Wiele wskazuje na to, że w czwartkowym meczu z Węgrami Paulo Sousa zdegraduje Kamila Glika do roli rezerwowego. Gdy czytamy o tym w mediach, wszędzie przewija się jedno słowo: niespodzianka. Czasem dwa, bo dochodzi “wielka”. Ale czy naprawdę tak jest?
W biografii Kamila Glika napisanej kilka lat temu przez dziennikarza Michała Zichlarza przytoczona jest wypowiedź Zbigniewa Bońka. “Wiadomo, że dzisiejszy futbol jest inny, bo gra się czwórką obrońców w linii. Ale uważam, że gdyby Kail urodził się wcześniej i grał w piłkę z nami, to byłby jednym z najlepszych obrońców na świecie. Wtedy grało się z tyłu z libero i z wysuniętym obrońcą z przodku. W roli takiego klasycznego forstopera Kamil z pewnością świetnie by sobie radził. Nie dałby pograć napastnikom”. Słowa te są dobrym punktem wyjścia do opisania, dlaczego uznawany przez lata za człowieka ze stali Glik może nie wpisywać się najlepiej w koncepcję Paulo Sousy. I stać się piłkarzem, który za kadencji Portugalczyka straci naprawdę wiele.
- Czytaj także: Zaczynamy walkę o mundial w Katarze. Polska faworytem
- Czytaj także: Węgry – Polska: transmisja, gdzie oglądać online?
Inaczej postrzegany
Mówiąc o tym, jak zmienia się pozycja Kamila Glika w reprezentacji Polski, na myśl przychodzą sceny sprzed mundialu w Rosji. W Arłamowie ówczesny obrońca AS Monaco złamał rękę, a świat na moment się zatrzymał. Piłkarska Polska żyła informacjami, czy jest szansa, by Kamil się wyleczył? Przeważały opinie, że jeśli nie uda się go doprowadzić do stanu używalności, strata dla obrony będzie porównywalna z tą, jakiej doznalibyśmy w ataku przy braku Roberta Lewandowskiego. Oczywiście nie było w tym cienia przesady. Odkąd Adam Nawałka przejął kadrę, Glik stał się jednym z kręgów jej kręgosłupa. Euro 2016, na którym Polska kończyła mecze co najwyżej z jednym straconym golem, pomogło budować zasłużony kult Kamila Glika. On sam sobie w tym pomagał doskonałymi wyborami. W Torino stał się legendą, z Monaco już w pierwszym sezonie doszedł do półfinału Ligi Mistrzów. Dziś oceniając siłę reprezentacji Polski, w której z jakichś powodów nie mógłby grać Kamil Glik, nie wiązalibyśmy tego z końcem świata.
Sousa nie patrzy na pomniki
Selekcjonerzy związani od lat z Polską mogli mieć problem z obiektywną oceną naszych pomników. Dlatego nie zawsze o wystawianiu zawodników decydowała ich aktualna forma, a świadomość ich potencjału, który przecież przez lata pokazywali. Mechanizm działał także na nas, zwykłych odbiorców – ile razy sami w dyskusjach o kadrze Glika do podstawowej jedenastki wstawialiśmy z automatu, mając z tyłu głowy, że ten “poniżej pewnego poziomu nie schodzi”.
Dla Paulo Sousy nie miało to najmniejszego znaczenia. Nie spodziewam się, by Portugalczyk oglądając przez ostatnie dwa miesiące mecze reprezentacji sięgnął dalej niż do początku el. Euro 2020. To już było po peaku Kamila Glika. Sousa zobaczył, jak Glik odpuścił krycie Munisa Dabbura w rewanżowym meczu z Izraelem. Jak kompletnie bez reakcji obserwował gola strzelanego nam przez Holandię w Amsterdamie. Jaki problem ze zwrotnością miał w sytuacji, w której bramkę w Reggio Emilia strzelali nam Włosi.
