Rafał Ulatowski: Chcę się sprawdzić w trudnych warunkach [WYWIAD]

Rafał Ulatowski po ponad 5 latach wrócił do prowadzenia pierwszej drużyny. Jak sam przyznaje, propozycja z Resovii sprawiła mu wielką radość, mimo iż przychodzi mu pracować w zdecydowanie mniej komfortowych warunkach niż to było w Lechu. – Przyszedłem tutaj z entuzjazmem, z chęcią sprawdzenia się w trudnych warunkach – mówi.

Rafał Ulatowski
Obserwuj nas w
Fot. Resovia Na zdjęciu: Rafał Ulatowski
  • Rafał Ulatowski ostatnie 7 lat spędził w Lechu Poznań, pracując w akademii i prowadząc II drużynę Kolejorza. Odszedł stamtąd w lipcu 2023 roku. W grudniu przyjął propozycje trenowania pierwszoligowej Resovii.
  • Pracę w Lechu Ulatowski łączył z obowiązkami komentatora sportowego.
  • – Gdybym się zastanawiał długo i odrzucił ofertę Resovii, to nie wiem czy szybko pojawiłaby się jakaś kolejna. Mam dużo do wygrania. Jestem trenerem, to jest mój zawód, to jest moja pasja, to jest moje życie – mówi Rafał Ulatowski.

Powrót do prowadzenia I drużyny

Co Pana przekonało do projektu Resovii? Sytuacja w tabeli nie jest co prawda tragiczna, ale jest dość trudna. Poza tym klub nie należy do pierwszoligowych krezusów.

Przede wszystkim chęć powrotu do piłki. Po odejściu w lipcu z Lecha współpracowałem z telewizją, ale miałem w sobie głód pracy trenerskiej, głód rozwijania zawodników.

Nie ukrywam że propozycja z Rzeszowa przede wszystkim bardzo mocno mnie zaskoczyła, bo nie spodziewałem się, że prezes Bartnicki dzwoni z ofertą współpracy. Początkowo myślałem, że kontaktuje się ze mną, tak jak to często wcześniej robił, z prośbą o pomoc w ocenie zawodników, którzy mieliby trafić na wypożyczenie do Resovii, być może z akademii Lecha. Dwa razy rozmawialiśmy o tym, na co mogę liczyć. Wreszcie stwierdziłem, że jest to bardzo dobre miejsce, do tego żeby wrócić do pracy z pierwszą drużyną.

Długo się nie zastanawiałem. Mało tego, po raz pierwszy nie zasięgałem opinii innych. Nie dzwoniłem też do Mirka Hajdy [poprzedniego trenera Resovii – red.], z którym mam dobre relacje. Chcę też podkreślić, że rozmowa z prezesem Bartnickim odbyła się po zwolnieniu trenera Hajdy. Nie było tak, że czekałem na jego miejsce.

Nie jest to za duże ryzyko? W trakcie przerwy zimowej wiele nie da się zmienić, klub nie należy do bogatych, a jeśli nie udałoby się utrzymać w I lidze, to spadek zostanie zapisany na Pana konto.

Zawód trenera to jest zawód ryzyka i to bardzo dużego. Jestem dojrzałym człowiekiem, mam 50 lat, wiele przeżyłem, zarówno dobrych, jak i gorszych momentów. W związku z tym nic nie jest w stanie mnie ani złamać, ani przestraszyć, ani poddać wątpliwość to, co robię. Przyszedłem tutaj z entuzjazmem, z chęcią sprawdzenia się w trudnych warunkach. Nie ukrywajmy, że przez 7 lat pracy w akademii Lecha Poznań czy w ogóle w Lechu warunki miałem znakomite. To jest top europejski, jeśli chodzi o infrastrukturę, o procesy zarządzania ludźmi, o środowisko rozwoju. A przychodzę teraz do warunków raczej skromnych, nie tylko jeśli chodzi o pierwszą drużynę.

