Największy skandal w kraju, nieugięty Balotelli. Szantaże były różne

Cezary Kucharski miał się domagać 20 mln zł
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Cezary Kucharski miał się domagać 20 mln zł

20 mln euro, jakich według taśm ujawnionych przez “Business Insider” żądać miał Cezary Kucharski od Roberta Lewandowskiego za milczenie w sprawie rzekomych oszustw podatkowych, to zdecydowanie najwyższa kwota, jaka pojawiła się kiedykolwiek w przypadku szantażowania piłkarza. Ale futbol jako maszynka do robienia pieniędzy zna całkiem sporo prób wymuszeń pieniędzy. Od opłat za dyskrecję po miłosnych schadzkach, przez zmuszanie piłkarzy do ustawiania wyników meczów, po pozorowanie własnego porwania.

Czytaj dalej…

  • Tam, gdzie pojawiają się wielkie pieniądze, zawsze pole do działania otrzymują ludzie chcący się łatwo wzbogacić. Piłka wydaje się być dla nich naturalnym środowiskiem
  • Opisujemy kilka przypadków szantażu w futbolu. Środki i metody działania są różne, ale cel zawsze ten sam – wymuszenie szantażem jak najwyższej kwoty
  • Sprawa Cezarego Kucharskiego i Roberta Lewandowskiego będzie prawdopodobnie najgłośniejszą, jaką znamy ze świata piłki

Ofiara skazana

Tłumy dziennikarzy przed sądem, wszystkie poważne telewizje transmitujące wydarzenia na żywo i ten wyrok sądu – pięć lat bezwzględnego więzienia dla Sanela Kuljicia. – Panie Kuljic, był pan na szczycie, mógł pan mieć wszystko, ale postanowił pan zejść na stronę przestępstwa. Czyny, których się pan dopuścił są karygodne i dlatego nie mogę zdecydować się na łagodniejszy wyrok – powiedział w swoim uzasadnieniu sędzia. Dla austriackiej piłki w 2014 roku wydarzyła się rzecz niewyobrażalna – do więzienia odesłany właśnie został 20-krotny reprezentant kraju, były król strzelców tamtejszej Bundesligi, postać kojarzona przez absolutnie każdego kibica. Nikt nie zdawał sobie sprawy z ciemnej strony napastnika.

Sprawa ruszyła, gdy w listopadzie 2013 roku na policję zgłosił się inny piłkarz Dominique Taboga. Jego historia nieco przypominała tę, którą my znamy z filmu “Dług”. Taboga miał pożyczyć pieniądze od Kuljicia, z którym jeszcze niedawno grał w bundesligowym Kapfenberger SV, ale – jak się okazało – nie był w stanie ich oddać. Spłacał Kuljicia, na policji zeznał, że w sumie dał mu już 30 tys. euro, co znacznie przekraczało wysokość zaciągniętego “kredytu”, ale ten nie miał zamiaru zamknąć zobowiązania. Taboga zeznał, że Kuljić groził mu bronią, miał też straszyć jego rodzinę.

W toku śledztwa wyszły jednak dodatkowe fakty – Kuljić oczekiwał rozliczenia w postaci ustawiania meczów przez Tabogę, nie tylko bezpośrednio, ale też przez namawianie do tego kolegów. Taboga początkowo zaprzeczył, by się na to zgodził, ale ostatecznie okazało się, że próbował mieć wpływ na 18 spotkań. Władze FC Groedig, w którym wówczas grał, zaprzeczyły, by którykolwiek mecz został “wydrukowany”, Taboga nie miał wystarczającej siły przebicia. Nikomu innemu faktycznie nic nie udowodniono, na ławie oskarżonych żaden z pozostałych piłkarzy Groedig nie wylądował. Trafił tam Taboga, który usłyszał wyrok: trzy lata więzienia (z czego dwa w zawieszeniu) i dożywotni zakaz jakiejkolwiek działalności w austriackiej piłce. Tę ostatnią część wyroku ostatecznie złagodzono – po pięcioletniej banicji Dominique Taboga wrócił na boisko w lidze regionalnej. Wcześniej napisał książkę, w której wyjawił całą prawdę i nie ukrywał, że chciał ustawiać mecze dla pieniędzy.

Mario, daj 100 tysięcy

W 2018 roku redaktor naczelna włoskiego magazynu “Chi” odebrała maila. “Jeśli są państwo zainteresowani, moja klientka opowie na łamach waszej gazety o przemocy seksualnej, jakiej dopuścił się na niej Mario Balotelli”. Pod mailem podpisał się prawnik Roberto Imparato. Co do pieniędzy – “dogadamy się”. Ale “Chi” nie chciało się dogadywać. Takie sprawy zawsze są niebezpieczne.

Działanie Imparato i jego 17-letniej klientki było już drugą próbą uzyskania pieniędzy po nocy spędzonej z Balotellim. Wcześniej nastolatka skontaktowała się z samym piłkarzem i – według jego zeznań – poprosiła o przelanie na jej konto 100 tys. euro w zamian za milczenie. W innym przypadku świat miał usłyszeć o gwałcie na nieletniej. – Jeśli ktoś cię szantażuje, a ty mu płacisz, oznacza to, że masz nieczyste sumienie. Cieszę się, że dobrzy dziennikarze wciąż istnieją i nie kupują takich informacji – mówił później piłkarz.

