- Spisując niedoróbki kadencji Cezarego Kuleszy nie jest trudno dojść do wniosku, że kilka by się znalazło
- Nazywając słowa po imieniu – jest to kompromitacja
- Dużo większa niż afery wizerunkowe, które w gruncie rzeczy nie miały większego przełożenia na jakość piłki w Polsce
Zniknięcie afer to nie powód do pochwał
Po serii afer związanych z PZPN-em kierowanym przez Cezarego Kuleszę, nastąpiło długie wyciszenie. Dawno nie było nic o kieliszkach, szemranych postaciach w samolocie, czy baronach doprowadzających piłkarzy do uczucia zażenowania. Ale przecież nie możemy za to postawić plusika przy nazwisku prezesa – z czystego szacunku. Przecież on sam by tego nie zrobił tylko dlatego, że brak głośnych afer zastąpił głośne afery – prezes bez wątpienia wymaga od siebie więcej. W skali, do jakiej byliśmy zmuszeni przywyknąć w latach 2022 i 2023, mimo wszystko mówimy jednak o postępie.
Piszę ten tekst po tym, jak nagromadziło się całkiem sporo spraw wokół sędziowania meczów w Polsce – meczów piłkarskich, dodajmy, jednocześnie zaznaczając, co oznacza trzecia literka w skrócie PZPN. Jakkolwiek miałbym dobrą wolę, by źródło problemu widzieć gdzieś indziej, nie da się. Miesiąc temu z sędziowaniem było źle, trzy miesiące temu – źle, rok temu – też źle, choć chyba nieco lepiej niż obecnie. Nawet trend nie działa tu na korzyść. A później zacząłem układać sobie w głowie, co w tej polskiej piłce, sterowanej z biurowca na warszawskiej Ochocie, nie działa i wyszło mi, że przy tym całym bajzlu wwiezienie morza alkoholu do Kataru to naprawdę małe – nomen omen – piwo.
Oglądaj także: Wiatr zmian wśród sędziów
Cezary Kulesza chciałby, by rosnąca w Europie pozycja Polski jako dobrego gospodarza, z piękną infrastrukturą mogącą zapewnić godziwe warunki dla młodzieżowych lub kobiecych turniejów, była wizytówką jego kadencji. Tylko co to daje poza jednym, efektownym dniu w kalendarzu. Ugościmy finał Ligi Konferencji? Super, ale Albania też ugościła – i nie wiem, czy wpłynęło to na poprawę sytuacji tamtejszego futbolu. Superpuchar Europy? Gruzja, Macedonia, Estonia i Finlandia też to miały u siebie. Dziesięć lat temu Warszawa zorganizowała finał Ligi Europy – jeśli miałoby się to przełożyć na jakość piłki w kraju, raczej byśmy tego już doświadczyli.
PZPN i lista wstydu
Doświadczamy za to czegoś innego. Nie ma weekendu bez sędziowskiego skandalu – chyba że w środku tygodnia akurat grany jest Puchar Polski, to już nie tylko weekendu. O budowie centrum VAR, które przynajmniej część problemów by rozwiązało (brak tylu podróży sędziów, możliwość obsadzenia meczów sędziami wyspecjalizowanymi w VAR, rozwiązanie problemów z łącznością, na którą musi mieć wpływ doraźne rozwijanie kabli przed każdym meczem) Marcin Animucki z Ekstraklasy pierwszy raz wspominał bodajże trzy lata temu. Wciąż mówimy o tym, jak o planie.
Z pomocą nie przychodzi UEFA. Pierwszy raz od dawna żaden z polskich sędziów nie będzie pracował przy obsłudze meczów w europejskich pucharach już na etapie 1/8 finału rozgrywek. Żaden – oprócz Szymona Marciniaka – w europejskiej centrali nie jest ceniony na tyle, by liczyć na dostanie szansy w kolejnych rundach Ligi Mistrzów. Jest więc z jednej strony zapaść, z drugiej brak rozwoju. Jest też stagnacja, bo mimo rosnącej liczby błędów, kręcimy się wokół tych samych nazwisk. W ciągu dwóch ostatnich lat w Ekstraklasie debiutował jeden sędzia główny na sezon. Jeśli ktoś szuka przyczyn ostatnich wydarzeń i nie dostrzeże ich w polityce zarządzania kwestią sędziowską, to pewnie nigdy ich nie znajdzie. Mniej więcej w tym miejscu na mapie wydaje się znajdować PZPN.
