Dlaczego na co dzień wolę pracę przy ESA, nie przy Barcelonie

Autor na Camp Nou
Obserwuj nas w
Na zdjęciu: Autor na Camp Nou

O debiucie Roberta Lewandowskiego w La Lidze nie wypowiedzieli się w Polsce chyba tylko ci, którzy go nie kojarzą – zatem można zakładać, że swoje słowo wtrącił każdy – pominę ten wątek. Po meczu Barcelony z Rayo kontrowersyjnej tezy – na pełen etat wolę pracować przy Ekstraklasie niż przy tak wielkim klubie jak Blaugrana. Przynajmniej jako dziennikarz piszący.

  • Obejrzenie meczu na Camp Nou i praca przy nim, zawsze będzie wielkim wydarzeniem w moim życiu, ale jeśli miałbym się tym zajmować ciągiem przez rok – z ręką na sercu wolałbym robić to w Ekstraklasie
  • Wszystko przez maksymalną niedostępność tak wielkich klubów. Podczas wyjazdu do stolicy Katalonii zderzyłem się z machiną
  • Żeby było jasne – to była świetna delegacja i mam nadzieję, że Robert Lewandowski da okazję do kolejnej, ale na dłuższą metę poraziłaby mnie tak różna od polskiej trudność uprawiania istoty dziennikarstwa – rozmawiania z ludźmi

Nie, że nie chcą. Nie mogą

Zastanawialiście się kiedyś przeglądając hiszpańskie, angielskie lub włoskie media (celowo pomijam niemiecką, gdzie wygląda to trochę inaczej), dlaczego tyle tam tekstów pisanych zza biurka? Oceny piłkarzy – proszę bardzo. Pięć powodów, dlaczego zawodnik Torino gra ostatnio gorzej – nie ma problemu. Zapowiedź meczu oparta na faktach, które średnio zaangażowany kibic przytacza bez Wikipedii – a jakże. Oczywiście w polskich mediach też to wszystko znajdziecie i nic w tym złego, z tą różnicą, że zawsze znienacka wyskoczy jakiś wywiad z piłkarzem. W skali Europy robimy ich sporo. W porównaniu z najlepszymi ligami – ogrom.

W nieśmiertelnym “Kilerze” jest taka scena, gdy komendant rozmawia z komisarzem Rybą na temat metod, które ten będzie mógł stosować od tego momentu. Kilka sekund wcześniej na słowa o tym, że jeśli nie wiesz, komu dać w pysk, to daj policjantowi, bo się boi oddać, Ryba odpowiedział – nie boi się, tylko nie może. Ograniczają go procedury. Dokładnie tak jest z zachodnimi dziennikarzami – to nie jest tak, że im się nie chce robić wywiadów, tylko musi wydarzyć się rzecz niecodzienna, by wywalczyli sobie taką zgodę.

Ograniczają ich procedury.

Tworzą więc, co się da. Fenomenem są Włosi, którzy piszą dosłownie o wszystkim. Analizują mrugnięcie okiem, skinienie głową, mowę ciała, wpisy partnerek piłkarzy na Instagramie, zwykłe pomeczowe konferencje prasowe, na których nie pada pół ciekawego zdania potrafią rozbić na trzy teksty. Anglicy za możliwość pogadania choćby z byłym piłkarzem muszą płacić. Kiedyś kolega z Wysp poprosił mnie o pośredniczenie w załatwieniu wywiadu z Jerzym Dudkiem. Zadzwoniłem, odebrał – co w przypadku Jerzego Dudka nie jest oczywistością – pozwolił przekazać numer i zadzwonić koledze w środę. Ze strony dziennikarza z Wysp obok słowa “dzięki” usłyszałem zdziwienie – ale jak to? Za darmo? Tak, w Polsce rozmawiamy i nie płacimy za to.

Aha, Dudek mimo kilku prób, w środę nie odebrał 😊

Zderzenie ze ścianą

Teraz na własnej skórze przekonałem się – choć to złe słowo, od dawna o tym wiedziałem – jak wygląda zderzenie z machiną, jaką jest FC Barcelona. Próba umówienia się z byłym piłkarzem wciąż działającym w klubie kończy się stanowczym “nie jestem uprawniony, by z panem rozmawiać”. Nie był uprawniony do tego stopnia, że zdanie powtórzył po sugestii, że może coś się zmieni, gdyby biuro prasowe wyraziło zgodę.

