Marcin Adamski: Prezesi klubów bardzo zepsuli rynek [WYWIAD]

Marcin Adamski zrezygnował z pracy w mediach, by móc skupić się na rodzinie, swoim biznesie i Flocie Świnoujście. Od marca tego roku jest prezesem Wyspiarzy. Z jakimi problemami musi zmagać się jako sternik trzecioligowca? Ile pochłaniają dojazdy na mecze? Czym zajmują się teraz jego synowie, którzy do niedawna jeszcze we Flocie grali? I jak odnajduje się w branży hotelarskiej?

Marcin Adamski
Obserwuj nas w
fot. MKS Flota Świnoujscie Na zdjęciu: Marcin Adamski
  • Marcin Adamski od marca 2024 roku jest prezesem Floty Świnoujście. Wcześniej to stanowisko zajmował Leszek Zakrzewski, który zmarł 8 lutego tego roku.
  • Piłkarze w innych drużynach zarabiają już po kilkanaście tysięcy złotych […] Oczywiście dla piłkarzy to jest dobra sytuacja, natomiast powoduje to też to, że taki młody piłkarz zarabiający ogromne pieniądze gdzieś tam zatraca motywację do dalszego rozwoju – uważa Marcin Adamski.
  • Oprócz tego, że Adamski jest prezesem Floty, jest właścicielem pensjonatu w Świnoujściu.
  • Głównym sponsorem Floty jest miasto Świnoujście. – Mamy prywatnych sponsorów, ale głównie żyjemy z pieniędzy miejskich – nie ukrywa Adamski.

“Nie jest to tanie miasto”

Wiceprezes, trener, teraz prezes. Jak się czuje Pan w roli sternika klubu? Wspominał Pan, że początkowo trochę było nieswojo, gdy ludzie mówili „Panie Prezesie”

Można powiedzieć, że zdążyłem się już przyzwyczaić. Wcześniej prowadziłem Akademię Baltica, mam też własną działalność gospodarczą, więc wiem, jak to jest. Oczywiście jest mnóstwo rzeczy do zrobienia. Sam pewnie bym tego nie ogarnął, gdyby nie pomoc moich współpracowników, ludzi oddanych Flocie. Nie jest łatwo prowadzić w Świnoujściu klub piłkarski. Choćby i dlatego, że nie jest to tanie miasto. Jak się sprowadza zawodnika, to trzeba mu zapewnić mieszkanie, a tu sporo kosztuje wynajem.

Jeśli chodzi o nasze klubowe finanse, to cały czas balansujemy na krawędzi. Działamy rozsądnie, ale możliwości mamy ograniczone.

Zanim porozmawiamy o szansach i problemach klubu, wspomnijmy o śp. Leszku Zakrzewskim, poprzednim prezesie Floty. To postać bardzo szanowana w Świnoujściu.

Znałem go od zawsze. Kiedyś był bramkarzem Floty. Jego dwaj synowie grali we Flocie. Jeden z nich występował ze mną, począwszy do trampkarza aż po pierwszą drużynę. Drugi zaś, także mój kolega, jest gospodarzem klubu. Ja pamiętam Leszka od czasów, gdy był kierownikiem. Zawsze stawiał Flotę na pierwszym miejscu. Do końca uczestniczył w wyjazdach, chodził jeszcze na mecze rundy jesiennej poprzedniego sezonu. Mimo że miał już wtedy bardzo duże problemy ze wzrokiem.

Niepewność we Flocie

Były trochę wątpliwości przez objęciem funkcji prezesa Floty? Pytam chociażby o czas. Bo poza udzielaniem się w klubie prowadzi Pan wraz z żoną rodzinny biznes.

Moje obawy bardziej dotyczyły kwestii finansowych. Nigdy do końca nie wiemy, jaki będziemy mieli budżet. Mamy prywatnych sponsorów, ale głównie żyjemy z pieniędzy miejskich. I tak naprawdę nie mamy pewności, jakimi pieniędzmi będziemy dysponowali w przyszłym roku, bo to zależy od tego, ile miasto na nas przeznaczy w następnym roku. Byłoby lepiej, gdybyśmy mieli jasność, że w perspektywie 3- czy 5-letniej otrzymamy tyle i tyle. Do tego doszło do zmiany władzy w Świnoujściu, więc podejście osób zarządzających miastem do naszego stowarzyszenia to w tej chwili pewna niewiadoma.

