniego sezonu, zdradza kulisy transferów oraz przybliża plany Kolejorza na aktualne okienko. - Nie ma marginesu błędu dla trenerów, piłkarzy, wszystkich z pionu sportowego. Musimy po prostu wykonać lepszą pracę w tym sezonie - mówi Rząsa.

Tomasz Rząsa
Obserwuj nas w
ZUMA Press / Alamy Na zdjęciu: Tomasz Rząsa
  • Lech Poznań po bardzo nieudanym sezonie próbuje odzyskać zaufanie kibiców – fani narzekają na brak wzmocnień, ale nastroje nieco poprawiły się po zwycięstwie nad Górnikiem Zabrze (2:0)
  • Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy Lecha, w obszernej rozmowie tłumaczy przyczyny fatalnego ostatniego sezonu, zdradza kulisy transferów oraz przybliża plany Kolejorza na aktualne okienko
  • Co było błędem Rząsy w poprzednim sezonie? Ile Lech może wydać na transfery? Na jakie pozycje przyjdą jeszcze piłkarze? Kto może odejść z Lecha?

Tomasz Rząsa pod presją kibiców

Trudno przychodzi się do pracy z myślą, że jest się jedną z najbardziej nielubianych przez kibiców osób w klubie?

Presja w Lechu Poznań jest zawsze. I na ogół taka sama. Piłkarze, trenerzy, ludzie z pionu sportowego doświadczają jej zawsze i muszą umieć z nią żyć. Lech to jeden z największych klubów w Polsce, od którego wymaga się ciągłych sukcesów. To oczywiste.

Oczywistym jest też, że rodzina Rutkowskich z Lecha nie odejdzie. A skoro Lech popełnił wiele błędów na gruncie sportowym, to w takim razie gniew kibiców jest skierowany na pana. I to pańskiej głowy się domagają.

Nie ma co się czarować – ostatni sezon był bardzo rozczarowujący. Zwłaszcza po tym, że wysoko zawiesiliśmy sobie poprzeczkę. Było mistrzostwo na stulecie, później był historyczny wynik w Lidze Konferencji Europy. W tamtym sezonie zajęliśmy też trzecie miejsce w ESA, co ostatecznie było odbierane jako sukces. Nie był to oczywiście wynik zadowalający, bo zawsze chcemy być mistrzem, ale przy tak długim łączeniu pucharów i ligi znów znaleźliśmy się na podium.

Ale to już było. Ostatni sezon był katastrofą.

Absolutnie tak. To nie może się powtórzyć. Margines błędu się wyczerpał.

Tylko u nas

Mówi pan o swoim marginesie błędu?

Też. Ale nie tylko. Nie ma marginesu błędu dla trenerów, piłkarzy, wszystkich z pionu sportowego. Musimy po prostu wykonać lepszą pracę w tym sezonie.

Kibice jednak chcą pańskiej głowy. Krzyknięcie „Rutkowski won!” na stadionie nie ma sensu, bo Rutkowscy zostaną w tym klubie na lata. Co innego krzyknięcie „Rząsa won!”…

Jestem przyzwyczajony do pracy pod presją. Krytyka jest czymś normalnym i zrozumiałym. Grałem w klubach, które grały o coś – Feyenoord, Partizan, Grasshopper… Tam zawsze liczyły i liczą się tylko trofea, a nacisk ze strony kibiców jest ogromny. Tak jest każdego dnia i trzeba sobie z tym umieć radzić. Może gdybym nie miał takiego doświadczenia, to pracowałoby mi się dziś trudniej. Ale działam normalnie. Krytykę słyszę, nie jestem głuchy i ślepy.

I co pan z nią robi?

Żyję z nią. Po prostu. Szanuję każdy krytyczny, ale zarazem merytoryczny głos ze strony kibiców, mają oni do tego prawo, żeby wyrażać swoje zdanie, natomiast ja muszę wszystko co związane z moją pracą oceniać na chłodno.

I tyle?

Mam zadania, które określa zarząd. Przede wszystkim odpowiadam za budowę sztabu szkoleniowego – wybór pierwszego trenera i jego współpracowników, zarządzanie i nadzorowanie pracy całego sztabu, budowę kadry pierwszego zespołu, koordynowanie tej kadry i działań z nią związanych, a także ścisłą współpracę ze skautingiem oraz Akademią. Moja praca jest na co dzień rozliczana. Przez zarząd, kibiców, dziennikarzy.

