Tan Kesler, dyrektor Pogoni: Przyszłość Koulourisa? Stanowisko klubu jest jasne [NASZ WYWIAD]

Tan Kesler objął niedawno stanowisko dyrektora zarządzającego Pogoni Szczecin. Turek z doświadczeniem w angielskiej Championship opowiada w wywiadzie dla goal.pl o swojej piłkarskiej drodze, największych osiągnięciach i planach z Dumą Pomorza.

Tan Kesler i Alex Haditaghi
Obserwuj nas w
Biuro Prasowe Pogoń Szczecin Na zdjęciu: Tan Kesler i Alex Haditaghi

Z Anglii do Polski

Ostatnie miesiące były bardzo trudne dla kibiców Pogoni Szczecin. Klub znalazł się na ostrym zakręcie, w pewnym momencie były nawet obawy, że Duma Pomorza może pójść całkiem na dno. Ostatecznie klub trafił w ręce Alexa Haditaghiego, który od początku burzliwych negocjacji podkreślał, że jeśli przejmie klub, to na co dzień będzie nim zarządzał Tan Kesler.

Turek to zaufany człowiek Haditaghiego, choć znają się od niedawna. Niemniej kanadyjski biznesmen całkowicie ufa byłemu wiceprezesowi Hull City (pracował tam od stycznia 2022 roku do października 2024) i stąd właśnie obecność Keslera w Szczecinie. Droga tureckiego działacza do polskiej piłki była dość długa i wiodła przez różne kraje i funkcje. W obszernym wywiadzie dla goal.pl Kesler opowiada o tym co było i o tym co chciałby osiągnąć z Pogonią.

Piotr Koźmiński, goal.pl: Ma pan duże doświadczenie z pracy w Hull City. Jak można je spożytkować w Pogoni? Wiem, że to trochę inne światy, ale… Co tam się udało, co warto powtórzyć?

Tan Kesler, dyrektor zarządzający Pogoni Szczecin: 

Co do Hull City… Najważniejsze co zrobiliśmy, to bardzo wyraźne powiększenie bazy kibiców. O prawie 200 procent. Przed naszym przybyciem było 5500-7500 widzów na meczach, a zdarzało się osiągnąć 22 tysiące przy 24 tysiącach pojemności stadionu. Nie było to łatwe, ale dokonaliśmy tego docierając do kolejnych kibiców. Mocno postawiliśmy na komunikację z fanami. Wiem, że każdy klub się komunikuje z kibicami na różne sposoby, ale my poszliśmy dalej.

Postanowiliśmy: cokolwiek pytają, starajmy się odpowiedzieć. Twitter, TikTok, wszelkie możliwe platformy. Mieliśmy zespół medialny, który odpowiadał na wszystkie zapytania. Oczywiście, były pewne wewnętrzne kwestie z szatni, których nie pokazywaliśmy na zewnątrz, ale to jasne. Daliśmy natomiast fanom ekskluzywne treści – żeby mieli pojęcie, co robimy i jak się rozwijamy. To mocno wpłynęło na przyciągnięcie kolejnych kibiców. Do tego stopnia, że mieliśmy sold outy na niektórych spotkaniach, co w historii Hull nie było ani takie oczywiste, ani takie częste.

I jak to można odnieść do Pogoni?

Różnica polega na tym, że na Pogoni dobra frekwencja już jest. Natomiast teraz musimy po prostu lepiej poznać naszych kibiców, bo zdaję sobie sprawę, że jako organizacja nie znamy ich jeszcze wystarczająco dobrze. A im lepiej, dogłębniej ich poznamy, tym łatwiej będzie im przekazać to, co chcemy zrobić.

Zobacz także: Irytujące zachowanie piłkarzy i trenerów w Ekstraklasie (VIDEO)

Pod względem piłkarskim Championship i Ekstraklasa… Widzi pan więcej różnic czy podobieństw?