Na pewno dużo energii daje to, że widać w lokalnej społeczności zaangażowanie w sprawy Floty. Widzę działaczy i kibiców, którym zależy na klubie. Fani jeżdżą z nami na wyjazdy, a u siebie np. starcie z Elaną oglądało 800 osób. To daje dużego powera.

Ale bycie prezesem to też krytyka…

Tak, ale spotykałem się z tym przez całe życie, grając w piłkę. Wiem, że jak przegramy mecz, to pojawiają się różne komentarza, nastroje są wtedy negatywne. Ale mogę robić tylko jedno: budować klub najlepiej jak potrafię. Próbujemy optymalnie zbudować drużynę za rozsądne pieniądze. W tym roku zdecydowaliśmy się na poważny krok, czyli na przemeblowanie drużyny. Uznaliśmy, że kilku piłkarzy po 3-4 latach spędzonych u nas powinno odejść. W sumie odeszło aż 12 zawodników, a ściągnęliśmy 9 nowych.

Prezesi zepsuli rynek

III liga to nie jest tania liga.

Rzeczywiście. Ściągnięcie zawodnika do III ligi nie jest prostą sprawą. Powiem tak: prezesi klubów w Polsce niestety bardzo zepsuli rynek i piłkarze w innych drużynach zarabiają już po kilkanaście tysięcy złotych. To było po prostu nie do pomyślenia jeszcze parę lat temu. Oczywiście dla piłkarzy to jest dobra sytuacja, natomiast powoduje to też to, że taki młody piłkarz zarabiający ogromne pieniądze gdzieś tam zatraca motywację do dalszego rozwoju, do przejścia do innego zespołu, do gry w wyższej lidze. Zarobki graczy są na zdecydowanie zbyt wysokim poziomie.

Ja widzę, co się dzieje. Rozmawiam z zawodnikiem i dowiaduje się, że on zarabia kilkanaście tysięcy złotych. Dla nas to kwota nieosiągalna. Jak wspomniałem, możliwości finansowe Floty są ograniczone, ale za to unikamy zaległości finansowych. Wszystkie zobowiązania płacimy terminowo.

Optymalne miejsce

Wspomniał Pan o zmianie władzy w Świnoujściu. Rozmawiał Pan już z nową panią prezydent Joanną Agatowską o tym, jak ona widzi wsparcie klubu?

Zacznę od tego, że Flota już kiedyś doświadczyła na własnej skórze tego, jak sytuacja polityczna w mieście może wpłynąć na klub. Klub miał otrzymać pieniądze, a ostatecznie ich nie dostał. Nastąpił upadek stowarzyszenia. W odróżnieniu od tego starego stowarzyszenia my staramy się pozyskiwać środki także z innych źródeł. Jednak, nie ukrywam, to są pieniądze stosunkowo nieduże i bez wsparcia miasta nie dałoby się funkcjonować na poziomie III ligi.

Co do rozmów – czeka nas spotkanie z władzami miasta. Wtedy być może będziemy wiedzieć więcej na temat naszej przyszłości. Na razie próbujemy działać najlepiej, jak umiemy. Flota jest wizytówką Świnoujścia. Cieszymy się sympatią także ludzi z innych części kraju. Do tego zbudowaliśmy niezłe fundamenty. W 2016 roku założyliśmy Akademię Baltica, z którą Flota ma umowę o współpracy. Od 13 roku życia dzieci przechodzą automatycznie do grup młodzieżowych floty. Szkolimy dzieci i młodzież na dobrym poziomie. Teraz przydałoby się ustabilizować nasze finanse i może powalczyć o II ligę. Myślę, że to jest właśnie optymalne miejsce dla Floty. Oczywiście, mocno trzeba poprawić infrastrukturę. Przede wszystkim wymiana nawierzchni sztucznego boiska, która ma ponad 20 lat i nie nadaje się do treningu. Tymczasem trenuje na niej nawet 300 dzieci każdego tygodnia. Potrzeba także boiska trawiastego treningowego.