Rząsa: Margines błędu w Lechu się wyczerpał

Drążę ten temat, bo jestem ciekaw, czy po takim sezonie pracuje się inaczej. Nie twierdzę, że rok temu mieliście w klubie eldorado, że robiliście transfery na podstawie rzutu monetą. Ale gdy teraz ta krytyka ze strony kibiców jest tak mocna, musi pan czuć, że to sezon typu „wóz albo przewóz”.

Powtórzę – margines błędu się wyczerpał. Mam absolutną świadomość tego, że muszę wykonać swoją robotę absolutnie najlepiej, jak to tylko możliwe. To samo tyczy się sztabu, skautingu, piłkarzy. Jakość tej drużyny jest duża. Nie chcę stawiać nikogo w gorszym świetle, ale przecież gdybyśmy odkurzyli przewidywania sprzed roku, to wielu ekspertów typowało nas do mistrzostwa. Te przewidywania z czegoś się brały – z oceny naszej kadry, która była bardzo mocna, zbudowaliśmy wówczas najdroższą drużynę w historii Lecha.

Piotr Rutkowski mówił nam na spotkaniu z dziennikarzami, że zimą pomyśleliście „wystarczy lekki tunning, dokręcić dwie śrubki i to wystarczy”. Dziś wiemy – to był błąd. Duży błąd. Pytanie jednak jest takie: gdzie ten błąd konkretnie był? W braku transferu napastnika? W wyborze trenera?

Co do napastnika, to na samym finiszu obozu w Turcji Mikael Ishak doznał urazu. Poczuł ból, był problem z żebrem. Ale diagnozy były takie, że Mika wkrótce do nas wróci. Ostatecznie, wbrew oczekiwaniom, pauza się przedłużyła. Natomiast nie mieliśmy wówczas przekonania do tego, że transfer napastnika jest nam potrzebny. Ale czy gdybyśmy mieli wtedy kogoś oprócz Filipa Szymczaka w ataku, to zdobylibyśmy mistrzostwo? Nie wiem, to wróżenie z fusów.

To co zawaliliście?

Nie byliśmy przygotowani na zmianę trenera. Podjęliśmy decyzję o zwolnieniu Johna van den Broma. I ta decyzja była słuszna. Natomiast nie mieliśmy wówczas gotowego trenera, który długofalowo mógłby przejąć Lecha. Tak jak teraz mamy Nielsa Frederiksena.

Ale przecież widzieliście jesienią, że to nie idzie w dobrą stronę.

Byliśmy w kontakcie z Maciejem Skorżą. Nadal jesteśmy, bo to świetny fachowiec i człowiek, który dał kibicom mnóstwo radości, świetnie się z nim współpracuje. Zakładaliśmy scenariusz, że prawdopodobnie od czerwca będziemy pracować z Maćkiem. I uznaliśmy, że na pół roku dajemy zespół trenerowi Mariuszowi Rumakowi.

Czyli nie mieliście nikogo poza potencjalnie Skorżą od lata i poza Rumakiem, który i tak był w klubie?

Mieliśmy kilku przygotowanych kandydatów, ale nie do wzięcia w grudniu, lub dostępnych do których nie byliśmy przekonani, gdy zwalnialiśmy van den Broma. To był błąd. Moja odpowiedzialność. Nie powinno tak być. Zawsze musimy mieć jednego, dwóch czy trzech dostępnych trenerów, których mamy dobrze zweryfikowanych, którzy spełniają nasze kryteria zatrudnienia i którzy są do wzięcia od zaraz. Mamy listę trenerów, którzy pasowaliby do naszego profilu i których cenimy. Natomiast oni w grudniu pracowali w innych klubach.

“Brak zastępcy van den Broma to mój błąd”

Piotr Rutkowski ujął to wtedy tak: „pytam w grudniu Tomka o to, kogo mamy. A Tomek mówi, że obecnie nikogo”.

I to był błąd, że nie byłem wówczas przygotowany na to, by przedstawić takiego kandydata lub kandydatów, do którego byłbym w 100 procentach przekonany. Nie uciekam od tego.

