- Lechia Gdańsk pokonała Stal Mielec w meczu, który może zadecydować o tym, kto pozostanie w Ekstraklasie na kolejny sezon.
- Biorąc pod uwagę wszystkie różnice w jakości zarządzania Lechią i Stalą, można wysnuć wniosek, że Ekstraklasę należy trzymać jak najdalej od dzieci – które mogą się na przykładzie obecnego sezonu nauczyć, że kłamstwo popłaca, naiwni i uczciwi cierpią, los nagradza cwanych, a sekuje zapobiegliwych.
- Gdy dodamy do sytuacji na dole tabeli także inne świeże nauki płynące ze świata Ekstraklasy – jak choćby uniwersalna lekcja o tym, czy lojalność się opłaca na przykładzie Jana Urbana i Górnika Zabrze – możemy nabrać wątpliwości, czy faktycznie sport jest dobrym wychowawcą…
Oszczędnością i pracą ludzie się bogacą
Sport stanowi doskonałe narzędzie dla rodziców czy dla szkoły, jeśli chodzi o wychowywanie zwłaszcza tych najmłodszych uczniów. Ileż tu się znajduje uniwersalnych życiowych prawd, które warto przyswoić właśnie w pierwszych latach życia. Jeśli nie umiesz chodzić, nie pobiegniesz – rozwijaj się krok po kroku, wchodź szczebelek po szczebelku. Jeśli powtórzysz przysiady w poniedziałek, wtorek i czwartek, to pewnie w sobotę uda ci się zrobić więcej, niż na początku tygodnia. Jeśli oddasz sto rzutów do kosza, przy osiemdziesiątym pewnie zaczniesz trafiać częściej i częściej. Co nauczy dyscypliny i regularności lepiej niż praca nad swoim ciałem. Co nauczy konsekwencji, cierpliwości, ambicji i nieustępliwości bardziej namacalnie niż poprawianie własnych wyników lekkoatletycznych. A gdy dodamy jeszcze współzawodnictwo? Szacunek, zdrowa rywalizacja, fair play. W sportach zespołowych dochodzi jeszcze współpraca, poświęcenia, satysfakcja z wykazywania altruistycznej postawy. Bierzesz dowolne powiedzonko rodziców i znajdujesz kopę uzasadnień w sporcie.
Oszczędnością i pracą ludzie się bogacą. W życiu pewnie będzie ciężko to wykazać, szczególnie w późnym kapitalizmie, ale w sporcie? Uczciwe podejście i ciężka praca zawsze przynoszą efekty – może nie w postaci zwycięstw, bo i rywale przecież uczciwie tyrają na swój sukces – ale w postaci przekraczania własnych wyników, albo chociaż własnych ograniczeń. Nie mów “hop”, póki nie przeskoczysz. Dla chcącego nic trudnego. Mam tego dużo, jestem wuefistą, a przy tym też ojcem, który dostrzega, jak wielkie korzyści dla budowania moralności dziecka daje sport.
Zapytam więc wprost: czy Ekstraklasa to na pewno jest sport?
Bajka bez morału
Stal Mielec była stawiana na podium Ekstraklasy i to nie jest ani żart, ani fragment relacji “Przeglądu Sportowego” z lat siedemdziesiątych. Na podium Stal zakręciła się całkiem niedawno i to w doborowym towarzystwie Lecha oraz Widzewa. Chodziło naturalnie nie o wyniki na boisku, ale te bardziej złożone, Przewodniczący Rady Nadzorczej Pogoni Szczecin, Tomasz Brzozowski, na zorganizowanej w grudniu 2023 konferencji prasowej omawiał szczegółowo sytuację finansową szczecińskiego klubu, ale osadzając go w kontekście pozostałych klubów Ekstraklasy. To właśnie wtedy Stal usłyszała jeden z największych komplementów ostatnich lat.