Nie ukrywam, że przez jakiś czas zastanawiałem się, czy bardziej skupić się na rozwijaniu młodzieży w akademiach, czy bardziej oddać się współpracy z TVP, gdzie też jest wspaniały zespół ludzi. Obsługiwałem fajne mecze reprezentacji, Ligi Konferencji, Ligi Europy, mecze młodzieżowego mundialu. Bardzo dobrze się tam czułem, natomiast jest coś takiego jak zew krwi czy taki gen, który się czasami uaktywnia. Chodzi o gen powrotu do rywalizacji i środowiska, chęć przeżycia znów takich nieprzespanych nocy poświęconych na analizę. Jak powiedziałem, cieszę się z tego, że mam możliwość powrotu do pracy w piłce seniorskiej.

“Zawsze byłem trenerem”

Trochę uprzedził Pan moje następne pytanie. Zastanawiałem się, jak bardzo rozważał Pan opcję poświęcenia się pracy w TV. Albo czy nie było chęci dłuższej przerwy od trenerki?

Nie. Gdybym się zastanawiał długo i odrzucił ofertę Resovii, to nie wiem czy szybko pojawiłaby się jakaś kolejna. Mam dużo do wygrania. Jestem trenerem, to jest mój zawód, to jest moja pasja, to jest moje życie. Zawsze byłem trenerem. Będąc nawet na stanowiskach zarządczych w akademii Lecha Poznań, codziennie byłem na boisku na treningu, bo odpowiadałem za rozwój indywidualny zawodników. Doświadczenie czy kompetencje, jakie nabyłem, dają mi możliwość dzisiaj pracy również z seniorami w Resovii. I tutaj staram się czasem wplatać w nasze treningi grupowe zajęcia o charakterze indywidualnym. Zwracam uwagę na poprawne wykonanie podania, przyjęcie piłki i tak dalej. Wydawać by się mogło, że jest to abecadło, ale myślę że wszyscy zawodnicy mają tutaj jeszcze dużo do zrobienia, żeby poprawić swoje umiejętności. I to też taka moja misja w Rzeszowie – by każdy piłkarz po zakończeniu naszej współpracy, ile by ona nie trwała, mógł powiedzieć, że przy mnie się rozwinął, że jest lepszym piłkarzem, lepszym człowiekiem.

Wspominał Pan w wywiadzie dla Weszło, że ani nikt Pana z Lecha nie wypychał, ani sam Pan stamtąd nie uciekał. Po prostu nadszedł moment, że poczuł Pan, iż trzeba coś zmienić. Kiedy to nastąpiło?

Kiedy zmieniła się trochę struktura zarządzania akademią. Od tamtej pory moja rola polegała już, na czym innym niż do tej pory. Wtedy uznałem że to jest dobry moment, by w dobrej atmosferze grzecznie sobie podziękować. Zazwyczaj tylko pięknie mówimy o momentach, w jakich powinny obie strony się rozstać, ale my rzeczywiście w dobrym stylu zakończyliśmy współpracę. Mieliśmy nawet uroczystą kolację pożegnalną z właścicielem i współpracownikami. Naprawdę życzę każdemu, kto skądś odchodzi, by miał możliwość takiego pożegnania. Ale nie ukrywam, że przez jakiś czas tęsknota za Lechem była bardzo duża. To jest wyjątkowe miejsce, bardzo dobrze zorganizowany klub, bardzo sprawnie funkcjonująca akademia, która co sezon wypuszcza topowych młodych piłkarzy do pierwszego zespołu.

Rafał Ulatowski. Zdjęcie z maja 2018 roku (fot. Pressfocus)

Samodoskonalenie w Lechu

Jest jakiś zawodnik, któremu pomógł Pan się rozwinąć w akademii, a dziś patrzy Pan na niego z poczuciem szczególnie dobrze wykonanej roboty?