Wiosną podjęliście jednak współpracę z firmą zewnętrzną, która miała przedstawić wam pulę kandydatów do przejęcia Lecha od lata. Wiedzieliście już, że Maciej Skorża nie wróci do Poznania. Czy taka współpraca nie jest przyznaniem się do tego, że może po prostu klub nie potrafi szukać trenerów?

Nie zgodzę się. Wybraliśmy przecież wcześniej Macieja Skorżę i Johna van den Broma. Firma natomiast przedstawiła nam raport, w którym wiele nazwisk pokrywało się z nazwiskami, które my mieliśmy na naszej liście. To nas utwierdziło w przekonaniu, że potrafimy wytypować dobrych kandydatów do objęcia drużyny w klubie naszej marki i o naszym profilu i strategii. Natomiast dorzucili nam pewną pulę nazwisk, znali zapisy kontraktowe tych szkoleniowców, wiedzieli kto i kiedy może być dostępny. Nieco inaczej jest z Nielsem Frederiksenem, bo my nie mieliśmy go na swojej liście, a firma zwróciła nam uwagę na niego, że może pasować do profilu i naszej filozofii gry, jakiego poszukujemy. W dodatku dwóch trenerów, których firma nam zaproponowała i z którymi prowadziliśmy dość zaawansowane rozmowy, byli dostępni dopiero po grudniu. Zatem też nie braliśmy ich pod uwagę wtedy, gdy zwalnialiśmy Johna. Wtedy my o nich nie myśleliśmy, a wiosną pojawiła się taka opcja.

POLECAMY TAKŻE

Ciekawe jest też to, że ta firma nie daje wam po prostu nazwisk z adnotacją „ciekawy trener, sprawdźcie go sobie”. Dostaliście referencje, szczegółowe analizy.

Tak, to było bardzo cenne. Ale to też nie było tak, że przeczytaliśmy te raporty i wyłącznie na podstawie tych referencji podjęliśmy decyzję, by zatrudnić Nielsa. Ja sam rozmawiałem z sześcioma piłkarzami różnych szatni Nielsa i trzema-czterema trenerami, którzy znali się z Frederiksenem lub pracowali z nim. Do tego inni ludzie też rozpytywali o niego. Mieliśmy kompleksowe informacje na temat trenera przed podpisaniem umowy. Dodatkowo spotykaliśmy się samodzielnie z kandydatami i wiele razy rozmawialiśmy z Nielsem, zanim podpisaliśmy z nim umowę.

Przyjście Frederiksena przewróciło wam listy skautingowe do góry nogami? Bo pojawiły się takie plotki – że dokonujecie transferów późno, bo Frederiksen odrzucił kandydatów proponowanych przez skauting.

Opracowane przez nas profile piłkarskie były tożsame z tym, o czym myślał Niels. Ale każdy trener zwraca na coś innego uwagę, tutaj diabeł tkwi w szczegółach. Coś, co pasuje mu jeszcze mocniej do stylu gry. Każdy chce grać ofensywnie, dominować, kreować sytuacje chce wygrywać, ale są pewne niuanse, które są dla trenera arcyważne.

U Frederiksena są to parametry fizyczne?

Tak, zwłaszcza u graczy ofensywnych. Szybkość, zdolność do szybkiego zerwania się do biegu, atak wolnej przestrzeni, wejście na wolne pole, reakcja po stracie, dynamika w pressingu. To są te elementy, na które Frederiksen kładzie bardzo duży nacisk. Nie tylko wśród graczy, których pozyskaliśmy lub chcemy pozyskać, ale też u zawodników, których już mieliśmy w kadrze. To było widać już w tym meczu z Górnikiem. Gdy spojrzeliśmy, że przebiegliśmy 118 kilometrów…

Tak, ale sam pokonany dystans niewiele mówi. Bardziej liczą się sprinty, dystans pokonany w szybkim biegu.

