Nie wszystkie karty historii związane z El Clasico mogą napawać kibiców dumą. W 1943 roku rozegrano mecz, który po dziś dzień pozostaje drażliwym tematem dla kibiców w Katalonii i Madrycie. Real zdemolował Barcę 11:1, ale wielu przekonuje, że stało się tak za sprawą presji ze strony faszystowskiego rządu i przywódcy kraju, generała Francisco Franco.
To nie był czysty mecz
Choć od tego wydarzenia minęło wiele dekad, do dziś mówią o nim zarówno kibice, jak i hiszpańscy historycy. To, co wydarzyło się na Estadio Chamartin, czyli poprzedniku Estadio Santiago Bernabeu, było absurdalne i dla wielu niezrozumiałe. Choć w 1943 roku Real Madryt i Barcelona prezentowali podobny poziom piłkarski, drużyna ze stolicy zdemolowała rywala z Katalonii wygrywając 11:1. Hiszpanie przez długi czas zadawali sobie pytanie czy prawdą są pogłoski, że przy wyniku tym palce maczali politycy, na czele z generałem Franco. Czy piłkarze Barcelony zostali zastraszeni?
To po prostu nie miało prawa się wydarzyć. Nie był to mecz drugoligowego kopciuszka z ligowym potentatem. Barcelona i Real rywalizowali o finał Copa del Generalismo (przemianowanego potem na Copa del Rey). W pierwszym meczu w Katalonii górą byli gospodarze, którzy ograli Real w efektownym stylu 3:0. Dziennikarze i opinia publiczna spodziewali się, że madrycka drużyna może zawalczyć w rewanżu. Każdy pukałby się jednak w głowę, gdyby powiedziano mu, że gospodarze strzelą jedenaście goli.
Po 45 minutach na tablicy widniał wynik 8:0. Po zmianie stron Los Blancos dołożyli jeszcze trzy gole, a Barca tylko jednego. Wszyscy, nawet niewtajemniczeni, wiedzieli, że coś jest nie tak. – Ciekawe jest to, że Real Madryt nigdy nie wracał do tego meczu, choć patrząc na końcowy wynik, mógłby latami naigrywać się z Barcelony. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. To nie była czysta piłkarska wygrana – powiedział na łamach Goal.com historyk Joan Barau.
Reżim generała Franco
Na początku lat 40. ubiegłego wieku Hiszpania nie była przyjaznym miejscem do życia. Kraj miał za sobą krwawą wojnę domową, a do władzy doszły siły nacjonalistyczne. Za sprawą udanego przewrotu wojskowego dyktatorskie rządy zaczął sprawować generał Franco. Pod koniec 1939 roku ogłosił się on władcą całej Hiszpanii. “Nasz reżim opiera się na bagnetach i krwi, a nie na obłudnych wyborach
– mówił Franco. Kiedy przywódca kraju twierdzi, że przemoc z użyciem broni jest rozsądniejszą opcją niż głosowanie, to można zakładać, że w kraju nie będzie normalnie – i przez kilka dekad w Hiszpanii nie było. Odczuć można było to nawet w takich dziedzinach jak futbol.
Walcząca w czasie wojny domowej po drugiej stronie Katalonia była zawsze solą w oku Franco. Nienawiść generała do obalonej przez jego siły republiki związana była między innymi z tym, że zarówno Katalonia, jak i Kraj Basków otrzymały sporą niezależność od Madrytu. Zdaniem Franco osłabiało to tożsamość narodową Hiszpanii. Po tym, jak doszedł do władzy, odrębność regionalna zaczęła być przy pomocy dekretów i przemocy zwalczana. Przeciwnicy polityczni generała, na czele z katalońskimi patriotami, trafiali na lata do więzienia lub byli zabijani.
Z czasem jedyną w miarę bezpieczną drogą otwartego buntu przeciwko władzy w Madrycie stał się stadion piłkarski. Jedynie tam bez strachu można było mówić po katalońsku. Tylko tam pojawiały się lokalne barwy i flagi. Nic więc dziwnego, że generał Franco nie pałał sympatią do klubu piłkarskiego z Barcelony.