Nie będę sobie przypisywał żadnych nazwisk. Raziło mnie to zawsze, jak ktoś, kto nie pracował już w Lechu, mówił, że to on wychował danego zawodnika. Dla mnie to nie ma sensu. Byłem częścią Lecha i każdy może sprawdzić, kto wtedy wyszedł z akademii do pierwszego zespołu.

Z perspektywy tych 7 lat w Lechu, ma Pan taką rzecz, którą by Pan zmienił, gdyby dało się cofnąć czas?

Nie. Lech jest środowiskiem, które napędza się przez chęć rozwoju poszczególnych ludzi. Wszyscy muszą chcieć się rozwijać, bo samodoskonalenie się jest wartością w Lechu. Staram się to przeszczepić w swoim nowym miejscu pracy, żeby zawodnicy nie traktowali treningu jako czegoś, co tylko trzeba odbębnić, a potem czym prędzej jechać do domu.

“Nie brakuje mi entuzjazmu”

Nie da się przenieść Lecha do Resovii, ale da się przenieść pewne elementy z jednego klubu do drugiego. Coś takiego już się Panu w Rzeszowie udało?

Tak, indywidualne podejście do każdego zawodnika. Każdy piłkarz jest jednostką, którą można rozwinąć. Nie traktuję Resovii tylko jako zespół, ale także jako sumę pojedynczych cech zawodników.  Ten ma do poprawienia aspekt techniczny, ten motoryczny, ten może powinien być silniejszy mentalnie. I cieszę się, że tutaj jestem, bo spotkałem tu zawodników, którzy chcą się rozwijać. Trenujemy, rozmawiamy, szukamy rozwiązań, które mają nam pomóc utrzymać się w lidze. Z pewnością nie brakuje mi entuzjazmu, cieszę się na każdy dzień, na każdy trening, mimo śniegu i mrozu.

Rafał Ulatowski objął Resovię w grudniu 2023 roku (fot. Resovia)

Jest Pan też komentatorem. Ten zawód, tak jak zawód trenera, jest narażony na sporą krytykę. Bolą Pana negatywne wypowiedzi o Pana warsztacie komentatorskim?

Staram się nie śledzić informacji na swój temat, bo gdybym to robił to bym zwariował i nie byłbym sobą tylko starałbym się przypodobać jednej grupie ludzi. Zresztą jeszcze się taki nie narodził, który by wszystkim dogodził. Skupiam się na rzetelnej pracy, na tym na co mam wpływ, czyli na dobrym przygotowaniu do meczów, na obserwacji kilku spotkań danego zespołu. Staram się znać wszystkich piłkarzy, wiedzieć o nich jak najwięcej, o tym jak trenerzy prowadzą zespoły, jak pracowali wcześniej. To było moje przygotowanie do każdego meczu obojętnie czy to była druga liga polska czy finał Mistrzostw Świata U-17. Opinia pana x czy pana y nie jest dla mnie żadnym wyznacznikiem, dopóki tej opinii nie wygłasza ktoś, kogo zdanie bardzo cenię, szanuje czyli np. mój przełożony czy osoba, o której wiem, że robi to w dobrej wierze. Te opinie chętnie przyjmuję. Natomiast to, że ktoś w internecie dzisiaj napisze że jestem taki czy inny, to po prostu… w wolnych mediach można sobie pisać, co się chce. Bardzo często nawet pod jakimś nickiem, nie pokazując swojej tożsamości.

Nie żyje Pan social mediami?

Nie czytam tego i jestem spokojniejszy, zdrowszy. Natomiast przeglądam portal X czy inne, bo można tam też znaleźć np. materiały szkoleniowe. Można zobaczyć na przykład, jak inni pracują. A wracając do mnie, bardzo nie lubię słuchać siebie czy oglądać albo czytać wywiadów ze sobą.

Mecz to także okazja do spotkań

Przygotowanie do komentowania meczu Chelsea jest łatwiejsze od przygotowania do meczu polskiej II ligi?

