- Ajdin Hasić jest jednym z objawień Ekstraklasy po letnim transferze do Cracovii
- 23-letni Bośniak strzelił dla “Pasów” trzy gole i dołożył do nich cztery asysty
- W wywiadzie opowiada o wyjeździe jako 11-latek do Dinama Zagrzeb, transferze do Besiktasu i wrażeniach z tego półrocznego pobytu w Polsce
Ajdin Hasić – inwestycja Cracovii
Damian Smyk (Goal.pl): Gdy patrzy się na twoje CV, to można odnieść wrażenie, że wszystko dzieje się u ciebie bardzo szybko. Wczesny wyjazd do Dinama Zagrzeb. Jako osiemnastolatek trafiasz za 3 mln € do Besiktasu. Kilka wypożyczeń. Wreszcie transfer do Polski.
Ajdin Hasić (Cracovia): Faktycznie coś w tym jest. I nie było to łatwe pod kątem mentalnym. Musiałem się szybko dostosowywać do zmian, błyskawicznie dojrzewać. Na szczęście moja rodzina zawsze była ze mną i miałem kogoś bliskiego obok mnie. Gdy wyjeżdżałem do Chorwacji jako dziecko, to pojechała ze mną mama. W Besiktasie z kolei było dwóch chłopaków z Bałkanów, więc ta adaptacja do tureckiej kultury przeszła płynniej niż mogłem się spodziewać. Poza tym moja kariera, choć faktycznie jest jeszcze krótka, miała już sporo wzlotów i upadków. Miałem poważne urazy, zerwałem więzadła krzyżowe w kolanie… Ale od dwóch lat jestem na właściwym torze i czuję, że to idzie w dobrym kierunku.
Jaka historia kryje się za twoim wyjazdem do Dinama Zagrzeb?
Miałem jedenaście lat, gdy tam trafiłem.
Jedenaście?!
Tak. Dinamo organizowało coś w rodzaju obozu szkoleniowego dla młodych chłopaków z Bośni. Było nas wtedy około 200 dzieciaków. Trenowaliśmy przez pięć dni z trenerami z Dinama i na koniec zaprosili czterech z nas do tego, by pojechać do Zagrzebia. Tam znów trenowaliśmy pod ich okiem przez kilka dni i wreszcie trzech odesłali do domu. Mnie też, ale z informacją, że mam się tylko spakować i wrócić, bo chcą mnie u siebie na stałe. “Ajdin, jedź do domu, spakuj swoje rzeczy i wracaj do nas” – tyle usłyszałem. I tak zrobiłem. Pojechała ze mną mama, bo samemu w tym wieku chyba nie dałbym rady…
Pewnie nieco łatwiej było ci wyjeżdżać do Besiktasu, bo byłeś już pełnoletni. Ale jak Turcy cię wypatrzyli w Dinamie, skoro tak naprawdę nie zaistniałeś jeszcze wtedy w seniorskiej piłce?
To był efekt obserwacji skautów Besiktasu. Oglądali mnie w bośniackich kadrach młodzieżowych, a poza tym w Dinamie co dwa-trzy miesiące graliśmy w dużych turniejach młodzieżowych przeciwko najlepszym drużynom w Europie. Widocznie coś tam musieli we mnie dostrzec, bo byli zdeterminowani, by mnie pozyskać.
Hasić, czyli bośniacki talent
W Bośni wiele mówiło się wówczas o twoim potencjale?
Myślę, że tak. Nie mogę mówić w imieniu całego środowiska, ale faktycznie czułem, że wiele się ode mnie oczekuje, by miałem te kilkanaście lat. Czytasz takie rzeczy, słyszysz to od ludzi i czujesz ciężar odpowiedzialności. Wielokrotnie słyszałem, że jestem jednym z największych talentów bośniackiej piłki i każdy widział dla mnie wielką przyszłość. To jest taki moment, w którym nie możesz za bardzo odfrunąć myślami, bo tak naprawdę w tamtych latach nic jeszcze nie osiągnąłem, a przy tak wielu pochwałach łatwo się rozleniwić i uznać, że już jesteś dobrym piłkarzem.
Ale chyba dopiero w Turcji zobaczyłeś, czym tak naprawdę jest szaleństwo na punkcie piłki nożnej.
Oj, to prawda…
Choć widziałem, że w jednym z wywiadów powiedziałeś, że i polscy fani są nieco szaleni, ale po Turcji chyba nic nie powinno cię już dziwić.