Championship to jedna z najtrudniejszych lig, moim zdaniem, w pewnych kategoriach nawet najtrudniejsza na świecie. Długość sezonu mówi sama za siebie. A Ekstraklasa? To rozwijający się rynek. Polska liga jest bardzo konkurencyjna, co roku inna drużyna może zdobyć trofeum. A co do Pogoni to myślę, że musimy trochę poprawić naszą filozofię piłkarską. Ale jest silna chemia między zawodnikami i trenerem. Podoba mi się, co robi nasz zespół, jak się zjednoczył. Mimo niedawnych problemów trzymają się razem i przetrwali ten trudny okres. A teraz dzięki Alexowi chcemy dać klubowi szansę na dalszy rozwój.

Natomiast co do przeniesienia moich doświadczeń. To nie jest takie 1:1. Że bierzesz przepis z restauracji w Anglii i gotujesz to samo w Polsce. Tak to nie działa, bo każdy projekt jest inny. Najważniejsze to zrozumienie DNA naszego klubu, co starałem się robić, oglądając mecze Pogoni przez ostatnie sześć miesięcy, a także śledząc polską piłkę przez ostatni rok. Natomiast myślę, że w pewnym sensie mam unikalne doświadczenia. Jestem Turkiem, mieszkałem w Anglii, studiowałem w USA, więc byłem w różnych środowiskach, również piłkarskich, pracowałem w różnych regionach. Myślę, że w polskim środowisku piłkarskim jest szansa dla takich menedżerów jak ja.

Co uważa pan za swój największy sukces w Hull City? Może częściowo odpowiedział pan, wspominając powiększenie bazy kibiców. I od razu – czego najbardziej żałuje pan z tych czasów w Anglii? Czego się nie udało dokonać?

Moja filozofia jest taka, żeby niczego nie żałować. Jako menedżer podejmuję bardzo dużo decyzji. Staram się ich potem nie rozpamiętywać, tylko iść do przodu. Oczywiście analizuję wszystkie decyzje, które podejmuję, ale nigdy ich nie żałuję. Natomiast wiadomo – szkoda, iż Hull City nie udało się awansować do play off. Zabrakło nam jednego punktu. Może awansowalibyśmy do Premier League, bo w tamtym sezonie pokonaliśmy wszystkie drużyny, które ostatecznie awansowały, u nich i u nas. Jedynie tego żałuję. Ale generalnie czuję się zaszczycony i uprzywilejowany, że pracowałem dla takiego klubu jak Hull. Doceniam każdy spędzony tam moment.

A wracając do sukcesów W trzy lata mieliśmy prawdopodobnie rekordową sprzedaż na poziomie Championship. Większość klubów, które spadają z Premier League, musi pozbyć się wielu zawodników.  Zajmuje im to 2-3 lata. Generują przez to 60- 70 milionów sprzedaży w Championship. A w naszym przypadku osiągnęliśmy to bez awansu i bez spadku, bez pieniędzy z tak zwanego “spadochronu”. Myślę, że jedną z moich umiejętności jest to, że stworzyłem bardzo dobry model sprzedażowy. Inwestowaliśmy w określonych zawodników, a potem osiągnęliśmy rekordowe transfery w Championship w trzy lata.

POLECAMY TAKŻE

Konkretne przykłady?

Choćby Keane Lewis-Potter, który teraz gra w Brentford. Sprzedaliśmy go za 20 milionów w momencie gdy jego wycena oscylowała wokół 700 tysięcy. Z kolei Jacob Greaves poszedł ostatecznie za 18 mln do Ipswich. Kolejny przykład to Jayden Philogene. Kupiliśmy go z Aston Villi i następnie sprzedaliśmy go tam z powrotem. Z bardzo dużą przebitką (wg Transfermarkt Hull kupił Philogene z AV za 5,8 mln euro, a odsprzedał rok później za 16 mln). A potem oni sprzedali go za jeszcze większe pieniądze do Ipswich (wg Transfermarkt za 23 mln). Generalnie z małego klubu, balansującego na granicy League One i Championship zrobiliśmy dużo większy projekt, który trzy lata z rzędu był kandydatem do play off, do awansu do Premier League. Myślę, że z tego wszystkiego naprawdę mogę być dumny. 