I tutaj też było obiecująco, poprawiliśmy się w tych aspektach. To cieszy, bo takie cele sobie założyliśmy. Wyniki były dobre. Może nie bardzo dobre, ale jak na pierwszą kolejkę obiecujące. Mamy nakreślony kierunek na grę bezpośrednią, szybką. Gra w pionie, szukanie podań pomiędzy liniami przeciwnika, zdobywanie przestrzeni i wyjście za linię obrony. To było widać z Górnikiem.

Lech nie chce piłkarzy zbyt wolnych

Czyli Frederiksen nie wywrócił wam list skautingowych. Ale byli zawodnicy, co do których mieliście przekonanie na zasadzie „o, ten gość ma jakość piłkarską”, ale przyszedł Niels i powiedział „nie bierzemy go, jest za wolny”?

Takie odsiewanie zawodników niepasujących do naszych profilów zrobiliśmy już wcześniej na etapie skautingowym. Zresztą patrzyliśmy też na naszą kadrę i doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy dorzucić do niej więcej młodości, więcej szybkości, wigoru, zwinności. Nie chodzi o rewolucję, a ewolucję. O tym myśleliśmy, gdy zdecydowaliśmy się, że nie przedłużymy umowy z Arturem Sobiechem czy Barrym Douglasem. Podobnie przy rozwiązaniu umowy z Niką Kwekweskirim. Alan Czerwiński zawsze oddawał serducho, nigdy nie narzekał, ale nie jest już młodym i energicznym zawodnikiem. Być może jeszcze pożegnamy się z którymś ze starszych piłkarzy. Dorzuciliśmy za to chłopaków wracających z wypożyczeń, do tego Alex Douglas i Bryan Fiabema – to pokazuje, w jaką stronę chcemy iść pod kątem przemodelowania tej kadry. Każdy z nowych zawodników ma bardzo dobre parametry fizyczne.

Dzisiaj futbol tak wygląda, że najpierw musisz być atletą. Dopiero do tego musisz dołożyć jakość piłkarską.

Tak. Bo to nie jest tak, że my się obudziliśmy w czerwcu, że fajnie by było, gdyby piłkarz szybko biegał. Zawsze to było cenne. Teraz to po prostu u nas kluczowy czynnik. Jeśli mamy dzisiaj wątpliwości przy procesie rekrutacji co do parametrów fizycznych jakiegoś gracza, to go nie bierzemy. Wcześniej byśmy się zastanawiali – „może ciut za wolny, może nie będzie szybki jak rywal, ale obroni się techniką”. Dziś nie robimy tego i mocno się trzymamy tych założeń. Poza tym spójrz na to tak: jeśli masz na treningu 23 zawodników, którzy są bardzo szybcy, to trzech, którzy są nieco wolniejsi, będą musieli się podciągnąć poprzez trening. Wierzymy, że ta rywalizacja będzie podnosiła nasz poziom z tygodnia na tydzień. A początki już są obiecujące.

Fiabema i Douglas przeszli już przez ten filtr?

Tak. Fiabema był szkolony w dobrej akademii i ocena jego potencjału jest bardzo wysoka. Na jego pozycji grają Ishak i Szymczak, więc to też nie jest tak, że Bryan wchodzi z miejsca do wyjściowej jedenastki. Będzie miał czas na to, by wywalczyć swoje na boisku. Niech walczy. Chcemy, by się wdrażał.

Bardziej kupowaliście potencjał niż obecne umiejętności, rozumiem. A Douglas?

Duża szybkość. Umiejętność gry daleko od własnej bramki. Znamy jego mankamenty, ale widzimy, że on szybko się rozwija.

Oglądaliście go już w drugiej lidze czy dopiero po awansie?

Mieliśmy go w bazie przed awansem Vasteras, natomiast po tej wiośnie widzieliśmy, że nie pękł na wyższym poziomie. Parametry fizyczne się zgadzały, gra nam się podobała, więc zainwestowaliśmy. Ten pierwszy mecz potwierdził nasze obserwacje, ale spokojnie – to dopiero pierwsze spotkanie. I żebyśmy się dobrze zrozumieli: to nie tak, że zapatrzyliśmy się tylko na młodych piłkarzy i zapominamy o doświadczeniu. Przedłużyliśmy przecież umowę z naszym liderem Bartkiem Salamonem.

