We wtorek minął dokładnie miesiąc od momentu ogłoszenia powstania Superligi. Armia prawników stojąca za tymi rozgrywkami oraz – jak możemy się domyślać – setki godzin ustaleń między 12 klubami, przełożyły się na dokładnie dwa dni istnienia nowego tworu. Te dwa dni wystarczyły jednak, by zmienić przyszłość piłki.
Według planu założycieli Superligi właśnie teraz miały zapadać decyzje, czy uda się ruszyć z rozgrywkami już od nowego sezonu, czy trzeba będzie poczekać jeszcze chwilę. Raczej brano pod uwagę ten pierwszy scenariusz, bo było jasne, że UEFA pójdzie na wojnę i nie będzie chciała napychać budżetów buntowników pieniędzmi z kolejnej edycji Ligi Mistrzów, nawet jeśli wiązałoby się to z usunięciem ich wszystkich z europejskich pucharów. W każdym razie – w tym momencie miało być głośno. Zamiast ognia są jednak zgliszcza. Wielcy spodziewali się reakcji UEFA, ale nie doszacowali wpływu kibiców. A prawda jest taka, że gdy miesiąc po powołaniu Superligi wpiszemy w Google frazę “protesty kibiców przeciwko Superlidze” otrzymamy zwrot właściwie o każdym klubie z osobna.
Jeśli od kilku lat byliśmy przekonywani, że widmo Superligi jest bliższe niż kiedykolwiek, dwa dni pomiędzy 18, a 20 kwietnia sprawiły, że od lat nie było tak daleko. Utworzenie jej w obecnym pokoleniu wydaje się wręcz niemożliwe.
Wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem
Nagle okazało się, że kibic – traktowany przez UEFA jak dojna krowa – też ma prawo głosu. Tę koniukturę wyczuł Aleksander Ceferin, który 11 maja za pośrednictwem Microsoft Teams spotkał się z przedstawicielami ośmiu z dwunastu klubów-banitów. Do tej pory było niemożliwe, by prezydent UEFA poświęcił fanom dwie godziny, ale skoro ci stoją po jednej stronie barykady i mają większy wpływ na swoje zespoły niż europejska centrala – wystarczy zwrócić uwagę, kogo przedstawiciele klubów przepraszali w deklaracjach wystąpienia z Superligi, bynajmniej nie UEFA – stali się ważnym partnerem. – Kibice wiele wnoszą do świata piłki i powinniśmy oddać im głos w ważnych sprawach – mówił Ceferin. Jakie konkretnie obietnice padły – tego nikt do wiadomości publicznej nie podał. Sam fakt, że kibice mieli swoich ludzi na rozmowach w UEFA, zmienia jednak wiele. Chelsea i Tottenham już ogłosiły, że co roku przedstawiciel fanów będzie powoływany na pełnoprawnego członka zarządu klubu, a kwestią czasu jest ustalenie kryteriów wyboru. Co najmniej w kilku innych klubach, które porzuciły pomysł gry w Superlidze będzie podobnie.
Gwiazdy zbierają podpisy
Sprawa Superligi ma dziś także wymiar polityczny. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson stwierdził, że jest gotów zrzucić “bombę legislacyjną”, jeśli nowe rozgrywki stałyby się realnym zagrożeniem. Jego rząd zdecydował się “zbadać sposoby poprawy zarządzania, własności i stabilności finansowej klubów w angielskiej piłce nożnej, budując je na mocnych stronach futbolowej piramidy”. Niezależnie od tego, ze swoją inicjatywą wyszli Gary Neville, Jamie Carragher, Gary Lineker i Rio Ferdinand, którzy zebrali 100 tys. podpisów zmuszających rząd do podjęcia tematu niezależnego regulatora, który będzie chronił przed wskrzeszeniem Superligi. Te rozgrywki tylko wypełniły czarę goryczy, na której dnie znalazł się upadek Bury FC – klubu wydalonego z English Football League w sierpniu 2019 za długi. Bury nie oszukał przeznaczenia, ale w dziesiątkach innych klubów zapalono żółte i czerwone lampki ostrzegawcze z podobnych powodów. W tym samym czasie – jeszcze przed ogłoszeniem powstania Superligi – najbogatsze i najpotężniejsze angielskie kluby (Arsenal, Chelsea, Liverpool, Manchester City, Manchester United i Tottenham Hotspur) – próbowały zdobyć więcej pieniędzy i większą kontrolę w Premier League za pomocą lobby dotykającego środków z praw telewizyjnych. Działania wspomnianych byłych piłkarzy mają udaremnić zamach na piłkę nożną rozumianą przez sport, a nie kolejne zera na kontach bankowych.
Regulator, o którym mowa działałby jak bezstronny sędzia i mediował w sporach o finanse pochodzące z transmisji. Miałby również oręż w postaci przepisów chroniących kluby przed nieodpowiednimi właścicielami, złym zarządzaniem i złymi praktykami, a także budować pomost między FA, Premier League i EFL. Wśród zwalczanych praktyk znalazłoby się także przystąpienie do Superligi.
Prawdziwa opozycja
UEFA okazała się zbyt krótka, by powstrzymać kluby. Moc, która – tu chyba nikt nie ma wątpliwości – zmieniła losy futbolu, tkwiła gdzieś indziej. Przy czym słowa “zmieniła losy futbolu” rozumieć należy szeroko. Gdyby władze Superligi przewidziały reakcję swoich fanów i jej powstanie poprzedzili negocjacjami z nimi, zamiast bić ich obuchem w głowę, wszystko mogłoby docelowo wyglądać inaczej. Teraz, gdy podjęcie takich rozmów wydaje się kompletnie niemożliwe, a nawet jeśli, to przeszkodę stanowić będą budowane bariery legislacyjne, nie da się uwierzyć w realne powołanie Superligi. Te dwa dni zmieniły losy futbolu. Być może miały wpływ na to, że przez dziesiątki kolejnych lat nie wydarzy się coś, co przy innym rozegraniu było przyszłością piłki. Sprawiły, że próba pójścia drogą na skróty – z pominięciem kibiców – stała się ślepym zaułkiem.