Krótka przygoda w Irlandii

Jako działacz Hull City trafił pan do zarządu English Football League jako przedstawiciel Championship. Co to dla pana oznaczało?

To coś, z czego jestem bardzo dumny.  Bo znowu… Nie sądzę, by jakikolwiek członek zarządu EFL był obcokrajowcem. Może w przeszłości tak, ale nie teraz, nie w tamtym czasie. A ja miałem przywilej być wybranym, otrzymując 75% głosów. To była oznaka zaufania, przekonania ludzi, że to, co robimy, jest słuszne i może pomóc angielskiej piłce w rozwoju, w bardzo różnych aspektach. Po odejściu z Hull musiałem się rozstać z EFL, ale to było niesamowite doświadczenie. Zresztą, mam nadzieję, że uda mi się zrobić to samo w Polsce, to znaczy wejść w skład organu, który ma wpływ na rozwój Ekstraklasy.

W czasach, gdy działał pan w Hull City zakupiliście też irlandzki klub Shelbourne, ale ta przygoda trwała bardzo krótko. Dlaczego tak szybko zrezygnowaliście z tego projektu?

Doceniam to pytanie, bo z reguły nikt mnie nie pyta o Shelbourne. W tamtym czasie chcieliśmy mieć kilka klubów. Mieliśmy wielu zdolnych chłopaków w akademii, którym trudno jednak było się przebić do pierwszego zespołu. A Shelbourne to znany klub, z tradycjami. Z Irlandii, czyli to było blisko nas. Daliśmy im wielu naszych zawodników, wygrali ligę, mieli świetnego trenera, potem zagrali w Lidze Konferencji. Ale różnica między ligą irlandzką a Championship była jednak zbyt duża. Doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy czegoś innego. I ostatecznie oddaliśmy Shelbourne i zaczęliśmy działać ze słoweńskim Mariborem. 

A co przekonało pana do współpracy z Alexem Haditaghim? To nie jest tak, że znacie się od lat..

Nie, nie. Znamy się od roku.

I jak się poznaliście?

Mamy  wspólnego przyjaciela, a w zasadzie dwóch. I oni nas ze sobą “skojarzyli”. Alex rozglądał się za inwestycją w klub piłkarski. Zaprosiłem go na mecz Hull City, bardzo mu się spodobało. Powiedział mi wtedy, że ma nadzieję, iż któregoś dnia będziemy razem pracować. Odpowiedziałem, że w tym momencie mam pracodawcę, ale w przyszłości kto wie… A reszta to wiadomo. Pół roku temu po raz pierwszy pojawiliśmy się w Pogoni, a teraz jesteśmy tu już na dobre.

Tylko u nas

Pracował z Kariusem i Quaresmą

W pańskiej piłkarskiej działalności był też czas, gdy pracował pan jako agent piłkarski.

To prawda, a jeszcze wcześniej byłem menedżerem w tureckiej federacji piłkarskiej, przy reprezentacji narodowej. Wtedy brałem udział w niemal wszystkich kursach organizowanych przez UEFA. W kilka lat uzyskałem 18-19 certyfikatów. To jedna z moich pasji, kocham się uczyć. Natomiast co do działalności jako agent. Agenci często są źle postrzegani, nie są zaliczani do rodziny piłkarskiej. Bo z definicji rodzina piłkarska to zawodnicy, działacze, federacje. Ale do agentów wielu ludzi podchodzi sceptycznie. Tymczasem jestem dumny z tego co w tej działalności osiągnąłem.

Z kim najbardziej znanym pan współpracował? Z Quaresmą?

