Futbol to przede wszystkim emocje sportowe. Niejednokrotnie przekonywaliśmy się jednak, że nie tylko. Już szósta odsłona doskonałego Magazynu Kopalnia wydanego przez Wydawnictwo SQN w specjalnej serii SQN Originals dostępna jest w przedsprzedaży. Ponad 20 tekstów autorów gwarantujących wysoki poziom pozwolą Wam ochłonąć nieco po emocjach związanych z Euro 2020.
Książkę, a także pakiet wszystkich sześciu dotychczas wydanych numerów możecie zakupić na stronie księgarni Labotiga.
Fragment książki:
„Vergüenza” – krzyczało z okładki „El Gráfico”, numer 3857, w poniedziałek 6 września 1993 roku. Potężny tygodnik słynął ze wspaniałych zdjęć na pierwszej stronie. Tym razem jednak fotografii nie było, tylko czarne tło i jedno dominujące słowo, wypisane żółtymi literami, oznaczające „wstyd” albo „hańbę”.
Dzień wcześniej Argentyna przegrała w eliminacjach mundialu z Kolumbią 0:5, na El Monumental w Buenos Aires.
Punkt wrzenia osiągnięty został jednak dopiero we wtorek, w programie telewizyjnym Tiempo Nuevo stacji Telefé, prowadzonym przez Bernardo Neustadta. Ten zazwyczaj polityczny show tym razem poświęcono meczowi z Kolumbią. Głównym bohaterem miał być bramkarz Sergio Goycochea. Miał, bo bohaterami zostali inni, a Goyco jak zbity pies siedział pośrodku i cierpiał.
W studiu byli piłkarze: Norberto Alonso, Adolfo Pedernera i Hugo Gatti. A także José Sanfilippo, niegdyś – przyznajmy – wyborny strzelec, legenda San Lorenzo z przełomu lat 50. i 60. To od tego programu zaczęła się jego zawrotna kariera komentatora i eksperta. Jeśli w Polsce kontrowersyjne poglądy wygłasza Jan Tomaszewski, to Sanfilippo jest Tomaszewskim do nieskończoności. To on atakował wielokrotnie Maradonę, twierdził nawet, że „gol stulecia” w meczu z Anglią w Meksyku ’86 był samobójem, bo to nie Diego, ale angielski obrońca ostatni dotknął piłki (jesteś pewny, Czytelniku, że to Diego faktycznie był ostatni?)!. Sanfilippo ma ego rozdęte do galaktycznych rozmiarów. Bo lepszy od niego był tylko „czarny Pelé”. Lepszych białych – nie było.
Sanfilippo zmiażdżył Goycocheę. „Jak dziecko nabierałeś się na każdą kiwkę Kolumbijczyków” – grzmiał. Jego główny monolog trwał 3 minuty i 10 sekund. Goyco najpierw przygryzał palce, a gdy wyjął je z ust, słuchał z zaciśniętą pięścią.
Dziś taki program pewnie na nikim nie zrobiłby wrażenia, ale w tamtych czasach jego ton, styl i treść były szokiem. Ale to dopiero początek. Oto niespodziewanie do studia wpadł Carlos Bilardo, z którym Argentyna wygrała mundial 1986 i zajęła drugie miejsce cztery lata później. Kamery pokazały, jak były selekcjoner najpierw stoi poza kadrem i przysłuchuje się, a potem dołącza do dyskusji. Nie zdążył nawet włożyć marynarki, był ubrany w sweter w kolorowe romby. „Przyjechałem tutaj, ponieważ nie mogę znieść, że ci, którzy niczego nie wygrali, teraz mówią w ten sposób”. Najpierw zrugał Hugo Gattiego za jego zachwyty nad Kolumbią („Zachwycasz się, kiedy Argentyna przegrała”?), a potem zabrał się do Sanfilippo: „Kim jesteś, żeby atakować Goyco, kim jesteś?”.
