Sezon wstydu polskich sędziów. Koszmarna liczba błędów

Tylko w tym sezonie Ekstraklasy mieliśmy pominięte zagranie piłki ręką przez bramkarza poza polem karnym, odgwizdany rzut karny po faulu zawodnika tej samej drużyny na koledze z zespołu czy odgwizdany faul w momencie strzelania gola. Liczba błędów i ich absurdalność jest uderzająca. Czy PZPN dostrzega w ogóle ten problem? Wygląda na to, że nie.

VAR w Ekstraklasie
Obserwuj nas w
Konrad Swierad / Alamy Stock Photo Na zdjęciu: VAR w Ekstraklasie
  • Kuriozalny błąd polskiego zespołu sędziowskiego w meczu Szwecji z Azerbejdżanem jest tylko wierzchołkiem góry lodowej
  • Trwa właśnie fatalna runda sędziów na poziomie Ekstraklasy – odgwizdywane są oczywiste symulki (Ameyaw), pomijane są oczywiste rzuty karne i nie zawsze arbitrów jest w stanie uratować VAR
  • Prezentujemy zestawienie najbardziej wstydliwych błędów sędziów z ostatnich miesięcy

Wstydliwy błąd sędziów w Lidze Narodów

W minionym tygodniu o polskich sędziach znów było głośno. Niestety – ponownie w negatywnym kontekście. W trakcie spotkania Ligi Narodów między Szwecją i Azerbejdżanem anulowali po wideoweryfikacji gola dla gospodarzy. Mecz prowadził Paweł Raczkowski, ale jego nie ma tutaj co winić, bo to koledzy z wozu VAR zaordynowali zmianę decyzji z boiska. A przy spalonych sędzia do monitora nie potwierdza, jest to sprawa poza interpretacją. Daniel Stefański i Paweł Malec stwierdzili, że w tej akcji Szwedów doszło do ofsajdu.

Problem polega na tym, że piłka w tej akcji nie była kierowana i nie trafiła do Isaka (oznaczonego na czerwono), a do Gyokeresa (oznaczony na niebiesko). Szwedzcy kibice byli oburzeni, eksperci łapali się za głowy, a sędziowie milczeli. Komunikatu od UEFA i PZPN do tej pory nie dostaliśmy, natomiast według wiedzy Rafała Rostkowskiego z TVP Sport obaj sędziowie VAR nie poprowadzą w tym roku już meczów w Ekstraklasie.

Tylko u nas

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Błąd w tej sytuacji jest absurdalny, nie da się racjonalnie wytłumaczyć tego, jak doświadczeni sędziowie mylą się w aż tak prostej sytuacji. Natomiast patrzymy na sprawę nieco szerzej i widzimy, że to po prostu potwierdzenie słabej formy wielu polskich arbitrów w ostatnich miesiącach. Pomijając już nawet wątki obyczajowe czy pozasportowe, bo przecież i o tym było głośno (chociażby sprawa kradzieży znaku drogowego przez arbitrów w Lublinie przed meczem Ligi Mistrzów – i to na dodatek w stanie upojenia alkoholowego). Ale sędziów najzwyczajniej w świecie nie broni to, co na boisku.

Ekstraklasowa lista wstydu

Warto zebrać w jednym miejscu błędy sędziów na poziomie Ekstraklasy, by unaocznić to, o jak słabej rundzie w ich wykonaniu mówimy. Oczywiście nie będziemy generalizować – to nie jest tak, że każdy polski arbiter nie nadaje się do swojej roboty. Mieliśmy spotkania prowadzone wzorowo: ot, chociażby niedawny hit Lech – Legia, gdzie Szymon Marciniak dostosował się do bardzo wysokiego poziomu tego starcia. Były też nieoczywiste, choć prawidłowe decyzje podejmowane bez udziału VAR (między innymi ta, gdy piłka po strzale Morishity w Warszawie o centymetry nie przekroczyła linii bramkowej i arbitrzy dojrzeli to na żywo).

Natomiast analiza wszystkich dotychczasowych kolejek pokazuje, że rażących błędów było naprawdę dużo. Zatem – żeby nie rozmyć tematu – przejdźmy do konkretów.

Symulka Ameyawa

Kolejna głośna sytuacja z ostatnich dni. Początek meczu Jagiellonii z Rakowem, Michael Ameyaw wykłada się jak długi w polu karnym gospodarzy, sędzia Przybył wskazuje na wapno.

Do padolino przyznał się już sam Ameyaw w wywiadzie na kanale FootTruck. Nie ma co tu wiele analizować: sędzia dał się nabrać, a przez awarię systemu VAR nie mógł nawet tego sprawdzić. Zresztą Tomasz Kwiatkowski, który był na wozie, przyznał przed kamerami Canal+, że to i tak… nie byłaby sytuacja do analizy, bo nie była czarno-biała. Ale fakty są takie, że sędzia nabrał się tutaj na symulkę reprezentanta Polski.

