Afimico Pululu dla Goal.pl: w Polsce zaskoczyły mnie dwie rzeczy

Afimico Pululu nie jest typem piłkarza, który narzekałby na cokolwiek. - W trudniejszych momentach myślę sobie: Afi, masz jeszcze 10, maksymalnie 15 lat grania w piłkę. Ciesz się chwilą, bo po tym czasie będzie ci tego brakować. Jeśli masz rozegrać 50 meczów w sezonie – graj. Bierz każdą minutę, jakby była zrobiona ze złota, bo nie zawsze będziesz miał taką okazję - mówi w rozmowie z Goal.pl.

Afimico Pululu
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Afimico Pululu
  • Afimico Pululu opowiada nam także o tym, jaką wiedzę miał o Polsce i co przed transferem googlował w pierwszej kolejności
  • Napastnik Jagiellonii mówi także, co go zaskoczyło w Polsce
  • Wywiad został przeprowadzony podczas zimowego zgrupowania w Belek

Afimico Pululu: w Jagiellonii pierwszy raz doznałem takiego wsparcia

Przemysław Langier (Goal.pl): Gdybyś pięć lat temu pomyślał, gdzie chcesz być pięć lat później, co to by było za miejsce?

Afimico Pululu (Jagiellonia Białystok, napastnik): Pewnie Bundesliga lub Premier League.

Czyli gdyby pięć lat temu ktoś powiedział ci, że będzie to jednak polska liga, byłbyś rozczarowany?

Nie, zupełnie tego tak nie traktuję. Co innego jest kwestią pragnień, a gdzie się realnie wyląduje. W życiu nie powiedziałbym, że mogąc wychodzić na boisko i zarabiać w ten sposób na życie, jest to dla mnie rozczarowanie. Zwłaszcza, gdy czuję tak duże wsparcie. Jak mógłbym narzekać, gdy wychodzę na stadion w Białymstoku i czuję miłość ze strony tylu kibiców? Były chwile, w których wokół mnie działo się jakieś szaleństwo, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewał. Mogę tylko być wdzięczny, że mnie to spotkało.

Przeżywałeś kiedyś coś podobnego?

Nie, pierwszy raz doznałem tego w Jadze. Wcześniej chyba grałem zbyt mało, by kibice pokazywali mi tyle miłości.

Co było twoją pierwszą reakcją na wieści o ofercie z Białegostoku?

Byłem bardzo zaskoczony. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym klubie, ale porozmawiałem z Damianem Michalskim, polskim piłkarzem grającym ze mną w 2. Bundeslidze, a wcześniej w Ekstraklasie. Powiedział mi: brachu, jeśli tam pójdziesz, zobaczysz coś niesamowitego. Będziesz tam gwiazdą, to liga skrojona pod ciebie i twoje cechy. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że miał rację. Muszę mu kiedyś podziękować za te rady.

Tylko u nas

Afimico Pululu: prawie nic nie wiedziałem o Polsce

Nie obawiałeś się tego kroku? Przychodziłeś do drużyny, która we wcześniejszym sezonie do końca walczyła o utrzymanie.

Nie miałem obaw. Najważniejsze było to, by iść grać do najwyższej ligi w kraju. Nie patrzyłem aż tak szeroko, bo czasem takie spojrzenie może wywołać niepotrzebne wątpliwości. O Polsce nie wiedziałem właściwie nic. Znałem kilka nazwisk, jak Lewandowski czy Błaszczykowski – ale to właściwie tyle. Pomyślałem: bierz to, z całym ryzykiem. Niech to będzie przygoda.

Skoro nic nie wiedziałeś o Polsce, szybko musiałeś uruchomić Google. Co wpisałeś?

Warszawa!

Warszawa?!

Nie wiem, dlaczego, ale zrobiłem to instynktownie. Wiedziałem, że to stolica Polski i chciałem ją zobaczyć. Patrzę – to tylko dwie godziny jazdy od Białegostoku. W pewnym sensie potraktowałem to jako dobry znak, choć nie umiem tego dokładnie wyjaśnić.

Coś w ogóle cię zaskoczyło w Polsce?