Tak, również z Loriusem Kariusem, Abdoulaye Diabym czy DeAndre Yedlinem. Tyle że tak naprawdę działałem szerzej. Bo byłem też pośrednikiem przy różnych transakcjach, sprzedażach klubów, umowach sponsorskich. O niektórych mogę mówić, o innych nie. Tak naprawdę to ja doprowadziłem do tego, że mój były już szef (turecki biznesmen Acun Iicali) kupił Hull City. Zawsze starałem się znajdować rozwiązania do klubów, choćby właśnie przez sprawienie, iż trafiały tam pieniądze. Również dzięki transferom na takie rynki jak ZEA, Chiny czy Anglia. Lubiłem tę pracę, wykonywałem ją przez pięć lat, w żaden sposób się nią nie zmęczyłem. Ale też zawsze sam starałem się kreować moje przeznaczenie, to co będę robił. A zarządzanie klubem na liście moich priorytetów było bardzo wysoko.

Znów ma pan okazję ku temu, tym razem w Pogoni. To, że początki są trudne, to wiemy. Co zrobiliście w kwestii czyszczenia długów też wiemy, z wpisów Alexa. To co jest teraz takim największym wyzwaniem na krótką metę? Nie mówię o celach długoterminowych…

Myślę, że przywrócenie zaufania do ludzi i instytucji, z którymi współpracujemy, wliczając w to piłkarzy. Jesteśmy w Pogoni od niedawna, wiemy jak wiele problemów trzeba było rozwiązać natychmiast. Nie żalę się tu, bo wiedzieliśmy na co się piszemy. Klub był o 18 godzin od tego, aby nie zagrać w Ekstraklasie w następnym sezonie. Był o włos od tego, że mógł się nie odbyć kolejny mecz Pogoni. Spłaciliśmy zaległości wobec piłkarzy. Nie mamy żadnych długów względem zawodników z obecnego składu.

Wyczyściliśmy zaległości dotyczące spraw licencyjnych i wiele innych. Oczywiście, przed nami jeszcze długa droga. Natomiast nie możemy też zapominać o tym, co w sumie najważniejsze: o boisku. Chcemy zbudować dobry zespół na przyszły sezon, ale w tym momencie jeszcze nie czas na szczegóły. Teraz najważniejsze jest przygotowanie do finału Pucharu Polski. W żaden sposób nie chcemy rozpraszać naszej drużyny. Najważniejsze, aby mogła się skupić na tym zadaniu.

No właśnie. To spotkanie zapowiada się niezwykle ciekawie. Dla Legii to trochę walka na śmierć i życie, bo brak pucharów będzie oznaczało stratę rzędu 50 mln złotych, co wstrząsnęło by klubem. A jakie jest wasze podejście? Nie pytam, czy chcecie wygrać, bo to oczywiste. Pytam jednak jak bardzo przyszłość klubu zależy od wyniku tego meczu.

Przegranie drugiego finału z rzędu byłoby dewastujące dla naszych kibiców. Czy chcę przeżyć coś takiego? Oczywiście, że nie. Dla nowych właścicieli Pogoni, dla naszych fanów ten mecz jest więc nawet ważniejszy niż dla Legii. Oczywiście, że chcemy go wygrać. Sprawy Legii to sprawy Legii, nie wtrącam się w nie. Poznałem właściciela klubu, szanuję go, mam nadzieję, że będziemy współpracować na różnych polach, dla dobra polskiej piłki.

Niemniej dla nas PP to wielka szansa na napisanie historii, zdobycie pierwszego tytułu. Uważam, że w krótkim czasie udało nam się dużo zdziałać w Pogoni. Uratowaliśmy klub, staramy się go wyprowadzić na prostą. Niemniej zdobycie Pucharu Polski jest wielkim celem. W jakimś sensie jesteśmy z Aleksem szczęściarzami, że mamy możliwość uczestniczenia w tym. Tyle że nie wzięliśmy się w tym wszystkim z przypadku. Dla niektórych obserwatorów z zewnątrz może to wyglądać tak, że pojawiliśmy się szybko, ale przecież tak nie było. 

