We wtorkowym meczu Juventusu z FC Porto (3:2) Wojciech Szczęsny obronił kilka strzałów, ale nie zdołał pomóc drużynie w awansie do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Jego interwencja z dogrywki, która przyniosła gola gościom, jest szeroko komentowana na świecie. – Moim zdaniem ta sytuacja obciąża jego konto – mówi serwisowi Goal.pl Adam Matysek, były bramkarz reprezentacji Polski.
Feralna sytuacja
To była 115. minuta meczu. Juventus prowadził 2:1 i jeśli tym wynikiem zakończyłaby się dogrywka, o awansie decydowałyby rzuty karne. Porto wyglądało na bardzo zainteresowane takim rozwiązaniem, bo odkąd grało w osłabieniu po czerwonej kartce dla Mehdiego Taremiego, to mistrzowie Włoch mieli ogromną przewagę. Wtedy jednak w dziecinnie łatwy sposób dał się ograć Weston McKennie, który swój błąd próbował naprawić faulem. To dało Porto rzut wolny i tym samym jedną z nielicznych okazji, by zaniepokoić Szczęsnego.
Do piłki podszedł Sergio Oliveira, uderzył po ziemi, futbolówka w jakiś sposób przeszła przez mur, by po ręce Polaka wpaść do siatki i de facto zakończyć marzenia Juventusu o miejscu w najlepszej ósemce Europy. Sytuacja wzbudziła wiele kontrowersji, bo jak wyraźnie widać na powtórkach, mur na linii pola karnego stał tylko teoretycznie. Fatalnie zachował się zwłaszcza Cristiano Ronaldo, który po uderzeniu Oliveiry odwrócił się, jakby nie chciał dostać piłką. Nie mógł zatem kontrolować jej lotu i przepuścił ją między nogami.
To podzieliło ekspertów – czy można zatem winić Wojciecha Szczęsnego, który nie mógł się spodziewać, że jego koledzy z taką łatwością przepuszczą piłkę?
Rozmawiamy z Adamem Matyskiem
34-krotny reprezentant Polski nie ma tu wątpliwości i jest prawdopodobnie w mniejszości twierdzącej, że wina leży głównie po stronie Polaka.
Czy Wojtek Szczęsny popełnił błąd?
Wydaje się, że na pewno mógł zrobić coś więcej, choć drużyna mu nie pomogła, bo mur się kompletnie rozpadł. Są pewne zasady przy tworzeniu muru i ustawieniu bramkarza, które mają unieszkodliwić dobry strzał, ale tutaj nie mieliśmy do czynienia z jakimś bardzo precyzyjnym uderzeniem. Nie było też na tyle mocne, żeby nie dało się tej piłki odbić. Myślę, że Wojtek jest tego świadomy i bierze to na swoją klatę. To był cały łańcuszek błędów, a Wojtek był jednym z jego autorów.
A kto popełnił błąd największy?
Moim zdaniem najmocniej gol obciąża właśnie Wojtka. Można się spierać, co w tym czasie zrobili zawodnicy stojący w murze, ale skoro piłka już przeszła, to bramkarz jest ostatnią instancją odpowiedzialną za zapobiegnięcie nieszczęściu. I jeśli strzał nie jest do bólu precyzyjny – a ten, jak mówiłem, nie był – powinien go odbić. Wojtkowi dużo nie brakło, bo piłka do bramki wpadła po jego ręce, ale jednak…
Skoro mówimy o błędzie Wojtka, to z czego on wynikał? Z niewłaściwego ustawienia? Późnej reakcji?
Prawdopodobnie z tego, że nie spodziewał się, jak bardzo rozsypie się mur. Przez to zbyt późno zareagował. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na miejsce, z którego był wykonywany rzut wolny. Odległość była na tyle duża, że możliwość obrony znacznie wzrosła w porównaniu do wolnych bitych z okolic linii pola karnego. Dlatego uważam, że ten gol obciąża jego konto i raczej nie widzę pola do większej dyskusji. Dlatego sam pewnie nie zaliczy tego meczu do udanych. Sytuacja jest na pewno przykra, bo Juventus już drugi raz nie potrafi sobie poradzić w 1/8 finału Ligi Mistrzów, a wszyscy znamy ambicje tego klubu. Z przebiegu spotkania to jednak Porto zasłużyło na awans.
A podejmując jeszcze temat tego nomen omen nieszczęsnego muru, czy w pana karierze zdarzyło się kiedykolwiek, by rozjechał się aż do tego stopnia?
Na pewno tak, choć nie pamiętam, czy padały z tego gole. Tego się nie da do końca zniwelować. Jest coś takiego, że im bliżej do końca meczu, tym mur jest mniej szczelny. Choć w teorii jest jedna zasada – mur zostaje do końca, piłka nie ma prawa przez niego przejść.
Komentarze