Tak – że to tak mocno wierzący kraj. Bóg jest dla mnie bardzo istotny i nie spodziewałem się, że tutaj poczuję tyle energii w tym zakresie. Gdy zacząłem rozumieć, jak ważny jest Bóg w Polsce, miałem takie uczucie “wow, ale fajnie”. Zaskoczyła mnie też skala zainteresowania piłką.

A pierwsza rzecz wygooglowana o Jagiellonii?

Może nie wygooglowana, bo włączyłem YouTube’a i wpisałem nazwę klubu. Wyskoczyły mi filmiki z kibicami i pomyślałem: kurde, dobrzy są! Grałem wtedy w Greuther Fuerth, które nie dysponuje tak fanatyczną bazą kibiców, więc robiło to mnie wrażenie. Sprawdziłem pojemność stadionu i wyszło, że Jagiellonia ma większy, więc w głowie pojawiła się myśl, że jeśli tu przyjdę, stanie się coś wielkiego.

“Adrian Siemieniec bardzo mi pomógł”

I faktycznie się stało. Ale właściwie jak to wytłumaczyć, że klub z dołu tabeli został mistrzem Polski?

Mógłbym wymienić kilka powodów. Przede wszystkim budując drużynę bardzo dobrze wyważono proporcje między młodymi zawodnikami, a tymi doświadczonymi. Po drugie: trener. Adrian to gość, który niesamowicie w nas wierzy. Codziennie daje to odczuć – słowami, czynami, gestami. Zbudował prawdziwą drużynę, w której każdy czuł się ważny i której nie dało się ot tak po prostu złamać.

Miałeś jakąś konkretną sytuację, w której Adrian Siemieniec ci pomógł?

Wiele takich było. Adrian ma niezwykłą łatwość w rozwiązywaniu problemów poprzez rozmowę. Po prostu mówi do ciebie, ty chłoniesz te słowa, i problem jakby znikał. Ale gdybym miał powiedzieć o jednej rzeczy, to wspomniałbym nasze spotkanie pierwszego dnia. Przywitał mnie słowami: wiem o twojej trudnej sytuacji w poprzednim klubie, ale ja jestem po to, byś mógł o tym zapomnieć. U mnie będziesz bardzo ważnym piłkarzem. Słyszysz to i jeśli miałeś jakieś wątpliwości, to znikają. W ich miejsce pojawia się myśl: naprawdę chcę pomóc temu trenerowi. Błyskawicznie złapaliśmy „feeling”.

Adrian ma reputację spokojnego, przyjaznego faceta. On w ogóle potrafi się wkurzyć?

Tak! Zwłaszcza w czasie meczów, gdy oczekuje od nas więcej. Ale nawet, gdy jest zły, widzisz w tym coś pozytywnego. Nigdy nie przestaje nas przekonywać, że możemy być lepsi. Mamy swoje limity, jak każdy człowiek, ale Adrian potrafi do tych limitów nas dopchnąć. Spotkanie go na swojej drodze uważam za jedno z najważniejszych wydarzeń w mojej karierze.

Chciałbym kiedyś zobaczyć go wściekłego…

Uwierz, nie chciałbyś (śmiech).

Oglądaj także: Boniek: Ekstraklasa jest ciekawa

Kryzys Jagiellonii od środka

Jagiellonia w tym sezonie zaliczyła serię sześciu porażek z rzędu. Pojawiła się nerwowość?

Nie. Przecież my przegraliśmy tam po dwa razy z Bodo i Ajaxem. Była też porażka w Katowicach, co zawsze może się przydarzyć, ale gdy przegrywasz cztery czy pięć razy z drużynami z absolutnego topu, to miałbym wątpliwości, czy faktycznie nazywać to kryzysem, a już na pewno nie czymś, co wywołuje w szatni nerwowość. Granie z lepszymi od siebie i nawet przegrywanie z nimi to naturalny proces we wchodzeniu na wyższy poziom. Głowy były cały czas do góry, a w nich przekonanie, że za chwilę znów zaczniemy wygrywać.

Chciałbym jednak odblokować kilka wspomnień z tego gorszego okresu, by przekonać się, jak to wyglądało od środka. Będę wywoływał konkretne mecze, a ty mi powiedz, co się po nich działo w drużynie. Na początek Ajax.

