Choć szejkowie z Abu Zabi wpompowali już w Manchester City 2,6 miliarda funtów, nadal nie zdobyli najważniejszego trofeum, jakim jest Liga Mistrzów. Gdy Sheikh Mansour bin Zayed al-Nahyan przejmował klub w 2008 roku raczej nie spodziewał się, że droga na europejski szczyt będzie tak długa i wyboista. Futbol wystawił jego cierpliwość na próbę. Zwłaszcza, że na co dzień zwykł wszystko mieć na wyciągnięcie ręki.
- Szejkowie z Abu Zabi przejęli Manchester City w 2008 roku. Pomimo zainwestowania 2,6 miliarda funtów nadal nie udało im się wygrać Ligi Mistrzów.
- Manchester City ma ocieplać wizerunek Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Abu Zabi na zachodzie. Pomimo protestów organizacji broniących praw człowieka cel ten jest w choć pewnym stopniu realizowany.
- Manchester City odpadał przed laty z niżej notowanymi rywalami. W tym roku dotarł w końcu do finału Ligi Mistrzów. W sobotę zagra z Chelsea.
Czekają dłużej niż przypuszczali
Sobotni finał Ligi Mistrzów przeciwko Chelsea będzie prawdopodobnie najważniejszym wydarzeniem w historii klubu od czasu decydującego meczu Premier League w 2012 roku. Wówczas Manchester City rzutem na taśmę wyprzedził w tabeli Manchester United, gdy do siatki trafił Sergio Aguero. Wiwatujący na trybunach Sheikh Mansour i jego świta raczej nie przypuszczali, że w ciągu kolejnych dziewięciu lat ich klub nie sięgnie po Ligę Mistrzów.
Właścicieli z Abu Zabi nie ograniczały od 2008 roku żadne pieniądze. Nic dziwnego, skoro majątek samego Sheikha Mansoura liczyć ma aż 19 zer. 51-latek to jeden dziewiętnastu synów założyciela Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wchodząc do futbolu zapragnął stworzyć klub będący maszynką do zdobywania trofeów. Jak wyliczył The Guardian, w ciągu 13 lat szejkowie wpompowali w Manchester City aż 2,6 miliarda funtów. Jakże wielki musi być niedosyt Mansoura, skoro jak dotąd kwota ta pozwoliła mu tylko na zdominowanie krajowego podwórka. Kilka tygodni temu zespół z Etihad Stadium został ponownie mistrzem Anglii.
W Champions League The Citizens odpadali rokrocznie ze znacznie mniej zamożnymi. W poprzednim sezonie piłkarski świat patrzył z niedowierzaniem, jak Anglików za burtę wyrzucał francuski Lyon. Wcześniej ta sztuka udawał się między innymi Tottenhamowi, Monaco czy Ajaksowi Amsterdam. Dopiero teraz, w 2021 roku, Manchester City dotarł do upragnionego finału. Sheikh Mansour jeszcze nigdy nie był tak blisko zdobycia swojego upragnionego Świętego Graala.
Ambicje dotyczące bycia na piłkarskim szczycie to jedno. Druga sprawa to cel, dla którego w klub rokrocznie pompuje się tak wielkie pieniądze. Manchester City, jak podkreśla dziennik The Independent, ma wpływać na budowanie pozytywnego wizerunku Abu Zabi i Zjednoczonych Emiratów Arabskich na zachodzie. Amnesty International i inne organizacje broniące praw człowieka od lat krytykują szejków z tamtych rejonów świata, którzy inwestują miliardy w futbol. Twierdzą, że tamtejsze reżimy oczyszczają swoją wątpliwą reputację poprzez sport.