Albo po meczu, gdy wraz z dwójką innych “piszących” polskich dziennikarzy, pojawiliśmy się przy mixed zone (strefa mieszana, czyli miejsce, gdzie żurnaliści mają okazję porozmawiać z piłkarzami), okazało się, że nie możemy wejść. Tylko telewizje. Standardowo, czyli u nas (choć właściwie praktycznie w każdym klubie, nawet z mocnej ligi), do mixed zony wchodzą wszyscy, a od piłkarza zależy, czy z tobą rozmawia czy nie. Ostatni raz tak stanowcze “nie”, jakie w naszym kierunku skierowała z wyglądu szefowa tego wydarzenia – mimo grzecznych próśb i może nawet brania na litość – usłyszałem lata temu od przyszłej żony na jednym z wesel, gdy już z wiadomych względów powinienem takie “nie” akceptować.

Tutaj problem nawet rozwiązałem, namawiając znajomego dziennikarza z hiszpańskiej telewizji, by w moim imieniu zadał Robertowi Lewandowskiemu dwa pytania (z prośbą o odpowiedzi po polsku), a później podzielił się nagraniem. Nic z tego – Barcelona postanowiła nie udostępniać Polaka do mixed zony. Dlatego wywiadu z “Lewym” – jednej tych rzeczy, na której zależało mi po Rayo najmocniej – na Goal.pl (ani w żadnym innym medium) nie było.

I jeszcze raz o naszych standardach – normalnie przez tę strefę przechodzą wszyscy zawodnicy.

Nie mam z tym problemu, a ten tekst nie jest żaleniem się na parszywy los. W sumie uważam, że to sprawiedliwe, bo dysproporcja między wypracowanym przeze mnie nazwiskiem, a nazwiskiem dowolnego piłkarza Barcelony, jest tak ogromna, że rozmawiając ze mną, musiałby dosłownie ze wszystkimi. A jak jesteś duży, kolejka chętnych ciągnie się jak sobotni mecz na Camp Nou. Nie widzę natomiast sprzeczności z tym, że taki stan rzeczy wpływa na to, że przy Ekstraklasie, gdzie rzecznicy najczęściej stają na głowie, by coś dla ciebie załatwić, pracuje się łatwiej.

Lewandowski znaczy szaleństwo

To jeszcze słówko o tym, jak Roberta Lewandowskiego przyjęła publiczność. Spiker przed meczem wyczytał jego nazwisko jako piłkarza, który zadebiutuje w La Lidze. To wystarczyło, by kilkadziesiąt tysięcy kibiców zaczęło krzyczeć, piszczeć, a co bardziej powściągliwi – bić brawo. Polak traktowany jest tutaj jak największa gwiazda, co wyraźnie można zaobserwować oglądając specjalnego vloga z Barcelony.

A jak jego występ ocenia dziennikarz ESPN, który na co dzień musi walczyć o wyrwanie czegoś ciekawego z zaryglowanej twierdzy?

Sam Marsden: – Nie sądzę, że trzeba (występ Lewandowskiego) oceniać jako zły lub dobry. On pracował bardzo ciężko. W drugiej połowie mieliśmy obawy, gdy zszedł pod linię boczną. Ucierpiał po jednym mocnym wejściu rywala. Myślę, że Xavi i kibice Barcy chcieli, by miał więcej pozycji strzeleckich. To też istotne dla niego. Miał takie w drugiej połowie, ale spudłował. Niecelna główka w pierwszej połowie nie była dobrą sytuacją. Strzelił też bramkę, ale chorągiewka poszła do góry. Uważam, że dał bardzo dużo dziś. W poprzednim tygodniu widzieliśmy jego świetną współpracę z Pedrim. Istotne jest, że to jest nowa Barca w kilku znaczeniach tego słowa. Trzech debiutantów dzisiaj, dużo oczekiwań. Poza tym nie zapominajmy, że Rayo Vallecano pokonało nas dwa razy w poprzednim roku w domu i na wyjeździe. To trudna drużyna. Dlatego to była ciężka noc dla Barcy. Znając wysokie standardy Lewandowskiego, pewnie celował w zwycięstwo, ale na pewno nie powiedziałbym, że to zły występ.

I tak w istocie było – jeśli można wyciągać jakiekolwiek pozytywy z tak słabego meczu, to na pewno nie można powiedzieć o Polaku, że był ciałem obcym w swoim zespole. Żywo uczestniczył w grze, stwarzał zagrożenie, doszedł do swoich sytuacji. Nie ma to nic wspólnego z peanami – na nie przyjdzie czas. Brak w to wiary byłby tak absurdalny, jak niektóre teksty pisane na siłę w “La Gazzetta dello Sport”.

Komentarze