Bez zaskoczenia
– Nie zaskakują mnie informacje o zastąpieniu Kamila Glika Pawłem Dawidowiczem, bo dyspozycja Kamila w ostatnim czasie raczej wyglądała różnie. Od początku sezonu wyglądał lepiej, gdy musiał interweniować we własnym polu karnym, a nie poza. Był mało zwrotny, dawał się ogrywać. Dawidowicz ostatnio siedział na ławce w Weronie, ale raczej nie wynikało to z gorszej formy, a z urazów lub potrzeby odpoczynków. Jego forma była dość wysoka. Na pewno zrobił duży postęp w porównaniu do poprzedniego sezonu. Oprócz regularnej gry, nie łapie głupich żółtych kartek, a rok wcześniej potrafił dostać nawet dwie czerwone. Jest pewniejszy w swoich interwencjach. Wygląda lepiej fizycznie, co dla Juricia jest bardzo ważne. To efekt pracy w ostatnich dwóch latach – mówi nam Dominik Guziak, komentator ligi włoskiej w Eleven Sport, który polskich piłkarzy grających w Serie A ogląda w każdy weekend.
Słowa Guziaka pokrywają się z niedawnymi wypowiedziami samego selekcjonera. Przypomnijmy: – On się czuje komfortowo, gdy bronimy blisko własnej bramki, bo nie jest szybki. Przekonujemy go, że jeśli broni wysoko, ale jest blisko rywali, a współpraca między formacjami jest dobra, to nie musi się bać, że rywal go zaskoczy. Kamil musi to sobie rozważyć. W dwóch pierwszych meczach musimy grać wysoko.
Sousa już wiedział
Trudno nie odnieść wrażenia, że wypowiadając słowa “Kamil musi to sobie rozważyć”, Sousa miał już wszystko za Glika rozważone. I wiedział, że skoro pod Węgrów planuje podchodzić nawet na połowę rywala, dotychczasowy pewniak do jedenastki średnio z tą koncepcją współgra.
Guziak raz jeszcze: – Kamil Glik lepiej wygląda, kiedy broni we własnym polu karnym, niż trochę wyżej. Gdy zostaje wyciągnięty, a przeciwnik zagrywa piłkę za plecy, zaczynają się kłopoty. Ostatnio gdy Benevento przegrało 1:4 z Fiorentiną, dał się ograć przy jednej z bramek Vlahoviciowi, choć tam nie decydowała szybkość, a zwrotność. Serb przyjął piłkę mając Glika na plecach, a potem mu uciekł. Wszystko działo się właśnie za polem karnym, więc wyszły mankamenty Kamila – szybkość i zwrotność. Mam wrażenie, że brak szybkości było u niego widać już w Monaco. Trudno mieć zastrzeżenia do niego pod kątem ustawiania się we własnym polu karnym, walki w powietrzu, do bycia obrońcą, który koryguje ustawienie kolegów. Do tego nie można się przyczepić, ale szybkość jest problemem. Szczególnie, gdy trzeba bronić wysoko albo wrócić do obrony po stałych fragmentach.
Co z tą Anglią
Komentator Eleven Sport ma wątpliwości, czy rola Glika nie zostanie ograniczona u Sousy do rezerwowego. W teorii mógłby wrócić do podstawowego składu na mecz z Anglią, w którym na pewno nie będziemy bronić wysoko, jednak w praktyce może okazać się to możliwe dopiero, gdy boisko negatywnie zweryfikuje któregoś z jego zastępców. – Z Anglią gra pewnie byłaby bardziej skrojona pod niego, bo będziemy zapewne ustawieni nieco głębiej, ale z drugiej strony mam pewne migawki z tego sezonu w Benevento i goli, jakie traciła ta drużyna. Wiele było takich, które oni tracili po strzałach z pola karnego, gdzie też braki w zwrotności mogą być widoczne we własnej “szesnastce” – mówi Guziak. – Chyba, żebyśmy Anglików zmusili do gry skrzydłami i zmusili ich do wrzutek – tak, by Kamil nie musiał się martwić, co się dzieje wokół niego, a jedynie czekać na interwencję w polu karnym w walce o górną piłkę. Podejrzewam jednak, że Sousa tak nie myśli. Nie nastawiałbym się na to, że będziemy grać głęboko w polu karnym, bo zakładając czarny scenariusz, że tracimy gola, czy dwa, będzie trzeba wyjść wyżej. Mam taką opinię, że z całym szacunkiem dla Kamila Glika i jego zasług dla reprezentacji, może dochodzimy do takiego momentu, w którym okazałby się on bardzo przydatny w końcówkach meczu. Skoro już tak dobrze prezentuje się w polu karnym rywala przy wrzutkach, sporo goli strzelił głową, to mogłoby zdać egzamin. Wtedy, gdy Glik nie byłby odpowiedzialny jedynie za bronienie, a np. za podniesienie średniej wzrostu. On udźwignąłby odpowiedzialność przy wchodzeniu w newralgicznym momencie meczu. Może taka ewolucja jego roli w kadrze jest czymś naturalnym? Może trzeba zacząć z niego korzystać wybiórczo?