Domyślam się, że też patrzycie w kierunku spółek Skarbu Państwa. Macie już jednego takiego sponsora: Port Szczecin.

Port Szczecin jest jednym z naszych najważniejszych sponsorów. Dość mocno nas wspiera. Być może będzie szansa na zwiększenie tego wsparcia, ale za wcześnie o tym mówić.

Sztuka budowania zespołu

Ile razy słyszał Pan od zawodników, że jeśli mają dołączyć do Floty, to w kontrakcie musi znaleźć się kwota pięciocyfrowa?

Najpierw wspomnę o przykładzie z sąsiedztwa, gdzie klub z IV ligi, czyli piątego poziomu rozgrywkowego, płacił piłkarzowi 22 tys. zł miesięcznie [chodzi o Michała Masłowskiego z Gwardii Koszalin; informację te ujawnił dziennikarz Norbert Skórzewski – red.]. 

Trudno mi policzyć, ale myślę, że przeprowadziłem kilkaset rozmów z piłkarzami, z menedżerami, dyrektorami, rodzicami i dużo było takich sytuacji. My natomiast chcemy budować dobry zespół za jak najmniejsze pieniądze. Bo to jest sztuka. Próbujemy działać optymalnie. Grałem przez wiele lat w piłkę, znam ludzi ze środowiska. Tak samo Grzegorz Skwara, nasz trener. Staramy się wykorzystać te kontakty. Zdarza się, że to procentuje tym, że dyrektorzy innych klubów idą nam na rękę. Mamy na przykład bardzo dobre kontakty w Miedzi Legnica. I dzięki temu przyszedł do nas bardzo dobry zawodnik Idriss Momoh. To młody zawodnik, z dużym potencjałem. Ma szanse u nas się ogrywać. Pewnie kiedyś wróci do Legnicy, ale przecież o to też chodzi w futbolu. By się rozwijać, by iść wyżej, by dawać szansę komuś na wejście na wyższy poziom. My nie mamy z tym problemu, że jesteśmy dla kogoś miejscem, gdzie może zdobyć doświadczenie i rozwinąć się. Nie będziemy żądać zaporowych pieniędzy za piłkarzy. Zamiast tego wolimy mieć opinię miejsca, gdzie można otrzymać szansę.

Ile kosztuje wyjazd na mecz?

Skoro jesteśmy przy pieniądzach, to muszę zapytać o kwestie marketingu. Jeśli chodzi o treść wasza strona www jest aktualna, ale graficznie wygląda jak sprzed 20 lat. Social media też mają aktualne treści, ale znów – warstwa graficzna czasem nie dojeżdża. Wiem, że takie rzeczy nie grają na boisku, ale mają wpływ na wizerunek Floty i pośrednio na kwestie marketingowe.

W pełni podzielam to zdanie. To także musi ulec polepszeniu. W pierwszej kolejności postawiliśmy na inne rzeczy. Pewnie problemy te wynikają nieco z ograniczonych zasobów ludzkich. Natomiast zdaję sobie sprawę, że musimy w niedalekiej przyszłości zacząć nad tym pracować. Ludzie oczekują, że informacje będą podane w atrakcyjnej formie.

Co prawda Flota w III lidze nie musi grać z ekipami z Podkarpacia, ale wyjazdy i tak są dość dalekie. Na przykład do Nowych Skalmierzyc w województwie wielkopolskim jest niemal 500 kilometrów. Jak dużo kosztują was te wyjazdy? I jak ta kwestia jest u was rozwiązana?

Czasami decydujemy się na wyjazd w tym samym dniu co mecz. Wiele zależy od odległości i godziny, o której gramy. Nie ma reguły. Czasami drużyna tę noc przed meczem spędzała w hotelu, a potem przegrywali. Zawodnicy snuli się cały dzień po hotelu, nie wiedzieli, co ze sobą zrobić w oczekiwaniu na mecz. A czasem wygrywali w sytuacjach, gdy przyjechaliśmy tego samego dnia. Próbujemy podchodzić do tego optymalnie.