W tym samym meczu sędzia Przybył popełnił jeszcze jeden błąd. W doliczonym czasie gry nie odgwizdał rzutu karnego dla Jagiellonii po tym, jak Svarnas zatrzymał piłkę ręką na linii bramkowej.

Sędzia jest doskonale ustawiony. Ma sytuację jak na talerzu. A mimo to nie odgwizduje wapna! Na szczęście uratowali go tutaj koledzy z wozu VAR, ale wyobraźmy sobie sytuację, w której awaria systemu jak tak poważna, że i w tej sytuacji nie można skorzystać z wideoweryfikacji. Mielibyśmy zatem błąd na korzyść Rakowa na samym początku meczu (rzut karny po symulowaniu) i kolejny błąd w samej końcówce starcia na niekorzyść Jagi (brak rzutu karnego). Mówilibyśmy o absolutnie skrajnym wypaczeniu wyniku spotkania.

W tej samej kolejce mieliśmy też starcie Cracovii z GKS-em Katowice, gdzie błędy sędziego równie mocno wpłynęły na rezultat meczu. Najpierw sędzia odgwizdał rzut wolny typu widmo na Kowalczyku (nie było tu żadnego kontaktu, pomocnik GKS-u przeskoczył nad rywalem).

Po tym rzucie wolnym padł gol na katowiczan. A po tym pchnięciu Biedrzyckiego GKS miał akcję, która zakończyła się golem na 4:3 w ostatnich sekundach spotkania.

Tutaj pchnięcie jest wyraźne, Biedrzycki ledwo utrzymuje równowagę i pędzi później za piłką, do której jest spóźniony. Krótka sekwencja podań doprowadza do strzału, który kończy się golem. Sędzia nie zobaczył tego z boiska, sędziowie VAR nie interweniowali. O ile przy Kowalczyku wóz VAR był bezradny, o tyle tutaj mógł uratować kolegę z gwizdkiem.

Pozostajemy cały czas w 15. kolejce (tak, to wszystko błędy z jednego weekendu grania) i widzimy żółtą kartkę dla Berta Esselinka za… to, że jeden zawodnik Puszczy Niepołomice trafił drugiego gracza gości w twarz.

Tak, to się wydarzyło. Zawodnik Puszczy trafia Cholewiaka w szczękę, a kartkę dostaje Esselink. Nie jest to błąd sędziów, który wywraca nam mecz do góry nogami, natomiast kuriozalność tego zdarzenia zasługuje, by je tutaj umieścić.

Żółta kartka za przewinienie rywala, żółta za bycie podciętym

Zresztą żółte kartki z czapy wcale nie są czymś, co pojawiło się tylko przy okazji meczu Stali z Puszczą. Tutaj Michał Nalepa dostał żółtą kartkę (w konsekwencji czerwoną) za to, że… Lukas Podolski prawie zerwał z niego spodenki.

Kartka została anulowana przez Komisję Ligi, ale Zagłębie musiało sobie radzić w dziesiątkę, bo Nalepie rywal prawie zdjął spodenki. KL anulowała też żółtą kartkę dla Arnau Ortiza, który został napomniany podczas meczu Śląska z Widzewem. Za co został napomniany? Bo został sfaulowany w polu karnym łodzian.

Kastrati podłożył nogę Ortizowi, ten się o nią wywrócił, nie ma tutaj padolino. Najzwyklejszy karny na świecie, daleki od wyżej wspomnianej sytuacji między Ameyawem i Dieguezem, gdzie to napastnik szuka kontaktu z nogą obrońcy. Sędzia Arys jednak pokazał zawodnikowi Śląska kartkę za symulowanie. Komisja Ligi błąd ten naprawiła, ale rzutu karnego wrocławianom już oddać nie mogła.

I jeszcze jedna żółta kartka z kosmosu. Kamil Glik podczas spotkania z Koroną przyjmuje piłkę na klatkę piersiową i… ogląda za to kartonik. Próbuje wytłumaczyć sędziemu Myciowi, że naprawdę nie dotknął piłki ręką, ale ten jest nieugięty, a VAR nie może interweniować.

Tutaj też po piśmie od Cracovii żółta kartka dla Glika została anulowana przez Komisję Ligi.

Bezkarne stemple Jagiellonii Białystok

Dwukrotnie w tej rundzie mieliśmy też sytuację, gdzie bez reakcji sędziego głównego oraz VAR-owców pozostawały stemple obrońców Jagiellonii na stopach rywali. Głośno było o sytuacji, w której faulowany był Chodyna podczas meczu Legii z Jagą.