Oczywiście nie można zakładać, że negocjacje z fanami cokolwiek by dały. Mało ryzykowną tezą jest taka, w której po rozmowach kluby same rezygnują z wejścia w nowy projekt. Zachowują jednak wiarygodność. Kto wie – może nawet zyskują wizerunkowo. Poniesione straty trudno będzie odbudować.
Cały świat obiegły zdjęcia Petra Cecha błagającego tłum fanów Chelsea o przepuszczenie klubowego autokaru jadącego na stadion. A to był tylko początek wojny, o czym najdobitniej przekonali się w Manchesterze.
Zamieszki z wtargnięciem na Old Trafford wpłynęły na przełożenie meczu z Liverpoolem. Protest miał na celu zmuszenie rodziny Glazerów do sprzedaży swoich udziałów. Fani Manchesteru United od dawna mają nie po drodze z amerykańskimi biznesmenami, ale dopiero decyzja o dołączeniu do Superligi groźby zamieniła w czyny. Joel Glazer wprawdzie potem przepraszał za to, ale najbardziej zagorzali fani przeprosin nie przyjęli. Na razie z funkcji wiceprezesa zrezygnował Ed Woodward, a akcje MU na nowojorskiej giełdzie zanotowały znaczny spadek. https://www.goal.pl/superliga/ogromny-wplyw-superligi-na-akcje-manchesteru-united/
Przed meczem Arsenalu z Evertonem też wybuchł pożar. Liczba protestujących przeciwko Stanowi Kroenke liczona była w tysiącach.
Idzie nowe
Na niedawnym spotkaniu klubów Serie A dyskutowano nad wykluczeniem Juventusu, Interu i Milanu z rozgrywek, a Gabriele Gravina, prezydent włoskiej federacji piłkarskiej, jeszcze w poprzednim tygodniu odgrażał się, że Juve (Inter i Milan ostatecznie wycofały się z Superligi, w tej oficjalnie wegetują wciąż Bianconeri oraz Real z Barceloną) nie zostanie dopuszczone do następnego sezonu. Chyba, że porzuci marzenia o Superlidze i podpisze odpowiedni papier, że nie weźmie udziału w nieautoryzowanych rozgrywkach.
W Anglii decyzja o takiej deklaracji zapadła już 4 maja. Wszystkie kluby będą musiały podpisać nowy statut właścicielski, aby powstrzymać przyszłe próby dołączenia do Superligi w celu “ochrony naszej gry, naszych klubów i ich fanów przed dalszymi zakłóceniami i niepewnością”. I dalej: “naruszenie tych zasad i karty będzie podlegać znacznym sankcjom”. To wciąż nie zamyka sprawy. Szóstka separatystów nadal może zostać ukarana, a pozostałe 14 klubów ligi już dokonało aktu ostracyzmu – bezpośrednio po ogłoszeniu powstania Superligi Chelsea, Tottenham, Arsenal, Liverpool oraz dwa kluby z Manchesteru zostały pominięte na spotkaniu Premier League. – Może z tego wyniknąć coś dobrego w tym sensie, że kolektyw stanie się silniejszy, a organizacja Premier League będzie dzięki wydarzeniom z kwietnia lepsza – mówił cytowany przez “The Athletic” Richard Masters, dyrektor Premier League.
Jedynie w La Liga uznano, że wystarczającą karą jest wstyd, dlatego Atletico, Barcelona i Real unikną wewnętrznych sankcji.
Zerwane więzi
Juventus, Real i Barcelona, czyli – jak można powiedzieć złośliwie – uczestnicy Final Three Superligi, czują się pokrzywdzone i zdradzone przez dziewięć pozostałych klubów. We wspólnym oświadczeniu opublikowanym 8 maja wyrażają sprzeciw wobec odgórnych nacisków i zastraszania karami. W odwecie Aleksander Ceferin nazwał te kluby “płaskoziemcami”. Można tylko wyobrazić sobie atmosferę podczas przyszłego ślubu Bayi Agnelli, córki prezydenta Juventusu, a jednocześnie chrześnicy szefa UEFA. O ile chrzestny po wydarzeniach z 2021 roku w ogóle dotrze na uroczystość.
Póki co Agnellego na stanowisku przewodniczącego Europejskiego Stowarzyszenia Klubów (ECA) zastąpił właściciel Paris Saint-Germain Nasser Al-Khelaifi. I już się spotkał z pierwszymi schodami. Kibice, których głos ma być słyszalny, oczekują od ECA interwencji ws. zatwierdzonego już nowego formatu Ligi Mistrzów. – Nie zaakceptujemy złej opcji tylko dlatego, że w powietrzu unosi się gorsza. Jeśli widzimy, że wykładnią konkurencji wciąż są historyczne wyniki i prestiż klubów, niewiele się to różni od Superligi – mówi cytowany przez “The Athletic” Kevin Miles ze Związku Kibiców Piłki Nożnej (FSA).
Superliga mogła umrzeć po dwóch dniach. Ale jak widać pogłoski o śmierci konsekwencji tego tworu okazały się – jak u Marka Twaina – przedwczesne.
Źródła tekstu: The Athletic, BBC
Komentarze