Piłkarze byli zastraszani
Barca wygrała pierwszy półfinałowy mecz 3:0. Część historyków uważa, że reżimowe media, w pełni kontrolowane przez władze, otrzymały wtedy jasny sygnał do podgrzania atmosfery i mentalnego zniszczenia drużyny z Katalonii. Wszystko zaczęło się od artykułu Ernesto Teusa z dziennika Marca. Pisał on upokorzeniu Madrytu, do jakiego doszło w pierwszym meczu w Barcelonie i podkreślał, że w rewanżu chodzi nie tylko o wynik piłkarski, ale i o kastylijską, narodową dumę.
Kilku członków drużyny z Katalonii i trenerów mówiło po latach, że przed rozpoczęciem rewanżu groziła im policja. Autobus z piłkarzami miał umykać ulicami przed rozwścieczonymi mieszkańcami Madrytu. Artykuły w prasie i audycje radiowe rozpaliły ich tak bardzo, że mieli skandować hasła o rozlewie katalońskiej krwi. Nie przeprowadzono śledztwa, co dokładnie spotkało drużynę Barcelony. Część historyków mówi jednak, że piłkarzom ewidentnie przestało tamtego wieczora w Madrycie zależeć na futbolu.- Teraz już nic nie zdziałamy, bo na świcie nie ma już żadnego z tamtych piłkarzy. Oczywiste pozostaje jednak to, że przeciwnik musi przejść zupełnie obok meczu, by strzelić mu aż jedenaście goli – stwierdził historyk Joan Barau.
Pojawiły się pogłoski, że w przerwie meczu, gdy widniał wynik 8:0, piłkarze dyskutowali w szatni o tym, czy wychodzić na drugą połowę. Barcelona miała zostać wówczas zastraszona przez samego dyrektora do spraw bezpieczeństwa państwa. Nie miała wyjścia i musiała grać dalej. Barau nie ma wątpliwości, że polityka odegrała tutaj kluczową rolę. – Chodziło o to, by dać Barcelonie lekcję i upokorzyć klub jak żaden inny. Barca reprezentowała Katalonię, reprezentowała inny sposób myślenia, tak daleki od reżimowej wizji generała – mówił. Dawny piłkarz, Mingo Balmanya wspominał później, że na wielu stadionach, w tym w Madrycie, jego kolegów nazywano po prostu “katalońskimi psami”.
Franco wykorzystywał sukces Realu
Hiszpania do dziś w sprawie tamtego wydarzenia jest podzielona, a kibice w Madrycie i Barcelonie patrzą na to zdarzenie inaczej. Nie wszyscy historycy zgadzają się z tym, że palce w meczu z 1943 roku maczali współpracownicy Franco lub sam generał.
Faktem jest, że podczas pierwszych 14 lat jego rządów Real nie odnosił wielu sukcesów. Los Blancos nie zdobyli w tym czasie ani jednego mistrzostwa i tylko dwa Copa del Generalismo. Lepiej w tamtych czasach radziła sobie Barcelona. Franco znacznie bardziej zbliżył się do futbolu i klubu z Madrytu dopiero w latach 50. Ogromne sukcesy, zwłaszcza na arenie międzynarodowej, wykorzystywał do umacniania swojej pozycji i zdobywania sympatii wśród swoich rodaków.
Kibice z Katalonii pocieszali się faktem, że Real Madryt pozostał w 1943 roku bez trofeów. Drużyna, która wygrała półfinałowy dwumecz 11:4 przegrała w finale z Athletikiem Bilbao (1:0). Pamięć po ustawionym El Clasico została jednak w pamięci kibiców na lata. Niektórzy historycy uważają, że to właśnie ten mecz sprawił, że rywalizacja FC Barcelona z Realem stała się tak politycznie naładowanym wydarzeniem. W pewnym sensie pozostało tak po dziś dzień. Hiszpania jest już co prawda demokratycznym państwem, ale Katalonia nadal podkreśla swoją odrębność i domaga się niepodległości. Na szczęście na pierwszym jest futbol, a tło polityczne i historyczne nie ma już wpływu na wynik. Kolejny rozdział tej historii zapisany zostanie w sobotę o 21:00.
Komentarze