Jest platforma WP Pilot, płaci się abonament i jest dostęp do wszystkich meczów II ligi. Są portale typu 90minut.pl, gdzie mogę znaleźć dużo danych statystycznych, są strony internetowe klubów. I dodam, że oglądam całe mecze, nie same skróty. Mój charakter nie pozwoliłby mi pojechać na mecz, będąc nieprzygotowanym.

Jest taki mecz, który Pan skomentował i szczególnie pan go wspomina?

Chyba nie. Natomiast podczas Mistrzostw Świata 2014 byłem przez 45 dni w Brazylii z Jackiem Laskowskim. Skomentowaliśmy wspaniałe mecze, począwszy do spotkania otwarcia, a skończywszy na starciu o III miejsce. Fenomenalne uczucie. Ale tak naprawdę każdy mecz, który mogłem skomentować, był dla mnie pięknym doświadczeniem. Bo to nie tylko opowiadanie o tym, co dzieje się na boisku. To także spotkania. Nawet starcie Raduni Stężyca z KKS-em Kalisz było dla mnie okazją do fajnych rozmów, spotkania ludzi, których dawno nie widziałem czy wymiany doświadczeń.

“Dałbym sobie ręce uciąć”

Komentował Pan Mistrzostwa Świata U-17. Nie wyszedł nam ten turniej ani pod względem piłkarskim, ani wychowawczym.

Cała otoczka, ta afera z czterema zawodnikami usuniętymi z drużyny… To bardzo mocno zachwiało przygotowaniami i atmosferą. Mieliśmy mniej graczy do zmian, trener pewnie inaczej planował rozłożenie sił zawodników, były bardzo trudne warunki klimatyczne. Także rywale byli zdecydowanie silniejsi fizycznie do nas. Chcieliśmy narzucać swój styl gry, ale przeciwnicy na to nie pozwolili. Jestem jednak daleki od dramatyzowania. Dawno nie było nas na mundialu U-17. Teraz mamy cenne doświadczenia, wiemy, jak się przygotować do takiej imprezy. To dla nas lekcja.

A decyzja trenera Włodarskiego o usunięciu czterech graczy? Może należało to załatwić po cichu?

Dziś nie miałbym dwóch rąk. Nie znam Janka Łabędzkiego, ani Filipa Rózgi, ale dałbym sobie ręce uciąć za Oskara Tomczyka i Filipa Wolskiego, bo przecież miałem okazję ich prowadzić w Akademii Lecha. Aż nie mogłem w to uwierzyć. Grzechy młodości.

Selekcjoner Włodarski pewnie liczył na to, że będzie można powołać zawodników w ich miejsce. Stało się inaczej. Jednak z wychowawczego punktu widzenia, postąpił dobrze. Można się zastanawiać, czy nie lepiej było zostawić tych zawodników. Ale nie mamy pewności, czy potem nie postąpiliby tak samo. Popieram decyzję trenera w tej sprawie.

Życie wypełnione futbolem

Po odejściu z Lecha, a przed przyjęciem oferty Resovii minęło kilka miesięcy. Trochę czasu wypełniły obowiązki komentatorskie, ale co poza tym? To był czas odpoczynku od futbolu?

Nie. Ja żyję piłką. Dziś można niemal codziennie obejrzeć mecz. Poza tym czytałem, analizowałem, poświęcałem czas, by przygotować się do spotkań, które miałem skomentować. Być może jest to moja wada, że zawsze muszę być jak najlepiej przygotowany, bo gdy tak nie jest, to źle z tym po prostu czuję. Moje życie jest wypełnione futbolem. Wieczory spędzam z Ligą Mistrzów, Ligą Konferencji, ligą krajową, Pucharem Anglii, Pucharem Ligi Angielskiej. Nawet dzisiaj o 21:00 będę oglądał Chelsea z Middlesbrough. Mimo tego, że przez cały dzień miałem dużo pracy, trening, spotkania, to wieczorem usiądę i obejrzę. Jestem ze swojego życia w Rzeszowie zadowolony.

