Sebastian Madejski: Jako młodzieżowiec podjąłem kilka dziwnych decyzji [WYWIAD]

Sebastian Madejski
Obserwuj nas w
Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus Na zdjęciu: Sebastian Madejski

Sebastian Madejski przychodził do Cracovii jako czwarty golkiper. Powoli wspinał się po bramkarskiej hierarchii, choć – nie ukrywa – miał moment, że chciał odejść. Było to po likwidacji rezerw klubu. Ostatecznie został i wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Teraz jednak znów musi o nie walczyć, bo do Pasów dołączył Henrich Ravas. W rozmowie zabrakło pytania o Słowaka – wywiad odbył się bowiem, zanim pojawiły się plotki o transferze byłego zawodnika Widzewa.

  • Bramkarz Cracovii nie ukrywa, że popełnił kilka błędów na początku swojej kariery. – Podjąłem kilka dziwnych decyzji – mówi Sebastian Madejski.
  • Ważnym momentem kariery Sebastiana Madejskiego była współpraca z Arkadiuszem Onyszko w Motorze. Jak wspomina, współpraca z trenerem zmieniła go mentalnie.
  • Sebastian Madejski wspomina czasy, gdy występował w Olimpii Elbląg. – Miałem taką pensję, że ledwie wystarczało mi na jedzenie i mieszkanie – opowiada.

“Najlepszy okres nieco przespałem”

Jesteś w najlepszym jak do tej pory momencie swojej kariery. Po dobrym sezonie przygotowujesz się do następnych rozgrywek jako 1. bramkarz Cracovii.

Po pierwsze sam nie wiem, czy na pewno jestem jedynką. Jeszcze nie wiem na przykład, kto do nas dołączy. Jeszcze nie mam jasnej deklaracji ze strony trenera. Faktem jest jednak, że trochę się zmieniło, bo wcześniej to ja musiałem gonić chłopaków. A teraz ja jestem najstarszym bramkarzem w tej całej ekipie. Ta sytuacja sprawia, że wszystko jest nieco trudniejsze, ponieważ teraz muszę dawać przykład tym młodym chłopakom, dla których jest to pierwszy czy drugi obóz. Nie mówię oczywiście o Kubie Burku, bo on już pograł trochę w tej seniorskiej piłce.

Jak spojrzy się na twoja dotychczasową karierę, to można odnieść wrażenie, że jesteś trochę ofiarą przepisu o młodzieżowcu. Co prawda, ty też byłeś młodzieżowcem, ale nie udało ci się wtedy zaczepić w Ekstraklasie czy 1 lidze. A część klubów gra na bramce właśnie młodzieżowcami, by wypełnić limit minut.

Z perspektywy lat zawsze powtarzam, że nie wykorzystałem tego czasu, gdy byłem młodzieżowcem. Zabrakło osoby, która by po prostu spowodowała, żebym szybciej dojrzałbym sportowo. Dopiero w Motorze mi się to udało, 3-4 lata po zakończeniu wieku młodzieżowca. Można więc powiedzieć, że ten okres najlepszy dla siebie nieco przespałem. Ale może tak to miało się po prostu potoczyć. Generalnie jestem jednak zadowolony, że w końcu wszedłem na ten poziom, na którym jestem obecnie.

Okres wymazany z pamięci

Chodziło tylko o brak osoby, która mądrze pokierowałaby Twoją karierą? Czy może chodziło o jakieś błędne decyzje?

Jako młodzieżowiec podjąłem kilka dziwnych decyzji. Na przykład związałem się ze swoim pierwszym menedżerem. Po latach stwierdziłem, że było to całkowicie bezsensowne. Mogłem poczekać czy nawet skorzystać z pomocy kolegów z Podbeskidzia, którzy orientowali się w tematach kontraktów i transferów. Dziś już nawet nie pamiętam, jak ten menedżer się nazywał, całkowicie wymazałem z pamięci ten okres. Potem zmieniłem przedstawiciela. Jest nim Kamil Burzec i od tamtego momentu spokojniej patrzę na swoją karierę. Może ta ścieżka nie jest jakaś bardzo szybka, ale umówiliśmy się, że nie rzucamy się na jakieś gwałtowne, ryzykowne ruchy i szybkie pieniądze. Od zawsze powtarzam, że wolę iść do słabszego klubu, ale żeby grać, a nie zarabiać więcej i siedzieć na ławce.

Jak byłeś rezerwowym w Cracovii myślałeś o odejściu? Jeszcze po drodze klub zlikwidował rezerwy, w których grałeś.

Po likwidacji rezerw od razu zasygnalizowałem, że chciałbym odejść na wypożyczenie. Miałem dwie oferty z 1 ligi. Problem w tym, że również Adam Wilk myślał o wypożyczeniu. W klubie było 3 bramkarzy i tak naprawdę Cracovia całej trójki potrzebowała. Ani ja, ani Adam nie dostaliśmy ostatecznie wolnej ręki na transfer. Moja historia potoczyła się tak, że dobrze, iż nie odszedłem na wypożyczenie, bo ostatecznie na obozie wygrałem rywalizację o miejsce w bramce.