Balotelli grał wtedy w Brescii, ale dziewczynę poznał jeszcze za czasów występów w Nicei. Przed sądem zeznawał, że kilkukrotnie pytał, czy ma ona przynajmniej 18 lat. Nie zaprzeczała, w pewnym momencie pokazała nawet dowód osobisty – jak później przyznała, należący do jej kuzynki. Od początku sprawy była nastawiona na zarobek, czego najlepszym dowodem był fakt, że to nie ona poszła do sądu, a sam Balotelli zirytowany szantażem.

Dziennik “Corriere Della Serra” pisał: według zeznań nastolatki, flirt rozpoczął się za zgodą obu stron, ale później Balotelli zaczął być agresywny. Jej zdaniem doszło do przemocy seksualnej.

“SuperMario” twierdził zupełnie inaczej – to ona miała być napastliwa i nalegać na zbliżenie. Sąd dał wiarę jego wersji zdarzeń.

Robił zdjęcia kolegom w szatni

Niemieckie media piszą o nim bez imienia, po prostu “S.”. Wiadomo tylko, że grał w amatorskim SC Rinteln, był bezrobotny i grozi mu 15 lat więzienia. Drużynę dziwiło, że na treningi przychodził w nowych, drogich ubraniach i żył “szeroko”. To było dziwne – jednego razu S. przegrał potężną kwotę u bukmachera, innego – gdy z kilkoma kolegami z zespołu wybrał się do kasyna, nie szczędził na napiwkach, mimo że w ruletce utopił odpowiednik ich półrocznych zarobków. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że jego sposobem na życie jest… robienie z nich gejów w Internecie.

Mechanizm był banalnie prosty – S. z ukrycia robił partnerom z drużyny zdjęcia w szatni i wrzucał je na randkowy portal przeznaczony dla homoseksualistów. Później umawiał się z innymi mężczyznami, by ich szantażować – mieli płacić za jego milczenie, w innym przypadku o ich prawdziwej orientacji seksualnej miały dowiadywać się rodziny. W jednym przypadku trafił na prawdziwą żyłę złota – jego niedoszłym kochankiem został lokalny biznesmen, powszechnie szanowany człowiek, mający rodzinę. Miał pieniądze, więc płacił – w sumie 118 tys. euro. Wreszcie jednak zdecydował się to przerwać i zgłosił się na policję.

S. wydawał się być kompletnie zaskoczony sytuacją, próbował nawet zrzucić winę na jednego z kolegów z zespołu, który to jego miał zmusić do szantażu. Śledztwo niczego takiego jednak nie potwierdziło. Klub oczywiście wyrzucił S. Co ciekawe, jego koledzy nie zdecydowali się wnieść oskarżenia za wykorzystanie ich zdjęć na portalu gejowskim.

Upozorował własne porwanie

To zasada stara jak świat – jeśli wydajesz więcej, niż zarabiasz, w pewnym momencie braknie ci pieniędzy. Niby logiczne, ale Savio Nsereko chyba nie do końca to rozumiał. Zresztą wielu było już takich jak on, transfer do mocnej ligi potrafił namieszać w głowie. Tak się właśnie stało w 2009 roku, gdy Nsereko za 9 mln funtów trafił z Brescii do West Ham United. Dla biednego chłopaka z Ugandy to było za dużo.

Można powiedzieć, że z każdym wydanym funtem, roztrwaniał swój ponoć olbrzymi talent. A działo się to hurtowo – Nsereko pozbywał się pieniędzy na samochody, ubrania, poznane dziewczyny. Potrafił dwa razy zapłacić po 160 tys. euro za urodzinowe imprezy na Florydzie. Goście polecieli tam wynajętym samolotem z Londynu. Rachunek na 14 tys. funtów wystawiony w klubie ze striptizem wyglądał przy tym na wyważony.

Nie istniały takie pieniądze, których 20-latek nie byłby w stanie wydać. Debet więc rósł, w przeciwieństwie do liczby minut spędzonych na boisku. West Ham szybko się zorientował, że przed osobą o instynkcie pasożyta lepiej się ratować. Po pół roku sprzedał go do Fiorentiny za 3 mln funtów, ale tam podejście Nsereko do życia się nie zmieniło. W 2012 roku był już bankrutem i wpadł na prosty pomysł – upozoruje własne porwanie i jako porywacz zaszantażuje własną rodzinę – pieniądze albo śmierć. Dziwiła tylko żądana kwota – 3 tys. euro. Rodzina przelała je na wskazane konto, a policja odnalazła Nsereko całego i zdrowego w Tajlandii. Oczywiście nie było mowy o porwaniu. Po latach zawodnik przyznał, że chciał wyłudzić pieniądze na pokrycie choć części debetów na karcie.

Komentarze