W Polsce ludzie potrafią mówić o piłce przez cztery dni w tygodniu. I to jest świetne, czuć w mieście zainteresowanie piłką. Ale Turcja… To jest jakiś inny poziom. Oni żyją futbolem przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodni. Zresztą sam pewnie to zauważyłeś gdzieś w internecie, że wystarczy jedna plotka transferowa i od razu tureccy fani robią zamieszanie. To jest niewiarygodne, ale świetnie było to poczuć na własnej skórze.
Gdy przylecieliśmy tutaj do Turcji na wasze zgrupowania, to w hotelowej recepcji facet z obsługi od razu po spojrzeniu na nasze dowody osobiste zaczął mówić “o, jesteście z Polski, kocham Sebastiana Szymańskiego, to mój ulubiony piłkarz!”.
Miałem to samo! Wylądowałem w Stambule po transferze, wsiadam do taksówki i zaczyna się rozmowa.
– Skąd jesteś?
– Z Bośni.
– O, a znasz tego piłkarza? A tamtego? A taki facet grał tutaj 30 lat temu i strzelał gole, kojarzysz go?
Taksówkarz zaczął rzucać nazwiskami bałkańskich zawodników, którzy grali w Turcji 20-30 lat temu. Pamiętał ich kariery, pamiętał jakieś znane mecze z ich udziałem. Bracie, to jest szalone!
Bałkańskie wpływy Ljacicia i Vidy
Ale chyba nie do końca jesteś zadowolony z tego, jak rozwinęła się ta twoja kariera w Turcji. Trzy wypożyczenia, poważny uraz, ostatecznie brak prawdziwej szansy w Besiktasie. Co poszło nie tak?
Nie chciałbym się usprawiedliwiać tym urazem, ale to był moment, gdy akurat szedłem w górę i straciłem kilka miesięcy przez poważną kontuzję kolana. Nie lubię patrzeć w przeszłość i analizować scenariusze alternatywne. Nic mi nie da rozważanie “co by było gdyby?”. Myśle, że grałem solidnie w każdym meczu dla Besiktasu i myślę, że zasłużyłem na to, by dostać tam prawdziwą szansę, ale skoro jej nie dostawałem, to uznałem, że trzeba próbować innych opcji.
Pewnie po tym ostatnim wypożyczeniu do FK Sarajewo spodziewałeś się, że może tym razem na ciebie postawią w Besiktasie?
Owszem. To był dobry sezon. Bez urazów, strzeliłem dziewięć goli, do tego dołożyłem sześć asyst i czułem się po prostu pewnie. Po powrocie do Stambułu postawiłem sobie sprawę jasno – zobaczymy, czy będą chcieli na mnie postawić. Jeśli po dwóch tygodniach nie będą dla mnie widzieli miejsca, to będzie moment, by odejść z klubu. I tak się stało.
Kto w Besiktasie zrobił na tobie największe wrażenie?
Było kilku dobrych piłkarzy, ale najbliżej mi było z oczywistych względów do Adama Ljacicia i Domagoja Vidy. Złapaliśmy szybko dobry kontakt i cisnęli mnie na każdym treningu, że muszę dużo pracować, bo mam papiery na duże granie. Vida po każdym treningu na boisku mówił “okej, młody, robota na murawie zrobiona, to teraz idziesz ze mną na siłowni”. I tak każdego dnia.
Jeśli ktoś wie, jak wygląda Vida, to wie, że tutaj raczej nie było pola do dyskusji.
Prawda, musiałem się słuchać. Na boisku jest twardzielem i faktycznie momentami zachowuje się nieco przerażająco. Ale poza nim to świetny gość. Skromny, bardzo normalny, chętny do pomocy. Do dziś mamy fajny kontakt, wymieniamy się wiadomościami.
Latem miałeś inne opcje na stole poza Cracovią?
Było kilka tematów z lig europejskich. Z Polski była tylko Cracovia. Przedstawiciele klubu odezwali się do mnie już w okolicach kwietnia. Rozmawiałem z trenerem, również z kilkoma osobami z klubu i poczułem fajną energię. Trener opowiadał mi o tym, jaki miałby plan na mnie, jak chcielibyśmy grać, jak wyglądałaby moja rola w drużynie. Wydawało mi się to wszystko bardzo poukładane i sensowne. Poza tym Cracovia była konkretna od samego początku. To nie było zainteresowanie na zasadzie “hej, znamy cię, może byś przyszedł do nas?”, tylko jasny plan od samego początku. Spodobało mi się to, dlatego też sprawnie się dogadaliśmy, gdy już wiedziałem, ze chce odejść z Besiktasu.