– Zagrożenie zdolności spółki do kontynuacji działalności w rozumieniu KSH nie występuje w zaledwie trzech klubach Ekstraklasy – powiedział wówczas Brzozowski, a na zielono w prezentacji zaświeciły się właśnie Lech, najstabilniejszy klub w Polsce od wielu lat, Widzew, korzystający na ogromnych przychodach ze sprzedaży karnetów oraz właśnie Stal. Stal, która już mierzyła się z nową rzeczywistością po zmianie władzy w Polsce. Było jasne, że z klubu znikną fundusze ze Spółek Skarbu Państwa, że budżet Stali będzie malał, że potrzebne będą wpływy z innych źródeł – przede wszystkim z drogo sprzedawanych (a kupowanych tanio) zawodników. Czy istniało zagrożenie, że Stal po prostu upadnie? Jak pokazał czas – nie, ale też nie ma sensu lekceważyć położenia, w którym znalazł się klub. Nie co sezon uda się sprzedać Hamulicia, a nawet jeśli uda się sprzedać Szkurina, to przecież wiecznie taki stan rzeczy trwać nie będzie. Stąd bardzo oszczędne zarządzanie pieniędzmi ze strony klubu. Wąska, dość tania kadra. Pieniądze z praw telewizyjnych wydawane nie na taśmowo ściągane wzmocnienia z całego świata, ale budowanie budżetu bez zadłużania.
Stal Mielec nie jest może wzorcem, trudno się ekscytować szalenie zielonym Excelem, szczególnie, że przecież nawet rekordowe przychody ze sprzedaży klubowych oliwek z anchois nie zdołały Stali wywindować w okolice ekstraklasowego spokojnego środka. Ale Stal jest zdrowa. Co więcej – przeżyła chorobę, która uchodziła ze śmiertelną – wycięcie zaangażowania Spółki Skarbu Państwa. GKS Bełchatów po takim ruchu skończył w niższych ligach, Górnik Łęczna zaczął mieć problemy z regulowaniem bieżących zobowiązań, GKS Jastrzębie stanął nad przepaścią. A Stal? Stal zacisnęła pasa i przetrwała, w całkiem niezłym zdrowiu.
Zobacz również wideo: Kłopoty, kłopoty Stali Mielec
Do poniedziałkowego boju o utrzymanie stanęła z rywalem, który mógłby być jej odwrotnością. Lechia Gdańsk. Jak podał Piotr Potępa – trzy miesiące zaległości wobec pracowników, dwa wobec piłkarzy. Wcześniej zawieszona licencja. Już w I lidze liczne cyrki finansowo-organizacyjne. W Ekstraklasie zasłynęli m.in. tym, że Ruch Chorzów spłaciła za nich ligowa spółka. Niejasne powiązania właścicielskie, zaległości wobec licznych podmiotów, z których część nie może się doczekać kolejnych transz z Ekstraklasy, by od razu się tymi pieniędzmi zająć. Po jednej stronie ciężko pracujący syn – wieczorowo student, w dzień haruje fizycznie, by zarobić na utrzymanie oraz opłacenie czesnego. Po drugiej stronie utracjusz, którego stylem życia jest pożyczanie od rodziców. Stawka starcia? Kto dalej będzie mógł liczyć na pomoc rodziców z Ekstraklasy SA.
W każdej bajce wygrałby ten rozsądny pracuś, jego dom z cegły stanowiłby schronienie dla lekkomyślnego rodzeństwa, które swoje domy zbudowało ze słomy. Ale w Ekstraklasie Lechia wygrała 3:2, strzelając dwa gole w doliczonym czasie, jakby liga chciała jeszcze podkreślić dodatkowo – patrzcie, nie tylko utracjusz radzi sobie lepiej, on jeszcze sobie drwi ze smutasów z nosem w Excelu. Bezeceństwa, jakie wyrabiają scenarzyści Świnki Peppy z Tatą Świnką nie są tak oburzające jak rozstrzygnięcie zaproponowane w poniedziałek przez Ekstraklasę.
