Rafał Gikiewicz był w czwartek jednym z najjaśniejszych punktów Śląska Wrocław. Mimo tego, że wpuścił cztery gole, kilkukrotnie popisywał się znakomitymi interwencjami. Po spotkaniu z 25-letnim golkiperem rozmawiał nasz korespondent.
Przegraliście 1:4 z Sevillą, ale wynik chyba nie do końca odzwierciedla to, co działo się na boisku?
Rafał Gikiewicz (Śląsk Wrocław): – Zabrakło szczęścia, choć w pierwszej połowie mieliśmy go bardzo dużo. Przegrywamy 1:4, ale przegrywamy jako zespół. W dziesiątkę zawsze jest ciężko. Może głupio to zabrzmi, ale myślę, że ten wynik sprawiedliwy. Teraz trzeba we Wrocławiu zrobić wszystko, by ta przygoda trwała dalej. Pokazaliśmy, że potrafimy stwarzać sytuacje, a przecież trzy bramki odrabiały już nawet zespoły w finale Ligi Mistrzów. Czemu więc my nie mamy tego zrobić?
Który moment był takim kluczowym, przełomowym w czwartkowym pojedynku?
– Ja uważam, że sytuacja Sebino Plaku. W Belgii mieliśmy to szczęście, że każdą kontrę wykorzystywaliśmy. Tym razem tego zabrakło. Nie ma jednak sensu czegoś tu na kogoś zwalać. Umówmy się – Sevilla ma wyśmienitych piłkarzy i pokazała to. Trzeba to przyjąć. Nie ma jednak co płakać. Zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze – jako Śląsk, jako reprezentanci Polski.
Również ty zaprezentowałeś się z bardzo dobrej strony…
– Myślę, że nie. Wpuściłem cztery bramki i przegraliśmy, więc nie ma się czym podniecać. Szacunek dla chłopaków, bo to oni biegali. Ja tylko stoję w bramce i robię, co do mnie należy. Oni musieli biegać, a w takich warunkach to naprawdę jest ekstremalne wyzwanie.
Jak z twojej perspektywy wyglądał pierwszy gol dla gospodarzy? Piłka wpadła przy słupku, ale straszliwie dla ciebie niefortunnie…
– Wiadomo, że zawsze ustawiamy gościa, który ma to przeciąć. Tym razem piłka tego gościa przeszła… Kozioł na piątym metrze, wszyscy nabiegają… to ciężka piłka. Nie chcę oceniać na gorąco, zrobię to jutro. Każdy bramkarz analizuje wpuszczone bramki i zawsze trzeba wyciągać wnioski, żeby następnym razem coś takiego nie wpadło.
Nie dość, że przegraliście, to jeszcze się mocno wykartkowaliście przed rewanżem. Mecz we Wrocławiu będzie tylko formalnością?
– Może nie mamy mega szerokiej kadry, ale czekają inni, którzy dostaną szansę. Liczę na komplet publiczności, bo chciałbym, żeby Wrocław nas wpierał i niósł. Wszystko jest możliwe. To piłka nożna i tu nie grają miliony euro. To właśnie pokazaliśmy w Hiszpanii. Przegraliśmy mecz, ale się nie położyliśmy. Przyjemnie jest reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej i mam nadzieję, że ten sen może trwać dalej. Czeka nas trudne zadanie, ale teraz trzeba wygrać po raz pierwszy w lidze.
Można powiedzieć, że Śląsk ma solidną, mocną jedenastkę, ale niezbyt solidną, słabą ławkę?
– To nie pytanie do mnie. Nie ja odpowiadam za transfery i ruchy personalne.
W Sewilli rozmawiał Przemysław Mamczak
Obserwuj @pmamczak
Komentarze