Swoją drogą to też wpisuje się w jestestwo prezesa związku. Cezary Kulesza nigdy nic nie wie. O aferze premiowej usłyszał wraz z całym krajem. Stasiaka do samolotu zaprosił mu nieodpowiedzialny sponsor – poniekąd symbolicznie pod umową ze spółką odpowiedzialną za przyprowadzanie sponsorów też nie ma jego podpisu (choć prawda – zgodnie ze statutem wcale nie musi go tam być, podpisali się Łukasz Wachowski i Henryk Kula). O tym, że klubom nie podoba się robienie ich w konia w sprawie przepisu o młodzieżowcu – jak prezes twierdził w Jachrance – też został uświadomiony w grudniu 2024. Jakieś dwa lata po każdym kibicu w kraju.
- Czytaj także: “Działacz z lat 90. Wyrósł z nienawiści do Bońka”. Jak Henryk Kula stał się pierwszym po Kuleszy
Związek chętnie – i słusznie – pochwali się wynikami reprezentacji młodzieżowych (a ostatnio też kobiecych), które z rzadko spotykaną w Europie częstotliwością kwalifikują się na imprezy mistrzowskie. Natomiast pod tą ciepłą pierzynką czai się – parafrazując cytat z “Kilera” – niedociągnięć.
Od półtora roku PZPN nie jest w stanie rozwiązać problemu z bojkotowaniem kibiców Wisły Kraków, poniekąd przyklepując kolejne uzasadnienia klubów. Przez kilkanaście miesięcy nie miało znaczenia, czy powodem jest nagły remont sektora gości, brak zgody policji (która czasami sama nie wiedziała, że się nie zgadza), czy “nie, bo nie”. Nic dziwnego, skoro jeszcze w listopadzie 2024 PZPN na nasze pytanie o kontrolę wniosków klubów (o wyłączenie udziału kibiców gości) odpowiedział:
“PZPN pełni funkcję nadzorującą, a nie prewencyjną w kwestii rozgrywek szczebla centralnego. Z uwagi na dużą liczbę spotkań w tygodniu (kilkadziesiąt), sprawdzanie wniosków klubów, w tym prawdziwości opinii policji, odbywa się dopiero po złożeniu formalnego wniosku przez klub gości kwestionujący zasadność decyzji gospodarza. PZPN nie prowadzi prewencyjnej weryfikacji opinii policji złożonych przez kluby w momencie podejmowania decyzji o niewpuszczeniu kibiców gości. Podobnie jak w przypadku opinii policji, PZPN nie prowadzi prewencyjnej weryfikacji informacji o pracach remontowych podanych przez kluby. Sprawdzanie tych informacji może mieć miejsce jedynie w sytuacji, gdy klub gości zgłosi formalny sprzeciw i kwestionuje zasadność odmowy wpuszczenia kibiców na stadion. W takim przypadku PZPN może podjąć działania nadzorujące w celu oceny czy decyzja klubu gospodarza była uzasadniona”.
Czyli PZPN daje sobie prawo do powiedzenia tydzień po meczu, że jednak kibice gości powinni być wpuszczeni. Zimą miało się to zmienić, bo związek zaostrzył własne przepisy. Na tyle mocno, że fani Wisły nie zobaczyli ani meczu w Gdyni, ani nie zobaczą w Legnicy.
Przyznawanie licencji na grę w Ekstraklasie odbywa się w ramach przepisów, które są na tyle dziurawe, że w krytycznym momencie liga musi przyspieszać przelew transzy do Gdańska, by uniknąć paraliżu rozgrywek
Wizyta Stasiaka w Mołdawii była wstydliwa, ale jedynie symboliczna, nie mająca wpływu na nic poza wizerunkiem. Ale to, co wyżej, pokazuje pomysłów lub kontroli (albo jedno i drugie) nad sprawami kluczowymi. Wewnątrzzwiązkowi Kuleszo-sceptycy zarzucają prezesowi, że to efekt skupienia na liczeniu głosów potrzebnych do wygrania wyborów, kosztem spraw, które po prostu trzeba rozwiązać.
Superpucharu 2024 – nie ma, przynajmniej do marca 2025.
Puchar Polski – jest, ale wrzucony gdzieś w środek tygodnia, w obiadowe godziny i aż do ćwierćfinałów nie wygląda na rozgrywki, o których prestiż ktokolwiek by dbał.
Zwodzenie klubów w sprawie przepisu o młodzieżowcu – trwało latami.
Kontroli wrogich przejęć klubów, przez co Pogoń Szczecin może znaleźć się w rękach człowieka, za którym nie stoi choćby jedno euro – nie ma.
Grunt, że będzie coś innego. Wystąpienie prezesa, na którym tuż przed następnymi wyborami pochwali się sukcesami swojej kadencji. Za porażki nie odpowia.
O porażkach nie wiedział.
Komentarze