Lojalność to przeszłość
Oczywiście, oburzony byłem przede wszystkim niewychowawczym aspektem związanym z meczem Lechii Gdańsk przeciw Stali Mielec. Przy czym, jak zawsze podkreślam – mocno kibicuję lechistom, by ich klub dał im jeszcze mnóstwo radości. Ale może jednak w czasach, gdy rządzić będzie nim ktoś odrobinę częściej opłacający swoje zobowiązania? Natomiast – niewychowawczy mecz w tej niewychowawczej lidze to tylko wierzchołek góry lodowej. Bo przecież dzień później Górnik Zabrze znów rozstał się z Janem Urbanem. Znów w nie do końca jasnych okolicznościach, znów bez jakiejś konkretnej przyczyny, znów chyba trochę z rozczarowania, że 14-krotny Mistrz Polski obecnie jest zwykłym średniakiem, jak zwykły średniak gra, punktuje i buduje kadrę. Ale znów – co ja ma dziecku powiedzieć. Że status legendy, najpierw litry potu wylane na murawach, potem długie godziny przy lampce w gabinecie trenera, da się wykreślić jednym ruchem? Że poświęcenie Urbana dla Górnika wyceniono tak wysoko, że postanowiono jeszcze mu namieszać w CV? Dlaczego nie można było rozejść się jak ludzie, bez przedłużania wygasającego latem kontraktu? Z podaniem sobie rąk i wręczeniem ładnej patery okolicznościowej?
A Dariusz Adamczuk, właśnie rozstający się z Pogonią Szczecin, Pogonią, którą sam odbijał z rąk poprzednich właścicieli, wraz z kibicami powołując do życia “Pogoń Nową”? Nie chcę tutaj oceniać kompetencji Adamczuka jako dyrektora sportowego i współtwórcy sukcesów akademii Pogoni, bo i o tej roli nie warto zapominać. Chcę zwrócić uwagę na coś innego, właśnie życiowego, wykraczającego poza sport. Adamczuk budował Pogoń właściwie przez dekady. Poświęcał klubowi wiele, szczególnie w tym pierwszym okresie, gdy była to bardziej akcja ratunkowa, niż planowanie poważnego biznesu. Co zdążyłby popsuć, gdyby pozostał na swoim stanowisku do 2 maja? Zostały dwa tygodnie i Pogoń może zdobyć pierwsze trofeum w swojej blisko 80-letniej historii. Adamczuk, ważna część na tej 80-letniej linii czasu, na pewno miał duży udział w doprowadzeniu klubu do drugiego finału z rzędu – nawet jego najbardziej zagorzali krytycy muszą przyznać, że miał ogromny wpływ na kadrę, która ten sukces osiągnęła. Dlaczego teraz nie weźmie w ogóle udziału w całej imprezie? Nie zasłużył na to, nie zapracował? Nawet jeśli prawdą okażą się pogłoski o wątpliwościach nowych władz nawet nie tyle do jakości pracy Adamczuka, co wręcz do jego intencji – zostały dwa tygodnie, po których Adamczuk i tak pewnie usunąłby się w cień. A ukoronowanie procesu odbudowy, który własnoręcznie rozpoczynał, byłoby domknięciem tej historii.
Ekstraklasa a sport
Czyli tak: sport uczy cierpliwości i uczciwości. Ekstraklasa uczy, że Carver i piłkarze grający za obietnicę zapłaty mogą skasować bez trudu poukładaną Stal. Sport uczy szacunku. Ekstraklasa trochę rzadziej. Sport pochwala upór, cierpliwość i konsekwencję, Ekstraklasa potrafi wywindować do tytułu wicemistrza Polski Śląsk Wrocław Davida Baldy. Sport uczy, że nie ma nic za darmo, a Ekstraklasa, że jest, o ile się bardzo mocno Lechia postara. Sport nie toleruje cwaniaków, wypluwa leniwych, weryfikuje oszustów i złotoustych, odsiewa mistrzów słowa od tych, których żywiołem są czyny. Sport jest piękną przygodą i nauką, jest uniwersytetem wartości i narzędziem wychowawczym. Ekstraklasa… jest piękną przygodą.
Ale w tym świetle nie wiem, czy Ekstraklasę można mieszać ze sportem. A i nie jestem do końca pewny, czy Ekstraklasę i jej podejście do kwestii wychowawczych powinno się w ogóle pokazywać dzieciom.
Komentarze