Blady Goycochea w końcu zabrał głos. Powiedział, że boli go zdanie Sanfilippo. Boli, że jeden piłkarz tak krytykuje drugiego, że w sporcie są i porażki. Powszechnie uznano, że Sanfilippo złamał tabu, niepisaną piłkarską regułę. Że jeśli miał coś do powiedzenia Goycochei, powinien to zrobić za zamkniętymi drzwiami. Faktem jest, że po tym programie telewizyjnym Goyco stał się bramkarzem przegranym, był zniszczony, a na mundialu w 1994 roku bronił Luis Islas.
Lojalny był Maradona. „Miałem ochotę zwymiotować” – powiedział o Sanfilippo. Tamtego feralnego wieczora Diego był na Monumental jako kibic, widział porażkę z Kolumbią. Wspominał: „Wyszedłem ze stadionu martwy!”.
O książce
Lata 90. – czasy, gdy „stadion” niekoniecznie kojarzył się z piłkarskimi emocjami, a w powszechnej opinii najkrótszą drogę do wielkich pieniędzy stanowiła „szczęka”. Schyłek komunizmu, który znad Wisły rozlał się na całą Europę Środkowo-Wschodnią, spowodował, że rozpadały się kraje, a w ich miejsce powstawały nowe. Czasem bez ani jednego wystrzału, czasem niestety z wojną domową w tle. Koniec zimnej wojny oznaczał, że świat zachodni mógł w pełni skupić się na wydawaniu pieniędzy, bo przecież nastał „koniec historii”. To w latach 90. narodził się świat konsumpcjonizmu – a jego produktem była nowoczesna piłka nożna. To w latach 90. pogrążony w transformacyjnym chaosie polski futbol zaczął tak szybko tracić dystans do Europy, że do dziś go nie nadrobił. I może już nigdy nie nadrobić.
Rafał Stec – nominowany do nagrody Grand Press 2020 w kategorii publicystyka za tekst w Kopalni #5 – zabierze was w podróż w czasie. Gdy futbol konsumowano inaczej, a na mecz czekało się z wytęsknieniem, niekiedy nawet tygodniami, a każdą informację o idolu przyjmowało się z namaszczeniem i nabożnością. Na początku lat 90. odkryto jednak, że piłka nożna to część showbiznesu, a telewizje odkryły moc futbolu. Dziś jesteśmy bombardowani informacjami, a „nerw wzrokowy mamy zespolony z plątaniną kamer”.
Leszek Jarosz – inny autor nominowany do Grand Pressa za tekst opublikowany w poprzednim numerze Kopalni – opowie wam historię wpadki dopingowej Diego Maradony podczas mistrzostw świata w USA w 1994 roku. Boski Diego po raz kolejny okazał się przyziemnie ludzki. Miotał się w bezsilności i płakał, oskarżając cały świat wokół o spisek. Ale Argentyna za to człowieczeństwo go przecież ukochała.
Wojciech Jagielski pisze o genialnym George’u Weah, który odnalazł się również po karierze piłkarskiej i został prezydentem Liberii. Michał Okoński z kolei pochyla się nad człowiekiem, który bezpiecznie czuł się tylko na murawie i tylko tam znajdował ucieczkę przed światem – Paulem Gascoigne’em.
Pierwsi polscy idole czasów kapitalizmu. Citkomania była pierwszym popkulturowym zjawiskiem po upadku komunizmu, a któż lepiej może opisać Marka Citkę niż jego ówczesny kolega z szatni Widzewa – Tomasz Łapiński. Znajdziecie tu teksty o Marcinie Mięcielu i jego plastrze na nos oraz o pierwszym czarnoskórym reprezentancie Polski – Emmanuelu Olisadebe.
Piszemy o grach komputerowych, które przeniosły futbol w nowy wymiar, o futbolu kobiet, który zawładnął Ameryką, o korupcji, która toczyła piłkę nożną nad Sekwaną, ale i nad Wisłą. Te i wiele innych znakomitych tekstów czeka na was w szóstym numerze Kopalni – sztuki futbolu.
„Kopalnia. Sztuka futbolu 6.”
Autor: praca zbiorowa, Piotr Żelazny
Premiera: 5.07.2021
Cena okładkowa: 55 zł
Liczba stron: 304
Komentarze