Natomiast co do finansów. Jeśli, odpukać, przegramy finał, to nie zagrozi to naszej stabilności, nie zagrozi naszemu rozwojowi. Nasz cel  jest jasny: walka o 3-4 miejsce każdego roku. Polska będzie wkrótce miała o jedną drużynę więcej w pucharach…

Tak, będzie pięć drużyn…

I my chcemy być w tym gronie. Natomiast jeszcze raz: ewentualna porażka nie zmieni naszych planów. Natomiast jeśli wygramy, to dynamika zdarzeń na pewno będzie większa.

Jeszcze nie czas na rozmowy o kontraktach

Przez dynamikę zdarzeń rozumie pan zapewne na przykład wzmocnienia drużyny. A proszę powiedzieć: jak wygląda sprawa z Koulourisem? On jest w ogóle do zatrzymania? Rozmawialiście o tym? Pewnie będzie królem strzelców, więc zatrzymać go będzie ciężko. Z drugiej strony nie jest piłkarskim młodzieniaszkiem, w Pogoni czuje się świetnie, więc sam nie mam pewności co tu się może wydarzyć… Kontrakt ma do lata 2026.

Spotkałem się z Koulourisem kilka razy, to znaczy ja i Alex spotkaliśmy się z nim rozmawiając na różne tematy. To chłopak o świetnym charakterze. Jest bardzo pozytywnie nastawiony, szuka rozwiązań, a nie problemów. Sam świetnie się tu zaadaptował, a teraz pomaga młodszym. Co do wieku. Myślę, że jest w najlepszym okresie dla napastnika. A co do przyszłości. Zainteresowania nie brakuje. Niektóre kluby pytały mnie o niego, inne zwracały się do Alexa. Nasze stanowisko jest jasne: chcemy, żeby Koulouris został z nami na długo. Na pewno więc podejmiemy próbę, aby go do tego przekonać.

Ale żeby być precyzyjnym: zaproponowaliście mu już przedłużenie kontraktu, czy jeszcze nie?

W tym momencie nie rozmawiamy z żadnym z naszych piłkarzy o kontraktach. Z prostego powodu: to nie czas na to. Jak wspomniałem, w tym momencie piłkarze mają się skupić na końcówce ligi i finale Pucharu Polski. Nie chcemy ich w żaden sposób rozpraszać.

A co pan powie o działalności Nilo Efforiego? Z jego wyprawy do Ameryki Południowej wynika, że Pogoń ma nowego kibica – Neymara, który zapozował z koszulką. Oczywiście trochę żartuję. Ale czy poza tym zdjęciem Effori jeszcze coś załatwił?

Spotkał się z kilkoma klubami, między innymi z Fluminense. Generalnie po tym jak poznaliśmy Nilo, to stwierdziliśmy, że ma kontakty i kompetencje, które nam mogą pomóc. Stąd właśnie pomysł, aby działał jako nasz przedstawiciel poza Polską, żeby pomógł nam tam, gdzie my nie sięgamy – na przykład właśnie do Ameryki Południowej. Żebyśmy mogli dzielić się wiedzą, rozgrywać mecze towarzyskie. Bo prawda jest taka, że mamy nowy stadion, który potrzebuje więcej wydarzeń. Chcemy dzięki takim eventom zarobić więcej pieniędzy dla klubu. I jesteśmy zdania, że na tym polu Nilo może nam pomóc. Ma kontakty w Anglii i w portugalskojęzycznym świecie.

Generalnie chcemy stworzyć coś na kształt gremium złożonego ze znanych ludzi ze świata piłki, którzy w pewien sposób mogliby pomóc Pogoni, również w promowaniu jej za granicą. Kibice mogą być pewni, że tego typu osoby będą się pojawiały na naszych meczach.