Tomasz Rząsa
Tomasz Rząsa – Lech Poznań (ZUMA Press / Alamy)

Douglasa rozpatrujecie pod kątem lewej lub prawej obrony? Bo w Vasteras grał też jako ten półlewy stoper w trójce.

Jest taka opcja w razie potrzeby, czyli kontuzji czy kartek, ale nie. Widzimy go w roli środkowego obrońcy. Alex grał na takiej pozycji, jak Maksymilian Pingot w Stali Mielec, ale wynikało to z tego, że Alex jest szybki, a na swojej stronie miał młodego piłkarza, więc w jego klubie chcieli zabezpieczać ten fragment boiska Douglasem.

Nie będzie nowego lewego obrońcy. Jakie są cele transferowe Lecha?

Kto zatem będzie obsadzał tę lewą obronę? Prezes Rutkowski deklarował, że chcecie pozyskać piłkarza na tę pozycję.

Mamy Eliasa Anderssona. Jest też Michał Gurgul. Trener Frederiksen uważnie mu się przyglądał w przygotowaniach i „Gurgi” dał radę. Pasuje do naszego profilu, ma dobre przyspieszenie i hamowanie, dobrze mu się dzięki temu gra w pojedynkach. Niestety doznał urazu na ostatnim sparingu, a pewnie mógłby zagrać z Górnikiem. Michał się obronił. Brakuje mu jeszcze takiego obycia w trzeciej strefie.

Czyli transferu lewego obrońcy nie będzie?

Nie będzie. Zostajemy przy tej konfiguracji – Andersson i Gurgul.

To w takim razie jak wyglądają te priorytety transferowe? Półtora miesiąca temu prezes Rutkowski mówił: napastnik, dwóch skrzydłowych, lewy obrońca, a dalej stoper, prawy obrońca, może ktoś do środka.

Odpadł nam cel na lewą obronę. Odszedł Alan Czerwiński, mieliśmy Filipa Borowskiego, ale uznaliśmy, że „Boro” potrzebuje jeszcze czasu. Podobnie Filip Wilak, więc obu postaramy się wypożyczyć. Zatem dziś chcemy sprowadzić prawego obrońcę i skrzydłowego.

Jednego skrzydłowego? A nie dwóch?

Zobaczymy.

To jest uzależnione od odejścia Kristoffera Velde?

Między innymi. Ale tutaj będziemy obserwować sytuację. Na skrzydle może zagrać też Fiabema, aczkolwiek raczej profilujemy go jako napastnika. Zatem nie chcę też za dużo obiecywać…

To konkretnie: prawy obrońca i dwóch skrzydłowych?

Prawy obrońca na pewno. A skrzydłowych chcielibyśmy dwóch i zobaczymy jak tutaj rozwinie się sytuacja.

Velde odejdzie dużo taniej niż mógł rok temu

Możecie teraz sprzedać dwóch piłkarzy za pokaźne pieniądze.

Gdyby poprzedni sezon był bardziej udany, to moglibyśmy ich sprzedać za lepsze pieniądze. Mówimy oczywiście o Marchwińskim i Velde, nie jest to żadna tajemnica. Gdybyśmy grali w pucharach i obaj prezentowali się wiosną tak, jak jesienią, to moglibyśmy zarobić więcej.

W przypadku Velde mówimy o kwocie niższej o 40-50 proc. niższej niż przed rokiem?

Tak.

Rok temu odrzuciliście ofertę Besiktasu z uwagi na to, że była rozłożona na raty?

Po pierwsze – ona nie była aż tak wysoka, jak pisało się w mediach. Poza tym chcieliśmy, by Velde pomógł nam sportowo. Jesienią tak było, bo przecież w wielu meczach dawał nam bardzo dużo.

Zimą z kolei oferta z Francji była totalnie niezadowalająca.

Nie rozpatrywaliśmy jej w ogóle. Chcieliśmy zagrać najmocniejszym składem o mistrzostwo. Teraz Kris ma zielone światło na opuszczenie Kolejorza i zapewne lada moment z tego skorzysta, bo mamy porozumienie.

Marchwińskiemu z kolei nie możecie w kółko powtarzać „są oferty, ale chcemy cię jeszcze zostawić w Lechu, usiądziemy do rozmów za rok”.

