- Polska przegrała ze Szkocją 1:2 i spadła z Dywizji A Ligi Narodów
- Wynik jest fatalny, ale brak refleksji ze strony trenera też nie napawa optymizmem
- Póki co piłkarze wierzą w te same ideały, co Michał Probierz. Pytanie, czy słusznie
Grajmy na siedmiu ofensywnych pomocników, skoro balans niepotrzebny
OK, tak naprawdę rozumiem, o co chodzi Zielińskiemu, bo też pamiętam go po mundialu w Katarze. Do tej pory raczej schowany za podwójną gardą, wtedy – nie tyle po porażce z Francją, co po wypełźniętym w paskudnym stylu awansie dającym możliwość zagrania z tym rywalem, wyszedł do dziennikarzy i zaczął tyradę sprowadzającą się do prostego wniosku: tak się nie da grać w piłkę. Przyzwyczajony do innych standardów czekał, aż przyjdzie ktoś, kto powie, że futbol ma sprawiać radość. Doczekał się tego u Michała Probierza, który uznał, że skoro Zieliński największą frajdę ma z piłką przy nodze, to trzeba mu tę piłkę dać. Od kilku miesięcy Zieliński ma więc okazję w znacznie większym stopniu robić to, do czego przyzwyczaił się w klubach. Z jedną podstawową różnicą:
Bo właśnie – piłka to nie tylko granie do przodu, ale też bronienie. Jeśli chcemy mówić o dobrej piłce, powinna nastąpić wyraźna korelacja tych zagadnień. Gdyby postępem miało być tylko to, co prezentuje się z przodu (bo przecież wszyscy widzimy, że wygląda to lepiej niż u Santosa czy Michniewicza), powinniśmy wychodzić na kolejne mecze siedmioma ofensywnymi pomocnikami i dwoma napastnikami, po czym zachwycać się, że w meczu przegranym 2:7 stworzyliśmy dwanaście bramkowych okazji. Możemy mówić, że to hiperbola, ale czy na pewno jesteśmy pewni, że narracja po takim zdarzeniu uciekłaby w stronę autorefleksji?
Jaki my dziś mamy znak, że ta droga, z której – jak to mówi selekcjoner za każdym możliwym razem – nie zamierza zejść, jest drogą właściwą? To, że w każdym meczu zdarzają się momenty efektownej gry? One nie są zawieszone w próżni, a poprzecinane bramkami traconymi na taką skalę, której żaden zdrowy umysł nie mógł zakładać. Jeśli tracimy je po indywidualnych błędach, słyszymy od Probierza, że to nie wina systemu. Jeśli przez system, to okazuje się, że winny jest brak doświadczenia. Jeśli cokolwiek złego nam się zdarza, zawsze znajdzie się wymówka. Bo kontuzje, bo zmęczenie, bo piłkarze mało grają w klubach. Od rozpoczęcia Euro przegraliśmy sześć na dziewięć meczów, wygraliśmy raz. W mniej niż pół roku straciliśmy 22 gole, ale winny jest pech. Bo obrana droga jest bezwarunkowo właściwa. Chyba trochę ulżyłoby mi, gdybym usłyszał, że być może w tej kumulacji pecha, błędów można poszukać też u siebie.
Może ulżyłoby mi także, gdyby Michał Probierz realnie odpowiedział na kilka pytań. Na konferencji po Szkocji otrzymaliśmy w zamian festiwal odpowiedzi nie na temat.
Z tą grą ofensywną nie jest tak, że tracimy balans między nią, a grą defensywną? Niech dowodem będzie pierwsza połowa, która równie dobrze mogła się skończyć naszym prowadzeniem 3:1, jak i wynikiem 0:3.
Doświadczenie wielu zawodników jest kluczowe. Tego nam brakuje. Ostatnim meczem bez straty bramki było 0:0 z Walią, więc mamy tu bolączkę. Można na mnie wieszać psy, ale nie mam zamiaru nagle cofać się przed drogą, na którą weszliśmy.
Jaką wiedzę dotyczącą personaliów i taktyki wyniósł pan już stricte pod eliminacje MŚ, które – jeśli losowanie tak zdecyduje – możemy zacząć już w marcu.
Najważniejszą rzeczą jest, by zawodnicy grali i nie mieli kontuzji. Życzyłbym sobie, by w marcu było do wyboru na przykład czterdziestu piłkarzy, którzy regularnie grają.
Trener ochoczo też zwraca uwagę na to, z jak mocnymi drużynami graliśmy. To prawda, ale nie spadliśmy z Ligi Narodów, bo nie mamy potencjału, by walczyć z Portugalią i Chorwacją. Spadliśmy, bo przegraliśmy ze Szkocją.
Bardzo dobrze życzyłem Michałowi Probierzowi, bo widząc jego nastawienie, wreszcie oglądając kadrę przez jakiś czas bawiłem się świetnie. Nawet te porażki – jak chociażby ta z Holandią – dało się przełknąć na słodko, bo przecież sytuacji nie brakowało. Zabawa stała się jednak gorsza, gdy przyszło uderzenie obuchem w postaci myśli, że ta ofensywa dla ofensywy może prowadzić donikąd. Nie jesteśmy w niczym lepsi niż byliśmy w czerwcu.
Komentarze