Koszty są duże. To jest 7-8 tysięcy złotych za sam transport. Do tego trzeba wziąć hotel z wyżywieniem dla około 30 ludzi. I robi nam się około 15 tysięcy złotych. Jeśli pomnożymy to przez liczbę wyjazdów, to kwota naprawdę jest znacząca. Oczywiście, trzeba też wspomnieć, że kilku rywali mamy stosunkowo blisko, więc tu wydatki są mniejsze.

Czytaj także: Adrian Siemieniec dla Goal.pl: każdemu trenerowi życzyłbym takiej historii

Współpraca z Kroosami

Kiedyś byliście nr 2 w regionie. Jedynką jest zawsze Pogoń. Ale ostatnio za plecy Pogoni wskoczył Świt Skolwin. Patrzycie trochę z zazdrością na ten klub?

Ze Świtem łączą nas bardzo dobre stosunki. Znam się z prezesem Adamczakiem i – nie chcę wprawdzie zaglądać nikomu w budżet – ale powszechnie wiadomo, że zainwestował one spore pieniądze w ten klub. Przyszli klasowi zawodnicy. Nas na obecną chwilę nie stać na taki rozmach. Musiałby i u nas pojawić się duży inwestor, człowiek troszeczkę zwariowany na punkcie futbolu. Potrzeba nam takiego biznesmena będącego patriotą lokalnym. Będzie o to jednak trudno. Ludzie ze świata biznesu śmieją się, gdy klub piłkarski nazywa się „inwestycją”. Koszty prowadzenia klubu już na poziomie ogólnopolskim są bardzo duże i one wzrosły zupełnie niewspółmierne do umiejętności piłkarzy. A przecież nasz potencjał ludzki predystynuje nas do tego, by grać w piłkę lepiej niż obecnie to robimy.

Współpracujecie z niemieckim klubem Greifswalder. To ekipa bardzo mocno związana z rodziną Kroosów. Zagraliście niedawno z nimi sparing. Czym jeszcze mogą zaowocować te dobre kontakty?

Sparingi to jeden element współpracy. Drugi to drużyny dziecięce. Władze Greifswaldu przy okazji meczu towarzyskiego na spotkaniu z władzami Świnoujścia wyszły z propozycją organizacji obozów sportowych z wykorzystaniem środków z Unii Europejskiej. Ojciec Toniego Roland był trenerem Greifswalderu, a brat Stefan był szefem akademii. Cały czas współpracujemy z klubem.

Czytaj także: Dyrektor sportowy Świtu Szczecin: Marzy mi się zagrać na Stadionie Narodowym [WYWIAD]

Z motyką na słońce

Cofnijmy się do gorszych czasów dla Floty. Wiem, że wtedy, gdy w Świnoujściu byli Tony Vegas, rumuńscy trenerzy podejrzewani o ustawianie wyników czy izraelscy inwestorzy, nie działał Pan przy klubie. Ale z pewnością obserwował Pan to, co się dzieje.

Rzeczywiście, ja wtedy nie działałem we Flocie. Plany były wielkie, ale jak na to patrzę z perspektywy lat, to stwierdzam, że to było porywanie się z motyką na słońce. Nie było żadnych fundamentów, choćby w postaci grup młodzieżowych, by awansować do Ekstraklasy. A taki był cel i o mało nie został zrealizowany. Przez Flotę przetoczyło się wiele szemranych osób. Ich intencje raczej nie były dobre. Skupiano się jedynie na pierwszej drużynie.

Wszyscy byli za bardzo nastawieni na cel, jakim był awans do Ekstraklasy. Zaczęły się rozpaczliwe ruchy, poszukiwania inwestorów. A w takich sytuacjach często przychodzą ludzie niepoważni.

O co w tym sezonie gra Flota? Liderujecie w tabeli, ale finansowo nie jest lekko. A druga liga, do której możecie awansować, to jeszcze większe koszty. W szatni jest w ogóle mowa o wywalczeniu promocji?

Przede wszystkim zależy nam na ustabilizowaniu sytuacji pod względem sportowym. Już nie chcemy wracać do sytuacji, w której grozi nam degradacja. Dlatego ta przebudowa drużyny. Zdecydowanie nie popadamy w hurraoptymizm. O awansie nie mówimy w szatni, ale nie odpuszczamy żadnego meczu. Są deficyty, są niedociągnięcia i te kwestie finansowe. My, uważam, znajdujemy się w dolnej połowie klubów trzecioligowych, jeśli chodzi o budżet.