Filip jest gotowy. Wiele można nam zarzucić, czasem słusznie, czasem nie. Ale potrafimy wychowywać piłkarzy w akademii, wprowadzać ich do pierwszej drużyny, a później jeszcze bardziej rozwijać. Mamy na to wiele przykładów. „Marchewa” jest dziś gotowy do wyjazdu – sportowo, mentalnie. Źle byłoby go dalej trzymać w Poznaniu. W poprzednim sezonie udowodnił, że może wyrastać ponad ligę, zadebiutował w reprezentacji Polski. To jest chłopak, który po prostu musi wyjechać, by wykonać kolejny krok. Jesteśmy dogadani w jego przypadku z włoskim klubem, o czym już media informują, transfer to kwestia najbliższych godzin, bo Filip poleciał już na testy medyczne.

W przeszłości mogliście go sprzedać drożej niż sprzedacie teraz?

Mogło tak być. Chociaż nie… Na pewno było tak z Kubą Kamińskim, gdy przychodziły bardzo wysokie oferty, ale uznaliśmy, że nie jest gotowy. Nie chcę cię skłamać, musiałbym przeczesać teraz skrzynkę mailową. Filip miał różne momenty w Lechu, przecież za Maćka Skorży on nie grał prawie wcale, ale już za van den Broma rozwinął się błyskawicznie i zrobił ogromny postęp, dlatego dziś jest gotowy do podjęcia nowego wyzwania.

Wspomniał pan, że ograniczają was finanse. Piotr Rutkowski mówił nam, że nie będziecie się szczypać przy wydawaniu pieniędzy latem, ale wspomniał też, że za poprzedni sezon jesteście na minusie 19 mln złotych. Jak to zatem jest z tymi pieniędzmi na transfery?

Okienko transferowe nie jest dla nas zamknięte i na pewno jeszcze zrobimy transfery. I nie jest to też uzależnione od sprzedaży Filipa i Kristoffera, bo większość klubów w Europie płaci w ratach i te pieniądze będą do nas spływać w dłuższym wymiarze czasowym. Mamy przygotowany budżet transferowy i staramy się nim gospodarować.

Wydacie więcej czy mniej niż rok temu?

Mniej, to na pewno. Tutaj jednak sprawa jest prosta – rok temu płaciliśmy rekordowe odstępne za Alego Gholizadeha, płaciliśmy wysokie kwoty za podpis w przypadku innych piłkarzy… Wówczas nasza kadra była najdroższa w historii. Teraz pewnie będziemy mieli mniej kosztowną kadrę, bo skoro odmładzamy drużynę, to młodzi gracze na ogół zarabiają mniej. Dołączymy do kadry też zawodników z akademii, ale niech oni najpierw pierwsi się o tym dowiedzą.

Pewnie Frederiksen zwrócił uwagę na Kornela Lismana, który ma prawdopodobnie największy potencjał motoryczny.

Świetny chłopak, szkoda tylko urazu, który zabrał mu ostatnie miesiące. Ale jest coraz bliżej powrotu do grania, ma olbrzymi potencjał szybkościowy. Dobrze w okresie przygotowawczym wyglądał Wojciech Mońka, który był bliski występu w meczu z Górnikiem. Zatem ta młodzież dobrze rokuje, nie możemy o tym zapominać. Do tego Pingot, ale Antonio Milić wygląda naprawdę dobrze.

Co z nim zrobiliście? Widać, że – jak to było w „Misiu” – kilka kilogramów obywatela mniej.

Trener Frederiksen lubi intensywność, ciężką pracę, jest bardzo wymagający, ale też konsekwentny w tym co postanowi. Ta dyscyplina w szatni jest duża.

Nie można było tego zrobić wcześniej?

Powtórzę, że ważna tu była konsekwencja. Powiedzieć coś piłkarzowi to jedno. Pilnować tego i egzekwować. To już druga sprawa.

Tomasz Rząsa
Tomasz Rząsa – Lech Poznań (fot. PressFocus)

Jeśli chodzi o odejścia – rozwiązanie umowy z Kwekweskirim wynikało właśnie z tego, że zmieniacie profil piłkarzy w drużynie? Piłkarsko był bardzo dobry, ale fizycznie nie dawał rady. Może trzeba było poczekać na oferty?