Pomocnik legionistów próbuje walczyć o piłkę, ale Polak przerysowuje mu stopę, kładzie korki gdzieś w okolicach pięty i wyłącza rywala z gry. Reakcja Szymona Marciniaka? Brak. A mówimy o kluczowej sytuacji dla losów spotkania w końcówce tego meczu.

Bardzo zbliżoną sytuację oglądaliśmy też w meczu Jagiellonii z Zagłębiem Lubin. Tam też stempel postawiony na stopie przeciwnika nie spotkał się z żadną reakcją arbitra. Kolejny klarowny rzut karny w walce o piłkę, kolejny milczący gwizdek arbitra.

Pozostając w temacie nieodgwizdanych, a dość oczywistych rzutów karnych, to wracamy do kolejki numer osiem. Kevin Komar nokautuje wręcz rywala z Piasta Gliwice, choć to przeciwnik zagrał pierwszy piłkę. Decyzja? Gramy dalej.

Mieliśmy już kilka kontrowersyjnych sytuacji przy wyjściu bramkarza do piąstkowania (mecz Korony z Motorem, atak Dziekońskiego), gdzie można mieć wątpliwości. Ale tutaj? Spóźniony bramkarz demoluje przeciwnika, który jako pierwszy jest przy piłce. Czego tutaj więcej potrzeba? Utraty przytomności faulowanego? Ataku korkami przez bramkarza? Wybitych zębów? Absurdalna decyzja o braku wskazania na wapno, brak reakcji VAR.

Kolejnych rzutów karnych brak

Mało niepodyktowanych rzutów karnych? Idźmy dalej – zaczynając od pierwszej kolejki, gdzie obrońca Motoru ładuje się w plecy Tudora, a później jeszcze podcina go nogami podczas własnego upadku. Nie ma tutaj mowy o grze bark w bark, bardziej mowa tu o grze barkiem w plecy przeciwnika. Brak rzutu karnego.

W tej samej kolejce Serafin próbuje chować ręce, ale następnie wykonuje ruch całym tułowie w kierunku piłki i blokuje ramieniem dośrodkowanie. Brak rzutu karnego dla Jagiellonii jest niewytłumaczalny, choć tutaj bardziej wina leży po stronie VAR, bo sędziemu trudno było dotrzec to zagranie ręką.

Idziemy dalej – brak rzutu karnego dla Zagłębia po zagraniu piłki ręką przez Tomasiewicza. Piłka oczekiwana, powiększenie obrysu ciała, jedynym usprawiedliwieniem są naturalnie ułożone ręce, ale jak wyżej wspomnieliśmy – w tej sytuacji piłka jest spodziewana przez pomocnika Piasta. Brak wapna. Znowu.

Rzutu karnego nie było też w starciu Motoru ze Stalą, gdy Getinger w sposób oczywisty popycha składającego się do strzału N’Diaye. Ten aż porfunął, bo został pchnięty przy niestabilnej pozycji, a Getinger w sposób oczywisty wpłynął na jakość oddanego uderzenia.

Zestaw kuriozalny – czy leci z nami pilot?

To już jest cała litania błędów, a przecież jeszcze nie kończymy. Teraz zestaw kuriozalny, czyli błędów spod znaku “co tu się w ogóle wydarzyło?”. Zaczynamy od pierwotnie podyktowanego rzutu karnego, który na całe szczęście odwołano po VAR. W meczu Rakowa z Zagłębiem goście dostali bowiem jedenastkę po faulu… jednego gracza Zagłębia na koledze z drużyny.

Wideoweryfikacja spadła z nieba sędziemu Malcowi, bo o tej sytuacji mówilibyśmy najpewniej tygodniami. Rzut karny po faulu kolegi z zespołu… Ludzie kochani.

Ale o sytuacji z Krakowa mówiliśmy długo nawet pomimo tego, że VAR był na meczu. A może nawet dzięki VAR-owi, bo to panowie z wozu zasugerowali tutaj podejście sędziego Raczkowskiego do monitora. Czerwona kartka dla Gurgula.

Sędzia asystent pokazuje spalonego, którego nie ma. Sędzia Raczkowski daje korzyść, która zostaje skonsumowana (Kosidis nie wykorzystuje sytuacji sam na sam z Mrozkiem), ale po VAR wraca do sytuacji i wyklucza Gurgula. Pomieszanie z poplątaniem. Nic dziwnego, że Komisja Ligi anulowała kartkę dla Gurgula.

A to jednak z absolutnie najdziwniejszych sytuacji tego sezonu. Szromnik wychodzi poza pole karnego i wyprzedza szarżującego na niego Kallmana. Piłkę odbija jednak ręką. Co dalej? Nie ma ani rzutu wolnego, ani czerwonej kartki za DOGSO dla bramkarza Górnika.