Z jednej strony rozczarowanie, bo po porażce zawsze się ono pojawia. Z drugiej trudno było nie cieszyć się chwilą, gdy doszedłeś do takiego momentu w karierze, w którym możesz zagrać na Johan Cryuff Arenie, przed świetnymi kibicami, przeciwko piłkarzom, którzy są gwiazdami. Masz świadomość, że twoja decyzja o zostaniu piłkarzem zaprowadziła cię już naprawdę daleko.

A co się działo po porażce z GKS-em Katowice?

Weszliśmy do szatni i powiedzieliśmy sobie, że dziś możemy się wkurzać, ale koniec tego – następny mecz musi być zwycięski. Taki był też przekaz od trenera. Przeszłość zostawiamy za sobą.

Ale było jeszcze 0:5 z Lechem Poznań.

Jeden z najtrudniejszych momentów. Pamiętam, że na pewno nie pomogła nam czerwona kartka w pierwszej połowie, ale będę z tobą szczery – nie umiem teraz odtworzyć nic innego z tego meczu. Może tak działa moja głowa, że najlepiej takie wspomnienie w ogóle z niej wyrzucić?

Po tym meczu zaczęliście już wygrywać seryjnie. Co się właściwie stało?

Nic szczególnego – po prostu robiliśmy to, co zawsze. Byliśmy pewni, że wrócimy na zwycięską ścieżkę, więc nie było w drużynie jakiegoś poczucia, że nagle coś przeskoczyło. Naprawdę – nawet przegrywając mecz za meczem nie było zwątpienia, więc serię zwycięstw potraktowaliśmy jak naturalną kolej rzeczy.

Afimico Pululu z autorem wywiadu

“Byłbym szalony, gdybym miał narzekać”

Był jeszcze jeden trudny moment dla Jagiellonii – końcówka rundy. Czuliście się zmęczeni rytmem mecz-podróż-mecz-podróż?

Zależy, jak to potraktujemy. Z fizycznego punktu widzenia to się musiało stać. Przecież w porównaniu do poprzedniego sezonu, teraz już w połowie mieliśmy rozegranych niemal tyle samo meczów, co wtedy w całym. Ale nie chcę, by to zabrzmiało, jak takie jednoznaczne: tak, byliśmy zmęczeni. My gramy w piłkę, uprawiamy jeden z najlepszych zawodów na świecie. Zmęczenie jest co najwyżej skutkiem, natomiast nigdy nie zdarzyło się nam wyjść na boisko z taką myślą. Każdy z nas cieszy się każdym meczem, w jakim może zagrać. Nie chciałbym mówić, że to był najbardziej męczący czas w mojej karierze. Wolałbym określenie – najbardziej intensywny.

Zwłaszcza, że w grudniu w ogóle nie wracaliście do domów…

I nie było to łatwe ani dla nóg, ani dla ciała, ani dla głowy, ale jesteśmy zawodowcami. Byłbym szalony, gdybym chciał na to narzekać. Gdy jako dzieciak chciałem zostać piłkarzem, marzyłbym o czymś takim.

Ale sam mówisz o tym, że łatwe to nie było, więc muszę spytać: jak sobie z tym radziliście?

Powiem za siebie – skupiałem się wyłącznie na piłce. W trudniejszych momentach myślę sobie: Afi, masz jeszcze 10, maksymalnie 15 lat grania w piłkę. Ciesz się chwilą, bo po tym czasie będzie ci tego brakować. Jeśli masz rozegrać 50 meczów w sezonie – graj. Bierz każdą minutę, jakby była zrobiona ze złota, bo nie zawsze będziesz miał taką okazję. Jeśli gramy serię meczów wyjazdowych, myślę: super, że znów zobaczę jakieś miejsce, do którego nigdy bym nie dotarł, gdyby nie piłka. Pozytywne myślenie to coś, co może ratować w wielu trudnych sytuacjach.

Na koniec chciałbym ustalić, gdzie na mapie Europy – pod kątem jakości ligi – jest Ekstraklasa. Oceń siłę lig, w których grałeś w skali od 1 do 10. Bundesliga.

Dycha!

2. Bundesliga?

(długie zastanowienie) Powiedziałbym, że sześć.

Liga szwajcarska?

Dziś powiedziałbym, że sześć, ale w czasie, gdy tam grałem, spokojnie była siódemka. Może nawet ósemka.

Ekstraklasa?

Jak dla mnie to ten sam poziom, co 2. Bundesliga.

Komentarze