Nie męczy Pana oglądanie codzienne meczów? Czasami przychodzi zmęczenie piłką.

Nie, bo ja patrzę na spotkania inaczej niż większość ludzi. Patrzę na ustawienia, jak reagują zawodnicy, jak łapią na spalonego, jakie decyzje podejmują trenerzy itd. Nie jest też tak, że ja codziennie oglądam po 3-4 mecze. Załóżmy, że wiedziałem, iż za tydzień będę komentował Puchar Hiszpanii. I wtedy jednego dnia oglądałem jeden zespół, kolejnego dnia drugi. Czasem, jak jest brzydka pogoda na dworze i nie mam innych obowiązków, to zdarza mi się zobaczyć 3 mecze jednego dnia. A ten jeden mecz wieczorem jest, powiedzmy, ukoronowaniem całego dnia.

Jest coś, co odciąga Pana od futbolu?

Nie i nie szukam. Nie majsterkuję, nie łowię ryb, nie morsuję. Ktoś lubi seriale, a ja kocham piłkę. Czuję się z tym bardzo dobrze. Może niektórzy pomyślą, że jestem monotematyczny, ale naprawdę moje życie kręci się wokół futbolu. Czuję się z tym bardzo dobrze i nie zamierzam tego zmieniać.

Akademia i rezerwy

Wróćmy do Resovii. Ma Pan doświadczenie w prowadzeniu akademii, a Resovia, jak kiedyś wspominał prezes Bartnicki, zamierza stawiać na młodych. Jest chociażby Gracjan Czapniewski powoływany do reprezentacji Polski U-16. W Pana obowiązkach jest nadzorowanie szkolenia w klubie?

Nadzorowanie to wzięcie odpowiedzialności. Nie będę nadzorował tylko współpracował z dyrektorem akademii Dariuszem Jęczkowskim. I ta współpraca układa się bardzo dobrze. Wspomniał pan o Gracjanie Czapniewskim, ale są jeszcze między innymi Lucio Ceci, Mikołaj Modrzejewski, Mikołaj Marciniec, Mateusz Bielenda czy Dima Pirnach. Lubię stawiać na młodych zawodników, chcę ich rozwijać. Jestem otwarty na akademię. Lech mnie tego nauczył.

A na rezerwy?

Rezerwy to bezpośrednie zaplecze pierwszego zespołu i uważam, że każdy szanujący się zespół powinien mieć taką drużynę. Wyróżniający się juniorzy powinni grać jak najszybciej w piłce seniorskiej. Wiek 15 czy 16 lat to idealny moment na to. Ci młodzi zawodnicy, który trenują z pierwszym zespołem, a nie są przewidziani do kadry meczowej, muszą mieć możliwość rywalizacji z seniorami w weekend. Grając przeciwko rówieśnikom, nie rozwiną się tak szybko, jak mierząc się z dorosłymi. Brak rezerw jest dla mnie nie do pomyślenia.

Skoro jesteśmy przy temacie młodych zawodników, to jestem ciekaw, co Pan sądzi o przepisach dotyczących gry młodzieżowców zarówno w Ekstraklasie, jak i I lidze.

Dziś za młodzieżowca uważamy gracza 21-letniego. Co to za młodzieżowiec! Ten przepis powinien zostać, by kluby widziały sens inwestycji w akademie, rozwijania zawodników, ściągania do siebie młodych zawodników z mniejszych ośrodków, gdzie nie ma drużyn seniorskich. I chodzi tu nie tylko o kontekst piłkarski, ale i o odciągniecie młodych ludzi od świata cyfrowego, od smartfonów, tabletów. Jeśli chcemy mieć mocne reprezentacje, piłkarzy zdolnych do rywalizacji międzynarodowej, musimy tworzyć akademie.

Pech? Ciąg wydarzeń na boisku!