Rozmawiałeś przed transferem z Bośniakami z Ekstraklasy na temat ligi i kraju?
Nie za dużo. Podpytałem za to Ernesta Muciego, bo on przyszedł do Besiktasu z Legii Warszawa. Opowiedział mi trochę o Polsce, zachwalał Kraków, mówił trochę o samej lidze. Opowiadał o Ekstraklasie w samych superlatywach i brzmiało to tak, że Ekstraklasa to dobre miejsce na przenosiny.
A jakie są twoje wrażenia po tych pierwszym półroczu w Ekstraklasie?
To chyba najbardziej nieprzewidywalna liga na świecie. Serio. Tutaj pierwszy zespół może przegrać z ostatnim. Nie ma łatwych meczów. Jedziesz do zespołu z dołu tabeli i musisz być gotowy na to, że przez 90 minut trzeba będzie walczyć o jakiekolwiek punkty. Jest sporo biegania, sporo walki, ale też masz okazje do tego, by wykazać się z piłką przy nodze. Natomiast mocno rzuciło mi się w oczy to, że gra u was sporo młodzieży. Właściwie w każdym spotkaniu w obu drużynach jest kilku zawodników poniżej 21 roku życia. To naprawdę fajna sprawa.
Można w ogóle porównać ligę bośniacką do polskiej?
Paradoksem jest to, że w Ekstraklasie gra mi się łatwiej, bo mam tutaj częściej piłkę przy nodze. Nie mam nic przeciwko takiemu graniu, jakie uprawia Puszcza Niepołomice, bo mają swój styl, który jest skuteczny. Ale w Bośni taki futbol stosuje znacznie więcej drużyn, więc bywało naprawdę ciężko. Czujesz ból po każdym spotkaniu, bo takiej gry w kontakcie jest naprawdę dużo. Poza tym macie lepsze boiska i ładniejsze stadiony. Wiem, że czasem narzekacie na boiska, ale pod tym kątem Polska jest i tak na dużo lepszym poziomie niż moja ojczyzna.
Ale i tak chyba zrobiliście krok naprzód pod kątem infrastruktury.
Oj, tak, zdecydowanie. Zwłaszcza na przestrzeni kilku ostatnich lat. W samym ostatnim sezonie sporo poprawiło się pod kątem boisk. No i dodali też VAR do ligi bośniackiej, więc z roku na rok wygląda to lepiej.
Kiedy zagra w reprezentacji Bośni?
Po jednym z goli pokazałeś koszulkę, na której były wypisane regiony Bośni, które dotknęła powódź. Sam pochodzisz z takiego miejsca, które ucierpiało na zeszłorocznych powodziach?
Nie, ale ta cała historia bardzo mnie poruszyła. Chciałem przesłać im wsparcie, chociaż dobre słowo. Do dziś niektóre z tych miejscowości wychodzą z tych jesiennych kataklizmów. Mam nadzieję, że wyjdą z tego silniejsi, ale w tamtym czasie byłem naprawdę mocno zszokowany, go widziałem te zdjęcia i filmy. Wiem, że w Polsce też to się działo, ale chyba nie na taką skalę, jak u mnie w kraju. U nas zginęło kilkadziesiąt osób… Zmieńmy temat, bo to nie jest dla mnie łatwe.
Miałeś jakieś sygnały z bośniackiej kadry na temat powołania? Wciąż czekasz na swój debiut.
Nikt na ten temat ze mną nie rozmawiał, więc ciągle jestem cierpliwy w oczekiwaniu na to pierwsze powołanie. Chciałbym bardzo je dostać, bo to moje największe marzenie, by móc założyć tę koszulkę i zagrać w reprezentacji Bośni. Wierzę, że ten moment nadejdzie, choć staram się po prostu robić swoje w Cracovii.
Zakładasz sobie jakieś cele indywidualne na ten sezon?
To nie tak, że mówię obie “okej, w tym sezonie musisz strzelić tyle goli i zaliczyć tyle asyst”. Ta pierwsza runda miała być takim czasem na adaptacje, a mimo wszystko była całkiem niezła. Jestem z niej zadowolony, w klubie też nie narzekają na to, jak się wprowadziłem do zespołu. Ale apetyt jest spory. Mamy jeszcze sporo do ugrania w Ekstraklasie, mamy ciekawą drużynę i sztab, który ma pomysł na nasze granie. Optymistycznie patrzę na to, co przed nami.
Komentarze