Wiedzieliśmy, że mamy Kozubala i chcieliśmy zrobić dla niego miejsce w składzie. W GKS „Kozi” był czołowym piłkarzem, więc tutaj ten poziom się podniósł.

Na Alanie Czerwińskim zarobiliście? Bo pojawiły się plotki, że oddajecie go i jeszcze będziecie ponosić tego koszty.

Nie, to nieprawda. Trochę zarobiliśmy, natomiast tutaj sprawa była prosta – Alan dostał w Katowicach trzyletni kontrakt, dłuższy niż miał u nas, więc uznaliśmy, że tu każda strona będzie zadowolna. On zawsze oddawał serce Lechowi, był przygotowany zawsze na 200 proc. Znaleźliśmy dobre rozwiązanie dla każdej stron.

Co się dzieje z Filipem Dagerstalem? Kibice zapominają, że on w ogóle jest piłkarzem Lecha. W styczniu trener Rumak mówił mi, że za dwa-trzy tygodnie będzie do gry.

Cały czas ma problemy zdrowotne. Nie mogę wchodzić w szczegóły. Znamy jego jakość, ale Filip w zeszłym sezonie nie grał, a teraz nie zaczął z nami przygotowań. Z tego powodu sprowadziliśmy też Douglasa. Nie wiemy też, kiedy dokładnie Filip wróci…

Kwestia powrotu to miesiące czy tygodnie?

Trener Rumak mówił ci o tygodniach, a widzimy, co się wydarzyło, więc nie chcę nic deklarować. Sprawa nie jest prosta. Filip wracał już do zajęć, ale znów wypadał. Powiem tak: to może po prostu jeszcze potrwać.

Adriel Ba Loua zostaje w Lechu

Jak wygląda sytuacja Adriela Ba Louy?

Jest jednym ze skrzydłowych, który pasuje do profilu trenera Frederiksena. W okresie przygotowawczym niejednokrotnie rozwinął najwyższą prędkość w naszym zespole. Na pewno w oczach trenera zyskał przez ten czas. Dobrze przepracował ten okres, wytrzymał go i trener jest z niego zadowolony. Były kluby nim zainteresowane, ale mimo wszystko go trzymamy. Zagrał w pierwszym składzie i na dziś, zanim dokonaliśmy transferów, chcemy Adriela.

Czyli nie bierzecie pod uwagę jego sprzedaży?

Na dziś – nie. Dziś jest piłkarzem optymalnie przygotowanym i sztab widzi w nim zawodnika wyjściowej jedenastki.

Ma pan ultimatum od zarządu na to okienko czy na ten sezon?

Nie, nie było o tym mowy. Ale wspominałem już o tym, jak to widzi klub – miejsca na błędy nie ma. Ten margines się skończył po tak rozczarowującym sezonie.

Nie kusiło was, żeby wykonać kilka ruchów pod publiczkę? Ściągnąć dwa-trzy głośne nazwiska, uspokoić trochę nastroje wokół klubu. Dziś głosy są jasne: Lech po fatalnym sezonie liczy, że dorzuci trochę młodzieży i to wszystko ruszy.

Nie obraliśmy najłatwiejszej drogi. Chcemy, by ten zespół funkcjonował tu i teraz, ale i w następnych miesiącach i latach. Chcemy obniżyć średni wiek kadry przy zachowaniu stabilizacji kadrowej, mamy trzon drużyny i liderów, ale chcemy więcej młodości i energii. Natomiast oczywiście nie ma mowy o sezonie przejściowym, chcemy grać o trofea tu i teraz.

Ci kolejni piłkarze, którzy do was dołączą, też będą z tego klucza?

Tego chcemy. Nie chcemy szukać kompromisów przy transferach. Chcemy realizować transfery z tych profilów, które nakreśliliśmy.

To był powód, dla którego te transfery robicie tak późno? Być może najpóźniej w Ekstraklasie.

Tak. Wolimy sprowadzić zawodnika, co do którego mamy przekonanie, ale nawet w sierpniu, a nie kogoś „byle szybko, byle przed pierwszą kolejką, chociaż wahamy się, czy to właściwy piłkarz”. Powtórzę, że nie szukamy kompromisów.

Komentarze