Kiedy, jak się wydawało, straciliście szansę na kupno Pogoni, zainteresowaliście się innymi polskimi klubami. Wiem, że doszło do waszego spotkania z Lukasem Podolskim, bo braliście też pod uwagę Górnik. Co pan może o tym powiedzieć?

Lukas Podolski jest piłkarską legendą. Jest też bardzo sprawnym biznesmenem, a dla samego Górnika Zabrze zrobił bardzo dużo. Bardzo mocno identyfikuje się z klubem, chce go kupić i według mnie ma do tego narzędzia. Natomiast dla nas Pogoń zawsze była…

Miłością od pierwszego wejrzenia?

Tak można to nazwać. Kiedy więc pojawiła się szansa kupienia jej od Nilo, nie zastanawialiśmy się ani chwilę. Poza tym biznesplan musi się zgadzać. Nie chcieliśmy kupić klubu tylko po to, aby go kupić. Chcieliśmy mieć możliwość wcielania w życie naszych pomysłów, wizji. A wracając do Lukasa. To były bardzo fajne rozmowy, ale jeszcze raz: nasze serca i głowy wciąż były w Szczecinie. Zatem tak, interesowaliśmy się polskimi klubami, bo wierzyłem i wierzę nadal, że polska liga jest bardzo ciekawa dla inwestorów. Moim zdaniem wielu z nich powinno się zainteresować Ekstraklasą. 

To jak wyglądałaby Pogoń pańskich marzeń? Jaką drogę powinien przejść klub, aby stwierdził pan: tak, warto było w to wejść!

W idealnym scenariuszu to klub, który promuje talenty z akademii do pierwszego zespołu, a następnie sprzedaje je do topowych lig. Przynajmniej jeden taki transfer na sezon. Uzyskane pieniądze wracają do klubu i są odpowiednio wykorzystane. Pogoń moich marzeń to też klub wolny od długów. To klub, który ma luksus spokojnego działania, a nie działania z nożem na gardle. Wprawdzie ja i Alex lepiej działamy pod presją, ale ciągła presja też nie jest zdrowa. Ani dla ludzi, ani dla organizacji.

Język polski? Już się uczy

A sportowo? Top 3, zdobycie mistrzostwa? Kto nie chciałby być mistrzem?

Każdy by chciał. My też. Ale jeśli narzucilibyśmy sobie z Alexem hasło że chcemy wygrać ligę w ciągu pięciu lat, trzech, czy roku, to byłoby to zaprzeczeniem tego wszystkiego o czym mówiłem ci do tej pory. Czyli, o stabilnym rozwoju klubu. Bo tu nie chodzi o to, aby stworzyć w jednym sezonie bardzo drogi skład, a w drugim mieć z tego powodu kłopoty. Oczywiście mamy marzenia, plany, wizje… Ale nie wszystko da się zaprogramować.

Będziemy o to walczyć, chcemy tu zrobić coś monumentalnego, coś, czego w Pogoni nie zrobiono jeszcze nigdy. Nasz klub powstał w 1948 roku, ale nie ma jeszcze żadnego trofeum. W mojej opinii wymaganie więc od nowych właścicieli zdobycia trofeum w tak krótkim czasie byłoby trochę nie fair. Natomiast jeszcze raz: naszym ostatecznym celem jest zrobienie czegoś, czego ten klub jeszcze nie doświadczył.

Zamierza się pan uczyć języka polskiego, czy angielski tutaj wystarczy?

Oczywiście, angielski jest bardzo wygodny do komunikacji. Ale tak naprawdę już uczę się polskiego, z pomocą różnych aplikacji i poprzez codzienne funkcjonowanie w klubie. To trudny język, ale mam taki cel, aby opanować go w takim stopniu, żeby móc komunikować się z trenerami, piłkarzami czy innymi pracownikami klubu.






Komentarze