Synowie w USA

Do niedawna we Flocie byli Pana synowie. Teraz już ich próżno szukać w kadrze na ten sezon. Zdecydowali się iść inną drogą?

Moi synowie zdecydowali się podjąć studia w Stanach Zjednoczonych. Jest to program stypendialny zakładający łączenie piłki nożnej i nauki. Studiują finanse, ale na dwóch innych uczelniach. Jeden w Teksasie, drugi w Alabamie. Jestem z nich niesamowicie dumny, bo niełatwo przejść przez wszystkie formalności i do tego łączyć sport oraz studia. Teraz biorą udział w rozgrywkach piłkarskich w college’u. To nie koliduje z tym, że wciąż formalnie są zawodnikami Floty, bo te uniwersyteckie rozgrywki nie podlegają pod FIFA.

Pewnie rodzice tęsknią za synami. Stany Zjednoczone to nie są Niemcy czy Anglia, skąd w ciągu godziny można przylecieć do Polski.

Obaj od kilku lat mieli cel, by uczyć się w USA. I konsekwentnie udaje im się go realizować. Wyszli ze swojej strefy komfortu. Wiadomo, jak to jest w domu. Wszystko wyprane, ugotowane, a mimo to zdecydowali się iść swoją drogą.

“Inne sprawy są drugorzędne”

Oprócz pracy na rzecz Floty działa Pan w branży hotelarskiej. Wraz z małżonką jest Pan właścicielem pensjonatu w Świnoujściu. Jak Pan się odnajduje w tym biznesie? Booking mówi, że chyba idzie całkiem nieźle.

Nie jestem wielkim ekspertem, aczkolwiek uczę się również poprzez rozmowy z kolegami, którzy zarządzają hotelami dla kilkuset osób. Wtajemniczyli mnie w pewne rzeczy. Mój pensjonat jest mały, bo dysponujemy tylko 12 apartamentami. Ale jest bardzo wymagający. Jeśli coś się chce robić dobrze, to rzeczywiście dużo trzeba pracować. Tym bardziej, że nie zatrudniamy ludzi. Wszystko robimy sami. Ludzie płacą za jakość i jej oczekują od nas. Jak coś jest nie tak, to nie przyjadą, albo wystawią niskie oceny na Bookingu. Trzeba się czasem liczyć z krytyką.

Co ciekawe, ja kończyłem technikum hotelarskie, potem jeszcze przez rok studiowałem w Wyższej Szkole Hotelarstwa i Gastronomii. Można powiedzieć, że od zawsze hotelarstwo mnie ciągnęło. Kilka lat temu nadarzyła się okazja, by wejść w ten biznes. Kupiliśmy budynek z 1912 roku i postanowiliśmy go zmodernizować. Bardzo urokliwy obiekt. Cieszymy się, że możemy się tym zajmować. Naprawdę uważamy, że to wielkie szczęście.

Marcin Adamski ze swoją żoną Romą (fot. archiwum prywatne)

A piłka? Praca trenerska? Ma Pan na koncie awans. Może to jest ta droga? Albo w przyszłości praca w zarządzie większych klubów niż Flota?

Nie, nie mam planów dalszego realizowania się jako trener. Mam licencję UEFA A. Pasjonowało mnie to. Ale już ostatnio, gdy nawet dostaję propozycję występu w studiu czy skomentowania jakiegoś meczu, odmawiam. Zapraszano mnie przy okazji meczów drużyn austriackich. Zgodziłem się jedynie, gdy zadzwonił Mateusz Borek i zaproponował skomentowanie meczu Lechii z Rapidem. Wtedy pojechałem. To było dla mnie bardzo wyczerpujące, bo to nie tylko kwestia wyjazdu, ale też trzeba porządnie się przygotować. Flota i pensjonat zabierają mi za dużo czasu, by jeszcze tym się zajmować.

Jeśli zaś chodzi o wyjazdy, to nie zamierzam się już nigdzie przenosić. Najważniejsza jest rodzina i to jej chce poświęcać czas. Tu są żona, rodzice, teściowie, siostra. Inne sprawy są drugorzędne.

Komentarze