Początek pracy w Resovii był dla Pana trudny. Pechowo przegraliście ze Zniczem. Potrafiliście jednak pozytywnie zareagować, bo potem pokonaliście bardzo nieprzyjemnego przeciwnika, jakim jest Odra Opole.

Teoretycznie można się podłamać, ale zadaniem trenera nie jest denerwować się na porażkę w pierwszym meczu. Ten mecz, mając do dyspozycji jeszcze 17 meczów, nie przekreśla sezonu. Natomiast przegranej ze Zniczem nie nazywam pechową, bo doprowadził do niej ciąg wydarzeń na boisku. Dostaliśmy czerwoną kartkę, potem nie przytrzymaliśmy piłki, nie zaatakowaliśmy Grudzińskiego, gdy wstrzeliwał piłkę w pole karne, wreszcie źle zachowaliśmy się w kryciu jeden na jednego. Ale cieszy fakt, że potrafiliśmy zareagować i pokonaliśmy Odrę.

Jesteśmy w gorącym okresie transferowym. Resovia też poszukuje nowych zawodników. Jak ważną rolę w tych poszukiwaniach pełni wideoskauting?

Takie narzędzia jak WyScout są pomocnym kryterium do oceny zawodnika, którego chcemy pozyskać. Ale oczywiście nie sugerujemy się tylko tymi danymi. Załóżmy, że szukamy gracza na daną pozycję. Menedżer przesyła nam kompilacje zagrań takiego piłkarza. Potem znajdujemy go na WyScoucie i tam możemy lepiej zapoznać się z cechami. 

Istotny jest też biały wywiad. Staramy się więc najpierw pozyskać informacje od osób, które znają danego zawodnika. Jeśli przejdzie pozytywnie weryfikację, to przeprowadzamy rozmowę z samym zawodnikiem. A na końcu pozostaje porozumieć się w kwestii warunków kontraktu.

W tym okienku transferowym będziemy bardzo skrupulatni. Przed sezonem pozyskaliśmy 11 piłkarzy. To jest bardzo duża liczba, trzeba czasu, żeby się wkomponowali w środowisko. To trochę odzwierciedla miejsce w tabeli, jakie zajmuje Resovia.

Podstawa to zrozumienie z piłkarzem

Celujecie bardziej w zagranicznych piłkarzy czy polskich?

Dla mnie najistotniejsze jest to, żebym mógł się z danym piłkarzem porozumieć. Jeśli jest to zawodnik z zagranicy, to musi znać język angielski. Nie chcę kontaktować się z zawodnikiem przez tłumacza.

Na jakie pozycje poszukujecie zawodników?

Przede wszystkim potrzebujemy środkowego obrońcy i napastnika.

A tymczasem opuścić Was może jeden z najważniejszych graczy, czyli Rafał Mikulec.

Przygotowujemy się na jego ewentualne odejście. Ale póki co Rafał trenuje z nami. Monitorujemy potencjalnych kandydatów, lecz na razie bez konkretnych rozmów, bo zawodnik wciąż jest zawodnikiem Resovii.

Życie wciąż potrafi zaskakiwać

Mówił Pan, że jeszcze 25 lat kariery przed Panem. Stawia Pan sobie jakieś konkretne cele?

Czuję się mężczyzną bardzo dojrzałym. Mimo to życie wciąż potrafi mnie zaskakiwać. Na tę chwilę bardzo cieszę się, że mam możliwość znów pracy z pierwszą drużyną. Czy wrócę na dłużej? Pokaże moja praca w Resovii. Na wiele rzeczy nie mam wpływu, więc skupiam się na tym, na co mam wpływ. Mogę dać zespołowi swoją wiedzę, charyzmę, poświęcenie.

Modne w środowisku rozwojowym jest pisanie listów o tym, kim chce być za rok czy kilka lat. Może to być metoda skuteczna, ale nie wiem, czy sprawdziłaby się na polu sportowym.

Komentarze