Jakie uczucia towarzyszyły ci likwidacji rezerw? To trochę, jakbyś stracił klub, jeśli myślimy o miejscu do grania.

Przy podejmowaniu decyzji o transferze do Cracovii jednym z ważnych czynników było to, że klub posiada rezerwy, w których mógłbym grać. Był to taki czas, że byłem po kontuzji, kolano miałem już zdrowe, ale głowa nie do końca to przyjmowała. W tych rezerwach chciałem odbudować się i łapać minuty. Po likwidacji od razu stwierdziłem, że trzeba szukać nowego klubu, bo czas leci, a chciałbym grać. Co prawda, w karierze nie miałem bardzo długiego okresu, podczas którego byłbym rezerwowym, ale gdy już siadam na ławce, to zaczynam myśleć o tym, że może trzeba zmienić klub na taki, gdzie będę pierwszym bramkarzem.

Latem otrzymałeś jakieś oferty transferowe?

Było zainteresowanie z dwóch polskich klubów, ale nie widzę sensu, by teraz odchodzić z Cracovii. Nawet nie rozmawiałem o tym z klubem. Czekamy na rozwój wydarzeń. Jestem pozytywnie nastawiony.

“Nigdzie nie muszę się spieszyć”

W wywiadzie dla „Weszło” wspominałeś, że do wielu rzeczy niewłaściwie podchodziłeś mentalnie. Czy teraz dużo pracujesz nad nastawieniem psychologicznym?

Wiele w moim życiu zmieniła praca z trenerem Arkadiuszem Onyszką w Motorze. Nigdy nie korzystałem z usług psychologa sportowego, a rozmowa z nim bardzo dużo mi dawała. Wpoił mi, że nigdzie nie muszę się spieszyć. To nie jest tak, że jak mi coś na wyjdzie na treningu, to mi to samo nie wyjdzie w meczu. Na rozgrzewce na przykład jakiś element wykonałem nie tak, jakbym to sobie wyobrażał. Musiałem przedłużyć rozgrzewkę i robić to dotąd, aż zrobię to zgodnie z moimi założeniami. Zmiana nastawienia zajęła mi sporo czasu. Obecnie w Cracovii trenerzy Marcin Cabaj i Maciej Palczewski również sporo ze mną rozmawiają, przekazują wiedzę, dają wskazówki. A ja, nie ukrywam, potrzebuję takich wskazówek od osób, które znają się na tym i obserwują mnie z boku, bo sam zbyt dużo analizuje.

Czytaj także: Marek Brzozowski: Skończyły się czasy krzyku [WYWIAD]

W jakim elemencie rzemiosła bramkarskiego poprawiłeś się już jako zawodnik Cracovii?

Moim zdaniem bardzo poprawiłem decyzyjność. Kiedy wyjść, kiedy zostać, jak się ustawić. Bardzo dużo o tym rozmawialiśmy. A to jest element, który bardzo u mnie szwankował. Na poziomie Ekstraklasy zawodnicy potrafią wykorzystać każde najmniejsze zawahanie i nie ma tu miejsca na tego typu błędy. Wierzę, że ta praca zaprocentuje jeszcze mocniej podczas nadchodzącego sezonu.

To też chyba kwestia pewności siebie na murawie?

Tak. Załóżmy, że na treningu coś robię źle, trenerzy to widzą, dają mi wskazówkę, co trzeba poprawić. Ja wykonuje ich zalecenia i widzę, że to działa. Wtedy automatycznie rośnie pewność siebie. To taki delikatny booster do dalszej pracy.

Wychodzenie ze strefy komfortu

Motor to klub, który dał ci dużo, ale z którym rozstałeś się w nie najlepszej atmosferze. Spotkanie z ekipą z Lublina będzie dla ciebie szczególne?

Mecze z klubami, w których grałem wcześniej, są przeze mnie traktowane normalnie. Nie nastawiam się jakoś szczególnie, aczkolwiek jest pewna różnica, bo znam chłopaków grających w tych drużynach. To będzie spotkanie z kategorii przyjemnych, bo Lublin to miasto, gdzie też się zadomowiłem, i które bardzo lubię.

Jakie cele sobie stawiasz?

Mam w głowie, że jeśli pojawi się dobra oferta z zagranicy, to czemu nie. Ja lubię wychodzić ze swojej strefy komfortu. Nie ma dla mnie problemu, żeby w jednym roku mieszkać w Lublinie, w drugim w Szczecinie, a w trzecim w Elblągu. To pokazuje, że nie mam problemów z adaptacją. Może żona jest nieco mniej chętna na takie zmiany, ale ona zawsze mnie wspiera, więc to dodaje mi pewności siebie, że mam kobietę, która pójdzie ze mną w ogień. Póki co jednak nastawiam się na to, żeby pokazać się z jak najlepszej strony w nadchodzącym sezonie. Udowodnić, że nieprzypadkowo dostałem szansę w Cracovii. Chciałbym znaleźć się w TOP5 bramkarzy Ekstraklasy.