Abu Dhabi United Group założyło kilka lat temu spółkę holdingową o nazwie City Football Group. Posiada ona udziały w dziesięciu klubach piłkarskich na świecie, od Manchesteru City po australijskie Melbourne. Przynosi to wymierne korzyści polityczne. The Guardian przypomina o dobrych relacjach Zjednoczonych Emiratów Arabskich z Wielką Brytanią. Premier Boris Johnson gościł niedawno faktycznego władcę Abu Zabi, brata Mansoura, czyli księcia Mohameda. W komunikacie z Downing Street można było przeczytać o “wieloletniej przyjaźni i wspólnej historii między dwoma krajami i narodami”. Podpisano przy tym kontrakt na mocy którego Wielka Brytania sprzeda Emiratom zapasy broni.
Barcelona była dla nich wzorem
Budując markę Manchesteru City Sheikh Mansour od początku pragnął wzorować się na FC Barcelona, która w tamtym okresie była w prawdziwym rozkwicie. Nie ma przypadku w tym, że po pierwszym mistrzostwie Anglii z 2012 roku szejkowie zatrudnili na pozycje dyrektorskie dwie postacie związane z katalońskim klubem – Ferrana Soriano i Txiki Begiristaina. W międzyczasie The Citizens zabiegali na rynku transferowym o jak najlepszych zawodników. Wisienką na torcie było zatrudnienie w 2016 roku byłego – jakże by inaczej – trenera Barcelony, czyli Pepa Guardioli. Wydawało się wówczas, że triumf w Lidze Mistrzów to kwestia jednego, góra dwóch lat.
Niewiele jednak brakowało, a Manchesteru City w tegorocznym finale Champions League – ba, w ogóle w tej edycji LM – by nie było. UEFA groziła szejkom palcem w sprawie łamania zasad Finansowego Fair Play. Klub uratowali najlepsi prawnicy świata, którym udało się uchylić nałożone wcześniej kary przed sądem arbitrażowym.
Łącznie, od 2008 roku, właściciele z Abu Zabi mieli wpompować w inwestycje związane z Manchesterem City, 1,3 miliarda funtów. To jednak nie wszystko. Już w 2013 roku klub zaczął borykać się z trudnościami dotyczącymi regulacji Finansowego Fair Play. W sponsoring Manchesteru City zaangażowały się od tamtego czasu dwie spółki powiązane z Abu Zabi, czyli gigant telekomunikacyjny Aabar i Etisalat związany z krajowym urzędem turystycznym. Stąd też, zdaniem dziennikarzy Guardiana, Zjednoczone Emiraty Arabskie wpompowały w klub na przestrzeni lat 2,6 miliarda funtów.
Finał dla miliarderów
Być może prawdą jest to, co zauważyli dziennikarze The Independent. Stwierdzili, że szejkowie z Abu Zabi doskonale poruszają się po rynkach biznesowych. Niekoniecznie mają jednak wyczucie co do futbolu. Obecne wyniki można było osiągnąć bowiem za znacznie mniejsze pieniądze. Ligę Mistrzów niejednokrotnie wygrały przecież kluby z o wiele mniejszymi budżetami. Działacze z Manchesteru nie mieli też wyczucia co do dołączenia do Superligi, z której po zaledwie kilku dniach od ogłoszenia powstania się wycofali. Ostatecznie Sheikh Mansour był jednym z pierwszych właścicieli klubów, które zdecydowały się wyrazić skruchę i wrócić do rodziny UEFA.
W mediach można przeczytać anegdotę mówiącą o tym, że właściciel Manchesteru City dla zabawy licytował się przed paroma laty o historyczny pałac położony w Hiszpanii. Ostatecznie od niechcenia wygrał go płacąc ponad 40 milionów euro. Pucharu Ligi Mistrzów nie da się jednak kupić za żadne pieniądze, o czym boleśnie przekonują się od lat nie tylko w Manchesterze City, ale i choćby w Paris Saint-Germain. Dlatego w sobotę wieczorem stan konta Sheikha Mansoura nie będzie mieć w kontekście końcowego wyniku meczu żadnego znaczenia. Nie zmienia to oczywiście faktu, że finał wygra jeden z dwóch klubów rządzonych przez miliardera. To jednak już temat na inną historię.
Przeczytaj także: Niezwykły gest właściciela Manchesteru City. “To historyczny moment”
Komentarze