Starcie Realu Madryt z Barceloną miało, rzecz jasna, kolosalne znaczenie dla układu tabeli. Ale to kolejna utrata punktów w wykonaniu Atletico sprawiła, że na osiem kolejek przed końcem, La Liga wreszcie rozpala emocje do czerwoności i nie sposób przewidzieć, kto ostatecznie sięgnie po mistrzostwo.
Real Madryt – mistrzowie gry pod presją
Za każdym razem, gdy Zinedine Zidane jest kwestionowany, a Real Madryt czeka ważny lub trudny mecz, Królewscy odpowiadają w najlepszym stylu. Tak było w poprzednim sezonie, gdy po lockdownie Los Blancos sięgnęli po mistrzostwo żelazną defensywą. To samo powtórzyło się, gdy madrytczycy byli o włos od odpadnięcia już w fazie grupowej Ligi Mistrzów. I wreszcie, francuski trener dał w sobotę ostateczny dowód na to, że jest mistrzem gaszenia pożarów i przygotowywania drużyny do gry pod presją.
Koeman ma powody do narzekań, ale wygrał lepszy zespół
To, że Ronald Koeman ma problemy z autokrytyką, jest o tyle irytujące, co oczywiste. Choć Holender potrafi dogłębnie przeanalizować grę swojej drużyny i przeciwnika, jeszcze ani razu na konferencji nie uderzył się w pierś. A choć w Klasyku arbiter podjął kilka kontrowersyjnych czy nawet błędnych decyzji, fakty są takie, że szkoleniowiec Barcelony po raz kolejny przegrał z Zidane’em pojedynek taktyczny. W pierwszej połowie środek pola Królewskich zneutralizował wpływ Leo Messiego, a oddając piłkę rywalom, madrytczycy mogli skupić się na błyskawicznych kontrach. Jedną z nich na gola zamienił Karim Benzema, a druga zaowocowała, wątpliwym, ale jednak, faulem Ronalda Araujo, po którym do siatki trafił Toni Kroos.
Po zmianie stron Koeman zareagował i przez dwa kwadranse to Barcelona prezentowała się lepiej. Nie na tyle jednak, by sięgnąć choćby po punkt. W mediach często wspominane jest uderzenie w poprzeczkę w wykonaniu Ilaixa Moriby tuż przed ostatnim gwizdkiem, ale przecież wcześniej aluminium obił też Fede Valverde. Królewscy, nie po raz pierwszy za ery Zidane’a, niemal powstali z martwych. A pamiętajmy, że w tym sezonie mierzyli się już z ponad czterdziestoma kontuzjami, a w Klasyku nie wystąpili, między innymi, Raphael Varane, Sergio Ramos i Eden Hazard. Nie wiem, czy Real stać na triumf w Lidze Mistrzów, ale Zizou wyciska ze swoich podopiecznych 120% normy. Nie sposób tego deprecjonować.
Atletico w dołku mentalnym i sportowym
Gdyby zobrazować wizualnie rozwój sezonu w wykonaniu Atletico, na początku Rojiblancos byłby niepozornym młodzieńcem, zdolnym, ale po którym nikt nie spodziewa się sięgnięcia szczytu. Na przełomie roku 2020 i 2021 byłby to już zaś mężczyzna w sile wieku, zmotywowany, pełen wigoru i siły fizycznej. Teraz, Atletico, to staruszek targany reumatyzmem i stanami lękowymi, który ostatkami sił stara się utrzymać w rękach to, co dotychczas zdobył.
Czas skończyć z wymówkami. Los Colchoneros otrzymali w tej kolejce dar od losu. Jeżeli któryś z rywali miał zwyciężyć w El Clasico, to lepiej dla nich, że zrobił to Real. Ponadto, ów Klasyk rozgrywano dzień wcześniej, więc dotychczasowy lider miał czas, by przygotować się do odpowiedzi na sobotni rezultat. Motywacji wystarczyło mu na nie więcej niż kwadrans. Atletico rozpoczęło starcie z Betisem naprawdę nieźle. Szybko rozgrywało akcje i objęło prowadzenie po efektownym, choć łatwym do zdobycia, golu Yannicka Carrasco. Nie wiedzieć czemu, po tym trafieniu “Cholo” postanowił skupić się na defensywie. W efekcie tego dwaj byli zawodnicy Barcelony, Cristian Tello i Claudio Bravo, wydarli liderowi kolejne dwa punkty.
Na osiem kolejek przed końcem Atletico pozostaje na szczycie tabeli, ale w obecnej formie – i przy braku choćby jednego zdrowego napastnika – jest to lider iście papierowy. Jeżeli Los Colchoneros zdołają pozostać na pierwszym miejscu do 35. kolejki, w której czeka ją wyjazd na Camp Nou, będę niezmiernie zdziwiony.
Całość tekstu znajduje się na Primeradivision.pl. Tam wybrano dodatkowo Partidazo, evento, jugador oraz golazo minionej kolejki. Sprawdź aktualną tabelę La Liga, by być na bieżąco!
Komentarze