Przeanalizować i odciąć się

Wspomniałeś o żonie. Czy interesuje się futbolem?

Głównie interesuje się meczami Cracovii, ale czasem ogląda też spotkania innych klubów. Lubi chodzić na stadion, ale bardzo się stresuje każdym moim występem. Ale jest to bardzo pozytywne, bo widać, że jej bardzo zależy i zawsze dodaje mi otuchy.

Przynosisz pracę do domu?

Staram się nie przynosić spraw piłkarskich do domu, bo wiem, że to potem psuje atmosferę. Jak coś na treningu czy meczu pójdzie nie po mojej myśli, to próbuję odciąć się od tego. Analizę robię dopiero następnego dnia na chłodno, a potem trzeba to zostawić za sobą i skupić się na kolejnym treningu i kolejnym meczu. Im więcej rozpamiętuje swoje błędy, tym gorzej potem gram.

Fizyczna liga

Śledzisz to, co się dzieje w twoich poprzednich klubach? Wisła Puławy wycofała się z rozgrywek II ligi, a Podbeskidzie, w którym uczyłeś się futbolowego fachu, spadło właśnie na trzeci poziom rozgrywkowy.

Śledzę to, co się tam dzieje. Mam w obu klubach znajomych. Szkoda, bo zarówno Wisła, jak i Podbeskidzie mają odpowiednie zaplecze do tego, by grać na wysokim poziomie. W Puławach niestety wycofał się główny sponsor, a problem Podbeskidzia, z tego, co wiem, leży w organizacji. Niektóre ruchy wręcz mnie zszokowały. Ale być może to, co się wydarzyło, pomoże zrozumieć błędy i Podbeskidzie wróci na wyższy poziom.

Sebastian Madejski w koszulce Olimpii Elbląg (fot. Piotr Matusewicz / PressFocus)

Awansować z II ligi będzie bardzo ciężko. Grałeś na tym poziomie, to wiesz, jak trudne są to rozgrywki.

To bardzo fizyczna liga. W Olimpii Elbląg mieliśmy bardzo rosłą drużynę, mocną fizycznie. Górowaliśmy pod tym względem nad przeciwnikami. Trener Adam Nocoń zbudował taki zespół, że bazując na tych atutach, mogliśmy walczyć w II lidze. W Elblągu moglibyśmy wykręcić dobry wynik, gdyby nas nie powyrzucali ze składu na sam koniec.

One-man-army

Jak wspominasz pracę z trenerem Noconiem?

Gdyby nie on, te wyniki, które zrobiliśmy, były nierealne. To osoba, która swoim zachowaniem, pewnością siebie, rygorem treningowym spowodowała, że dawaliśmy z siebie wszystko. Mimo że w tamtym czasie w klubie były ogromne problemy finansowe i organizacyjne. Czuliśmy, że musimy ostro trenować, bo robimy to dla siebie. Wiedzieliśmy, że pewnie zaraz wszyscy się rozjedziemy do innych klubów, ale w tamtym momencie robiliśmy, co mogliśmy. Gdy dowiedzieliśmy się o rozstaniu z trenerem, niektórzy zawodnicy uronili kilka łez. Trener również nie mógł nic mówić.

Te wszystkie problemy sprawiły, że mocno się scaliliśmy. Udźwignęliśmy to jednak w dużej mierze dzięki trenerowi Noconiowi, który był w Olimpii takim one-man-army.

Brakowało ci wtedy pieniędzy?

Z wypłatami był bardzo duży problem. W Olimpii na początek miałem taką pensję, że wystarczało mi jedynie na jedzenie i mieszkanie, ewentualnie na paliwo. To była wegetacja. Po pierwszej rundzie, w której sprawdziłem się, poprosiłem o podwyżkę. Nie miało to jednak aż tak dużo znaczenia, bo czy miałem pensję wyższą czy niższą, to i tak przychodziła z takim samym opóźnieniem. Nie poczułem za bardzo tej podwyżki. Ale robiliśmy w Olimpii, co się dało.

Spełnione marzenie

Podobno interesujesz się motoryzacją. Jaki jest zatem twój cel w tej dziedzinie?

Jeden cel już zrealizowałem. Kupiłem Jeepa Wranglera. Teraz stawiam sobie za cel Dodge’a Chargera 392.

Tylko jeździsz czy również mechanikujesz?

Również mechanika. Bez kłopotu wymienię filtr czy olej. Jeśli chodzi o większe naprawy, to szukam w poradnikach, jak rozwiązać problem, bo generalnie nie lubię oddawać swoich aut do naprawy komuś innemu. Staram się manualnie działać przy każdym ze swoich aut.

Komentarze