Jak można tu nie zareagować z boiska? Nawet jeśli sędzia puścił grę, to po wideoweryfikacji powinien do niej wrócić, bo przecież Szromnik zabrał Kallmanowi szansę bramkową. Absurdalna sytuacja.

Absurdem z podobnej półki była okazja z Gdańska. Lechia idzie z atakiem, Mena przewraca się w polu karnym, piłka trafia do Chłania, który strzela gola, ale ułamek sekundy wcześniej sędzia Sywestrzak gwiżdże. Na boisku konsternacja, arbiter od razu przeprasza zawodników Lechii i wskazuje na wapno. Senny dramat każdego sędziego, który nie wyczekał sytuacji i zagwizdał za wcześnie. Nie okradł Lechii z gola, bo rzut karny ostatecznie został zamieniony na gola, ale wątpliwości budzi fakt, czy Mena faktycznie był faulowany, czy tylko przeskoczył nad rywalem… Tak czy siak – Sylwestrzakowi zabrakło cierpliwości.

Kolejna sytuacja z cyklu “ale jak?”. Wyobraźcie sobie bowiem, że tutaj Diaby-Fadiga nie został żółtej kartki. Napomnienie jak z podręcznika, sędzia widzi wszystko jak na dłoni, ale kartki nie daje i tylko ostrzega napastnika Jagi. A byłaby to dla niego już druga żółta kartka. Korkami po kolanie – brak kartki… Irracjonalna zachowawczość sędziego Stefańskiego.

Z kolei w starciu Radomiaka z Legią legioniści dostali rzut karny za to, że Goncalves… trafił głową w rękę Jakubika.

Piłkarz Legii schodzi do parteru, przegrywa rywalizację z przeciwnikiem, ten ma naturalnie ułożone ręce, ale Goncalves próbuje gdzieś za plecami przejść naprzód i trafia głową w ramię przeciwnika. Za to dostaje nagrodę: rzut karny. Dzieje się to krótko po tym, gdy słyszymy, że UEFA nie chce miękkich rzutów karnych.

I na koniec gol uznany przez sędziów na boisku, ale po wideoryfikacji anulowany. N’Diaye trafia do siatki, ale sędziowie dopatrują się spalonego. Z kolei po analizie przeprowadzonej przez Canal+ wychodzi na to, że ofsajdu jednak nie było i bramka powinna zostać uznana.

Jest źle, a co dalej?

W przeszłości też zdarzały się słabsze okresy w polskim sędziowaniu, ale tak źle nie było od dawna. Kolegium Sędziów ma krótszą ławkę z uwagi na zawieszenia niektórych arbitrów, ale za “drobne przewinienia” nie może wysyłać każdego na ławkę kar, bo zaraz nie będzie komu prowadzić meczów. Wpadamy zatem w błędne koło, z którego trudno znaleźć wyjście. Pozytyw jest taki, że za moment kończy się runda, zatem przyjdzie czas na odpoczynek, reset i spojrzenie na cały ten galimatias z boku.

Jednak czy Tomasz Mikulski, szef Kolegium Sędziów PZPN, dostrzega problem? W ostatnim wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego” odniósł się do słów Adama Lyczmańskiego (ekspert Canal+), który wykazał, że takiego nagromadzenia błędów nie było od dawna.

Nie zgadzam się z tą opinią. Jest krzywdząca dla sędziów prowadzących mecze Ekstraklasy. Kolegium Sędziów PZPN analizuje kompleksowo wszystkie mecze, w oparciu o raporty obserwatorów stadionowych, obserwacje telewizyjne oraz samooceny sędziów. Do tego celu wykorzystujemy materiał TV i nagrania z wozu VAR dające pełniejszy obraz, przedstawiający komunikację w czasie meczu. Nasze zestawienia i rankingi sędziów różnią się znacząco od tych prezentowanych przez Adam Lyczmańskiego – mówił i dodawał: – Zawsze jest coś do poprawy. Zawsze może być lepiej. W każdej dziedzinie życia, a przede wszystkim w sporcie. A dziś sędziowanie to swojego rodzaju dyscyplina sportowa. Pracę VAR w Polsce, również mając porównanie z tym, jak ona wygląda w ligach europejskich, należy ocenić bardzo dobrze. Polscy sędziowie VAR należą do czołówki europejskiej. Sam fakt, że są regularnie nominowani przez UEFA na mecze najwyższej rangi świadczy o ich wyszkoleniu.

Być może zatem nie mylą się sędziowie, ale mylą się wszyscy dookoła w ocenie ich pracy…

Komentarze