Barcelona miała okazję, by zasiąść na fotelu lidera, ale przegrała u siebie z Granadą (1:2). Na bramkę Leo Messiego odpowiedzieli Darwin Machis i Jorge Molina.
Barcelona liczyła, że dobra pierwsza połowa wystarczy
Od pierwszego gwizdka Barcelona wyglądała na drużynę świadomą wagi tego spotkania. Aktywni ofensywni zawodnicy gospodarzy starali się rozedrzeć defensywę Granady. W 19. Minucie Sergio Busquets popisał się pięknym podaniem prostopadłym do Leo Messiego. Argentyńczyk wystawił piłkę do Antoine’a Griezmanna, a ten z linii pola karnego strzelił wprost w Aarona Escandella. Kilka akcji później bordowo-granatowi objęli już prowadzenie. Messi sklepał z Griezmannem, a Francuz popisał się piękną ruletą i podaniem zwrotnym, a Argentyńczyk płaskim strzałem po długim słupku przybliżył gospodarzy do wymarzonej pozycji lidera. Jeszcze przed przerwą Busquets posłał kolejne wizjonerskie podanie do Messiego, a ten – nie w swoim stylu – fatalnie przestrzelił w sytuacji sam na sam z bramkarzem.
Po zmianie stron Katalończycy zdecydowanie spuścili z tonu. Robili to już w meczach z Getafe czy Villarrealem, ale tym razem nie wystarczyło to do sięgnięcia po zwycięstwo. W 63. minucie Oscar Mingueza zaliczył fatalny błąd przy wyliczeniu toru podania, a piłka spadła do Darwina Machisa. Wenezuelczyk wpadł w pole karne i choć wydawało się, że wygonił się ze światła bramki, to pewnie pokonał Marca-Andre Ter Stegena. Tym razem Blaugrana nie potrafiła podnieść się tak łatwo, jak czyniła to wielokrotnie w tym sezonie. Reagowała nerwowo, a najlepszym na to dowodem niech będzie czerwona kartka dla pomstującego w kierunku sędziego Ronalda Koemana. Mało tego, Granada wykorzystała mnóstwo przestrzeni na połowie rywala i wyszła na prowadzenie za sprawą rezerwowych. Adrian Marin dośrodkował z lewej strony, a całkowicie niekryty Jorge Molina uciekł Gerardowi Pique i zapewnił swej drużynie komplet punktów.
Barcelona miała wszystko w swoich rękach – musiała jedynie pokonać Granadę i objęłaby fotel lidera. Niespodziewana porażka sprawia jednak, że podopieczni Koemana spadają na trzecie miejsce, za Realem Madryt i muszą liczyć nie tylko na potknięcie Atletico, ale też na wpadkę Królewskich.
Komentarze