Przez lata pracy w piłce nauczyłem się jednego – jeśli piłkarz pytany o atmosferę w zespole mówi, że jest dobra, to może taka jest, a może nie. Ale jeśli tego pytania nawet zadać nie trzeba, a zawodnik z wypiekami na twarzy szeroko opowiada o kulisach – wątpliwe, by zmyślał. W niedzielę Wojciech Szczęsny nazwał zgrupowanie w Opalenicy najlepszym w jego reprezentacyjnej karierze, mimo iż nikt o to nie pytał.
EuroDziennik to codzienny cykl tekstów z miejsca zdarzeń podczas mistrzostw Europy i przygotowań do nich. Zdjęcia, boki, podróże, stadiony. Nie zawsze o piłce, ale z piłką w tle. Codziennie przed południem.
Gdy wysiadłem z pociągu na stacji w Opalenicy, nie zobaczyłem żywego człowieka. W drodze do hotelu – a miałem do przejścia około 1,5 km – może trzech. Biorąc pod uwagę, że wielkie turnieje, na których zagrać ma Polska, zawsze wzbudzały gigantyczne zainteresowanie, tu trudno odnieść wrażenie, że cokolwiek związanego z Euro dzieje się bezpośrednio w mieście. Są dwa transparenty na Urzędzie Miasta informujące, że jesteśmy w bazie Biało-czerwonych, w kilku innych miejscach stoją piłkarze z tektury, ale poza tym trudno dostrzec jakichkolwiek łowców autografów. Dominuje cisza. Do tego stopnia, że ja – osoba przyzwyczajona do przyspieszonego oddechu wielkomiejskiej ulicy – czuję się tym spokojem osaczony.
Jeśli taki był cel PZPN-u, gdy decydował się na bazę w Opalenicy, osoba odpowiedzialna za ten pomysł może właśnie odbierać premię. Zawodnicy sami przyznają, że brak atmosfery mistrzostw wyłącznie im pomaga. Łukasz Fabiański wprost dziękował, że nie ma tzw. pompowania balonika. Że odciągnięcie w czasie tego momentu – który pewnie i tak nastąpi, jeśli wygramy ze Słowacją – może przełożyć się na jakość przygotowań. I budowanie innej atmosfery – tej wewnątrz zespołu.
Piłkarze wiele razy nas oszukiwali. Przed mundialem w Rosji też mówili, że jest pięknie, a od środka wszystko się sypało. Dziś Wojciech Szczęsny mówi: – Jeśli sprawiedliwe jest, że wyniki na turnieju są analogiczne do atmosfery, to w 2016 roku były sprawiedliwe, w 2018 roku także były sprawiedliwe, a na Euro 2020 powinniśmy zajść daleko. Polski bramkarz mówił te słowa, mimo że nikt o atmosferę akurat wtedy nie pytał. Pytanie było zupełnie inne: jaką możemy mieć gwarancję, że na turnieju zobaczymy najlepszą wersję Wojciecha Szczęsnego i czy on sam czuje, że właśnie tak będzie? Wojtek po krótkiej wypowiedzi sprowadzającej się do „nie wiem”, przeszedł do atmosfery w drużynie. Mówił o doskonałym balansie, jaki Paulo Sousa znalazł pomiędzy pracą, a jednaniem drużyny.
Czytaj także poprzednie odcinki EuroDziennika:
- EuroDziennik #1. Od ukraińskiej drogówki, przez brazylijską dżunglę, aż do Petersburga i Sewilli
- EuroDziennik #2. Konferencje prasowe, czyli czy dziennikarze są tak głupi, za jakich nas macie
Obserwując z boku widać, że Portugalczyk nie jest typem trenera, którego nie obchodzi, co dzieje się poza boiskiem. Bartosz Remplewicz, czyli właściciel hotelu w Opalenicy, opowiadał ostatnio, że gdy Paulo Sousa pierwszy raz przyjechał do obiektu, bardziej od boisk interesowały go miejsca do integracji. W czasie zgrupowania lubi zaskakiwać – niespodziewanie dla zawodników odwołał poranny sobotni trening, by zabrać ich do bazy lotnictwa w Krzesinach. Tam część z nich gasiła pozorowany pożar, inni latali w symulatorze. – Dużo lepiej się gra, gdy na boisku masz przyjaciół, a nie kolegów – mówi Szczęsny. Oczywiście niepytany.
Swego czasu królem robienia atmosfery był oczywiście Marcin Wasilewski, co jest też dowodem na twierdzenie, że sama atmosfera nigdy nie wygra meczu (bo w 2012 nie wygraliśmy ani jednego w najsłabszej grupie w historii turnieju), ale jej brak – co widzieliśmy w 2018 roku – może przysłużyć się do porażek. Z Wasylem przypomina mi się jedna anegdota ze zgrupowania przed Euro 2012 w Lienz. Ostatni dzień obozu, Franciszek Smuda daje piłkarzom trochę luzu, zapada decyzja: gramy w siatkonogę. Za siatkę służyły metalowe barierki – takie same, co na koncertach rozdzielają publiczność od sceny. W czasie jednej z akcji Wasyl z całym impetem wpada na barierkę, ta się przewraca, a on leży na boisku i krzyczy przerażonym głosem: doktor! Doktor! W sztabie poruszenie – Wasilewski był podstawowym stoperem Smudy, do turnieju kilka dni. Lekarz pospiesznie łapie torbę i podbiega do Wasyla. Już chce pytać, gdzie czuje ból i co opatrzyć, na co piłkarz spokojnym, wyważonym głosem: nie mnie, barierkę.
Choć jak wiemy z 2018 roku, siatkonoga naprawdę może nam kluczowego obrońcę wyrzucić z mistrzostw tuż przed ich rozpoczęciem. Na szczęście w Opalenicy piłkarze mają dostępny stół do teqballa, który jest zdecydowanie mniej inwazyjną odmianą siatkonogi.
***
Dla nas, dziennikarzy, zgrupowanie jest odrobinę trudniejsze od poprzednich. Nie mamy bezpośredniego dostępu do zawodników. W przeszłości nie było problemów, by umówić się z nimi na rozmowy twarzą w twarz, teraz na tych zasadach są dostępni tylko dla oficjalnego nadawcy, z zachowaniem dystansu rzecz jasna. COVID-owych obostrzeń jest więcej. Dziennikarze każdorazowo przy wejściu do bazy treningowej muszą przejść szybki test na obecność koronawirusa. Do odbioru akredytacji potrzebny jest znacznie droższy test PCR lub zaświadczenie o przebyciu pełnego cyklu szczepień.
Komentarze