Co z tym ego
Jerzy Brzęczek przejmując reprezentację Polski wśród celów wypisał sobie także przekonanie Łukasza Fabiańskiego i Kamila Glika do kontynuacji przygody z kadrą. Obaj nosili się z decyzją o odejściu. Brzęczek kupił ich obietnicami, które później spełnił. Fabiańskiemu powiedział, że kwestia bramkarza numer 1 jest otwarta, że ten będzie bronił dużo. Efekt był taki, że wcale nie mieliśmy bramkarza numer 1, a o wyborze na konkretny mecz decydowała odgórnie ustalona rotaja. Z Glikiem było nieco inaczej. To wciąż był jeden z czołowych polskich obrońców i ważna postać w szatni. Dla niego nie trzeba było naginać jakichś odwiecznych futbolowych prawd (jak tej, że na pozycji bramkarza istotna jest stabilizacja), tylko wpuścić na boisko, bo tam jest jego miejsce.
Deklaracja złożona przez Brzęczka na pewno nie zostanie powtórzona przez Paulo Sousę. Portugalczyk sam nie zrezygnuje z Glika, ale wczytując się zarówno w jego koncepcję gry, jak i słowa o defensorze Benevento, pogłoski o posadzeniu go na ławce oraz patrząc na aktualną formę piłkarza, łatwo dojdziemy do wniosku, że rola Kamila Glika może być ograniczana. Nie bez przyczyny, gdy jakiś czas temu pisaliśmy o przypuszczalnym składzie na mecz z Węgrami, nie wymieniliśmy jego nazwiska wśród pięciu absolutnych pewniaków do gry.
Guziak: Czy takie podejście Sousy podziała na ego Glika? Może tak być. Gdy Kamil zauważy, że przyjeżdża na kadrę, by oglądać mecze z ławki, czy wchodzić na końcówki, może zdecydować się, że on nie chce już w tym projekcie uczestniczyć. Choć tutaj gdybamy. Nie wiemy, co siedzi w jego głowie. Zachowanie Kamila pewnie zależne jest bardziej od tego, co usłyszy od Paulo Sousy i jaką ten nakreśli mu rolę w reprezentacji. Może powie mu: potrzebuję cię na Euro 2020 do końca turnieju, a potem zostawiam ci wolną rękę. Ale osobiście takiego postawienia sprawy się nie spodziewam. Sousa raczej nie będzie chciał się pozbawić możliwości skorzystania z jednego z obrońców, którzy grają w czołowej lidze w Europie i mają wielkie doświadczenie. Przyszłość Glika zależy bardziej od tego, jak Sousa przedstawi mu wizję przyszłości. Jak widzieliśmy na przykładach Brzęczka, czy samego Benevento, Kamila da się odpowiednio podejść i przekonać. Sousie też się może udać, ale musi być wobec niego szczery.
Naturalna kolej rzeczy
W autobiografii Glika jest też rozdział “Kozioł ofiarny”. Zichlarz zauważa, że Glika zrobiono nim po eliminacjach MŚ 2014 za kadencji Waldemara Fornalika. Przytacza wypowiedzi innych dziennikarzy, którzy kilka porażek przypisali właśnie Kamilowi. Dopisanie drugiej części rozdziału po najnowszych wydarzeniach byłoby niesprawiedliwością. To nie jest tak, że Kamil Glik dziś stał się człowiekiem, który osłabia linię polskiej defensywy. Tak chwalony w ostatnich latach Jan Bednarek przecież tylko jesienią sprokurował dwa bezsensowne rzuty karne, po których najpierw Bośnia, a później Holandia zdobywały gole z nami w Lidze Narodów. Natomiast jest to bardziej naturalna kolej rzeczy. Pewne błędy można wyeliminować poprzez trening (także mentalny). Szybkości i zwrotności już się nie odzyska. Jeśli Sousa faktycznie zrobi z Glika swojego jokera, nie będzie mógł dziwić, że w niedalekiej przyszłości zobaczymy pożegnalny mecz Kamila.
Komentarze